Reklama

Modlitwa o piłkę nożną

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

02 grudnia 2022, 15:32 • 6 min czytania 63 komentarzy

Dziennikarz: „Gramy z Francją już w niedzielę”. Piotr Zieliński: „To do kościoła z rana, pomodlić się i będzie dobrze”. Dziennikarz: „W Dosze nie ma kościołów rzymsko-katolickich”. Zieliński: „Ale w Polsce ich nie brakuje”. Co prawda jest w tym dialogu drobna nieścisłość, bo w Katarze stoi pozbawiony zewnętrznych symboli chrześcijańskich Kościół Matki Bożej Różańcowej, ale sens pozostaje ten sam – mistrzostwa świata to jedna wielka msza. 

Modlitwa o piłkę nożną

Diego Maradona junior przyznał kiedyś, że należy do nieformalnego kościoła Zielińskiego. Ma to swoje znaczenie i swój wymiar, szczególnie w Neapolu na Stadio Diego Armando Maradona, gdzie Polak na co dzień czaruje swoimi piłkarskimi talentami. Klaustrofobiczne ulice tego miasta są czarne od brudu. Śmieci wypełzają z przepełnionych kubłów. Pety przykleją się do podeszwy. Nocą wszędzie roi się od szemranych typów spod ciemnej gwiazdy. Reszta kraju pogardza tym regionem Włoch. – Jesteście brudnymi południowcami! – tak niedawno przywitano Napoli na stadionie w Weronie. Bogatsza północ nabija się z biednego południa, że nie ma pojęcia, do czego służy muszla klozetowa, że w wannie robi sobie ogródek, że w łóżkach śpi po pięć osób, że chodzi cała umorusana i obłocona, że jest nędzna, licha i żałosna, a jednak nie potrafi odmówić jej dumy z prawa do kultu Diego Maradony.

To w Neapolu ochrzczono go mianem Il dio del calcio. Bóg futbolu. Miasto powstało przy nim z kolan. Pokochały go sprzątaczki, babcie klozetowe, siostry zakonne i damy z pałaców. Pokochali go śmieciarze, tragarze, księża, mafiosi i politycy. Pokochali go chorzy i zdrowi, zatrudnieni i bezrobotni, panicze i bezdomni, dziewczynki i chłopcy, kobiety i mężczyźni, biedni i bogaci, źli i dobrzy. Metafizyczność tego uwielbienia najlepiej pokazuje chyba film „To była ręka Boga” w reżyserii Paolo Sorrentino, gdzie losy kochającego piłkę nożną i wchodzącego w dorosłość Fabiettoto w jakiś absurdalnie blisko-odległy sposób przeplatają się z bohaterskim przybyciem Diego Maradony pod Wezuwiusza.

Na oczach tłumów futbol stał się czymś z pogranicza tajemniczego misterium, a najwybitniejszych piłkarzy wzniesiono niemal do rangi świętych.

Dość powiedzieć, że kiedy zmarł Diego Maradona, cały Neapol płakał, a policjanci zdemaskowali absurdalny plan dzikich wyznawców kultu Argentyńczyka, którzy planowali włamać się na cmentarz, rozkopać grób swojego boga i ukraść jego serce ku własnej sekciarskiej sławie. Dopiero później okazało się, że i tak wszystkie starania spełzłyby na niczym, bo lekarz Nelson Castro, autor książki „Zdrowie Diego: historia prawdziwa”, ujawnił, że Diego Armando Maradonę pogrzebano bez serca. Ważyło pół kilograma, czyli prawie dwa razy więcej niż serce przeciętnego człowieka. W końcu musiało pomieścić w sobie zbiorową miłość.

Reklama

Mundial w Katarze to pierwszy mundial bez żyjącego Diego Armando Maradony od 1958 roku. A piłka nożna wciąż ma w sobie mnóstwo z religijnego obrządku. Rodrygo gładzi kolana i nogi Ronaldo Nazario, żeby następnie pogładzić swoje kończyny dolne i za pomocą tego pozornie absurdalnego gestu przenieść na siebie tajemniczą magię dwukrotnego mistrza świata, który w wieku czterdziestu sześciu lat już na dobre przybrał kształt kuleczki i najprawdopodobniej miałby niemały problem, żeby wdrapać się po schodach na dziesiąte piętro w bloku bez windy. Ale wciąż jest kochany. Siedzi na lożach VIP w towarzystwie innych wspaniałych, a realizatorzy meczów Brazylijczyków bezproblemowo wyszukają na trybunach kibiców, którzy każdymi dostępnymi sposobami próbują upodobnić się do idola. Świat obiegły obrazki z fanem, który wyciął sobie „grzywkę” na Ronaldo Nazario.

Ilu jeszcze było takich naśladowców godnej lub niegodnej miary?

Sam jeden Bóg wie.

Albo bóg, bo niekoniecznie ten u góry, niezależnie w jakim obrządku i porządku, może po prostu ten piłkarski.

