Reklama

Dziesiąty medal Polki w cztery lata? „Budzę się z myślą o Paryżu”

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

12 grudnia 2022, 12:31 • 7 min czytania 3 komentarze

Katarzyna Wilk-Wasick wyrosła w ostatnich latach na najjaśniejszą postać polskiego pływania. Jest wicemistrzynią świata i Europy. Kilka tygodni temu zanotowała… trzeci czas w historii na 50 metrów stylem dowolnym. A już za parę dni wystartuje na mistrzostwach globu na krótkim basenie w Melbourne. I można stawiać ją nawet w roli faworytki do złota. 

Dziesiąty medal Polki w cztery lata? „Budzę się z myślą o Paryżu”

Jak Katarzyna Wilk-Wasick wyrosła na najlepszą polską pływaczkę?

Historia naszej pływaczki jest jedną z najbardziej niedocenianych w polskim sporcie. Wilk-Wasick sporym talentem była od zawsze, ale długo zajęło jej przebijanie się na światowej scenie. Dopiero w okolicach 2019 roku, kiedy miała 27 wiosen i… dwa lata przerwy od pływania, zaczęła notować naprawdę kapitalne wyniki. Kluczem – jak mówiła – była zmiana nastawienia, uwierzenie w siebie.

W ten sposób zawodniczka na co dzień żyjąca i trenująca w Stanach Zjednoczonych w latach 2019-2022 uzbierała aż dziewięć medali wielkich imprez. Była naszą nadzieją na igrzyska w Tokio (gdzie zajęła 5. miejsce na dystansie 50 metrów kraulem), ale najwyższą formę w karierze prawdopodobnie zbudowała w ostatnich miesiącach. Podczas mistrzostw globu i mistrzostw Europy na długim basenie przegrywała tylko z Sarah Sjöström, jedną z najwybitniejszych pływaczek XXI wieku.

Z racji jednak, że Szwedka na mistrzostwa globu na krótkim basenie w Melbourne (13-18 grudnia) nie przyleciała, to Polkę można stawiać w roli faworytki do złotego medalu. Szczególnie że jej tegoroczna życiówka na 25-metrowym basenie (23.10 s) to trzeci wynik wszech czasów. Szansę na medal Kasia ma zresztą też na swoim drugim dystansie, 100 metrów kraulem (legitymuje się czwartym wynikiem w stawce).

Reklama

Z polską pływaczką skontaktowaliśmy się na kilka dni przed jej pierwszym startem.

Katarzyna Wilk-Wasick – wywiad

KACPER MARCINIAK: Swoje już w ostatnich miesiącach zdobyłaś. Teraz nie czujesz wielkiej presji?

KATARZYNA WILK-WASICK: Dla mnie każda impreza, do której się przygotowuję, jest ważna. Nie traktuję więc zawodów w Melbourne jako zabawy. Szczególnie że szykowałam się do nich przez cały sezon zimowy. Stanę zatem na słupku i będę walczyć o kolejne medale.

Tym razem nie będziesz ścigać się już z Sarah Sjöström, której w Melbourne nie ma. Kiedy zdobywałaś srebrne krążki na MŚ i ME na długich basenach, ona sięgała po złoto.

Tak, konkurencja się zmieni, ale znajdą się inne rywalki. Przede wszystkim Emma McKeon, która zdobyła złoto na igrzyskach. Od czasu olimpijskiej imprezy tak naprawdę nie miałam okazji z nią rywalizować. To są mistrzostwa świata, poziom zawsze będzie wysoki.

Teraz czekam więc na start. Przygotowuję się, odpoczywam jeszcze przez parę dni. Mamy za sobą zmianę czasu. Musimy dbać o siebie, żeby w czasie zawodów zaprezentować się jak najlepiej.

Reklama

Od kiedy dokładnie jesteś w Melbourne?

Przyleciałam w piątek. Pierwsze dni są zawsze ciężkie. Zmiana czasu to jedno, ale mieliśmy też bardzo długą podróż. Nie spodziewałam się, że aż tak na mnie wpłynie. Ale rzeczywiście, ten jet lag w Australii jest męczący. Cieszę się zatem, że do startów jeszcze moment.

A jak zdrowie? Kilka tygodni temu miałaś problemy ze stopą.

W tym sezonie miałam kilka kontuzji. Musieliśmy przez nie odpowiednio zaadaptować trening. I myślę, że z trenerami zrobiliśmy to bardzo dobrze. Pomimo tego, że miałam problemy z barkiem czy stopą, z Pucharu Świata wróciłam z rekordem Polski i trzema zwycięstwami. Dlatego bardzo się cieszyliśmy.

Wpłynęło to na mnie mentalnie. Odciążyło od moich myśli w głowie. Skupiałam się na tym, żeby popłynąć jak najlepiej. Nawet nie myślałam o czasach. Wiedziałam, jaki miałam sezon. A był dosyć trudny. Fajnie zatem to wyszło, że ta presja ze mnie zeszła.

Teraz staram się odpoczywać i być zdrowa. Na razie wszystko jest w porządku, nie mam żadnych problemów i mam nadzieję, że tak będzie już do końca roku.

Życiówka, o której mówisz, to też trzeci wynik w historii dystansu. Może to być dla niektórych zaskakujące, że po poprzednim sezonie, który już był bardzo dobry, jeszcze poszłaś w górę.

