Reklama

Lorient Freiburgiem Ligue 1. Co warto wiedzieć o rewelacji sezonu?

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

28 października 2022, 14:55 • 12 min czytania 3 komentarze

W poprzednim sezonie do ostatniej kolejki bili się o utrzymanie, a ich kibice drżeli w strachu przed ewentualnym spadkiem. Ostatecznie misja pozostania w Ligue 1 zakończyła się sukcesem. Po kolejnym sezonie ucieczki przed drapieżnikami, Morszczuki odwróciły zasady gry i teraz one ustawiają większość stawki w szeregu. Czy był ktoś taki, kto choćby naiwnie się tego spodziewał? To zakrawa na surrealizm, ale na ten moment Lorient zajmuje trzecie miejsce we francuskiej elicie. Patrzy z góry na między innymi zespoły takie jak AS Monaco, Olympique Lyon i Olympioque Marsylia, więc to odpowiedni moment, by przyjrzeć się nieco bliżej największej rewelacji tego sezonu we Francji.

Lorient Freiburgiem Ligue 1. Co warto wiedzieć o rewelacji sezonu?

W 2017 roku po jedenastu sezonach z rzędu w elicie Lorient pożegnało się z Ligue 1. Zanosiło się na to od dawna, ale przez jakiś czas udawało się tej drużynie oszukiwać przeznaczenie i uciekała spod topora. Spadek był bolesny, ale nie okazał się katastrofą. Kibice Lorient musieli po prostu swoje odcierpieć, śledząc poczynania ulubieńców na drugoligowym gruncie. Banicja Morszczuków w Ligue 2 trwała długie trzy sezony.

Co warto wiedzieć o Lorient?

Okres przejściowy

Awans został wywalczony w nietypowych okolicznościach. Sezon 19/20 został przerwany przez pandemię, a LFP podjęło decyzję o niewznawianiu rozgrywek i uznaniu, że awanse i spadki zostaną przyznane na podstawie tabeli po 28. kolejce.

Szczęście Lorient polegało na tym, że zajmowało wówczas pierwsze miejsce, ale warto dodać, że w tabeli panował ścisk. Tylko cztery punkty dzieliły liderów od drużyny, która była piąta. Jednak Les Merlus nie mogli narzekać, bo zasady im sprzyjały. Drużyna była prowadzona wówczas przez Christophe’a Pelissiera, który kiedyś wprowadził Amiens z Division National do Ligue 1. Francuz był wielokrotnie określany specjalistą ds. awansów i znów udała mu się ta sztuka. Jednak od tego momentu skala trudności tylko rosła.

Reklama

Pierwsze dwa sezony po powrocie do Ligue 1 były niezwykle trudne dla Lorient i wiązały się z walką o utrzymanie (dwukrotnie kończyli rozgrywki na szesnastym miejscu), ale to było jasne, klarowne i logiczne. Mowa o klubie z ograniczonym potencjałem i skromnym budżetem. Christophe Pelissier najpierw pomógł w powrocie do najwyższej klasy rozgrywkowej we Francji, a następnie dwukrotnie dał tej drużynie utrzymanie, ale pewna formuła zaczęła się wyczerpywać. O ile Morszczuki nie prezentowały się źle w ataku, o tyle obrona strasznie przeciekała. Lorient osiągnęło pewien pułap i na nim utknęło. W takim razie zespół potrzebował impulsu, by coś wreszcie drgnęło.

Wraz z końcem sezonu ogłoszono zwolnienie Pelissiera, któremu wszyscy byli wdzięczni za liczne zasługi. Loic Ferry, prezes Lorient zapłacił mu odprawę i miał nadzieję, że rozpoczął właśnie nowy, lepszy okres w dziejach klubu.

Architekt przemiany

Poszukiwania następcy nie trwały długo, bo zdecydowano się przeprowadzić selekcję wewnątrz struktur Lorient. Postawiono na Regisa Le Brisa, który znał każdy zakamarek klubowych korytarzy, każdą tajemnicę, a był przy tym dużą zagadką dla przeciętnego sympatyka futbolu.

