Reklama

Wygrać z mitem. Czy Serbowie znowu wybiorą piękną śmierć?

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

02 grudnia 2022, 14:27 • 6 min czytania 13 komentarzy

Bitwa na Kosowym Polu zaczęła się w XIV wieku, według historyków toczyła się maksymalnie kilka dni, ale dla Serbów nie skończyła się nigdy. Trwała w reprezentacyjnej szatni przed meczem z Brazylią. Trwała w drugiej połowie spotkania z Kamerunem. Będzie trwać dzisiaj w starciu ze Szwajcarią, którego stawką jest awans do 1/8 finału mistrzostw świata.

Wygrać z mitem. Czy Serbowie znowu wybiorą piękną śmierć?

Kosowe Pole to kotlina. Długa na 85 kilometrów, szeroka maksymalnie na 15 kilometrów. Ciągnie się wzdłuż rzeki Sitnicy, od Mitrovicy do Urosevca/Ferizaj. Kosowe Pole to miejsce bitwy stoczonej w czerwcu 1389 roku między zjednoczonymi Serbami a Imperium Osmańskim. Kosowe Pole to centralny punkt serbskiej historii. Początek, który nie ma końca. Kosowe Pole to świętość. Tam zaczął się mit, który niezmiennie od końca XIV wieku determinuje życie Serbów. Kim są i kim będą.

Serbia i mit kosowski

Na pewno doszło do bitwy. Nie wiadomo, w którym konkretnie miejscu kotliny. Nie wiadomo, czy na pewno 15 czerwca, jak się powszechnie przyjmuje. Prawdopodobnie tak, ale niektóre źródła mówią, że dzień później i trwała nie jeden, a trzy dni (np. wg Konstantego z Ostrovicy). Wiadomo, że zginęli dwaj wodzowie – sułtan Murad I i książę Lazar. Wiadomo, że obie strony poniosły wielkie straty. Cała reszta pozostaje niejasna. Przynajmniej z punktu widzenia historyków, którzy składają do kupy szczątkowe relacje – nierzadko sprzeczne – ze źródeł serbskich, tureckich, bizantyńskich, dubrownickich oraz zachodnioeuropejskich. Bo dla Serbów wszystko jest jasne.

Dzień przed bitwą Lazarowi objawił się anioł, który dał mu wybór – albo zwycięstwo na Kosowym Polu i wielkie królestwo na ziemi, albo porażka i wieczne Królestwo Niebieskie. Zdecydował się na to drugie, dlatego sam zginął, a jego wojska poległy, co zapoczątkowało ekspansję Turków na Bałkanach i upadek Serbów. Wybrał piękną śmierć, a tamtego dnia zawarto przymierze między Bogiem a Serbami. 

Reklama

To wszystko wiadomo z tzw. cyklu kosowskiego. Potężnego zbioru legend i pieśni opowiadających o tamtych wydarzeniach. To wszystko zbudowało tożsamość narodu, opartą na micie Wielkiej Serbii sprzed bitwy i szczególnym przeznaczeniu Serbów ze względu na umowę z Bogiem. To wszystko tłumaczy ich miejsce w świecie i 500-letnią niewolę turecką. To wszystko sprawia, że Serbowie nie pogodzą się nigdy z niepodległym Kosowem, gdzie – jak łatwo się domyślić – leży Kosowe Pole.

Ale to przeszłość? Nic bardziej mylnego. Na początku drugiej dekady XXI wieku Sanja Bošković w książce „Kosovski kulturološki mit” rozmawiała z dziećmi o literaturze ludowej, której uczyli się w szkole. Większość zapamiętała pieśni o bitwie na Kosowym Polu i wymieniała wśród ulubionych bohaterów właśnie księcia Lazara. Mało? Polityk Vojislav Šešelj w 2016 roku wykorzystywał fragmenty „Pieśni o Kosowie” w kampanii prezydenckiej. Jeszcze nie wystarczy? Przed meczem z Brazylią ktoś wywiesił w szatni reprezentacji Serbii flagę z konturami Wielkiej Serbii, w której granicach – rzecz jasna – było Kosowo, a wszystko opatrzono podpisem: „Nema predaje”. „Nie poddamy się”.

Flaga pojawiła się na szafkach Andriji Zivkovicia i Milosa Veljkovicia. Ten drugi występuje w Werderze Brema i rzecznik klubu z północy Niemiec zapewniał portal Deichstube, że zawodnicy nie tyle jej nie wywiesili, co nawet nie widzieli w szatni, bo kiedy tam weszli, nic takiego nie znaleźli. Dowiedzieli się o wszystkim dopiero z fotografii opublikowanej w mediach społecznościowych. Być może tak było, ale ktoś z szeroko rozumianej drużyny to zrobił. Sama się nie powiesiła, prawda? Sprawę bada komisja dyscyplinarna FIFA.

