Reklama

Katarska bitwa Gregga Berhaltera

Patryk Fabisiak

Autor:Patryk Fabisiak

29 listopada 2022, 14:59 • 10 min czytania 4 komentarze

Oskarżenia o nepotyzm, miażdżąca krytyka ze strony mediów, notoryczne próby udowodnienia wszystkim swojej wartości – to codzienność Gregga Berhaltera, selekcjonera reprezentacji USA w piłce nożnej. Gregga Berhaltera, który stanie dziś przed największym wyzwaniem w dotychczasowej karierze. Czeka go historyczna potyczka z Iranem, która przesądzi o losach awansu z grupy na mistrzostwach świata w Katarze. Pierwszą bitwę z irańskimi dziennikarzami ma za sobą, ale wojna wciąż trwa. Teraz czas na bitwę z irańskimi piłkarzami. 

Katarska bitwa Gregga Berhaltera

Tutaj siły są rozłożone niemal po równo. Nie da się znaleźć eksperta, który będzie w stanie wskazać zdecydowanego faworyta dzisiejszego spotkania. Oczywiście na papierze silniejszym zespołem są Amerykanie, ale tylko na papierze. Nazwiska robią wrażenie, jednak nie grają. Irańczycy będą dzisiaj walczyć na śmierć i życie. W dodatku z nożem na gardle i to niestety w niemal dosłownym znaczeniu.

Gregg Berhalter kontra Iran

Sport i polityka

Gregg Berhalter marzył o występie w mistrzostwach świata w roli selekcjonera reprezentacji USA. Zresztą jak każdy amerykański trener. W ogóle każdy trener piłkarski na świecie marzy przede wszystkim o poprowadzeniu kadry narodowej swojego kraju.

Reklama

Ale tego, co spotka Berhaltera w Katrze nie dało się przewidzieć. Oczywiście emocje buzowały już od momentu, kiedy kilka miesięcy temu w Dosze rozlosowano mundialowe grupy. Gdy tylko nazwa „USA” pojawiła się obok „Iran”, wiadomo było, że będzie gorąco. Tylko że los jak zwykle spłatał figla i sytuacja na świecie przez ten krótki czas znacznie się zmieniła. Przede wszystkim wybuchła wojna w Ukrainie, w którą Amerykanie wplątać się musieli. W końcu, jak się jest lub przynajmniej chce się być największym światowym mocarstwem, to trzeba być obecnym w każdym konflikcie, jaki się akurat na tym świecie toczy. Problem w tym, że podobnie myślą Irańczycy.

Iran może nie kandyduje do miana największego mocarstwa, ale bardzo chciałby być przynajmniej jednym z największych. W ten sposób po raz kolejny w historii postawił się po stronie przeciwnej Stanom Zjednoczonym, czyli w tym przypadku Rosji, głównie dostarczając machinie wojennej Władimira Putina własne drony. To kluczowy kontekst także dla tej wojny boiskowej, która jest przed nami. Ale nie jedyny. Bo oprócz zaangażowania w wojnę w Ukrainie ajatollachowie podpadli Zachodowi jeszcze czymś innym.

Mianowicie ostro rozprawili się z kobietami protestującymi po śmierci Mahsy Amini. Protesty wciąż trwają, a częściowo włączyli się do nich także irańscy piłkarze. Częściowo, bo w kadrze jest jakieś grono, które nie było do tego skłonne. Ostatecznie przed meczem z Anglią wszyscy wyszli jak jeden mąż i nie odśpiewali hymnu państwowego. Postawa godna pochwały, bo bardzo ryzykowna. Świadczą o tym choćby ostatnie doniesienia medialne, mówiące o tym, że irańscy zawodnicy musieli się zmierzyć z groźbami dotyczącymi ich rodzin. Dlatego już na kolejnym spotkaniu hymn śpiewali. Dość nieśmiało, ale zaśpiewali.