Karierę trenerską rozpoczął od prowadzenia drużyn młodzieżowych klubu Wasquehal, następnie to samo robił w Rennes i od 2012 do 2015 w Lorient, gdzie równocześnie pełnił rolę szefa akademii. Od 2015 do końca minionego sezonu prowadził również rezerwy. Co więcej, praktycznie każda jego drużyna odnosiła sukcesy na miarę potencjału. Podkreślano, że ma oko do wyławiania i szlifowania talentów. Przez jego ręce przeszli między innymi Illan Meslier i Matteo Guendouzi, którzy są zapewne bardziej znani niż on sam.

Jak widać Le Bris ma potężne doświadczenie w pracy z młodymi piłkarzami, ale niewielkie w prowadzeniu seniorów na najwyższym poziomie. Co prawda, w latach 90. grał w Ligue 1, natomiast doświadczenie zawodnicze nie jest tak łatwo przełożyć na pracę trenera pierwszego zespołu, zwłaszcza gdy upłynęło już tyle czasu od zakończenia przez niego kariery.

Reklama

To jednak nie stanowiło dla niego przeszkody. Przez lata chłonął wiedzę jak gąbka. Porządkował ją i opanował teorię niemal do perfekcji – jedynie musiał poczekać na szansę z prawdziwego zdarzenia, by skonfrontować ją na poziomie Ligue 1.

Kulisy warsztatu

Często podkreśla, że to piłkarze są aktorami jego projektu. Wszyscy podkreślają, że jest maniakiem analiz i osobą o otwartej głowie. Ma bardzo naukowe i multisportowe podejście. Ukończył doktorat z fizjologii i biomechaniki, co z pewnością wpłynęło na złożoność jego percepcji i wyjście poza standardowe myślenie absolwenta szkoły trenerów. Prowadzone przez niego treningi są inspirowane rugby, pływaniem, kolarstwem i wieloma innymi dyscyplinami. To oznacza, że zawodnicy, którzy mają z nim styczność, muszą być nie tylko piłkarzami, ale i kompletnymi sportowcami.

I to nie tylko pod względem sprawności fizycznej.

Dba mocno o aspekt rozwoju mentalnego. Zmusza zawodników do samodzielnego myślenia i rzadko rzuca gotowymi rozwiązaniami. Stara się wywołać dyskusję i usamodzielniać piłkarzy.

Podczas jednostek treningowych wymaga od swoich piłkarzy aktywnego uczestnictwa w analizach. Każdy ma coś powiedzieć. Przy tym sam stara się nie wcinać, chyba że dochodzi do nieporozumień lub do wysnuwania błędnych jego zdaniem wniosków. Podejście demokratyczne z trzymaniem ręki na pulsie.

Już na poziomie rezerw  obowiązywała u niego zasada wzajemnej odpowiedzialności. Przejawiała się tym, że piłkarze, którzy grali w danym meczu, wspólnie tworzyli analizy dla reszty. Le Bris sprawdzał je, a następnie udzielał kilku rad i dawał zielone światło na przedstawienie grupie wniosków płynących z analiz. Ponadto każdy trening drużyny B był nagrywany, a następnego dnia była przeprowadzana jego dwudziestominutowa analiza. Rzecz niespotykana na poziomie Division National 2, ale te drobne zmiany tworzyły duże przewagi i nadawały unikalnego charakteru. Co więcej, wiele znanych francuskich klubów ma problem z utrzymaniem rezerw na czwartym poziomie rozgrywkowym, a rezerwy Le Brisa nie spadły ani razu i zazwyczaj kończyły sezon w górnej części stawki.

Wielu młodych adeptów futbolu, których w przeszłości prowadził, uważało go za oschłego przy pierwszym kontakcie. Brało się to z tego, że na „dzień dobry” potrafił zapytać nastolatków, co mogą wnieść do jego drużyny. Niekiedy pytanie wywoływało niezręczną ciszę, ale była to forma selekcji i sprawdzenia, czy piłkarz, wie, czego od życia chce.

Le Bris dzięki prostemu testowi wiedział, z kim ma do czynienia.

