Reklama

Chorwacja to stan umysłu. Chorwacja to dispet

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

09 grudnia 2022, 21:15 • 6 min czytania 45 komentarzy

Chorwacja jest niepodległa od 31 lat, a właśnie trzeci raz awansowała do najlepszej czwórki piłkarskich mistrzostw świata. Chorwacja ma cztery miliony mieszkańców, a w drodze do półfinału mundialu w Katarze pokonała Brazylię, w której kopie siedem milionów zarejestrowanych piłkarzy. Chorwacja wyeliminowała Canarinhos dzięki Bruno Petkoviciowi i Dominikowi Livakoviciowi, ale tak naprawdę wygrała za sprawą dispetu.

Chorwacja to stan umysłu. Chorwacja to dispet

Nie dało się wygrać bardziej po chorwacku. Przecież wydawało się, że koniec Vatreni nastąpił w doliczonym czasie pierwszej połowy dogrywki, kiedy Neymar zdobył bramkę dla Brazylii. To była chwila, na którą tak czekali Canarinhos – największa gwiazda wreszcie rozbłysła i wskazała drogę zbłąkanym kolegom. Niby był jeszcze kwadrans na odrabianie strat, ale wcześniej zawodnicy selekcjonera Zlatko Dalicia nie byli w stanie oddać choćby jednego celnego strzału, to jak tu myśleć o golu? Wszystko zdawało się świadczyć przeciwko nim. Wszystko. I jak zwykle w takich momentach odezwał się dispet i poprowadził ich ku zwycięstwu.

Dispet zawsze towarzyszy triumfom Chorwatów. To stan umysłu. To wola walki, która nie pozwala się poddać bez względu na okoliczności. To moc, która trzyma na nogach, kiedy w mięśniach sił brak. To dosłownie znaczy „pomimo” i w tym słowie zawiera się cała prawda o tym narodzie. Pomimo rozmiaru kraju, liczebności, położenia czy wrogów Chorwaci trwają i mają się całkiem dobrze.

Dispet kapitalnie opisał Leon Grubisić, autor książki „Dalmacja poza czasem. Opowieści górala znad morza”.

Dispet rodzi się w mniej lub bardziej ekstremalnie niekorzystnych warunkach, kiedy człowiek jest już na kolanach, upokorzony, załamany, rozbity i połamany. Kiedy stoi na granicy śmierci, bankructwa, przegranej, czy też w innych trudnych życiowych sytuacjach. Wtedy rodzi się dispet – pomimo. Z wiarą w pomoc Boga, ale, co istotne, i z wiarą w siebie, dokonuje korzystnego zwrotu. Pomimo problemów człowiek otwiera oczy, zaciska zęby, podnosi się z kolan, pojawia się wymuszony uśmiech na przekorę wszystkim, którzy myśleli, że skończy się źle, że już koniec. Kręgosłup się prostuje i postawa staje się strzelista jak nigdy dotąd. Adrenalina buzuje, rodzi się olbrzymia energia życiowa, która jak lawina usuwa przed sobą wszystkie utrapienia – napisał Grubisić (cytat pochodzi z bloga CroLove).

Reklama

Tacy są Chorwaci i to pokazują na wielkiej scenie, jaką są mistrzostwa świata. W 1998 roku pojechali ledwie trzy lata po zakończeniu wojny domowej w ich części Bałkanów. Byli młodziutkim państwem, a turniej we Francji stał się doskonałą okazją, by przedstawić się wszystkim. Przecież lufy od karabinów dopiero co zdążyły ostygnąć, łzy po zabitych oschnąć, a synowie, którym dopisało szczęście, wrócić do domów. Napastnik Petar Krpan kilka lat wcześniej biegał z bronią w mundurze. Brat obrońcy Igora Stimaca tak samo. A dwaj bliscy przyjaciele pomocnika Aljosy Asanovicia zginęli za wolność.

Nieprzypadkowo przed ćwierćfinałem z Niemcami spotkał się z drużyną prezydent Franjo Tudjman, bohater walki o niepodległość. W dużej mierze dzięki niemu zawodnicy siedzieli w hotelu we Francji ubrani w narodowe barwy z herbem ojczyzny, a po boiskach biegali w koszulkach z szachownicą. Kiedyś powiedział, że piłka nożna jest kontynuacją wojny innymi środkami, a tamtego sobotniego popołudnia uspokajał: – Już jesteście rycerzami Chorwacji.

Byli, bo nie ma lepszych ambasadorów od sportowców. Mundial oglądali wszyscy i wszyscy już wiedzieli – Chorwacja to niepodległy kraj.

