Reklama

Niech żyje nam rezerwy… trener. Franck Haise i progres Lens

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

01 stycznia 2023, 16:37 • 12 min czytania 4 komentarze

Zna się na winie i futbolu. Mówi, że człowiek jest ważniejszy od taktyki. Woli najbrzydszą prawdę od najpiękniejszego kłamstwa. Hartował się w niższych ligach francuskich. Kiedyś chciał być śmieciarzem, potem nauczycielem, na końcu wybrał futbol. Uprawnienia trenerskie zaczął wyrabiać jako 19-latek, ale dopiero w okolicach pięćdziesiątki przyszły sukcesy. Franck Haise, trener rewelacyjnego wicelidera Ligue 1 – RC Lens.

Niech żyje nam rezerwy… trener. Franck Haise i progres Lens

Odchodzę – mruknął 33-letni Franck Haise do stojącego obok Marka Deniau, partnera z pomocy V-ligowego Stade Mayennais, po czym zmienił sam siebie i już nigdy więcej jako zawodnik na boisko nie wybiegł. Tak po prostu. Olśniło go na murawie, podjął decyzję i się jej trzymał. Wystarczyły trzy albo cztery mecze jako grający szkoleniowiec, by zrozumiał, że takie łączenie funkcji nie ma sensu. Nic dobrego z tego nie będzie. Lepiej zrobi, jeśli skupi się na byciu trenerem.

To scena z 2004 roku. Niecałe 18 lat później Haise w Nowy Rok poprowadzi po raz setny RC Lens, które lidera Paris Saint-Germain podejmie jako druga drużyna Ligue 1.

Franck Haise – bohater RC Lens

Na samym początku to chciał być śmieciarzem. Razem z rodzicami – mamą Martine i tatą Fabienem – byli na wakacjach na południu Francji, w departamencie Gard, kiedy mały Franck zachwycił się facetami, którzy po opróżnieniu kubłów w trakcie jazdy wskakiwali na niewielkie schodki z tył wozu i w ten sposób podróżowali z miejsca na miejsce.

Jakie to fajne! Co za frajda! – myślał kilkuletni brzdąc.

Reklama

To była moja pierwsza miłość – ze śmiechem po latach wspominał dorosły Franck w wywiadzie w ramach „Free Ligue 1”.

Ale uczucie nie przetrwało próby czasu, rodzina wróciła na północ do Normandii, a malec szybko wymyślił coś innego. Najpierw, że zostanie nauczycielem, a potem już konkretnie, że będzie uczył wychowania fizycznego. Wreszcie – profesjonalny piłkarz! Oui! To jest to!

I został. Co prawda przeciętnym, ale 15 sezonów zawodowo kopał. Miał niezłą lewą nogę, dużo pracowitości, jeszcze więcej charyzmy, dlatego często zakładał na ramię opaskę kapitana. Tyle wystarczyło do niemal 300 występów w II lidze, dla FCG Rouen, Stade Lavallois, AS Beauvais Oise oraz Angers SCO. Grał przede wszystkim jako defensywny pomocnik, zdobył siedem bramek. Ani powód do dumy, ani do wstydu.

Jednak gdzieś tam w zakamarkach duszy Haise’a ostało się coś z dziecięcych marzeń o nauczaniu, bo już jako 19-latek w 1990 roku zaczął wyrabiać uprawnienia instruktora 1. stopnia (Brevet d’État d’éducateur sportif 1), bez których we Francji nie wolno pobierać pensji za prowadzenie treningów. To podstawa do dalszego kształcenia. Po 14 latach uzyskał 2. stopień, wymagany do zdobycia do dyplomu trenera piłki nożnej, ale jeszcze w trakcie kariery piłkarza wykazywał zainteresowanie szkoleniem.

Zadawał mnóstwo pytań. Bardzo głodny wiedzy, z widoczną chęcią przekazywania jej dalej – opowiadał portalowi So Foot Denis Troch, trener z czasów Stade Lavallois.

Reklama

W środy ćwiczyliśmy z miejscowymi dzieciakami i doskonale się w tym odnajdywał – uzupełniał David Giguel, kumpel z dzieciństwa, z którym wchodził do seniorów Rouen.

