Reklama

Pierwszorzędny zespół drugorzędny. Jak Szwajcarzy zostali wzorem dla wszystkich średniaków

Michał Trela

Autor:Michał Trela

06 grudnia 2022, 11:31 • 9 min czytania 23 komentarzy

Na pięciu ostatnich wielkich turniejach wychodzili z grupy, co oprócz nim udało się tylko Argentyńczykom i Francuzom. Patrząc na Helwetów, wiele reprezentacji z całej Europy widzi, gdzie mogłoby być, gdyby działały choć trochę sensowniej.

Pierwszorzędny zespół drugorzędny. Jak Szwajcarzy zostali wzorem dla wszystkich średniaków

Mało kto w Europie czuje, że powinien mieć wobec nich kompleksy. W końcu, odkąd ostatni raz grali w ćwierćfinale mundialu, minęło już 68 lat, a od tego czasu pół kontynentu mogło się pochwalić jakimś lepszym wynikiem. Łącznie z Polską, Bułgarią, Rumunią, Szwecją, Węgrami czy nawet Walią. Ale i aktualny stan nie sprawia, by wielu czuło, że mogliby czegoś Szwajcarii pozazdrościć. Najwyżej wyceniany przez transfermarkt.de piłkarz tej drużyny to Manuel Akanji, rezerwowy Manchesteru City. Przynajmniej jedną bardziej cenioną przez rynek gwiazdę miało w składzie aż 23 uczestników tego mundialu. Nawet Kanada czy Korea Południowa miały w swoich szeregach postaci bardziej poruszające masową wyobraźnię. Szwajcaria to niezmiennie od kilku turniejów zespół Granita Xhaki, defensywnego pomocnika Arsenalu. No i Xherdana Shaqiriego, coraz mocniej zjeżdżającego w klubowej hierarchii. Na turniej do Kataru przyjechał z Chicago Fire. Nie jest to kadra, która na papierze wyglądałaby na czarnego konia jakichkolwiek mistrzostw.

RÓWNY ZESPÓŁ

Ale choć medialnie coraz bardziej próbuje się go tak przedstawiać, futbol to nadal nie jest sport gwiazd i najwybitniejszych jednostek. Gdyby tak było, nadal nie byłoby powodów, by traktować Szwajcarię jako coś więcej niż kraj banków, sera, zegarków i czekolady. A jeśli już sportu, to tylko takiego, który wymaga przypięcia nart. Tyle że w piłce nożnej wciąż znaczenie ma zespół, co temu 9-milionowemu alpejskiemu krajowi udaje się wykorzystywać bardziej regularnie niż komukolwiek na świecie. Powtarzalność Szwajcarii do tego turnieju można było porównać z Meksykiem, ale i on przerwał w końcu serię kolejnych mundiali, na których wychodził z grupy. Teraz to Szwajcarzy są obok Argentyny, Brazylii i Francji jedynymi zespołami, którym udało się to trzy razy z rzędu. A licząc także wielkie turnieje kontynentalne, grono ekip bez wpadki trzeba by jeszcze zawęzić o Brazylię, której przecież na Copa America 2016 zdarzyło się nie wyjść z grupy.

WYDAJNA TAŚMA

Gdy jakiś nieoczywisty kraj zaczyna odnosić ponadprzeciętne sukcesy, zwykle tłumaczy się to jakimiś zmianami w szkoleniu. I często jest to faktycznie ważna część źródeł sukcesu. Jednak po czasie często okazuje się, że praktycznie żaden system nie jest w stanie regularnie promować gwiazd światowego formatu i nawet w najbardziej wydajnych szkoleniowo krajach pojawiają się słabsze roczniki. Sceptycy przypisywania zbyt dużego znaczenia systemowi podkreślają, że wybitnej jednostki nie wychowa żaden system. Szwajcarzy dobrze się w takie myślenie wpisują. Ich system nie wykreował globalnej megagwiazdy, najbardziej efektowny piłkarz ich złotego pokolenia w klubach z absolutnej najwyższej półki był rezerwowym. Lecz zaczęli taśmowo wychowywać piłkarzy solidnych, rzetelnych, spędzających całe kariery w pięciu czołowych ligach Europy. Oparta o nich reprezentacja stała się zespołem, którego atuty może nie biją po oczach od pierwszego wejrzenia, za to nie ma ewidentnych słabych punktów.

