Reklama

Polscy piłkarze, którzy w 2022 roku stracili najwięcej

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

31 grudnia 2022, 15:27 • 12 min czytania 47 komentarzy

W poprzednim tekście pisaliśmy o polskich piłkarzach, którzy w 2022 roku zyskali najwięcej, ich akcje najbardziej wzrosły. Dziś zajmiemy się tymi chcącymi zapewne jak najszybciej zapomnieć o ostatnich dwunastu miesiącach.

Polscy piłkarze, którzy w 2022 roku stracili najwięcej

W przypadku tego rankingu nie będziemy jednak mówili o „największych przegranych”, bo nie w każdym przypadku takie określenie byłoby w pełni miarodajne i uczciwe. Nie wszyscy z poniższej dziesiątki mieli większy wpływ na swoje najnowsze losy. Niektórzy wręcz nie mieli go wcale i mogą jedynie narzekać na to, co ich spotkało.

Zamiast tego po prostu spojrzymy zupełnie na chłodno na fakty. Ci piłkarze w kończącym się roku stracili najwięcej. Z różnych względów.

Polscy piłkarze, którzy w 2022 roku stracili najwięcej

10. Jacek Góralski

Trudny okres dla niego zaczął się już w 2021 roku, gdy zerwał więzadło krzyżowe w kolanie i pauzował przez wiele miesięcy. W nowy rok wchodził jednak z nadziejami, mówił o wyposzczeniu i głodzie gry. Niestety, znów skończyło się rozczarowaniem, mimo że latem podpisał kontrakt w Bundeslidze.

Reklama

Dla Bochum rozegrał tylko trzy mecze ligowe. Przed sezonem niefortunnie oberwał piłką i zrobił się poważny problem z okiem, co zabrało mu kilka tygodni i uniemożliwiło przepracowanie okresu przygotowawczego z nowymi kolegami. Po dwóch występach doznał urazu mięśnia, wrócił na jedno spotkanie i kłopoty mięśniowe znów dały o sobie znać. W efekcie ominęły go mistrzostwa świata w Katarze. W normalnych okolicznościach pewnie by na ten turniej pojechał.

 – Gdy się o tym dowiedziałem, to przez pierwsze kilka dni byłem kompletnie załamany. Co ja mogę powiedzieć, płakać się chciało. Jeszcze łudziłem się, że uda się coś wymyślić. Dzwoniłem do lekarza reprezentacji Jacka Jaroszewskiego, kombinowaliśmy. Szkoda, tym bardziej że na pewno miałbym szansę na występy. Minęło jednak kilka dni, już pogodziłem się z faktami i myślę innymi kategoriami. Mam 30 lat i wierzę, że jeszcze pojadę na wielki turniej – mówił Sportowym Faktom.

Na razie musi się skupić na tym, żeby pomóc Bochum w walce o utrzymanie w niemieckiej ekstraklasie. Na szczęście po dobrym finiszu jesienią sytuacja przed rundą rewanżową nie wygląda źle. Strata do strefy bezpiecznej wynosi zaledwie punkt.

9. Tymoteusz Puchacz

Z jednej strony – został mistrzem Turcji z Trabzonsporem, duży sukces wpisany do CV. Z drugiej – w zasadzie znów stracił czas w Unionie Berlin, przez co ominął go mundial.

Okres spędzony na wypożyczeniu w Trabzonie też nie był usłany różami, bo Puchacz grał głównie przez pierwsze tygodnie. Dobra passa skończyła się, gdy został dyscyplinarnie zawieszony przez krajową federację na dwa mecze za wymianę obelżywych zdań z Mertem Hakanem z Fenerbahce (dostał taką samą karę). Po odcierpieniu zawieszenia Polak jeszcze tylko dwa razy pojawił się na boisku. Koniec końców jednak swoją cegiełkę dołożył: dziewięć meczów, żadnej porażki, blisko 750 minut spędzonych na murawie.