Ale mnóstwo wody musiało upłynąć w Sekwanie, by trener Haise dotarł tam, gdzie piłkarz Haise nigdy się dostał. Do Ligue 1.

Spotkanie w Clairefontaine

Siwe włosy na skroniach, siwizna przebija się też na brodzie. Kiedy dziennikarz wyjmuje telefon, by poprosić o skomentowanie zdjęcia z przeszłości, Haise automatycznie sięga do wewnętrznej kieszeni i wyjmuje okulary, żeby dobrze zobaczyć fotografię. Oczy już nie te, co kiedyś. Czasu się nie oszuka. W końcu ma 51 lat.

Na nagraniu z października 2022 Haise nie wygląda staro. Sportowe buty, dżinsy, koszula, rozpięta kurtka. Szczupła sylwetka, ruchy spokojne, ale na pewno nie ociężałe. Jednak równocześnie trudno mieć wątpliwości, że od V-ligowego meczu, w którym sam siebie zdjął z boiska, Ziemia zdążyła wykonać sporo pełnych obrotów wokół Słońca. Mayenne, Rennes, Lorient – tędy biegła droga szkoleniowca do Lens i najwyższej klasy rozgrywkowej. A tak naprawdę w jej trakcie miał pełne prawo zwątpić, czy ta cała Ligue 1 jest mu w ogóle pisana.

Nadziei mógł nabrać po kilkunastu latach pracy, już w Lorient, w którym po kapitalnej robocie w rezerwach (awans z V ligi do IV i w kolejnym sezonie do III), został asystentem Sylvaina Ripolla w pierwszym zespole. Nareszcie z bliska mógł zobaczyć Paryż, Marsylię, Monaco, Lyon, Bordeaux, Saint-Etienne czy Lille. Był w elicie, choć nie na pierwszym planie. To zmieniło się na chwilę po zwolnieniu pierwszego trenera po ośmiu porażkach w 10 pierwszych kolejkach sezonu 2016/17.

Nie chcę się wypowiadać na jego temat – usłyszeli dziennikarze So Foot po telefonie do Ripolla w sprawie Haise’a.

Co się stało? Otóż obecny szkoleniowiec Lens nie odszedł z klubu razem z Ripollem, tylko przejął Lorient na dwa mecze – zremisował z Montpellier 2:2 i przegrał z Bordeaux 1:2, po czym został asystentem nowego szefa – Bernarda Casoniego. Znowu drugi… Po zakończeniu rozgrywek rozglądał się za czymś nowym, jakby pogodził się z myślą, że w Bretanii to już nic więcej nie osiągnie. Dobrnął do ściany, której przebić się nie da. Dlatego negocjował przejęcie Stade Lavallois, tyle że nie miał niezbędnych uprawnień i skończyło się na gadaniu. Aż odebrał telefon, który zmienił jego życie – dzwonił Sylvain Matrisciano, szef akademii Lens.

Matrisciano zapamiętał Haise’a ze spotkania w narodowym centrum szkoleniowym w Clairefontaine w 2010 roku, kiedy wręczał mu dyplom za ukończenie jakiegoś kursu trenerskiego. W trakcie krótkiej rozmowy Haise dał się zapamiętać na tyle, że gdy siedem lat później Eric Sikora zostawiał rezerwy Les Artesiens dla pierwszej drużyny, Matrisciano przypomniał sobie o tym sympatycznym trenerze, kiedyś z akademii Rennes, wówczas już w Lorient.

Potrzebowaliśmy kogoś, kto wie, jak stworzyć połączenie drugiego zespołu z pierwszym – tłumaczył Matrisciano.

I tak Haise trafił do Nord-Pas-de-Calais.

Strach przeciwników

Zaczęło się w Rouen. Starsi piłkarze wprowadzili tradycję – dzień przed meczem lampka dobrego wina. Młody Haise podłapał i dzisiaj ma zbiór ponad 1500 butelek, a najbliżsi znajomi nazywają go „Enolog”. Tak wielką wiedzę zgromadził na ten temat.