Nie ukrywam, że chcę iść w górę. Jedziemy na zawody po to, żeby bić życiówki, zdobywać medale, poprawiać się. Jestem zadowolona, że z sezonu na sezon mogę to wszystko robić. Uważam, że jeszcze na dużo mnie stać. I cele mam na pewno ambitne. Cieszy mnie, że praca, którą wykonuje z całym sztabem szkoleniowym, przynosi efekty.

Po igrzyskach sportowcom może być trudno znaleźć motywację, bo jednak kończy się ważny etap. Ty jednak od razu przeszłaś do kolejnych celów i je realizowałaś.

Igrzyska na pewno były ciekawą imprezą. Jechałam do Tokio z dużymi nadziejami. Wiele osób nie stawiało, że będę walczyć o miejsca na podium. A ja mówiłam jasno, że jadę po medal. I każdego dnia przed igrzyskami wstawałam z myślą, że mogę go zdobyć. Ostatecznie do brązowego krążka zabrakło mi kilkunastu setnych sekundy. Piąte miejsce na imprezie olimpijskiej to jednak było moje największe osiągnięcie w karierze. Byłam z niego dumna.

Ale oczywiście, w tamtym momencie mnie ten brak medalu bolał. Przez wiele miesięcy wierzysz, że się uda. A jednak ta furtka się zamknęła. Nie mogłam tego odwrócić. Dlatego zdecydowałam się iść do przodu, myśleć o kolejnych imprezach. Przyjęłam takie nastawienie i myślę, że dlatego szybko pojawiły się dobre wyniki.

Miałam dużo świeżej energii. Zaczęłam od nowa i postawiłam sobie cel – Paryż 2024. Teraz budzę się z tym celem w głowie.

A tak to szybko poszło, że do Paryża zostały mniej niż dwa lata.

Niesamowite! (śmiech). Dzisiaj sobie o tym pomyślałam, że Tokio nie było dawno. A już jesteśmy tak blisko Paryża. Ale to dobrze, to fajnie, że nie musimy tak długo czekać.

Uważasz, że teraz mocniejsza jesteś na krótkim czy długim basenie? Pamiętam, że opinie swego czasu były różne.

Tak?

Alicja Tchórz mówiła mi przed igrzyskami w Tokio, że świetnie pływasz na dystansie, więc na długim możesz radzić sobie lepiej.

Szczerze? Nie jestem pewna. Nie uważam, żeby długi basen był dla mnie lepszy, albo w drugą stronę. Wiadomo, że to trochę inne pływanie. W moim przypadku na krótkim basenie dochodzi nawrót. Ale pracujemy z trenerami nad tym, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. W pływaniu fajne jest to, że mamy dwa sezony. Zawsze jesteśmy w treningu, zawsze coś się dzieje. Basen krótki na pewno oznacza dla mnie frajdę. Jest szybki, nie płyniemy jednego odcinka, tylko mamy właśnie nawrót. Ale na obu basenach czuję się równie dobrze.

Czujesz się równie dobrze na obu, ale na krótkim jest więcej frajdy?

A nie wiem. Na długim też jest frajda (śmiech). Gdyby ktoś mi powiedział, że jednak w Melbourne będziemy pływać na basenie 50-metrowym, to bym nie płakała. Uważam to też za moją mocną stronę. Nie chciałabym się specjalizować w pływaniu na jednym basenie. Wiadomo jednak, że igrzyska są na długim. Tak więc nie dam ci odpowiedzi na to pytanie.

W Melbourne jesteś też zgłoszona do startu na 100 metrów. Jest dla ciebie równie ważny?

Pięćdziesiątka jest jednak moim głównym dystansem. Taka prawda. Nie przygotowywaliśmy się specjalnie pod 100 metrów. Oczywiście pływałam ten dystans podczas Pucharu Świata. To kompletnie inny wyścig. Na pewno mogę jednak powalczyć. Zobaczyć, jak mi pójdzie. To od setki zaczynam mistrzostwa świata, pierwszy start w środę.

Nie jest was wielu w Melbourne. Na mistrzostwa świata przyleciało tylko ośmiu Polaków.

No tak, grupa jest mała, ale zmotywowana i głodna sukcesu. Każdy wie, po co tu jest. Postaramy się dostarczyć kibicom dużych emocji.

Wyniki młodych zawodników z kadry – choćby na mistrzostwach świata juniorów – mogą się podobać. Jest nadzieja, że w niedalekiej przyszłości z wielkich imprez z medalami będzie wracało więcej Biało-Czerwonych niż dwóch czy trzech.

Oczywiście śledzę występy i mocno kibicuję moim młodszym kolegom i koleżankom z kadry. Bardzo się cieszę, że radzą sobie coraz lepiej na arenach międzynarodowych i są z nami w Australii. Wierzę, że pokażą klasę! Przebywając z nimi widzę, że są gotowi na walkę o jak najlepsze wyniki. Wiedzą, po co przyjeżdżają na zawody. Czuję w nich głód sukcesu i bardzo mi się to podoba.

Możecie się wzajemnie nakręcać.

No i mamy też taką ciekawą mieszankę, bo poza mną w kadrze jest Radosław Kawęcki. A więc mistrz świata z Abu Zabi. To fajna ekipa, trochę młoda, trochę doświadczona i  – jak mówiłam – głodna sukcesu.

ROZMAWIAŁ KACPER MARCINIAK

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

3 komentarze

Loading...