Niewiele zmieniło to w kontekście jego pozycji w Unionie Berlin. Trener Urs  Fischer nadal traktował go jako opcję głęboko rezerwową, którą na wszelki wypadek warto mieć ze względu na rywalizację na trzech frontach. Puchacz doczekał wreszcie debiutu w Bundeslidze (kontynuacji nie było), strzelił gola z FC Heidenheim w Pucharze Niemiec i zaliczył jeden występ w Lidze Konferencji, ale to było zdecydowanie za mało, żeby otrzymać mundialowe przepustki. W efekcie gość, który podczas Euro 2020 był dość istotnym elementem w układance Paulo Sousy (zagrał we wszystkich trzech spotkaniach fazy grupowej), wypadł z reprezentacyjnego obiegu i na wrześniowe zgrupowanie już nawet nie otrzymał powołania.

Reklama

Teraz były piłkarz Lecha Poznań zaczyna nowy etap w Panathinaikosie. Jest realna szansa na dopisanie sobie kolejnego mistrzostwa. Koniczynki przewodzą stawce z czterema punktami przewagi.

8. Jan Bednarek

Jeszcze do niedawna wydawało się, że jego duet z Kamilem Glikiem w reprezentacji zostanie rozbity dopiero wtedy, gdy starszy kolega zakończy biało-czerwony etap swojej kariery. A tu nagle wyskoczył Jakub Kiwior i wygryzł Bednarka z pierwszego składu. Na MŚ stoper Aston Villi rozegrał skromne trzy minuty z Francją, będące w pewnym sensie nagrodą za to, że nie psuł atmosfery w drużynie siedząc na ławce.

Problemy Bednarka narastały od pewnego czasu. W Southampton dobił do ściany, więcej osiągnąć z tym zespołem nie mógł, czuł przemożną chęć zmiany otoczenia. W pewnym momencie ocierał się nawet o depresję.

Zmiana klubu, problemy mentalne i mundial z ławki. Trudny rok Jana Bednarka

Zmiana klubu pozwoliła odżyć mentalnie, ale sportowo Bednarka pogrążyła. To, że w Aston Villi nie od razu zaczął występować było zrozumiałe. Debiut z Manchesterem City chwilę po przyjściu – no można poczekać. Spotkanie z Leicester zostało przełożone, a grę przeciwko Southampton uniemożliwiły zapisy w umowie. Potem jednak przełom nie nastąpił. 2 października Polak wszedł na drugą połowę z Leeds, po dwóch kolejkach w rezerwie dostał 45 minut z Fulham i to tyle. Ostatnie cztery mecze przed MŚ spędził na ławce. Po turnieju poprawy nie widać: z Liverpoolem Bednarek również był obserwatorem.

W tym tygodniu w brytyjskich mediach pojawiła się informacja, że Southampton może zimą ściągnąć go z wypożyczenia, bo ma problemy w defensywie. Nie tak to miało wyglądać.

7. Mateusz Klich

Brak jego powołania na mistrzostwa świata wzbudził chyba najwięcej dyskusji. W Leeds stał się rezerwowym, ale jakby nie było, co tydzień na tych kilkanaście minut w Premier League wchodził, rytm meczowy zachowywał. Menedżer Jesse March głośno mówił, że rozumie ambicje Mateusza związane z mundialem, ale musi też patrzeć na interes całej drużyny. Jednocześnie dawał do zrozumienia, że latem coś się jeszcze może wydarzyć w temacie jego przyszłości.

Nie wydarzyło się. Klich został w zespole Pawi i musiał się zadowolić tym, że był jednym z pierwszych do wejścia z ławki. U Michniewicza nigdy nie miał szczególnie wysokich notowań. W barażu o udział w MŚ ze Szwecją nie mógł zagrać z powodu żółtych kartek, a później jego sytuacja w klubie stawała się coraz trudniejsza. Podczas wrześniowych bojów w Lidze Narodów dostał jedynie 20 minut z Holandią. A potem przyszedł dzień powołań.

