Reklama

Wisła Kraków się nie popisała – i na boisku, i na trybunach

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

09 listopada 2022, 16:43 • 3 min czytania 13 komentarzy

Środa, 14.30, to wybitna godzina na starcie Motoru Lublin z Wisłą Kraków. Idąc za popularnym ostatnio hasłem można powiedzieć, że być może wczesna pora popsuła piłkarskie święto na Lubelszczyźnie, za to piłkarze też nie dali rady.

Wisła Kraków się nie popisała – i na boisku, i na trybunach

Więcej ognia widzieliśmy na trybunach, bo mimo wszystko gospodarze wyprzedali — powiedzmy – 60-70% pojemności stadionu. Ogień był też dosłowny, ale wtedy akurat nie widzieliśmy zbyt wiele, bo wszystko spowiły najpierw szare, a potem czarne kłęby dymu po odpalanej przez obydwie strony pirotechnice. A kiedy w końcu ogień przeniósł się na murawę, to nie za sprawą piłkarzy: ci z niej uciekali, bo goście z Krakowa wyrzucili przed siebie wszystko, co udało im się wnieść i odpalić.

Moment wybrali osobliwy — nie, żeby istniała dobra okazja na próbę ustrzelenia zawodnika płonącą racą, ale wybitni stratedzy z Grodu Kraka postanowili przejść do dzieła akurat wtedy, gdy pod ich sektorem znajdowała się bramka Mikołaja Biegańskiego, więc niewiele brakowało, żeby to goście noszący na koszulkach ten sam herb ucierpieli w całym zajściu.

Ale nie wymagajmy myślenia od kogoś, kto w ogóle wpadł na taki pomysł.

Wisła Kraków? Słabo, ale stabilnie

To, że w Lublinie padła zaledwie jedna bramka, nie było żadnym zaskoczeniem, bo obydwie strony sytuacji miały jak na lekarstwo. Jeśli jednak ktoś dochodził już do głosu, to głównie gospodarze. Mniej więcej od 25. minuty gry przewaga Motoru zaczynała się rysować bardzo wyraźnie, drugoligowiec przygotował ciekawe stałe fragmenty gry. Gdy Bartosz Jaroch powalił Piotra Ceglarza z boku boiska, a przyjezdni w ostatniej chwili zdołali zatrzymać strzał po płaskim podaniu na siódmy metr. Motor w ataku pozycyjnym wybitny nie był – gdy przyśpieszał grę groźniejsze były straty niż efekty krótkich podań gospodarzy, jednak Biegański i tak nie mógł się odprężyć, bo szans na gola szukali Mariusz Rybicki i Filip Wójcik.

Reklama

Odpowiedź Wisły Kraków? Jeden strzał Kacpra Dudy, może i groźny, ale niecelny. „Biała Gwiazda” zdecydowanie nie wyglądała na ekipę, która przyjechała do Lublina jako reprezentant wyższej klasy rozgrywkowej. Jasne, to nie jest czas, w którym zespół z Małopolski jest postrachem w takich sytuacjach, ale pamiętajmy, że i Motor nie zamiata drugiej ligi. Ledwie chwilę temu wyczołgał się ze strefy spadkowej.

Odwaga popłaca – pokazał Filip Wójcik

Pobyt na Lubelszczyźnie mógłby być przyjemniejszy, gdyby ofensywni zawodnicy wzięli przykład z bramkarzy. To oni okazali się bowiem największymi ryzykantami. Łukasz Budziłek, który stał między słupkami Motoru, dwukrotnie postanowił nawinąć rywala. Raz założył mu siatkę, przy drugiej próbie popisał się efektowną kiwką, ale nie jesteśmy pewni, czy ławka rezerwowych lublinian podzielała jego entuzjazm. Im znacznie bardziej podobała się odwaga Biegańskiego, zwłaszcza w momencie, gdy jego próba rozgrywania piłki skończyła się przejęciem futbolówki przez ich podopiecznych.

Ostatecznie jednak, gdy wróciła widoczność, znalazł się jeden śmiałek, który pomyślał sobie: skoro Budziłek może, to co mi szkodzi? Był nim Filip Wójcik, który zakręcił rywalem raz, drugi, a potem padł jak długi po głupim faulu Bartosza Jarocha. Rafał Król, legenda Motoru, pewnym strzałem z „wapna” pokonał bramkarza Wisły i całe szczęście, bo zapach dogrywki w obliczu tego, co widzieliśmy w trakcie 85 minut, nie był ani trochę przyjemny.

„Białej Gwieździe” zostały dwa fortele. Najpierw ustawiła pół zespołu na linii środkowej, licząc na wyrównanie po wznowieniu. Bezskutecznie. Potem, gdy lublinianie wywalczyli rzut rożny, Radosław Sobolewski znów wysłał swoich piłkarzy w okolice linii środkowej, licząc na szybki kontratak. Piłkarze Motoru mieli jednak 200 IQ – oni także opuścili pole karne Wisły Kraków i tyle byłoby z całej tej zasadzki. Gospodarze awansowali zasłużenie.

Motor Lublin – Wisła Kraków 1:0 (0:0)

Król 86′

Reklama

WIĘCEJ O PUCHARZE POLSKI:

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

13 komentarzy

Loading...