Reklama

Najlepsze i najgorsze transfery lata w Ekstraklasie. Stal i Raków królami polowania

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

15 listopada 2022, 15:21 • 17 min czytania 47 komentarzy

Transfery, transfery, transfery. Niedługo znów zacznie się zakupowy i sprzedażowy szał w Ekstraklasie, ale nim do niego dojdzie, podsumujemy letnie okienko – zarówno w kontekście pozytywnym, jak i negatywnym.

Najlepsze i najgorsze transfery lata w Ekstraklasie. Stal i Raków królami polowania

Sensacyjnym królem polowania okazała się Stal Mielec, która ma aż trzech przedstawicieli w dziesiątce najlepszych ruchów kadrowych. Zaraz za nią Raków z dwoma zawodnikami. Na przeciwnym biegunie znajdują się Zagłębie Lubin i… Legia Warszawa, która powstała z kolan po fatalnym sezonie, ale niewielka w tym zasługa nowych piłkarzy.

Przy sporządzeniu obu zestawień staraliśmy się wyważyć różnicę w statusie danego zawodnika, wyjściowych oczekiwaniach względem niego i poniesionych kosztach przez klub. Z tego względu na przykład nieco wyżej umieściliśmy Davo niż Bartosza Nowaka, który był dla Rakowa transferem małego ryzyka.

Rzecz jasna kandydatów do jednej i drugiej kategorii było znacznie więcej. Gdyby taki Almqvist pograł więcej w Pogoni i dołożył jeszcze parę konkretów, pewnie znalazłby się w dziesiątce najlepszych. Angelo Henriquez sprawdził się w Miedzi Legnica, strzelił sześć goli, ale czerwona kartka z Legią po utracie kontroli nad swoim zachowaniem czy zmarnowany rzut karny w Częstochowie sprawiają, że nieco mu zabrakło do dychy. I tak dalej, i tak dalej.

Niektórzy będą zaskoczeni brakiem kogoś z Miedzi wśród niewypałów, ale indywidualnie większość tych zawodników aż tak źle się nie prezentowało. W każdym razie – inni bardziej zawiedli. Najbliżej zestawienia znajdowali się środkowi pomocnicy, dla których to pierwsze kroki w Europie, czyli Santiago Naveda i Jeronimo Cacciabue.

Reklama

Najlepsze transfery lata 2022 w Ekstraklasie

10. Szymon Włodarczyk (Górnik Zabrze)

Siedem bramek w czternastu meczach (700 minut na boisku) to sam w sobie dobry dorobek, a wzbudza uznanie jeszcze większe, gdy weźmiemy pod uwagę wciąż liczne niedostatki młodego napastnika. Nadal musi on pracować nad grą bez piłki, pressingiem, utrzymaniem przy piłce i tak dalej. Mimo to jest już w czołówce ekstraklasowych strzelców. W pewnym momencie wydawało się, że na dłużej utknie na ławce, ale w końcówce rundy trener Bartosch Gaul ponownie zaczął mu dawać więcej szans. Efekt? Włodarczyk w ostatnich sześciu kolejkach zdobył pięć bramek. Swoje liczby będzie mógł jeszcze poprawić w piątek przeciwko Lechii Gdańsk.

Włodarczykowi wiele daje współpraca z Lukasem Podolskim, który często podpowiada młodszemu koledze, a w razie czego pozwala mu podbijać licznik bramkowy, oddając do wykonania rzuty karne. Jeżeli napastnik zabrzan nie zatraci snajperskiego instynktu i popracuje nad mankamentami, za jakiś czas może być bohaterem kolejnego kasowego transferu z Polski na Zachód. Na tę chwilę jednak lepiej, żeby się nigdzie nie ruszał, bo jeszcze nie jest gotowym „produktem” na eksport.

9. Jordi Sanchez (Widzew Łódź)

To napastnik o mało hiszpańskiej charakterystyce, bazujący na dobrych warunkach fizycznych i wielkiej waleczności. Nie odpuści w żadnej sytuacji i za to kibice Widzewa go uwielbiają. Piłkarsko wirtuozem nie jest, choć przebłyski miewał, że wspomnimy gola w Białymstoku, gdy zaczarował kilku obrońców Jagiellonii, czy asystę w stylu Brazylijczyka Kerlona z Zagłębiem Lubin. Sanchez kilka razy podbił sobie piłkę głową przy Jarosławie Jachu, a potem idealnie zagrał do Ernesta Terpiłowskiego.