Do którego z nich modlą się ludzie na stadionach? Tego nie wie nikt. A modlą się wszyscy. I telewizja lubi nam to pokazywać. Modliła się kostarykańska blondynka, kiedy jej reprezentacja pobiła Japonię i zrehabilitowała się za kompromitację z Hiszpanię. Modliły się irańskie kobiety, kiedy ich kadra nie śpiewała hymnu i stawiała się tyrańskiemu reżimowi, żeby przed meczem ze Stanami Zjednoczonymi zaśpiewać hymn i poddać się tyrańskiemu reżimowi pod groźbą skrzywdzenia niewinnych ludzi i rodzin. Modlili się saudyjscy kibice, gdy ich drużyna odnosiła największy sukces w swojej historii i pokonywała Argentynę. Modlili się argentyńscy fanatycy, gdy Leo Messi podchodził do rzutu karnego. Modlili się polscy kibice, gdy Wojciech Szczęsny miał bronić rzut karny i gdy do ostatnich sekund ważyły się losy awansu biało-czerwonych do 1/8 fazy pucharowej. Modliły się wszystkie narodowości we wszystkich językach. Modlili się też piłkarze, trenerzy, sztaby, prezesi, prezydenci, wszyscy. I będą się modlić, bo wszyscy w coś wierzą, nawet jak nie wierzą.

Mundial to jedna wielka modlitwa.

Reklama

I Piotr Zieliński nie wypisuje siebie z tego jednego wielkiego piłkarskiego psalmu.

Wojciech Kuczok, nagradzany polski pisarz, który o sporcie pisze często i chętnie, wysmażył kilka lat temu skandalizujący felieton o religijnym inwentarzu gestów polskich skoczków narciarskich: „Dalibóg, w żadną pracę z psychologiem nie uwierzę, dopóki to nerwowe „Wymię ojca…” będzie poprzedzało każdy dojazd do progu. Wygląda na to, że w przypadku skoczka z Nowego Targu wiara w Boga jest silniejsza od wiary w siebie. Martwi mnie natomiast pobożność naszego pogromcy igielitu, co do którego wciąż żywimy uzasadnione nadzieje medalowe. Dawid Kubacki nie przestaje się żegnać przed skokiem. Żona uznaje to za jeszcze jeden dowód na przewagę narciarstwa alpejskiego. Mówi, że nie byłoby problemu, gdyby miał kijki. Chyba że idolem Kubackiego jest Piotr Fijas, orzeł pośród nielotów późnego PRL-u, który do rytualnego znaku krzyża przed każdym skokiem dodawał jeszcze pogańskie splunięcie na bok. Sportowcy manifestujący wiarę podczas transmitowanych zawodów obrażają moje uczucia ateistyczne, choć mniej mnie drażnią tacy, którzy po odniesionym sukcesie dziękują Bogu, niż ci, którzy wzywają go na pomoc przed startem. Skoczek, który pół roku temu miażdżył rywali jeszcze bezlitośniej, niż czyni to obecnie Kamil Stoch, nie powinien się zachowywać jak pan Zenek z aerofobią, który umiera ze strachu w kołującym aeroplanie. Mateczko Boska, jak się nie przeżegnam, to spadniemy. A przecież Bóg nie ogląda skoków narciarskich – od kiedy istnieje TV Trwam, nie przełącza na inne kanały”.

Jest w tym mnóstwo mniej lub bardziej wyszukanej ironii, krótszego lub dłuższego mrugnięcia oka, ale żyjemy jednak w bardzo pobożnym i bogobojnym społeczeństwie, więc na Kuczoka spadły wówczas gromy i krytyka, co, po prawdzie, jestem w stanie zrozumieć – może nie w ujęciu literackim, a czysto społecznym – bo sport bez wiary w wiarę, w umowność, w gesty, w symbole, w alegorie, w laury, w medale i w puchary nie miałby w sobie nic ciekawego. Mundial musi być jednym wielkim świętem różnorodności. Katolicy obok ateistów, islamiści obok hinduistów, buddyści obok judaistów, księża obok szamanów, wszyscy obok wszystkich, a w centrum tego wszystkiego – prostokątne boisko.

Pewnie można byłoby wyśmiać Piotra Zielińskiego. Jesteś świetnym piłkarzem, więc graj świetnie w piłkę, a nie apeluj (?) czy żartuj (?), nie mów po prostu: „to do kościoła z rana, pomodlić się i będzie dobrze”. Bo tak przecież z Francją nie wygramy i nie zremisujemy, może nawet, niestety, się skompromitujemy, choć już jakoś od bitwy pod Grunwaldem wiadomo, że Bóg jest z nami, a nie z nimi. Ale po co wyśmiewać, skoro sami sprawiamy, że idea il dio del calcio jest wiecznie żywa. Nie wierzysz? Przyjrzyj się uważnie, jakie gesty wykona większość Polski, gdy tylko z Francją uda nam się wcisnąć gola i wizja ćwierćfinału stanie się choćby ciut prawdopodobna.

Czytaj więcej o reprezentacji Polski:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Mistrzostwa Świata 2022

Komentarze

63 komentarzy

Loading...