 – W mojej ocenie w najwyższej formie przed mistrzostwami świata jest Damian Szymański. Widziałem jego mecz z PAOK-iem. Zagrał bardzo dobrze, gra regularnie, jego zespół jest wiceliderem ligi greckiej. Stąd taka decyzja. Myślałem o Karbowniku, ale on nie zastąpi jeden do jednego Krychowiaka albo Bielika. To samo Linetty i Klich. Szymański może to zrobić. Zrodziła mi się taka myśl, żeby poświęcić jednego bramkarza właśnie na rzecz dodatkowego środkowego pomocnika – tłumaczył swój wybór Michniewicz.

Sam zainteresowany nie podszedł do tego ze zrozumieniem. Na Instagramie opublikował zdjęcie nawiązujące do utworu „Sztruks”, który wykonują Sokół i Marysia Starosta. Potocznie „sztruks” oznacza nieudolne kłamstwo, więc ten post wzbudził sporo dyskusji. Żal w otoczeniu zawodnika również był duży. Gdy Tomasz Włodarczyk mówił w programie Meczyków, że „Klich ma jedno, czego nie ma większość tych zawodników – przegląd pola, technikę, inteligencję”, mama piłkarza skomentowała na Twitterze „czyli wszystko to, czego trener nie potrzebuje”. A po ogłoszeniu odejścia Michniewicza Klich polubił twitta od Łączy Nas Piłka z komunikatem w tej sprawie.

Co dalej? Wszystko wskazuje na to, że „Clichy” wybierze się za ocean, do MLS-u.

6. Marcin Cebula

Jego przejście z Korony Kielce do Rakowa było, delikatnie mówiąc, nieoczywiste. Okazało się jednak strzałem w dziesiątkę. Pod Jasną Górą Cebula eksplodował z formą i wreszcie pokazał pełnię swoich możliwości. W pierwszym sezonie w nowych barwach konkretów ofensywnych miał niewiele mniej (sześć goli, siedem asyst) niż w ośmiu sezonach w Koronie razem wziętych.

Latem 2021 szedł za ciosem, strzelał gole w trzech meczach z rzędu. Niestety – na początku września zaczęła się jego gehenna zdrowotna, która trwa do dziś. Cebula do końca sezonu trzykrotnie na chwilę wracał na boisko po dłuższej przerwie i znów wypadał z obiegu. W kwietniu tego roku posypał się totalnie i od tej pory nie widzieliśmy go w akcji. Problemy były różne: zapalenie spojenia łonowego, mięśnie brzucha, mięśnie przywodziciela. Te ostatnie w końcu miał operowane.

W lipcu pisaliśmy tak: „W trakcie letnich przygotowań kilka razy wchodził już w trening indywidualny, żeby po kilku dniach odpuszczać. Wszystko przez ból. Nie jest wykluczone, że wspomniany zabieg trzeba będzie jeszcze powtórzyć, co z pewnością wydłuży czas powrotu do pełni dyspozycji. Nie jest to przesądzone, ale istnieje takie niebezpieczeństwo. Dlatego w przypadku Cebuli trudno podać nawet przybliżony czas jego powrotu na boisko”.

Jak widać, ciągle coś było nie tak. Podobno teraz ma już być dobrze, zimowy obóz wiele wyjaśni. O 2022 roku Cebula będzie chciał jak najszybciej zapomnieć.

5. Kamil Jóźwiak

Niecałe półtora roku temu podczas Euro 2020 był podstawowym reprezentantem. Grał po 90 minut ze Słowacją i Hiszpanią (asysta przy golu Roberta Lewandowskiego) oraz godzinę ze Szwecją. W całym poprzednim roku w biało-czerwonych barwach uzbierał trzy bramki i trzy asysty. Więcej niż w klubie! Kibice Derby County nie mogli pojąć, dlaczego w kadrze potrafi błyszczeć, a w zespole Baranów ciągle zawodzi i prawie nie notuje liczb w ofensywie.

W tym roku runęło wszystko. Po kilku styczniowych występach w Derby i późniejszej kontuzji Jóźwiak został sprzedany do Charlotte FC, ale w MLS także nie imponuje. 19 spotkań i raptem trzy asysty to dokonania zdecydowanie poniżej oczekiwań, zwłaszcza jak na kogoś ze statusem „designated player”, kto nie miał realnej konkurencji o miejsce w składzie. Na tym tle 10 goli i 4 asysty Karola Świderskiego są osiągnięciami wybitnymi.