Hiszpan nie od razu stał się głównym wyborem dla trenera Janusza Niedźwiedzia. W pierwszych siedmiu kolejkach tylko dwa razy zagrał od początku, a w ataku częściej gościł Bartłomiej Pawłowski. Dopiero od 8. kolejki Sanchez na dobre wskoczył do wyjściowej jedenastki i od tej pory praktycznie już nie schodził z murawy. Trudno tego nie łączyć ze świetną passą beniaminka, która zaraz potem się zaczęła.

Reklama

Jordi Sanchez: Doping na polskich stadionach jest fenomenalny [WYWIAD]

Pięć goli i dwie asysty Sancheza to całkiem niezłe statystyki, choć mogło być lepiej. W kilku przypadkach skuteczność wyraźnie go zawodziła, że wspomnimy tylko niedawny mecz z Radomiakiem, w którym co prawda raz posłał piłkę do siatki, ale powinien mieć hat-tricka. Nie zmienia to faktu, że Widzew trafił z jego transferem, a on sam na pewno nie żałuje, że mimo awansu do Segunda Division odszedł z Albacete.

8. Piotr Wlazło (Stal Mielec)

Dzięki jego pozyskaniu Stal nie odczuła utraty Grzegorza Tomasiewicza, który po udanym sezonie skorzystał z oferty Piasta Gliwice. Wlazło, poza kilkoma wyjątkami, grał na dobrym, równym poziomie. Na początku sezonu strzelał gole Lechowi i Rakowowi, a pod koniec rundy dwa razy pewnie wykonał rzuty karne. Jego postawa mniej doświadczonym kolegom pozwoliła uwierzyć, że wcale nie są skazani na pożarcie w Ekstraklasie.

W razie potrzeby 33-letni pomocnik potrafił wypełnić lukę na środku obrony (mecze z Wisłą Płock i Lechią). W tej roli sporo pograł wcześniej w Termalice za czasów Mariusza Lewandowskiego.

Ja na warunki Stali, sprowadzenie Wlazły było konkretnym transferem i takim okazało się w praktyce.

7. Dimitrios Stavropoulos (Warta Poznań)

Bardzo udany ruch Warty. Grek momentalnie wskoczył do składu i stworzył bardzo solidną trójkę stoperów z Ivanovem i Szymonowiczem. Co ciekawe, w momencie jego sprowadzenia w klubie nie ukrywano, iż przychodzi on również dlatego, że Ivanov prawdopodobnie wkrótce zmieni barwy. Ostatecznie do tego nie doszło, zapewne ku uciesze trenera Dawida Szulczka.

Poza meczem z Wisłą Płock, w którym wszyscy w zespole kopali się po czole, Stavropoulos zawsze prezentował się przynajmniej poprawnie. W efekcie „Zieloni”, w wymiarze czysto boiskowym, nie musieli długo płakać po Łukaszu Trałce, który zakończył profesjonalne granie. Stavropoulos czasami potrafił też dać coś ekstra z przodu – strzelał gole z Jagiellonią i Piastem.

 – Szukaliśmy zawodnika, który przyjdzie do Warty i będzie jej rzeczywistym wzmocnieniem od pierwszych spotkań ligowych. Takim piłkarzem jest właśnie Dimitrios, który przez ostatnie dwa sezony grał regularnie na zapleczu włoskiej Serie A. Ma odpowiednie doświadczenie i jesteśmy przekonani, że podniesie jakość zespołu. To typ obrońcy, który dobrze radzi sobie w powietrzu, przede wszystkim w obronie, ale też w polu karnym przeciwnika. Może grać na lewej lub prawej stronie w trójce obrońców i ta uniwersalność też jest dla nas istotna. Podobnie, jak jego skuteczność w defensywie – reklamował go na oficjalnej stronie klubu dyrektor sportowy Piotr Barłóg.

W zasadzie wszystko się sprawdziło.

6. Filip Dagerstal (Lech Poznań)

Zaczął fatalnie. W jego debiucie Lech przegrał u siebie Wisłą Płock 1:3, w czym Dagerstal miał znaczący udział. Najpierw nie porozumiał się z Czerwińskim co do krycia strzelającego głową Vallo, a później w przedziwny sposób uchylił się przed uderzeniem Rafała Wolskiego, który pięknie trafił na 2:0 dla „Nafciarzy”. Kilka dni później „Kolejorz” ze Szwedem w składzie sensacyjnie poległ na Islandii z Vikingurem.