Krystalizuje nam się grono kozaków. Bruno Fernandes, Szczęsny i Mbappe lśnią

Wybuchowa konferencja

Tak więc przez kilka miesięcy od losowania sytuacja na świecie znacznie się zmieniła. Stosunki pomiędzy USA a Iranem znacznie się zaogniły, co nadało zupełnie inny wymiar pojedynkowi ich reprezentacji na mistrzostwach świata. Z relacji większości obecnych w Katarze dziennikarzy, którzy pojawili się na przedmeczowej konferencji Gregga Berhaltera wynika jasno – takiej konferencji jeszcze nie widzieli.

Selekcjoner kadry USA spodziewał się trudnych pytań, ale to, co przeżył, przekroczyło jego wyobrażenia. Wizy, wojna, inflacja, rasizm, protesty, „Black Lives Matter” – to sprawy, do których musiał się w jakiś sposób odnosić Berhalter wraz z zawodnikiem Tylerem Adamsem. Oczywiście starali się robić to wymijająco, jak tylko potrafili, bo w końcu mieli nadzieję rozmawiać o piłce nożnej, a nie być elementem gry politycznej.

Reklama

Mało brakowało, a doszłoby do rękoczynów pomiędzy dziennikarzami. Adams dostał między innymi dosłowne pytanie: – Jak to jest reprezentować rasistowski kraj? Było też o inflacji czy obecności amerykańskich wojsk w Zatoce Perskiej. Co oczywiście najciekawsze, główną bazą armii USA w tym rejonie jest… Katar, a dokładnie port lotniczy Al-Udeid. – Nie mam pojęcia o polityce i trudno mi na to odpowiedzieć – odpowiadał głównie amerykański trener.

Mecz piłkarski USA kontra Iran w pełnej okazałości. Szykuje nam się być może najbardziej napięte widowisko w historii mundiali.

A to nie wszystko, bo przecież amerykańska federacja dolała oliwy do ognia jeszcze przed konferencją, publikując grafikę z grupową tabelą, na której z flagi Iranu usunięto wszystkie symbole. Zostały tylko barwy. To miał być protest przeciwko traktowaniu kobiet. Wybuchł skandal, a irańska federacja złożyła wniosek do FIFA o… wykluczenie reprezentacji USA z mundialu.

Zawodnicy i sztab szkoleniowy nie mieli pojęcia, co nasze biuro prasowe publikuje w mediach społecznościowych. Czasami te rzeczy są poza kontrolą. Możemy jedynie przeprosić w imieniu zawodników i całego sztabu. Nasze myśli są z narodem irańskim, ale musimy w pełni skupić się na meczu – powiedział Berhalter, cytowany przez dziennik „The Mirror”.

Białek z Kataru: Kawaii po zwycięstwie, kawaii po porażce

Najważniejszy mecz w karierze

Skoro takie sceny miały miejsce na konferencji prasowej, to aż strach pomyśleć, co będzie się działo na boisku we wtorkowy wieczór. Naprawdę jest to ironia losu, że na dodatek to spotkanie będzie miało taką stawkę. Iran ma w tej chwili trzy punkty, dzięki wygranej z Walią. USA ma tylko dwa po dwóch remisach z Anglią i Walią. Teoretycznie szanse na awans wciąż mają nawet Walijczycy, a nawet są szanse, że Anglicy stracą awans. Zdarzyć się może niemal wszystko.

Ale patrząc na obecną formę Walijczyków, nie ma raczej co liczyć na to, że ugrają coś z Anglią, choć to też jest mecz o ogromnym ciężarze gatunkowym, jak każde starcie drużyn z Wysp Brytyjskich.

Logika wskazuje, że kwestia awansu obok Anglii rozstrzygnie się pomiędzy Iranem i USA. Gregg Berhalter będzie musiał stanąć na głowie, żeby wymyślić odpowiedni plan na ten mecz. Jest człowiekiem, który nie ma najlepszej prasy w USA. Jego kadra wygląda całkiem nieźle na turnieju, ale media i kibice patrzą na punkty. A tych wciąż jest mało. Sytuacja selekcjonera jest więc patowa. Nie jest specjalnie lubiany, więc ewentualna klęska sprawi, że stanie się pewnie już na zawsze największym nieudacznikiem w historii amerykańskiego soccera.