Nie ukrywa, że zależy mu budowaniu relacji i rekrutowaniu ludzi, którzy będą pasować charakterologicznie do klubu, który jest jego drugim domem. To on tworzył struktury akademii Lorient od A do Z. To on skupiał się na budowaniu tożsamości klubu, tworzeniu wspólnie historii i wypracowaniu określonego stylu. Nikogo więc nie powinna dziwić silna więź i chęć otaczania się ludźmi o zbliżonym podejściu.

Styl i kluczowe postacie

Jego drużyna ma bardzo specyficzny styl i interpretację niektórych zachowań. W ostatniej tercji jego piłkarze rzadko decydują się na ryzykowne zagrania i na ogół wymieniają tam mało podań. Unikają też zbędnych dośrodkowań, co w przypadku drużyn z dość mocno ograniczonym budżetem jest dość rzadkie.

Można dostrzec w grze Lorient cząstkę stylu zespołów Christiana Gourcuffa, z którym Le Bris pracował przez dwa lata. Płynna, ciekawa, szybka gra. Ma też w sobie intensywność Lens trenera Francka Haise i to nie powinno dziwić, bo drogi tych panów przecięły się minimum kilka razy. Dziś obaj nie mogą czuć kompleksów względem tuzów, którym często grają na nosie – a przecież jeszcze jakiś czas temu niewiele osób o nich słyszało.

Lens imponuje na starcie sezonu. Jak sobie radzą Polacy?

Większość ataków drużyny z Bretanii idzie środkiem, gdzie genialną robotę wykonuje Enzo Le Fee. 22-latek przed sezonem rozważał odejście, ale po zmianie trenera postanowił zostać na minimum jeszcze jeden sezon, na czym skorzystał on i drużyna. Dziś Francuz jest bezapelacyjnie największą gwiazdą Lorient i obserwowanie jego rozwoju jest czystą przyjemnością.

Nie miał najłatwiejszego wejścia w dorosłość, co wynikało z pobytu jego ojca w więzieniu. Enzo i ojca łączą bardzo bliskie relacje i w każdą środę przychodził do niego na widzenia, przez co omijał treningi. Początkowo nikt nie wiedział, dlaczego akurat w środku tygodnia młodzieniec nie stawia się w ośrodku treningowym. Gdy prawda wyszła na jaw, trenerzy przymykali na to oko. Nie chcieli podcinać mu skrzydeł i odbierać mu jedynej możliwości bezpośredniego kontaktu z ojcem, który zresztą zaraził go miłością do piłki.

Dziś Le Fee jest już dorosły i sam decyduje o swojej przyszłości. Robi wszystko, by w niedalekiej przyszłości zagrać w czołowym klubie. Ma przecież bogaty ekwipunek atutów. Sprawia wrażenie chuderlaka, ale jest bardzo silny. Może imponować przyspieszeniem z piłką przy nodze na pierwszych krokach. Potrafi zaskoczyć bramkarzy uderzeniem z rzutu wolnego. Ma doskonały przegląd pola, ciężko odebrać mu piłkę, ale i ciężko go przejść.

Oto kilka statystyk zaczerpniętych z FBREF:

  • trzeci piłkarz Ligue 1 i piąty w ligach TOP5 pod względem liczby kluczowych podań,
  • piąty pilkarz Ligue pod względem oczekiwanych asyst,
  • drugi piłkarz Ligue 1 i czwarty w ligach TOP5 pod względem liczny wygranych pojedynków,
  • szósty piłkarz Ligue 1 pod względem liczby kontaktów z piłką.

Robi wrażenie? Powinno.

Innym wartym uwagi piłkarzem w talii Le Brisa jest Dango Outtara. 20-latek gra na skrzydle i w skali tego klubu jest świetnym dryblerem, który stwarza przewagę za każdym razem, gdy zabiera piłkę. W tym sezonie piłkarz z Burkina Faso ma już na koncie cztery gole, pięć asyst i zaczynają nim się interesować dużo bogatsze kluby.