Od tamtej pory jednak Dagerstal nie rozegrał złego spotkania. Dość szybko pokazał, że potrafi być w obronie prawdziwym szefem i do tego umie precyzyjnie wprowadzać piłkę. Mimo że czasami nie występował ze względu na problemy zdrowotne, to i tak należy go uznać za jednego z najlepszych stoperów Ekstraklasy w rundzie jesiennej. Miejmy nadzieję, że mistrzowie Polski będą w stanie zatrzymać go na dłużej. Obecnie jest jedynie wypożyczony z Chimki Moskwa.

5. Bartosz Nowak (Raków Częstochowa)

Transfer ze znakiem jakości. Nowak zjawił się w Rakowie jako czołowy ligowiec i w jego barwach jeszcze zwiększył swoje notowania. Żadnej aklimatyzacji, żadnego okresu przejściowego, tylko od razu konkrety. – Odkąd trener Papszun jest w Częstochowie, wiedziałem, w jaki sposób gra, a i od środka znałem trochę niuansów taktycznych i anegdotek. Zawsze jakiegoś znajomego w Rakowie miałem, więc co nieco opowiadali. Wiedziałem, na co się piszę – tłumaczył nam w wywiadzie.

Bartosz Nowak: Wcale nie tak łatwo było mi odejść z Górnika [WYWIAD]

Skończyło się na sześciu golach i trzech asystach (jedną bramkę Nowak zdobył jeszcze w Górniku Zabrze). 29-letni pomocnik został jesienią najlepszym strzelcem „Medalików”, jest też liderem klubowej klasyfikacji kanadyjskiej. I tylko szkoda, że do dziś możemy się zastanawiać, jak potoczyłby się dwumecz ze Slavią Praga, gdyby Nowak w doliczonym czasie pierwszego spotkania wykorzystał idealną sytuację…

4. Bartosz Mrozek (Stal Mielec)

Traktujemy go jako nowy ruch kadrowy Stali. Mrozek awaryjnie został wypożyczony już pod koniec zeszłego sezonu na trzy mecze, ale potem wrócił do Lecha i wcale nie było pewne, że ponownie zjawi się w Mielcu. Tak się ostatecznie stało i było to znakomite posunięcie dla wszystkich stron. No, może poza „Kolejorzem”, który oddał swojego najlepszego bramkarza.

Nie będzie żadną kontrowersją stwierdzenie, że Mrozek to obecnie top3 między słupkami w Ekstraklasie. Chłopak żadnego meczu nie zawalił, nie popełniał poważnych błędów, a różnicę robił wielokrotnie. Chyba najlepiej w całej lidze broni sytuacje sam na sam, ma świetny refleks i wyczucie na przedpolu, do tego dobrze gra nogami. Wśród ligowych golkiperów wykonał najwięcej podań (605) i najwięcej podań celnych (419). Nie widać w jego wyszkoleniu żadnych istotnych mankamentów.

Jeżeli Mrozek wróci do Poznania, to już jako gość okrzepnięty, gotowy do większych wyzwań. A czy wróci? Stal może go wykupić za 600 tys. zł, ale wtedy Lech… może go wykupić za większą, z góry ustaloną kwotę. I bylibyśmy zaskoczeni, gdyby nie skorzystał.

Bartosz Mrozek

3. Davo (Wisła Płock)

W zeszłym sezonie najczęściej był zmiennikiem w beniaminku Segunda Division – UD Ibiza. Poprzestał wtedy na dwóch golach i dwóch asystach. W Ekstraklasie więcej konkretów ofensywnych miał… po dwóch meczach. Davo wszedł na polskie boiska z drzwiami i futryną. Świetnie rozumiał się z Rafałem Wolskim, w dużej mierze to dzięki temu duetowi „Nafciarze” tak kapitalne zaczęli rozgrywki.

Davo: Styl Wisły Płock jest dość hiszpański [WYWIAD]

W połowie rundy Hiszpan, podobnie jak cały zespół, trochę spuścił z tonu. Zdarzyło mu się nawet usiąść na ławce w Mielcu, gdy Pavol Stano zamieszał składem, co na dobre Wiśle nie wyszło. W ostatnich dziewięciu ligowych występach Davo wzbogacił swój dorobek tylko o dwie bramki i asystę. Całościowo jednak zaliczył imponującą rundę: 9 goli, 3 asysty, 2 asysty drugiego stopnia. Nie sposób nie pochwalić tego transferu.