Reklama

POCZĄTEK REWOLUCJI

Rewolucja zaczęła się w latach 90., gdy Urs Siegenthaler, pięciokrotny mistrz kraju z FC Basel, został szefem szkolenia trenerów w krajowym związku. Pod koniec lat 70. porzucił pracę inżyniera w firmie zajmującej się technikami pomiarowymi i wyjechał do Kolonii, by w tamtejszej szkole nauczyć się zawodu trenera. Później podróżował po świecie. Podglądał pracę z młodzieżą w Auxerre i Olympique Lyon, odwiedził Jose Pekermana w Argentynie. Gdy dochrapał się posady w federacji, miał już pojęcie, jak powinien wyglądać nowoczesny futbol. Szwajcaria była totalną piłkarską prowincją — od 1966 nie zakwalifikowała się na mundial, nigdy nie grała na mistrzostwach Europy, jej piłkarzy rzadko zapraszano do najlepszych lig. Mogła więc zacząć od zera. To u Siegenthalera futbolu uczył się Ottmar Hitzfeld, który potem dwukrotnie wygrał Ligę Mistrzów. To tam licencję trenerską zdobywał Joachim Loew, który dopiero w Szwajcarii usłyszał o kryciu strefowym, grze czwórką w linii i dynamice grupy. Gdy dziesięć lat później został członkiem sztabu szkoleniowego Juergena Klinsmanna w reprezentacji Niemiec, podsunął mu zatrudnienie Siegenthalera. Selekcjoner musiał wziąć na siebie medialne cięgi za to, że uznał, że Szwajcar może coś powiedzieć Niemcom o futbolu. Dziś Szwajcarzy trzeci raz z rzędu osiągnęli na turnieju lepszy wynik niż Niemcy. W kwestiach piłkarskich Helweci musieli jednak od zawsze liczyć się z absolutnym lekceważeniem ze strony sąsiadów. Nic dziwnego, skoro z trzech stron są otoczeni potęgami futbolu — Włochami, Niemcami i Francją — a i Austria historyczne zasługi ma znacznie większe niż oni. Podczas gdy w przedwojennych kawiarniach Wiednia rodziły się najważniejsze idee taktyczne futbolu, szwajcarski wkład w tę grę sprowadza się głównie do wymyślenia tzw. szwajcarskiego rygla, czyli ultradefensywnej taktyki, która stanowiła podstawę późniejszego catenaccio.

ZWIĘKSZONA PULA GENÓW

Wszelkie zachwyty nad Szwajcarią zbywane są zwykle lekceważącym machnięciem ręką, bo tak naprawdę wszystko to i tak zasługa imigrantów. To prawda, gdy w latach 90. Szwajcarom udało się wychować pierwsze od dekad znaczące pokolenie piłkarzy, które awansowało na mundial w USA i Euro 1996, Kubilay Tuerkyilmaz był jedynym zawodnikiem obcego pochodzenia w drużynie. Gdy wychodzili z grupy mistrzostw świata w 2006 roku, grali już dla nich także Johan Djourou, Blerim Dzemaili, Valon Behrami czy Hakan Yakin. Dziś tacy zawodnicy stanowią już niemal połowę kadry (12 osób), a trener Murat Yakin to Szwajcar tureckiego pochodzenia. Zwiększona pula genów w społeczeństwie, w którym w 2020 roku aż 19% miało podwójne obywatelstwo, na pewno pomogła w budowaniu solidnych zespołów. Ale gdyby w połowie lat 90. Szwajcarzy nie skodyfikowali założeń swojego pierwszego systemu szkolenia, niczego by tych potomków imigrantów w kwestiach piłkarskich nie nauczyli.

MŁODZIEŻOWE SUKCESY

Już wtedy Helweci założyli, że wszystkie zespoły młodzieżowe mają grać nowoczesnym, jak na ówczesne warunki, systemem 4-4-2, który w Niemczech na dobre przebił się do głównego nurtu dopiero w XXI wieku. Miały szukać ofensywnych rozwiązań, grać w sposób techniczny i pewny siebie, bez wybijania piłki na oślep. Zaczęto tworzyć regionalne ośrodki federacji i współpracować z klubami. W pierwszej kolejności przyniosło to niespotykane wcześniej wyniki na turniejach juniorskich. W 2002 roku zostali wicemistrzami Europy U-17, w 2009 mistrzami świata w tej kategorii wiekowej, a trzy lata później wicemistrzami Europy U-21. W tamtej drużynie grali m.in. Yann Sommer, Fabian Frei, Xhaka czy Shaqiri, obecni w reprezentacji do dziś. Gdy przed mundialem w 2006 roku reprezentacja Niemiec zagrała z 17-latkami Sevette Geneva, niemieccy obserwatorzy byli zaskoczeni sposobem gry juniorów, którzy przesuwali się w sposób zorganizowany, kryli strefowo i wymieniali się rolami. – Widzicie, w Szwajcarii potrafi to każdy zespół U-17 – powiedział dziennikarzom Loew, który od dwóch lat próbował nauczyć takiego sposobu grania najlepszych niemieckich piłkarzy.

WYMIANA POKOLEŃ

System był kilkakrotnie modyfikowany i pomagał sprawić, że Szwajcarzy zaczęli regularnie pojawiać się na turniejach. W ostatnich osiemnastu latach opuścili tylko jeden – Euro 2012. I zapewnili sobie, że ich wzmocniona pozycja w piłce to nie efekt tylko jednego udanego pokolenia. Owszem, w drużynie wciąż są Sommer, Shaqiri, Xhaka, Haris Seferović, Fabian Schaer czy Ricardo Rodriguez, którzy grali już też na mundialu w Brazylii. Ale jednocześnie tylko czterech graczy z obecnego zespołu ma więcej niż 30 lat. Wymiana pokoleniowa w Szwajcarii już nastąpiła. Zachodzi płynnie. W jedenastce utrzymują się tylko najsilniejsze jednostki z poprzedniej generacji, słabsze zaś są zastępowane młodszymi graczami.