W lipcu 1998 wszystkie znaki na ziemi wskazywały, że zaraz, za chwileczkę Vatreni wrócą do domów. Przecież mierzyli się z Niemcami, potężnymi mistrzami Europy sprzed dwóch lat. Ale już znaki na niebie mówiły coś innego. Pięć godzin przed rozpoczęciem rywalizacji selekcjonera Miroslava Blazevicia ogarnął spokój. Chwilę wcześniej faks wypluł dwie strony wiadomości do niego, którą w kilku słowach streścił rzecznik prasowy. Zgodnie z zawartością listu od godziny 21 miały rozpocząć się kłopoty przeciwników Vatreni. A kto jak kto, ale osobisty astrolog szkoleniowca z Zagrzebia nie mógł się mylić.

I się nie mylił. Dispet dał o sobie znać. Skończyło się 3:0. Co prawda w kolejnej fazie lepsi okazali się gospodarze, ale w starciu o brązowe medale z Holandią górą byli Chorwaci. Gigantyczny sukces dla kilkuletniego państwa.

Dispet objawił się również w październiku 2017. Po remisie z Finlandią 1:1 Vatreni już jedną nogą i dwoma rękoma byli poza mundialem w Rosji. By w ogóle awansować do barażów, musieli pokonać Ukrainę w Kijowie, tymczasem Davor Suker – kiedyś król strzelców MŚ we Francji, wówczas już szef federacji – pogonił selekcjonera Ante Cacicia i wymyślił Dalicia. Człowieka bez sukcesów w Europie, bo Superpuchar Albanii z Dinamem Tirana i wicemistrzostwo Chorwacji z NK Rijeka trudno tak nazwać. Później pracował na Bliskim Wschodzie – w Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Reklama

Zwolniliśmy Cacicia. Musieliśmy również pożegnać jego sztab, w innym wypadku nie byłoby mowy o terapii szokowej. Nie kończymy współpracy jedynie z Marijanem Mrmiciem, odpowiadającym za bramkarzy – stwierdził Suker i nie byłoby w tym nic dziwnego – takie życie, ludzie tracą posady – gdyby do potyczki z Ukrainą nie pozostawało mniej niż 48 godzin. Dalić pierwszy raz z zespołem spotkał się na lotnisku w Zagrzebiu przed wylotem do Kijowa.

Ale nie zawiódł, znowu ten specyficzny stan umysłu pozwolił triumfować. Vatreni najpierw wygrali z Ukrainą, następnie zdemolowali Greków w pierwszym barażu, a bezbramkowy remis w rewanżu dał im awans.

W Rosji Chorwaci przeszli samych siebie, ponownie oszukiwali przeznaczenie w pędzie po srebro, największy sukces w ich historii. Dziennikarz Manuel Veth relacjonował występy Vatreni i podczas trwającego mundialu w Katarze wspominał hart ducha, który pozwolił im dojść aż do finału w Moskwie.

Nigdy, przenigdy się nie poddadzą. W trakcie turnieju połowa zawodników miała poważne kontuzje, a po szturchnięciu stawali się jak niedźwiedzica-matka broniąca swoich młodych… Pamiętam trening przed półfinałowym meczem z Anglią. Połowa piłkarzy była w sali zabiegowej, a nie na boisku. Następnie wygrali po golu Mario Mandzukicia, który biegał z kontuzją kolana. Chorwaci są inaczej zbudowani – napisał w mediach społecznościowych.

Dispet.

Dalić to człowiek skrojony pod drużynę, w której bulgocze dispet. Przecież – jak pisał Grubisić – z kolan wstaje się z wiarą w pomoc Boga, a w całej reprezentacji pewnie nikt nie wierzy w to tak silnie, jak szkoleniowiec. Na każdym kroku podkreśla, że wiara to klucz do sukcesu. W jego kieszeni obowiązkowo musi znaleźć się miejsce na różaniec. Przed treningami i meczami szkoleniowiec stara się odmówić przynajmniej jedną tajemnicę. Przed początkiem mistrzostw świata wyruszył w ponad 100-kilometrową pielgrzymkę ze swojej miejscowości Livno do Medjugorie.

Dispet pomógł pokonać Brazylię, bo w tak trudnym położeniu w turnieju w Katarze jeszcze nie byli. Dispet sprawia, że choć Chorwaci wcale nie przywieźli najlepszej ekipy, drugi raz z rzędu zameldowali się w TOP 4. W związku z dispetem wcale nie jest powiedziane, że czteromilionowy kraj, zdecydowanie najmniej liczny spośród wszystkich ćwierćfinalistów, za chwilę nie obroni srebra. Przynajmniej.

CZYTAJ WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:

foto. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

45 komentarzy

Loading...