Mentalność i socjologia

To co zrobili dziś Serbowie to wykracza poza sferę czysto piłkarską. Kluczowa jest narodowa mentalność i socjologia. Serbowie jako naród mają we krwi to, że wolą pięknie umrzeć niż brzydko przeżyć. Ich ułańska fantazja ma plusy i minusy. Dziś było i jedno i drugie – napisał na Twitterze po remisie Оrlovich z Kamerunem 3:3 Przemek Siemieniako, ekspert od spraw serbskich (bo nie tylko futbolu).

Reklama

Pięknie umrzeć – jak książę Lazar. Pięknie, czyli po kapitalnym, ofensywnym występie, bo tak zagrali zawodnicy selekcjonera Dragana Stojkovicia z przeciwnikami z Afryki. Prowadzili 3:1 i dalej chcieli atakować, więc bronili wysoko, niemal na połowie boiska. Tyle że dwa błędy w ustawieniu Nikoli Milenkovicia skończyły się fatalnie. Ale – jeszcze raz – nikt efektowności temu występowi odmówić nie może.

Dzisiaj kolejny etap – rywalizacja ze Szwajcarią. I nie chodzi tylko o możliwość pięknej śmierci, a dwóch piłkarzy Helwetów albańskiego pochodzenia – Xherdana Shaqiriego i Granita Xhakę. Pierwszy urodził się w Gnjilane, jeszcze na terytorium Jugosławii, dzisiaj już Kosowa, niepodległego od 2008 roku. Drugi poza, bo rodzice szybciej wyemigrowali, ale ojciec w przeszłości siedział w jugosłowiańskim więzieniu za walkę o niepodległość Kosowa, więc zadbał o świadomość narodową syna. Shaqiri i Xhaka zdobyli po bramce przeciwko Serbom w mistrzostwach świata w 2018 roku i ułożyli dłonie w ten sposób, że imitowały dwugłowego orła, godło Albanii.

To był kolejny etap walki na Kosowym Polu. Kolejny, bo właśnie Albańczycy zyskali na podboju Bałkanów przez Imperium Osmańskie. Turcy oferowali przywileje tym, którzy przeszli na islam, a Albańczycy przechodzili masowo i stopniowo zaczynali dominować w Kosowie kosztem wiernych prawosławiu Serbów. Po odzyskaniu przez Serbów niepodległości w XIX wieku wiele się nie zmieniło – w latach 80., u schyłku Jugosławii, Albańczycy stanowili mniej więcej 90% mieszkańców. Potem wybuchła krwawa wojna domowa, narody walczyły o wolność i niezależność. Powstały Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Macedonia i Słowenia. Ale boje w Kosowie zakończyły dopiero naloty NATO na Belgrad w 1999 roku. Początkowo obiecywano, że nie dostanie niepodległości, ale dziewięć lat później nie dotrzymano słowa. Pierwszego dnia niezależność uznały m.in. USA, Wielka Brytania czy Francja. Rosja nie zrobiła tego do dzisiaj, dlatego Serbowie nazywają ich braćmi, bez względu na wszystko. Zachód ich dwukrotnie zdradził – najpierw bombardując stolicę, a następnie akceptując oderwanie Kosowa. Tego się nie zapomina. Nie w Serbii.

Kolejny etap bitwy

Za gesty wykonane w trakcie mundialu 2018 Shaqiri i Xhaka zostali ukarani finansowo. Dzisiaj przekonują, że popełnili błędy.

Jeśli kogoś uraziłem, przepraszam – stwierdził Shaqiri.

Przepraszam za to, co się stało i byłbym głupi, gdybym drugi raz zrobił to samo – wtórował mu Xhaka.

Ale w Kosowie wiedzą swoje. To nie będzie zwykły mecz.

Ratusz w Prisztinie organizuje strefę kibica, z wielkim ekranem, na którym setki widzów obejrzą spotkanie. W całym Kosowie ludzie będą je śledzić, także w Gnjilane, rodzinnej miejscowości Shaqiriego. Zawsze kiedy gra, wywieszane są tam flagi – powiedział ESPN dziennikarz z Kosowa Xhemajl Rexha.

Jako się rzekło – kolejny etap bitwy na Kosowym Polu.

Serbia, by pozostać w turnieju, musi pokonać Szwajcarię i liczyć, że Brazylia nie odpuści Kamerunowi. Pokonać, nie pięknie przegrać. Może to dobry moment na zwycięstwo? W końcu tak naprawdę Serbowie militarnie nie przegrali z Imperium Osmańskim na Kosowym Polu, nie utracili niepodległości bezpośrednio z tego powodu (zostali podbici dużo później), w tamtym momencie nawet nie musieli oddawać Turkom kawałka ziemi. To wszystko element mitu, bez potwierdzenia w historycznych źródłach.

No właśnie. Ale czy da się wygrać z mitem?

CZYTAJ WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:

foto. FotoPyk

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Mistrzostwa Świata 2022

Ekstraklasa

Daniel Szczepan: Pracowałem na kopalni. Myślałem, by się poddać i rzucić piłkę [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Daniel Szczepan: Pracowałem na kopalni. Myślałem, by się poddać i rzucić piłkę [WYWIAD]

Komentarze

13 komentarzy

Loading...