W kraju wciąż zarzuca mu się, że otrzymał posadę tylko dzięki temu, że jego brat jest prominentnym działaczem w amerykańskim związku. Tej łatki już od siebie pewnie nie odklei. Chyba że wygra z Iranem i awansuje do 1/8 finału. Chyba nie będzie przesadą, jeżeli powiemy, że będzie dzisiaj walczył o życie. To trenerskie.

Wojtek, to była twoja chwila prawdy

Doświadczenie mundialowe

Pomimo ogólnej beznadziei tej sytuacji jest sporo przesłanek, które pozwalają swobodnie myśleć, że Berhalter i jego ekipa, odniosą dziś sukces. Przede wszystkim selekcjoner reprezentacji USA to człowiek, który wie, co to mundial i z czym się to je, bo sam brał w nim udział jako zawodnik. W kadrze rozegrał w sumie 44 spotkania, z czego właśnie dwa w mistrzostwach świata w 2002 roku. W meczu z Polską akurat nie, bo szansę dostał dopiero w fazie pucharowej, w starciach z Meksykiem i Niemcami. Pozostałe spotkania oglądał z ławki. Był też na mundialu w 2006, ale wtedy nie podniósł się z niej ani razu.

Berhalter udowodnił już także swoją wartość samym awansem do mistrzostw świata i to pomimo całej przykrej otoczki. Przejmował schedę w kadrze po nie byle kim, bo wielkiej legendzie, jaką niewątpliwie był Bruce Arena. Choć oczywiście nie bezpośrednio, bo pomiędzy nim a Areną reprezentację prowadził jeszcze tymczasowo Dave Sarachan.

Nowy selekcjoner doskonale wiedział, co ma robić. Miał plan. Przejmował kadrę, która była w rozsypce, po tym, jak nie udało jej się awansować na mundial w Rosji. Najważniejsze było w zasadzie zaoranie wszystkiego i zbudowanie od nowa. Bez żadnych skrupułów pożegnał się z takimi zawodnikami jak Jozy Altidore czy Michael Bradley, którzy – umówmy się – byli absolutnymi symbolami Jankesów.

To nie zostało zbyt dobrze przyjęte, a już w szczególności w zestawieniu z tym, że Berhalter początkowo powoływał głównie zawodników z MLS. Jako że przed pracą w kadrze był trenerem i dyrektorem sportowym Columbus Crew, znał tamtejszych zawodników na wylot. Dopiero później nieco zmienił strategię.

Gol nagrodą za poświęcenie. Jak Piotr Zieliński zagrał z Arabią Saudyjską?

Trener-przyjaciel

Berhalter bazował na tym, że potrafił świetnie rozwinąć relacje z zawodnikami. Przechodził od razu na stopień kumpelski i tworzył rodzinną atmosferę. W ten sposób było mu łatwiej korzystać z młodych zawodników, którzy już błyszczeli w Europie. A także przekonywać tych, którzy mieli podwójne obywatelstwa i mogli grać jeszcze dla innych reprezentacji.

Boleśnie przekonali się o tym Polacy, bo tak było chociażby z Gabrielem Sloniną, który był już także po rozmowie z Czesławem Michniewiczem, ale wtedy do akcji wkroczył Berhalter. Podobno przez kilka dni mieszkał w Chicago, tylko po to, żeby namawiać młodego bramkarza na grę dla USA. To zaimponowało 18-latkowi, który ostatecznie podziękował polskiemu selekcjonerowi.

Ale nie jest to oczywiście odosobniony przypadek, bo tak samo było choćby z gwiazdami reprezentacji USA na mundialu w Katarze – Sergino Destem i Yunusem Musahem. O tego pierwszego ostro walczyli Holendrzy, choć ten grał w amerykańskich młodzieżówkach. Przypadek tego drugiego był nieco inny, bo akurat on występował w kadrach młodzieżowych Anglii. Ostatecznie obaj wybrali Wujaszka Sama. Berhalter znowu wygrał.

I właśnie umiejętności interpersonalne amerykańskiego selekcjonera i jego doskonałe relacje z zawodnikami mogą się dziś okazać kluczowe. Jego piłkarze są w stanie pójść za niego w ogień, a właśnie to trzeba będzie zrobić w meczu z Iranem. Szczególnie że tam sytuacja nie jest już tak kolorowa, bo Carlos Queiroz nie jest ulubieńcem wszystkich zawodników. Zwolennikami jego powrotu była tylko część z nich, ale taka, która miała większą siłę przebicia.

