Reklama

Rekord! Verstappen wygrał po raz czternasty w sezonie

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

31 października 2022, 00:07 • 5 min czytania 10 komentarzy

Najważniejsze rozstrzygnięcia sezonu znamy już od jakiegoś czasu, bo kwestię mistrzostw Max Verstappen i Red Bull wyjaśnili bez problemu. Nie oznacza to jednak, że kierowcy – w tym nawet sam Holender – nie mają już o co rywalizować. Dziś Max jechał na przykład po rekord. Nikt wcześniej nie wygrał w jednym sezonie czternastu Grand Prix, a Verstappen miał ich na koncie już trzynaście. Meksyk żył więc możliwym historycznym wynikiem i postawą Sergio Pereza, ukochanego kierowcy tamtejszych fanów. Ten dał im zresztą powody do radości. 

Rekord! Verstappen wygrał po raz czternasty w sezonie

Sytuacja na starcie

Ustalmy jedno: tor w Meksyku z pewnością nie jest najciekawszym w kalendarzu Formuły 1. Zresztą nawet Sergio Perez przyznał, że to jeden z tych obiektów, na których trudno się wyprzedza i ważny jest dobry start. Meksykanin do wyścigu ruszał z czwartej lokaty, przed nim ustawiły się za to dwa Mercedesy. Trzeci w kwalifikacjach był bowiem Lewis Hamilton, a drugi – George Russell. I to ci kierowcy ostrzyli sobie zęby nie tylko na podium, ale i na wygraną w całym Grand Prix. Brytyjska ekipa wciąż czeka bowiem na pierwszy w tym sezonie triumf, a szans jest coraz mniej – przed startem dzisiejszej rywalizacji zostały trzy.

Powody, by przypuszczać, że tym razem mogą wygrać, owszem, były. Dobre tempo na treningach i w kwalifikacjach (nawet jeśli te ostatnie wygrał Verstappen), długi dojazd do pierwszego zakrętu, który miał być ich atutem. Do tego też coraz lepsza postawa w innych Grand Prix – choćby w Teksasie Hamilton był całkiem bliski dogonienia Maxa. Pewnym było jednak, że istotna będzie dobrze dobrana strategia. A tu Red Bull nieco zaskoczył, rozpoczynając wyścig na miękkiej mieszance. I gdy Holender utrzymał pierwszą lokatę po starcie, wyścig ułożył się pod jego dyktando.

Reklama

Kotłowało się za to za jego plecami, gdzie kierowcy Mercedesa natychmiast zamienili się miejscami. I to Hamilton zajął drugie miejsce. Starszy z Brytyjczyków miał zresztą o co walczyć. Od debiutu w F1 – w 2007 roku – w każdym sezonie wygrywa w końcu co najmniej jedno Grand Prix. Na ten moment jego seria może jednak dobiec końca, bo w 2022 triumfu jeszcze nie zaliczył.

Opony były złe

Nie udało mu się też i dziś. Zgodnie z przewidywaniami bowiem, wszystko rozbiło się o strategię. Jako pierwszy na pit-stop zjechał Verstappen, dostał pośrednie opony, a Hamilton – który zjechał kilka okrążeń później – twardą mieszankę. Jasno było więc widać, która ekipa chce jechać na dwa, a która na jeden postój w alei serwisowej. Na takiej strategii przejechali się jednak w Mercedesie. Okazało się bowiem, że pośrednia mieszanka wytrzymuje trudy wyścigu bez problemu, a twarde opony w bolidzie Lewisa po prostu odstają tempem. Sam Hamilton nawet przez radio dyskutował z zespołem o tym, że otrzymał niewłaściwą mieszankę. Czy raczej: że wszystko powinno wyglądać inaczej od samego startu.

CZYTAJ TEŻ: CHECO. JAK SERGIO PEREZ ZOSTAŁ IDOLEM MEKSYKU?

– Mnóstwo wysiłku włożyliśmy w ten weekend, ale Red Bull był szybszy, mieli lepszą strategię. Nie jestem pewien, czy wybraliśmy właściwie opony. Myślałem, że powinniśmy wystartować na miękkiej mieszance. Na początku było w porządku, po zmianie na twarde – dużo gorzej – mówił już po Grand Prix, gdy udzielał wywiadu „na gorąco”. Zresztą oponami frustrował się też George Russell, który spadł na czwartą pozycję i na twardej mieszance nie był w stanie dogonić – ku uciesze miejscowych kibiców – jadącego po podium Sergio Pereza.

Rekord Maxa, podium Sergio

I taka sytuacja utrzymywała się… właściwie do końca wyścigu. Jak napisaliśmy: Meksyk nie jest najciekawszym torem w kalendarzu. O emocje zadbał co najwyżej Daniel Ricciardo, który nagle obudził się z letargu, w jakim tkwił przez cały sezon, i zaczął odrabiać straty do rywali. W międzyczasie wyeliminował jednak z wyścigu Yukiego Tsunodę, za co otrzymał dziesięć sekund kary. I tak skończył jednak na siódmym miejscu. Negatywne emocje dał za to bolid Fernando Alonso. Zepsuł się, a wściekły i rozczarowany Fernando wyglądał, jakby nie mógł już doczekać się kolejnego sezonu w innej ekipie.

Z przodu jednak nie działo się zbyt wiele. Do mety cała czwórka dojechała tak, jak to już pisaliśmy. Wygrał Verstappen przed Hamiltonem, za tym znalazł się Perez, a czwarty dojechał George Russell. Miejscowa publika mogła więc świętować podium swego ulubieńca. – Dałem z siebie wszystko. Mocno naciskałem po starcie. Niestety nie wyszedł nam pit-stop, nie udało się „podciąć” Lewisa. Trudno się tu wyprzedza, trudno też było utrzymać się blisko Lewisa, gdy wylądowałem za nim. Nie udało się niestety być wyżej, chciałem więcej, ale to też dobry wynik. 

https://twitter.com/F1/status/1586846694506827776

Verstappen mówił za to, że jest dumny ze swoich osiągnięć, a to dla niego niesamowity rok, ale postara się wywalczyć jeszcze więcej. Tak, by wyśrubować ustanowiony dziś rekord czternastu zwycięstw w Grand Prix. Wcześniej należał on do Michaela Schumachera i Sebastiana Vettela. Warto jednak zauważyć, że Max swoją rekordową wygraną odniósł w dwudziestym wyścigu w tym sezonie (a wyrównywał w dziewiętnastym). Schumacher w całym roku 2004 – gdy ustanawiał rekord – przejechał osiemnaście GP, bo tyle było wówczas w kalendarzu. Przy okazji Max pobił też rekord największej liczby punktów zdobytych w sezonie. W czym liczba wyścigów, oczywiście, też pomogła.

Reklama

Co nie zmienia faktu, że Holender jest rekordzistą. I pewnie długo nikt jego wyniku nie pobije… chyba że zrobi to on sam.

GP Meksyku – czołowa „10”:

  1. Max Verstappen
  2. Lewis Hamilton
  3. Sergio Perez
  4. George Russell
  5. Carlos Sainz
  6. Charles Leclerc
  7. Daniel Ricciardo
  8. Esteban Ocon
  9. Lando Norris
  10. Valtteri Bottas

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Formuła 1

Komentarze

10 komentarzy

Loading...