Jóźwiak po zmianie selekcjonera całkowicie wypadł z reprezentacyjnego obiegu. W kończącym się roku ani razu nie otrzymał powołania. Nie miał mocniejszych podstaw, by liczyć na wyjazd do Kataru, mimo że znalazł się na tej bardzo szerokiej wstępnej liście (47 nazwisk). W najbliższych miesiącach będzie miał wiele do udowodnienia: sobie i wszystkim obserwatorom.

4. Maciej Rybus

Decydując się w czerwcu na pozostanie w Rosji po wygaśnięciu umowy z Lokomotiwem Moskwa wypisał się z dalszego grania w reprezentacji. Zasłanianie się względami rodzinnymi i żoną Rosjanką nie brzmiało przekonująco, bo przecież trudno uwierzyć, że Rybus nie mógłby grać gdzie indziej za solidne pieniądze. Tłumaczenia jego agenta Mariusza Piekarskiego, że w Rosji zawodnik i jego najbliżsi będą bezpieczniejsi niż w Polsce tylko dolewały oliwy do ognia. Wizerunkowo Rybus spisał się na straty.

Piekarski rozwiał wątpliwości. Bezpiecznie to jest w Rosji, a Rosjanie w Polsce są zagrożeni

Inna sprawa, że sportowo również nie zasługiwałby na żadne powołanie. W Spartaku Moskwa jest niewypałem transferowym. W debiucie wyleciał za dwie żółte kartki, potem przyplątał mu się lekki uraz. W następnych tygodniach częściej siedział na ławce niż grał. W listopadzie ostro jego postawę komentował były piłkarz Spartaka, Eduard Mor. – Nie dość że nie jest częścią podstawowego składu, to gdy już pojawia się na murawie, nie wywiązuje się ze swojej roli. Jest dla mnie największym rozczarowaniem – ocenił.

Rosyjskie media już donoszą, że Spartak będzie chciał rozwiązać kontrakt z Rybusem, który obowiązuje do czerwca 2024.

3. Bartosz Salamon

Z całego grona w tym zestawieniu chyba może być najbardziej sfrustrowany, bo długo łudził się, że czeka go inny scenariusz. Początek w Lechu miał przeciętny, ale w poprzednim sezonie osiągnął optymalną formę i był jednym z najlepszych stoperów Ekstraklasy. W efekcie po wielu latach przerwy wrócił do reprezentacji i w debiucie Czesława Michniewicza ze Szkocją wyszedł na boisko od pierwszej minuty. Niestety tuż przed przerwą doznał kontuzji, która położyła się cieniem na całym roku w jego wykonaniu.

Uraz pachwiny Salamona oceniano jako mniej poważny niż początkowo się wydawało. Istniała nadzieja, że wróci do gry jeszcze przed decydującymi meczami w Ekstraklasie i pomoże Lechowi w zdobyciu mistrzostwa. Pod koniec kwietnia nawet na chwilę wznowił treningi z drużyną, lecz ból nie ustępował. Ciągle jakieś komplikacje, ciągle coś szło nie tak. Letnie przygotowania – pominięte. Początek nowego sezonu – pominięty. We wrześniu sam zainteresowany zakomunikował, że od dłuższego czasu nie widzi progresu, a po konsultacjach we Włoszech wyszło, że kontuzja nie jest zaleczona i jeśli wszystko pójdzie dobrze, to za sześć tygodni rozpocznie zajęcia z kolegami.

Stało się jasne, że doświadczonego obrońcę ominą mistrzostwa świata, na które w normalnych okolicznościach miałby realne szanse. Nawet gdyby jakimś cudem zdążył coś zagrać przed mundialem, na pewno nie byłby w stanie dojść do zadowalającej dyspozycji.

Ostatecznie Salamon w tym roku zaliczył symboliczną minutę z Villarrealem. Zimą zaczyna od zera. Oby już bez żadnego bólu i żadnych przykrych niespodzianek.