2. Stratos Svarnas (Raków Częstochowa)

Dopasowanie się do wymagań Marka Papszuna nigdy nie jest łatwe, a już szczególnie w przypadku obcokrajowców, którzy wcześniej nie mieli styczności z polską piłką. Svarnas jednak po przyjściu z AEK Ateny błyskawicznie odnalazł się w częstochowskiej rzeczywistości i wywalczył sobie miejsce w składzie. Mało tego: bardzo szybko stał się kluczową postacią w tej układance. W dziesięciu ostatnich meczach ligowych zawsze dostawał od nas notę powyżej wyjściowej piątki!

Grek nie tylko bardzo dobrze broni, ale na dodatek stanowi duże zagrożenie pod bramką przeciwnika przy stałych fragmentach gry. Strzelił dwa gole, a trzy wypracował. Dyrektor sportowy Robert Graf przekonywał nas, że to i tak nie są rewelacyjne osiągnięcia, biorąc pod uwagę liczbę sytuacji, do których doszedł.

Oczywiście Svarnas nie jest maszyną i błędy też mu się zdarzają. Nie trzeba szukać daleko: w Lubinie raz minął się z piłką i dogodną okazję miał Żivec, a w końcówce w pechowych dla siebie okolicznościach sprokurował rzut karny. To jednak nieliczne chwile słabości.

W najbliższym czasie Raków powinien wykupić tego piłkarza z AEK-u. „Medaliki” od samego początku były zabezpieczone w tym temacie. – Nie ma żadnych rozmów z AEK-iem, bo nie ma takiej potrzeby. Wszystkie warunki zostały wcześniej omówione i podpisane. Jest opcja wykupu, którą w określonym terminie możemy zrealizować. Warunki indywidualne kontraktu w razie transferu definitywnego zostały ustalone na etapie dopinania wypożyczenia. Z nikim już nie musimy rozmawiać, to tylko kwestia naszej decyzji – mówił nam Graf niespełna miesiąc temu.

Stratos Svarnas strzałem w dziesiątkę Rakowa. „Był bardzo blisko nas już zimą”

1. Said Hamulić (Stal Mielec)

Bezapelacyjny numer jeden letniego okienka w Ekstraklasie. W momencie ogłaszania jego transferu wydawało się, że to akt rozpaczy Stali i z biedy bierze do ataku pierwszego lepszego, byleby liczba sztuk się zgadzała. Hamulić w sezonie 2021 strzelił co prawda 16 goli dla litewskiej Dainavy Alytus, ale to nie była nawet średnia pół gola na mecz. Do tego spadł z tym klubem do drugiej ligi. Po epizodzie do zapomnienia w bułgarskim Botewie Płowdiw wrócił na Litwę. Sześć bramek w trzynastu spotkaniach dla Suduvy Marijampole odstraszać nie odstraszało, jednak ciągle nie było się czym zachwycać. Już nie takie gwiazdy z lig bałtyckich kompletnie się w Polsce nie sprawdzały.

A tu proszę: facet zaczął robić różnicę w skali całej Ekstraklasy. Siła, szybkość, bezkompromisowość, niezłe umiejętności – tym wszystkim wyróżniał się Hamulić. Wszędzie było go pełno. Oddał najwięcej strzałów (43), najwięcej strzałów celnych (24) i strzelił najwięcej goli głową (4). Najdobitniej o jego klasie przekonali się obrońcy Górnika Zabrze, Pogoni Szczecin i Zagłębia Lubin. Chyba nikt tak często nie przeprowadzał rajdów od połowy boiska jak on. Pod koniec rundy momentami odnosiło się wrażenie, że facet zaczyna przesadzać z graniem pod siebie, ale jak tu się na niego gniewać, skoro po nonszalancko zmarnowanym rzucie karnym z Zagłębiem, w kolejnych minutach wypracował drugą jedenastkę (Wlazło ją wykorzystał) i pięknie trafił do siatki głową.