„Nie lubię siebie oglądać na tym filmiku”. Herve Renard, czyli chodzący szacunek

Taktyka czy serce?

Pytanie tylko, czy samo zaangażowanie i chęć do walki jest w stanie przynieść sukces w starciu z Iranem. Zapewne nie, ale to na pewno będzie kluczowe. Dziś głowy raczej nie będą chłodne. Trybuny będą żyły, napięcie będzie wyczuwalne. Irańczycy raczej będą w większości, więc trzeba się na to odpowiednio przygotować. Zadbać przede wszystkim o głowę.

Ale Gregg Berhalter na pewno ma jakiś doskonały plan na ten mecz, prawdopodobnie obmyślony jeszcze przed turniejem. Jego filozofia opiera się na ustawieniu 1-4-3-3 z odwróconym trójkątem w środku, gdzie bardzo ważną rolę odgrywa „szóstka”, czyli w tym przypadku Adams. Adams, który pierwszą próbę już przeszedł, odpowiadając na pytania o inflację.

Zwykle grają niezwykle dynamicznie, wysokim pressingiem. Nie dają nawet chwili oddechu rywalowi. Doskonale było to widać w meczu z Walią, gdzie niestety wypompowali się w pierwszej połowie, a wbili tylko jedną bramkę i ostatecznie mecz zakończył się remisem. Z Anglią zagrali już nieco inaczej. Sposobem.

I trzeba przyznać, że niewiele brakowało, żeby to przyniosło oczekiwany rezultat. Przede wszystkim angielscy stoperzy nie potrafili sobie poradzić z pressingiem napastników. Byli nieustannie nękani, a jak wiadomo choćby Harry Maguire nie jest najlepszy w te klocki. Amerykanie dobrze blokowali też boczne sektory, co eliminowało w zasadzie całkowicie ich najważniejszą broń, czyli mocne skrzydła i boki obrony. Od gry odcinany był też Declan Rice, co utrudniało transport piłki od obrony.

Skoro udało się zaszachować Anglików, to tym bardziej da się to zrobić z Irańczykami. Dziś Amerykanie pewnie nie będą już tak odważni, jak w poprzednich spotkaniach. Nie będzie aż tak szaleńczego pressingu, bo jest sporo do stracenia. Przez to na pewno Jankesi nie będą nam się aż tak podobać, jak dotychczas, ale liczy się wynik. Wynik o wymiarze historycznym. Wynik w historycznym meczu, który odbije się szerokim echem i zapewne będzie wspominany przez lata.

W roli amerykańskiego dyplomaty – Gregg Berhalter.

Zapraszamy też do nadrobienia dzisiejszego „Stanu Mundialu” w składzie: Jan Mazurek, Maciej Szełęga, Patryk Fabisiak i Mateusz Janiak.


Czytaj więcej o mundialu w Katarze:

Fot. 400mm.pl

Urodzony w 1998 roku. Warszawiak z wyboru i zamiłowania, kaliszanin z urodzenia. Wierny kibic potężnego KKS-u Kalisz, który w niedalekiej przyszłości zagra w Ekstraklasie. Brytyjska dusza i fanatyk wyspiarskiego futbolu na każdym poziomie. Nieśmiało spogląda w kierunku polskiej piłki, ale to jednak nie to samo, co chłodny, deszczowy wieczór w Stoke. Nie ogranicza się jednak tylko do futbolu. Charakteryzuje go nieograniczona miłość do boksu i żużla. Sporo podróżuje, a przynajmniej bardzo by chciał. Poza sportem interesuje się w zasadzie wszystkim. Polityka go irytuje, ale i tak wciąż się jej przygląda. Fascynuje go… Polska. Kocha polskie kino, polską literaturę i polską muzykę. Kiedyś napisze powieść – długą, ale nie nudną. I oczywiście z fabułą osadzoną w polskich realiach.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Mistrzostwa Świata 2022

Komentarze

4 komentarze

Loading...