Reklama

Inny trener, ta sama Miedź

redakcja

Autor:redakcja

28 października 2022, 20:27 • 3 min czytania 39 komentarzy

Ciekawostka statystyczna. W ostatnich sześciu meczach Miedź Legnica zdobyła jeden punkt i tak się dziwnie składa, że wpadł on konto Radosława Belli, trenera tymczasowego. Wojciech Łobodziński żegnał się z posadą serią trzech porażek, a Grzegorz Mokry przywitał się z nią, zaliczając na starcie już dwie wtopy. Oczywiście nie chcemy wyciągać z tego faktu daleko idących wniosków, bo to pchanie się w ślepą uliczkę. Chcemy za to powiedzieć, że efekt nowej miotły w tym wypadku nie zadziałał. 

Inny trener, ta sama Miedź

Miedź jest dokładnie taka, jaka była wcześniej. Miała swoje momenty w Łodzi, szczególnie w drugiej połowie, ale wróciła z niej bez punktów. Miała swoje momenty również dzisiaj przeciwko Pogoni Szczecin, bo i prowadziła, i później udało jej się wyrównać, ale znowu dostała w łeb. I jak to ma w zwyczaju – na własne życzenie, po seriach indywidualnych błędów.

Miedź Legnica – Pogoń Szczecin 2-4. Popis Kowalczyka

Plus jest taki, że dobrze się przy oglądaniu tego bawiliśmy, bo działo się na murawie. Na przykład już w pierwszym kwadransie dużej sztuki mógł dokonać Sebastian Kowalczyk. Hat-trick w około 10 minut to byłoby coś, ale pomocnik Portowców zmarnował pierwszą ze swoich trzech okazji. Jak nakazuje ekstraklasowa przewrotność – najłatwiejszą.

Tutaj po rajdzie Grosickiego sieknął ponad bramką, ale później:

Reklama

a) zachował zimną krew, gdy futbolówka ustawiona była na oko dwa razy dalej i egzekwował rzut karny,
b) precyzyjnie przymierzył z pierwszej piłki z 15. metra, gdy znalazł go w polu karnym Bartkowski.

Już na powyższej ilustracji widzimy, że defensywa Miedzi trzyma równy poziom, niestety cholernie niski, ale ta sytuacja z karnym też niezła. Bardzo prostą piłkę do wybicia głową miał Martinez, to chłop zmajstrował z tego zagranie pod nogi Kucharczyka. Ten pieprznął, ile fabryka dała, trafił w wystawioną rękę Caroliny i tak z niczego gospodarze przyjezdnym podarowali bramkę. Co dość istotne – rzecz miała miejsce cztery minuty po wyjściu Miedzi na prowadzenie, no bo przecież zachowanie czujności nie byłoby w stylu tej zbieraninki.

A wynik otworzył Koldo Obieta, który do tej pory nie mógł wyjść z cienia Angelo Henriqueza, ale dziś wykorzystał szansę. Najpierw wzorowo zamienił na bramkę otwierające podanie Martineza, przy którym przysnęli stoperzy Portowców (kolejny słaby występ), a później Hiszpan równie przytomnie zachował się, gdy sytuację sam na sam wykreował mu podaniem głową Kurzawa.

Tak, dobrze widzicie. Można powiedzieć, że „przymartinezował” pomocnik Portowców.

Biorąc pod uwagę przytoczoną na starcie tekstu serię, przypilnowanie tego remisu byłoby dobry wynikiem dla Miedzi – dla tej ekipy każdy punkt się liczy, by wiosną powalczyć o utrzymanie. No ale za dużo jest w tej drużynie zapalników. Najpierw Cacciabue stracił piłkę w newralgicznej strefie na rzecz Łęgowskiego, by paść na kolana i modlić się o to, by goście nie zamienili tego na bramkę (serio tak to wyglądało). No ale i to się nie udało, bo Kowalczyk znalazł Grosickiego, a ten znalazł z kolei róg bramki Abramowicza. A na dokładkę Martinez, który wyrasta na jednego z najgorszych piłkarzy w lidze, kopnął w głowę Bartkowskiego, a skoro rzecz miała miejsce w polu karnym, to Kowalczyk dostał szansę na hat-tricka. No i z niej skorzystał.

Nie odważymy się napisać, że Miedź to pierwszy ze spadkowiczów, bo to nierozsądne w obliczu tego, że ma sześć punktów straty do bezpiecznego miejsca i wciąż 20 spotkań przed sobą. Ale trzeba przyznać, że wyjątkowo proszą się legniczanie o to, by postawić na nich krzyżyk.

Reklama

Więcej o Miedzi Legnica: 

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

39 komentarzy

Loading...