Hamulić: Nie doceniali mnie, a w Holandii byłem dziesięć razy lepszy od innych [WYWIAD]

Stal już może liczyć przyszłe zyski. Ma opcję wykupu Hamulicia, ale przy takiej formie nie ma szans na jego dłuższy pobyt w Mielcu, pójście dalej jest naturalną koleją rzeczy. Od dawna interesuje się nim Raków, a lista potencjalnych kupców z pewnością jest znacznie dłuższa.

Najgorsze transfery lata 2022 w Ekstraklasie

10. Dominik Hładun (Legia Warszawa)

Poszedł chłop do Legii i tyle go widzieli. Hładun – pomijając minioną wiosnę, gdy już było wiadomo, że zmieni barwy – z wyróżniającego się w lidze bramkarza Zagłębia Lubin stał się numerem trzy przy Łazienkowskiej. Jesienią nie rozegrał ani minuty w pierwszym zespole, a w rezerwach uzbierał zaledwie cztery mecze, więc generalnie głównie trenował. Można się czarować, że codzienna praca pod okiem Krzysztofa Dowhania dużo daje, ale mówimy już o 27-latku, nie obiecującym juniorze.

Hładun najwyraźniej jednak wiedział, w jakich okolicznościach będzie rywalizował w Legii. Mógł iść do Boavisty lub francuskiego drugoligowca Paris FC, ale wybrał pozostanie w Polsce – w sporej mierze ze względów rodzinnych. Pytanie, jak długo wytrzyma bez normalnej ligowej rywalizacji.

9. Jarosław Jach (Zagłębie Lubin)

Początek sezonu jeszcze nie był taki zły w jego wykonaniu. Jach występy słabe przeplatał występami dobrymi, takimi na notę 6. W drugiej części rundy posypał się zupełnie i grał niemal wyłącznie słabo lub bardzo słabo. A już to, co pokazał w 13. kolejce z Widzewem trudno określić inaczej jak kompromitację.

Nie takiego powrotu z Anglii się spodziewano. Inna sprawa, że rok bez normalnego grania musiał się odbić na tym piłkarzu.

8. Carlitos (Legia Warszawa)

Po meczu ze Śląskiem ma już ponad 700 minut bez gola w Ekstraklasie. Powrót Carlitosa do Legii nie bez powodu określano mianem hitu, oczekiwania były duże. Zaczął wręcz nadspodziewanie dobrze. W Mielcu po solowej akcji zapewnił zwycięstwo, a kilka dni później dwa razy trafił z Termaliką w Pucharze Polski. Wydawało się, że pojawił się ktoś, kto rozwiąże problemy „Wojskowych” z pozycją napastnika.

Potem jednak wyszło, że Hiszpan na początku wystrzelał cały magazynek. W kolejnych dziewięciu ligowych występach drogi do siatki nie znalazł ani razu. Kosta Runjaic mocno mu ufał, ciągle wystawiał w podstawowym składzie, lecz efektów nie było. W wielu meczach Carlitos wyglądał jak ciało obce w swoim zespole. O ile piłkarskich umiejętności odmówić mu nie sposób, o tyle jak na hiszpańskiego zawodnika nie imponuje mądrością taktyczną i rozumieniem gry, co rzucało się w oczy. A jak już dochodził do szans, potrafił pudłować na potęgę. Z Radomiakiem zmarnował dwie wyborne sytuacje. Z Pogonią przeszedł samego siebie w niewykorzystywaniu kolejnych okazji. Nie strzelił nawet z rzutu karnego, którego na przełamanie oddał mu Josue. Legia zamiast załatwić sprawę do przerwy, ciągle prowadziła tylko 1:0, za co zapłaciła utratą zwycięstwa w drugiej połowie. Dwie asysty w Białymstoku to zdecydowanie za mało, aby uznać, że udało się wyjść na zero.

Oczywiście w tego typu przypadkach czas powinien działać na korzyść zainteresowanego. Po sumiennie przepracowanej zimie Carlitos może znów błyszczeć w Ekstraklasie. Ocena jego postawy jesienią nie może być jednak pozytywna.

7. Makana Baku (Legia Warszawa)

Jeszcze większe rozczarowanie niż Carlitos. 13 meczów w lidze, raptem 543 minuty na boisku, jedna asysta – nie po to ściągano Baku na Łazienkowską. Rzadko przypominał siebie z czasów Warty Poznań. Nieźle zaprezentował się z Piastem i Widzewem, ale za ciosem nie poszedł. Odkąd został zmieniony w przerwie spotkania z Rakowem, już tylko raz dostał szansę od pierwszego gwizdka sędziego.