Potrafi tworzyć harmonijne mieszanki do posiłku, czego nie jestem w stanie zrobić – zarzekał się Troch, trener z czasów Stade Lavallois.

To szaleństwo. Zastanawiałem się, czy jest piłkarzem, czy enologiem – nie ukrywał Thierry Cygan, kolega w Angers.

Podczas przyjęcia musieliśmy dopasować wino do dania. Nigdy nie udało mi się to, a Franck rozpoznawał rodzaj, rocznik, producenta. Nie do uwierzenia – dodawał Patrick Leroux, kumpel ze Stade Mayennais.

Dlatego za chichot losu można uznać, że Haise największe sukcesy w karierze odnosi właśnie w Nord-Pas-de-Calais, gdzie zdecydowanie bardziej od wina wolą piwo. I to bez żadnych wątpliwości czy negocjacji.

W lutym 2020 Haise niecałe trzy lata prowadził rezerwy (w trakcie zdobywał kolejne uprawnienia), kiedy ta najważniejsza ekipa Lens – wtedy II-ligowa – poniosła dwie porażki z rzędu, z czego ta druga – z SM Caen – była piekielnie dotkliwa, bo 1:4. Władze uznały, że nie ma co czekać, trzeba reagować, jeszcze się awans do Ligue 1 wymknie im się z rąk. Długo nie kombinowano, misję powierzono człowiekowi, który dobrze radził sobie z drugą drużyną i do tego doskonale znał klub. Haise poprowadził Les Artesiens w dwóch kolejkach (wygrane z Paris FC 2:0 i US Orleans 1:0), a następnie sezon przedwcześnie zakończono ze względu na pandemię koronawirusa. Ekipa z północy awansowała z drugiej pozycji i po pięciu latach wróciła do elity. Dzisiaj wiemy, że razem z drzwiami i futryną.

Siódme miejsce i 57 punktów to najlepszy wynik beniaminka od rozgrywek 2013/14, w których odradzające się AS Monaco finiszowało drugie z 80 punktami. Kolejne to znów siódma lokata, tyle że tym razem z 62 punktami. Ale dopiero trwający sezon to pokaz siły Les Artesiens. Pięć zwycięstw z rzędu to najlepszy rezultat od 1998 roku, kiedy zdobyli pierwsze i jedyne mistrzostwo. Osiem triumfów z rzędu na własnym stadionie to wyrównanie rekordów sprzed 67 i 61 lat. Do tego na przestrzeni całego roku zebrali najwięcej wygranych w swojej historii (21) i wykręcili najwyższą średnią punktów w swoich dziejach (2,06), a w całej lidze więcej punktów od nich (72) zgromadziło tylko PSG (84).

Widzimy, że przeciwnicy się nas boją – mówił nam Lucas Colin, współpracujący z telewizjami Canal+ i BBC.

Boją, bo Haise stawia na futbol ofensywny, bazujący na ataku pozycyjnym, co daje wyniki i co widać po statystykach:

  • średnia długość akcji: 11,93 s – 2. w Ligue 1
  • średnia podań na akcję: 4,24 – 2. w Ligue 1
  • akcje z min. 10 podaniami: 241 – 3. w Ligue 1
  • gole oczekiwane: 28,3 – 2. w Ligue 1
  • podania w ofensywną tercję: 645 – 3. w Ligue 1
  • podania w pole karne: 155 – 5. w Ligue 1 (wszystko za The Analyst lub FBref)

Odwaga i ryzyko

Bazujemy na futbolu kolektywnym, nie na jednostkach. Próbujemy grać odważnie, przejmować inicjatywę, w końcowej fazie akcji mieć jak największą liczbę zawodników pod bramką przeciwnika – opowiadał Haise w La Gazzetta dello Sport.

I jeśli spojrzymy, jak Lens strzela gole, to głównie nie po stałych fragmentach, a po akcjach, w które zaangażowanych jest sześciu, siedmiu piłkarzy. Idziemy całą ławą i zamykamy rywali na ich połowie. Odwaga, ofensywa – w rozmowie z nami potwierdzał te słowa napastnik Adam Buksa.

