Reklama

Do pięciu razy sztuka. Sabalenka pokonała Świątek w WTA Finals

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

07 listopada 2022, 05:18 • 3 min czytania 12 komentarzy

Niewiele było w ostatnich miesiącach tenisistek, które tak regularnie i boleśnie przekonywały się o klasie Igi Świątek. Aryna Sabalenka przed WTA Finals przegrała z Polką w sezonie 2022 aż cztery mecze. Ale dzisiaj niespodziewanie okazała się od niej lepsza. Białorusinka triumfowała w półfinale WTA Finals 6:2, 2:6, 6:1 i to ona zagra o tytuł tej prestiżowej imprezy.

Do pięciu razy sztuka. Sabalenka pokonała Świątek w WTA Finals

Doha, Stuttgart, Rzym, Nowy Jork – to miasta, w których Iga pokonywała w tym roku Sabalenkę. Do tej listy nie dopiszemy niestety Fort Worth.

Powiedzmy sobie szczerze: nie spodziewaliśmy się, że dzisiaj Sabalence uda się zaskoczyć Świątek. Owszem, faza grupowa WTA Finals przyniosła jej dwa zwycięstwa. Przeciwko Ons Jabeur, a także Jessice Peguli. A to przecież tenisistki, które w ostatnich miesiącach naprawdę znajdowały się na fali. Ale wydawało nam się, że Iga postawi Białorusince wyzwanie, któremu ta nie zdoła sprostać.

Aryna Sabalenka zagrała jednak na naprawdę świetnym poziomie. I wygrała być może jeden z najważniejszych meczów w swojej karierze.

Reklama

Łatwo i przyjemnie? Nic bardziej mylnego

Jak to spotkanie układało się od początku? Sabalenka lepiej je rozpoczęła. Najpierw wygrała swoje podanie, a potem, po rzadko spotykanym błędzie z woleja Igi, uzyskała przełamanie. Polka szybko jej jednak odpowiedziała, uzyskując przełamanie powrotne. Choć możemy też powiedzieć, że Białorusinka weszła w drogę samej sobie. Po trzech gemach miała już na koncie… pięć podwójnych błędów serwisowych. Co nawet jak na nią (Sabalenka słynie z nieregularnej zagrywki) było fatalnym wynikiem.

Inna sprawa, że w samych wymianach 24-latka radziła sobie bardzo dobrze, wykorzystywała też słabszą dyspozycję Polki. I chwilę później wyszła na prowadzenie 4:1. To nie była aż tak duża zaliczka, jak się wydawało – Iga potrzebowała jednego przełamania, żeby wrócić do gry. Ale nie była w stanie go uzyskać. Ba, popełniała sporo błędów, nie potrafiła znaleźć właściwego rytmu i po raz kolejny straciła serwis. To musiało złożyć się na przegranie przez Świątek inaugurującej partii (2:6).

Znakomity drugi set, a potem zejście na ziemię

Wiele już było meczów w tym sezonie, w których Polka potrafiła kompletnie odwracać obraz rywalizacji. Liczyliśmy, że i tym razem nasza tenisistka poradzi sobie z momentem słabości. I faktycznie – dokładnie to zrobiła. Drugiego seta rozpoczęła od przełamania i prowadzenia 2:0 w gemach. Z biegiem czasu na koncie czuła się coraz pewniej. I zaczęła wręcz dominować Sabalenkę.

Białorusinka co prawda zdołała pokazać parę przebłysków, ale nie przechyliła szali zwycięstwa na swoją stronę (2:6). Czekała nas zatem trzecia, decydująca odsłona. A w niej Sabalenka – na nieszczęście Igi – odzyskała wysoki poziom gry. Jasne, co jakiś czas zaliczała podwójny błąd. Ale wiele jej serwisów okazywało się też zabójczych dla Igi. Siła fizyczna Białorusinki była również widoczna przy dłuższych wymianach. Generalnie – przypominał nam się trochę sezon 2021, w którym spore problemy raszyniance sprawiała bardzo fizyczna Maria Sakkari.

Cóż, to już odległe czasy, Polka lepiej radzi sobie z tego typu tenisistkami, ale dziś Sabalenka zdołała ją zaskoczyć. W trzecim secie uzyskała przełamanie przy stanie 2:1. A potem poszła za ciosem. Iga, której comebacki nie są obce, nie była tym razem w stanie odpowiedzieć na „szarżę” rywalki. Trzecią partię przegrała jeszcze wyżej niż pierwszą (1:6).

W finale WTA Finals zobaczymy zatem starcie Aryny Sabalenki z Caroline Garcią. Polka tymczasem będzie musiała poczekać na triumf w kończącym sezon turnieju przynajmniej do 2023 roku.

Reklama

Iga Świątek – Aryna Sabalenka 1:2 (2:6, 6:2, 1:6)

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
0
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
12
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Inne sporty

Komentarze

12 komentarzy

Loading...