Kibicom Legii pozostaje mieć nadzieję, że tu też chodzi przede wszystkim o brak regularnej gry w okresie poprzedzającym transfer i na wiosnę zobaczą już nową, znacznie lepszą wersję Baku.

6. Guram Giorbelidze i Tornike Gaprindaszwili (Zagłębie Lubin)

Transfery z gatunku tych, których w Ekstraklasie już się nie spodziewamy. Przychodzi sobie dwóch Gruzinów i od razu wskakują do wyjściowego składu na Legię. Gdyby momentalnie zaczęli robić różnicę, nie byłoby problemu. Rzecz w tym, że nigdy nie zaczęli robić. Giorbelidze w debiucie zawalił krycie przy golu na 0:1 i naiwnie sprokurował karnego na 0:2, a i tak Mateusz Bartolewski musiał się pogodzić z rolą rezerwowego. Nie należymy do wielkich fanów byłego obrońcy Ruchu Chorzów, ale w tym wypadku za łatwo został skreślony.

Okej, Giorbelidze przynajmniej miał jeszcze jakieś CV. Był aktualnym reprezentantem Gruzji, pograł co nieco w austriackiej ekstraklasie dla Wolfsbergera i w 2. Bundeslidze dla Dynama Drezno. W praktyce niewiele to znaczyło. Może i znajduje się on w czołówce dryblerów polskiej ligi, tyle że jest to podlane sosem o smaku chaosu, drużyna finalnie nie za bardzo korzystała na tych próbach.

Hitem była jego zmiana w końcówce meczu z Cracovią, gdy nie zdążył zająć swojej standardowej pozycji, rywale przeprowadzili kontrę tą stroną i podwyższyli prowadzenie.

25-letni Gaprindaszwili nigdy nie zagrał w seniorskiej kadrze Gruzji i nigdy wcześniej nie występował w innej lidze niż ojczysta. A w niej wcale nie wymiatał, liczby miał co najwyżej przyzwoite. Już w drugim występie z Piastem sytuacyjnie zdobył bramkę, ale zaraz potem wyleciał z boiska za bezsensowny faul. Po odcierpieniu zawieszenia zagrał nieco lepiej 2-3 razy i tyle.

Nie twierdzimy z pełnym przekonaniem, że ten duet już nigdy się nie rozkręci. Na pewno jednak nie zasłużył na to, żeby po linii najmniejszego oporu przebić się do wyjściowego składu „Miedziowych”.

5. Joel Abu Hanna (Lechia Gdańsk)

Krótko: jeżeli jako środkowy obrońca przychodzisz do drużyny mającej najgorszą defensywę w lidze (29 straconych goli), w której Michał Nalepa i Mario Maloca przechodzą samych siebie w popełnianiu błędów i mimo to ledwie trzy razy grasz od początku, to musi być z tobą coś nie tak. Dodajmy, że o ile z Cracovią Abu Hanna zagrał dobrze, o tyle z Rakowem i Lechem wypadał beznadziejnie.

I jak tu zjawić się z powrotem w Legii?

4. Kevin Broll (Górnik Zabrze)

Trudno było kręcić nosem na ten transfer. Górnik sprowadzał bramkarza w idealnym wieku (27 lat), który przez ostatnie trzy sezony był numerem jeden w Dynamie Drezno – z czego dwa sezony dotyczyły 2. Bundesligi. W praktyce Broll okazał się olbrzymim rozczarowaniem. Z regularnie broniących zawodników, prezentował się najgorzej w Ekstraklasie. W prawie każdym meczu popełniał dziwne błędy i wprowadzał niepewność w szeregi obronne zabrzan. Coś ponad normę wybronił jedynie w 4. kolejce z Rakowem.

Gdy Broll otrzymał czerwoną kartkę w końcówce spotkania ze Stalą Mielec, zastąpił go Daniel Bielica, który potem dobrze zagrał przy Łazienkowskiej z Legią. Mimo tego jego starszy kolega wrócił do składu i od razu wpuścił kuriozalnego gola po strzale Jesusa Imaza. Trener Bartosch Gaul bardzo długo ufał bramkarzowi, za którego sprowadzeniem zapewne osobiście stał, ale w końcu musiał się poddać. Po 1:4 we Wrocławiu Broll stracił miejsce i od tego momentu cały czas broni Bielica. Też ma swoje mankamenty, mecz z Miedzią pokazał, że nie najlepiej wychodzi do dośrodkowań, ale we wcześniejszych kolejkach znacznie częściej pomagał zespołowi.