Zrewolucjonizował nie tylko Lens, lecz także generalnie ligę. Szkoleniowcy w Ligue 1 byli znani z ostrożności i nastawienia defensywnego, a on swoim podejściem wniósł między nich powiew świeżego powietrza – tłumaczył Colin.

Haise w ten sposób chciał grać zawsze, gdziekolwiek pracował.

Nigdy nie słyszałem, żeby przed meczem mówił, że musimy skupiać się na defensywie. Było dużo grania do przodu, zdobywaliśmy wiele bramek, a on był w stanie sprawić, że stawaliśmy się coraz lepsi – stwierdził Jocelyn Laurent, który występował u Haise w rezerwach Lorient.

Powtarzał, żebyśmy zawsze czerpali przyjemność z rozsądnego ryzyka – wracał do przeszłości Loic Even, zawodnik Haise’a w US Change.

W naszej drużynie skrzydłowy ma piłkę, wychodzę, pokazuję się, a on drybluje i traci. Sam łapie się na tym, że się wtedy złoszczę. Byłem sam, podaj. Ale patrzę na reakcję trenerów i słyszę: „Dobra próba, następnym razem znowu próbuj”. Nie pytają, dlaczego nie podałeś. To podejście objawia się w gierkach treningowych, w których często mamy zadania. Np. chcesz iść do tyłu, masz jeden kontakt, ale do przodu, ile chcesz. Lub w strefie środkowej masz dwa kontakty, ale jak chcesz zdobywać teren i akcję wykończyć indywidualnie, to dowolnie – komentował Buksa.

Ofensywni zawodnicy w ostatniej tercji boiska maja próbować kreować sytuację, a nie bać się straty. Czasem wyjdzie, a czasem nie. Do tego staramy się rozgrywać od tyłu, obrońca potrafi wyjść z własnego sektora dryblingiem – to z kolei mówił nam Przemysław Frankowski, skrzydłowy Lens.

Arrigo Sacchi, Johan Cruyff, Pep Guardiola, Gian Piero Gasperini – ci szkoleniowcy stanowią inspirację dla Haise’a.

Taktykę pod rywala ćwiczymy zawsze dzień przed meczem. Przed zajęciami każdy dowiaduje się, jak i w jakim sektorze pressować, następnie wychodzimy na boisko, a jedna z grup imituje przeciwnika. Poza tym w tygodniu treningi są do siebie podobne, m.in. mamy bardzo dużo małych gier – odsłaniał kulisy Frankowski.

Menedżer w brytyjskim stylu

Siłą Haise’a jest zarządzania grupą. To przedstawiciel pokolenia, które doskonale wie, że sukces częściej niż na boisku treningowym, rodzi się w głowie.

Ludzie są ważniejsi od taktyki – powiedział stacji RTL.

Od jednego z pierwszych szkoleniowców – Daniela Zorzetto z Rouen – nauczył się, że należy słuchać innych, bo dzięki temu można ulepszyć własne pomysły.

Drużyna to grupa 25 facetów, z których każdy jest inny. Ale z każdym należy starać się porozumieć, dogadać, znaleźć wspólny język. Choć to czasem bywa bardzo trudne – przyznał.

Szczerość – to jedna z wartości, którymi stara się kierować od samego startu, od tych pierwszych kroków na kurs trenerski, wykonanych dawno temu. Bo brzydka prawda jest lepsza od najpiękniejszego kłamstwa.

Ma zdolność mówienia ludziom prawdy. Nawet jeśli oznacza to niezadowolenie – zapewniał Jean-Yves Lecocq, prezes US Change.

Nieważne, czy przyjdzie mu rozmawiać z kapitanem, czy z zawodnikiem grającym po kilka minut – uważał Deniau.

Jeśli uzna, że należy coś zakomunikować zespołowi, to nie będzie się wahał. Bez względu, czy to miłe, czy wręcz odwrotnie. Pamiętam spotkanie w Tarbes. Po pierwszej połowie przegrywaliśmy 0:1, w przerwie każdemu z nas dosadnie powiedział, co myśli o jego postawie. Wyszliśmy na drugą część rywalizacji i skończyło się 2:1 dla nas. Nie boi się stawić czoła piłkarzowi, dlatego jest szanowany – uzupełniał Laurent.