2. Jakub Moder

Kontuzja kolana, której nabawił się 2 kwietnia w spotkaniu z Norwich, rozwaliła nam całą drugą linię w reprezentacji. Brak Modera jeszcze bardziej uświadomił wszystkim, ile ten piłkarz już znaczył dla biało-czerwonych. Drugiego pomocnika o jego cechach po prostu nie mieliśmy, nie było alternatywy.

Usychanie z tęsknoty za Jakubem Moderem

Moder, w przeciwieństwie do Salamona, od początku nie mógł mieć większych złudzeń, że zdąży na mundial. Co prawda doktor Bartłomiej Kacprzak z Łodzi, o którym krążą skrajne opinie, przekonywał w rozmowie na Weszło, że przy zachowaniu pełnego profesjonalizmu pod jego okiem piłkarz byłby w stanie wrócić na boisko w ciągu trzech miesięcy, ale mało kto potraktował poważnie te deklaracje.

Cud się nie wydarzył, Moder dopiero kilkanaście dni temu zaczął trenować z piłką. Rok 2023 będzie dużo lepszy. Musi być.

Jakub Moder

1. Jakub Świerczok

Jego problemy są zupełnie inne niż pozostałej dziewiątki. Wszyscy inni mogą wierzyć, że zaraz będzie lepiej, że wrócą do formy lub wyleczą kontuzję. A Świerczok jest uziemiony – jeśli nic się nie zmieni, to jeszcze na trzy sezony. W lipcu został zdyskwalifikowany przez Azjatycką Federację Piłkarską na cztery lata po wykryciu w jego organizmie substancji niedozwolonych. Okres zawieszenia liczony jest od 9 grudnia 2021, gdy otrzymano pozytywne wyniki badań z jego próbki. Kara obowiązuje na całym świecie, Polak nigdzie nie może grać.

Trudno podejrzewać urodzonego w Tychach napastnika o premedytację i świadome przyjmowanie dopingu. To byłaby skrajna głupota. Wszystko wskazuje na to, że miał on dużego pecha.

„Nigdy nie stosowałem dopingu. Po długotrwałym i kosztownym dochodzeniu ustaliłem, że pozytywny wynik testu był spowodowany przez zażywany przeze mnie suplement diety. To właśnie ten suplement był zanieczyszczony trimetazydyną. Dla jasności, trimetazydyna nie była wymieniona jako składnik suplementu diety i nie było powodu, aby podejrzewać, że suplement, który pochodził od renomowanego producenta, zawierał trimetazydynę. Ponadto dobrowolnie poddałem się i przeszedłem pozytywnie test na wariografie, który potwierdził, że nie zażyłem świadomie trimetazydyny” – pisał w październikowym oświadczeniu Świerczok, gdy ogłoszono jego czteroletnią dyskwalifikację.

Był przekonany, że to plus „potwierdzone dowody naukowe przedstawione przez niezależnych ekspertów” wystarczą do przekonania trybunału o wstrzymaniu zawieszenia. Tak się nie stało. Świerczok zarzucał sędziom, że nawet nie przeczytali jego wyjaśnień, nie znali całościowo przepisów antydopingowych, a jeden z nich podczas posiedzenia zwyczajnie… zasnął.

Piłkarz nadal wierzy, że udowodni swoją niewinność. Czas niestety nieubłaganie płynie i działa na jego niekorzyść w kontekście sportowym.

A wszystko tak pięknie się układało. Świerczok w ubiegłym roku został mocniej odkurzony dla reprezentacji, strzelił gola w sparingu z Rosją i pojechał na EURO, podczas którego zagrał pół godziny przeciwko Szwecji. Potem został sprzedany przez Piasta Gliwice do Nagoyi Grampus i bardzo dobrze radził sobie na japońskich boiskach (14 meczów, 7 goli). Zawieszenie spadło na niego niczym grom z jasnego nieba.

WIĘCEJ O POLSKIEJ I ŚWIATOWEJ PIŁCE:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

47 komentarzy

Loading...