3. Jorge Felix (Piast Gliwice)

Dwa lata temu odchodził jako MVP Ekstraklasy, dlatego w Gliwicach wiązano z jego powrotem spore nadzieje. Jak na razie jednak z dużej chmury spadło ledwie kilka kropel deszczu. Felix jest cieniem samego siebie.

Zaczął rewelacyjnie: w debiucie po wejściu z ławki strzelił głową zwycięskiego gola z Cracovią. Być może łatwiej byłoby mu pójść za ciosem, gdyby niedługo potem nie przyplątał mu się drobny uraz, przez który opuścił dwie ligowe kolejki. Dla kogoś, kto wcześniej w Turcji nie pograł za dużo, w poprzednim sezonie był męczony problemami zdrowotnymi, a do Piasta przyszedł już w trakcie rozgrywek, nawet mało groźna kontuzja stanowiła spory cios. Felix od 10. kolejki znów był do dyspozycji, Waldemar Fornalik nieustannie znajdował dla niego miejsce w podstawowym składzie, ale Hiszpan nie odpłacał się za zaufanie. Poza zaległym spotkaniem z Rakowem zawodził oczekiwania. Był mało widoczny, mało kreował, a jeśli sam miał sytuacje, to je marnował.

Po przyjściu Aleksandara Vukovicia akcje Felixa spadły. Przed nim bardzo ważny zimowy okres przygotowawczy. Jemu długa przerwa związana z mundialem może być mocno na rękę.

2. Lisandro Semedo (Radomiak Radom)

Na papierze Radomiak dokonał transferowego hitu. W praktyce oglądaliśmy jednego z najbardziej bezpłciowych skrzydłowych ligi. 0.2 celnego strzału na mecz, 0.5 kluczowego podania na mecz, 0.2 udanego dryblingu na mecz – kompromitujące statystyki. Semedo rzadko kiedy wchodził w pojedynki i próbował wykazać się jakąkolwiek inicjatywą. Dostawał piłkę, oddawał ją z powrotem i tyle, czyste papcie.

Semedo: Noga wygięła mi się tak, że koledzy płakali. Do mnie dotarło to dopiero w szpitalu [WYWIAD]

Jedyna asysta jego autorstwa dotyczyła standardowego podania do Dawida Abramowicza, który strzelił kapitalnego gola. Dopiero jedyna bramka pokazała, że jednak coś potrafi. Z Widzewem dostał piłkę na własnej połowie, nie dał się dogonić przebiegając przez pół boiska i wykorzystał sytuację sam na sam. To i tak zdecydowanie za mało jak na jednego z najlepiej opłacanych zawodników w drużynie. Wiosną Semedo musi grać o kilka poziomów lepiej, żeby jego transfer nie został uznany za niewypał.

1. Artur Rudko (Lech Poznań)

W samej Ekstraklasie rozegrał jeden mecz, ale każdy wie, jak mocno Lech pomylił się z jego zatrudnieniem. To duża sztuka sprowadzić bramkarza, który w ciągu paru miesięcy dołoży olbrzymią cegłę do wyeliminowania swojej drużyny najpierw z kwalifikacji Ligi Mistrzów, a później z Pucharu Polski.

Zastanawia nas etap obserwacji Ukraińca. Nawet pobieżna analiza, czyli obejrzenie nagrań z jego interwencji z Pafos, pozwalała zauważyć, że często popełniał poważne błędy i ma trudności z chwytaniem piłki. Nie przeszkodziło to „Kolejorzowi” go pozyskać i to nie za czapkę gruszek. – Nie jest istotne, czy płacimy za transfer, czy nie. Liczy się po prostu wartość całego zawodnika – jakie wynagrodzenie, trzeba mu zapłacić, bo piłkarz ma doświadczenie z Ligi Mistrzów czy z Zachodu. Artur Rudko w tym momencie takim był. Przychodzi do nas zawodnik z dużą pensją – przyznawał Piotr Rutkowski w rozmowie z Meczykami.

Pogratulować.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

47 komentarzy

Loading...