Lubi dialog, bywa gadułą, ale pilnuje sam siebie, by nie przesadzić. Kiedy pytaliśmy polskich zawodników Lens, w jaki sposób Haise prowadzi drużynę, usłyszeliśmy, że w stylu brytyjskiego menedżera. Głównie stoi z boku, przygląda się, reaguje w określonych sytuacjach.

Nie gadam ciągle. Mam to szczęście, że mam wszechstronny sztab, co pozwala mi wiele spraw zlecać jemu do załatwienia. Moi współpracownicy mają kompetencje, które szanuję i z których korzystam. To pozwala mi cofnąć się o krok i interweniować w konkretnych przypadkach. Staram się tak dobierać momenty, aby nie męczyć zawodników. Dyskurs bywa zbędny, dlatego musimy zadbać, by było go jak najmniej – wyjaśniał szkoleniowiec.

Dawniej był skrajnie zasadniczy. Giguel, kumpel od dzieciństwa, wspominał, że nawet na wakacjach wszystko musiało być jak od linijki. Z zegarkiem w ręku Haise pilnował, by zawsze byli na czas tam, gdzie według planu mieli być.

To było męczące – przyznawał Giguel.

Ale Lens prowadzi w inny sposób, bardziej swobodny, doskonale rozumiejąc, że wojskowy dryl nie dawałby efektów przez 365 dni w roku. Stąd poza boiskiem jest luźno, przyjemnie, bez zbędnej presji. Dość napisać, że treningi nigdy nie zaczynają się o tej samej porze, a dopiero, gdy wszyscy w końcu przyjdą z szatni.

Rutyna jest najgorsza. Staramy się zrobić wszystko, by jej nie uświadczyć, a czasem wystarczą niewielkie korekty, np. zmiany grup, w jakich ćwiczą piłkarze – mówił Haise.

Nie miał oporów przed korzystaniem z pomocy innych, np. psycholog, która pomaga mu w Lens.

To oczywiście dobrowolne, nic na siłę. Pomysł był taki, że każdy z zawodników spotka się z nią raz lub dwa i porozmawia. To nie terapia, tylko dyskusja. Każdy sam decydował, czy chciał kontynuować współpracę, kilku chłopców sobie odpuściło, ale 95% ekipy korzystała dalej – ujawniał Haise.

Najlepszy czas w życiu

Kilka miesięcy temu nie byłem wobec ciebie w porządku. Oceniłem cię zbyt szybko. Moja analiza po meczu z PSG… Powiedziałem, że brakuje ci pewnych cech. Przyznaję, że nie miałem racji. Bardzo się pomyliłem i przepraszam – to słowa Jerome’a Rothena, kiedyś zawodnika m.in. Monaco czy PSG, obecnie współpracownika RMC Sport, wypowiedziane w październiku 2021.

Według Jerome’a brakowało mi charyzmy i to była jedyne krytyczne słowa, jakie usłyszałem od niego. Ale to nie był dla mnie problem, znam siebie i co ważniejsze, piłkarze mnie znają. A teraz Jerome też zna mnie lepiej – odpowiedział z humorem trener Lens.

Świat się do niego przekonał. W październiku nie tylko przedłużył umowę Les Artesiens do 2027 roku, lecz także w związku z odejściem do OGC Nice dyrektora sportowego Florenta Ghisolfiego dostał nowe uprawnienia i ogłoszono go generalnym menedżerem. W trakcie mistrzostw świata jako ekspert współpracował z dziennikiem L’Equipe. Słowem, po latach w niższych ligach Haise nareszcie może czuć, że fortuna mu sprzyja. Cierpliwość została wynagrodzona, hartowanie na malutkich stadionach się opłaciło.

WIĘCEJ O FRANCUSKIEJ PIŁCE:

foto. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Francja

Komentarze

4 komentarze

Loading...