REGULARNOŚĆ BEZ UNIESIEŃ

O ile inni mogli zazdrościć Szwajcarom regularności, oni mogą zazdrościć im uniesień. Przez lata barierą nie do przejścia była dla nich 1/8 finału. Udało się ją przebić dopiero przed rokiem, gdy sensacyjnie wyeliminowali z mistrzostw Europy Francuzów, by odpaść dopiero po rzutach karnych z Hiszpanią w ćwierćfinale. Wciąż jednak w ostatnich latach udawało się Duńczykom czy Walijczykom dojść do półfinału Euro, a Chorwatom do finału mistrzostw świata. Szwajcarzy do zeszłego roku nie mieli momentu, by móc masowo wyjść na ulice świętować jakiś triumf. Nie zaliczali jednak tąpnięć takich jak inne nacje. Także dlatego, że potrafili wprowadzić do kadry bardzo dużą stabilizację. W ostatnich dwudziestu latach prowadziło ją tylko czterech selekcjonerów, czyli tylu, ilu Polskę od ostatniego mundialu. Każdy z nich dostawał od sześciu do ośmiu lat na wdrożenie swojej wizji, przez co nie był uzależniony od wyniku jednego turnieju. Każdy osiągnął pewne sukcesy, ale musiał też przełknąć porażki. W tym czasie Szwajcaria systematycznie szła w górę. W XXI wiek wchodziła jako 65. drużyna rankingu FIFA, tymczasem od dziewięciu lat nie wypadła poza czołową dwudziestkę, w szczytowym momencie, dochodząc nawet do czwartego miejsca. To sukcesy, za które nie można sobie wstawić gabloty, ale świadczące o stabilizacji.

Reklama

CORAZ LEPSI Z NAJSILNIEJSZYMI

Ostatnie lata pokazują, że rozwój się nie zatrzymał, bo Szwajcarzy przestali odstawać także w starciach z absolutnie najwyższą półką. W Lidze Narodów w 2018 roku rozbili 5:2 Belgów, którzy byli świeżo po zajęciu trzeciego miejsca na świecie. Na Euro 2020 wyeliminowali mistrzów świata Francuzów, a w eliminacjach do mundialu zostawili za sobą mistrzów Europy Włochów. W tym roku już wydawało się, że spadną z najwyższej dywizji Ligi Narodów, bo zaczęli grę w niej od trzech porażek i znaleźli się na musiku. Potrafili się jednak sprężyć, ogrywając kolejno Portugalczyków, Hiszpanów i na końcu Czechów, pewnie utrzymując miejsce w elicie. To reprezentacja, która wchodząc na mecz z najsilniejszymi drużynami świata czy Europy, nie musi się odwoływać do triumfów sprzed dekad. Większość z jej aktualnych członków ma już na koncie niejeden mecz, w którym urywała punkty silnemu rywalowi albo nawet go ogrywała. Co ważne, często nie porzucając swojego stylu gry opartego na solidnej defensywie, ale mającego też fazy wyższego pressingu i kombinacyjnych wymian podań.

POTENCJAŁ NA NIESPODZIANKĘ

Po fazie grupowej okrzyknięto mundial w Katarze turniejem niespodzianek, bo poziom był niezwykle wyrównany, do domu musieli pojechać Niemcy czy Belgowie, a pojedyncze porażki zaliczyli też Hiszpanie, Brazylijczycy, Argentyńczycy czy Francuzi. Faza pucharowa to na razie jednak pokaz siły wagi ciężkiej. W każdym z dotychczasowych meczów do ćwierćfinału awansował wyraźny faworyt 1/8 finału. Jeśli gdzieś kandydat do medali może mieć w tej fazie problemy, para Portugalii ze Szwajcarią wydaje się do tego najlepsza. Z jednej strony przez brak spektakularnego sukcesu na żadnym turnieju każdy dobry wynik Szwajcarii wciąż jest uznawany za zaskakujący. Z drugiej, tak naprawdę coraz trudniej traktować pojedyncze dobre wyniki Szwajcarii za niespodzianki, skoro zdarzają się tak często i w tak powtarzalnych cyklach. Jeśli selekcjoner Yakin mówi, że jego piłkarzy stać na napisanie we wtorek historii, nie brzmi to, jak myślenie życzeniowe, a jak trzeźwa ocena potencjału drużyny. Portugalia niewątpliwie ma lepszych piłkarzy, ale do tego akurat Szwajcarzy są przyzwyczajeni. Regularnie pokonują przecież drużyny z lepszymi piłkarzami lepszym zespołem.

Czytaj więcej o mistrzostwach świata:

 

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Mistrzostwa Świata 2022

Komentarze

23 komentarzy

Loading...