Regularnie występuje również w meczach reprezentacji i brał udział w ostatniej edycji Pucharu Narodów Afryki. Dwa pierwsze mecze stracił w wyniku otrzymania pozytywnego wyniku testu na koronawirusa. Wszedł z ławki w ostatnim meczu grupowym z Etiopią. Następnie zagrał w 1/8 finału z Gabonem (zaliczył asystę). Zdobył gola w ćwierćfinałowym spotkaniu z Tunezją, który zdecydował o awansie do najlepszej czwórki turnieju. Sęk w tym, że nie wytrzymał ciśnienia i w końcówce wyleciał z boiska, a potem znów miał pozytywny wynik testu na koronawirusa, więc na turnieju już sobie nie pograł.

Wracając jednak do tematu jego gry w klubie – ostatnio był nominowany do nagrody dla najlepszego zawodnika miesiąca wraz z Leo Messim i Jonathanem Bambą. Ostatecznie nagroda trafiła do Argentyńczyka, ale już sam fakt nominacji dla zawodnika z Burkina Faso o czymś świadczy.

Ostatnim piłkarzem, którego trzeba wyróżnić jest Terem Moffi. Jeszcze nieco ponad dwa lata temu grał w lidze litewskiej (po drodze zahaczył o Belgię), ale dziś 23-latek wyróżnia się na tle całej ligi. Jest bardzo dobry w grze bez piłki, silny i szybki. Ruchem potrafi zgubić przeciwników i ma czutkę do zdobywania goli. Na ten moment ma już osiem bramek na koncie (zagrał jedenaście spotkań) i bardzo dużo zależy od dyspozycji tego zawodnika.

Mecz z Troyes opuścił z powodu kontuzji. Wydawało się, że może wypaść na dłużej, ale ostatnie prognozy są już bardziej optymistyczne i za moment powinien wrócić do składu. A to niezwykle ważne, bo Lorient jest bardzo zależne od jego dyspozycji, choć to drużyna bazująca na kolektywie. Lepiej dobrą strzelbę mieć, niż nie mieć. Truizm, ale prawdziwy.

Prywatnie Moffi jest kibicem Chelsea i marzy o tym, by w przyszłości zagrać w Premier League. Zresztą mieszkał już przez jakiś czas w Anglii, zanim przeniósł się na Litwę. Poszedł na studia biznesowe i zamierza do nich wrócić. Bycie w przyszłości przedsiębiorcą jest tym, czym chce się zająć po zakończeniu kariery.

Bramkarz też jest ważny

Le Bris każdy błąd przy przyjęciu piłki traktuje na równi jak niecelny strzał. Zapewne bierze się to z tego, że wszystko rozbija się o tworzenie wolnych przestrzeni i często Lorient gra przez bramkarza. Wychodzą poszukiwania owianych już dużą sławą „trójkątów”. Taki styl sprawia, że Morszczukom zdarza się notować sporo istotnych strat na własnej połowie, dlatego Le Bris jest na nie tak uczulony. Dopóki rywale nie potrafią z tego skorzystać, jest ok, ale z czasem powinni nauczyć się jak przeciwdziałać stylowi rewelacji Ligue 1 i zobaczymy, co wtedy się wydarzy.

Fakt faktem, że bramkarz – Yvon Mvogo – odgrywa decydującą rolę również przy wznowieniach. Poniżej znajdziecie idealny przykład tego jak próbuje grać Lorient. Szybki i precyzyjny wyrzut Szwajcara napędza akcję, która kończy się golem, ale sam sposób wznowienia jest bardzo powtarzalny.

Wspominaliśmy o tym, że Lorient potrafi wycofywać głęboko piłkę, ale z drugiej strony piłkarze Le Brisa nie potrzebują dużego posiadania, by wywozić dobre wyniki. Często oddają inicjatywę rywalom. Niektórych może wręcz ciekawić fakt, że pozwalają im na wymianę wielu podań. Natomiast poprzez mądre przesuwanie warunkują to, że podania rywali zazwyczaj nie napędzają akcji. Stwierdzenie, że jest to kreatywne murowanie w połączeniu z szybką kontrą nie będzie dalekie od prawdy.

Mocną stroną tej drużyny – na tym etapie sezonu – jest też wykorzystanie stałych fragmentów. Po nich zdobyła już pięć bramek. Więcej wpakowały tylko Monaco, Marsylia i Strasbourg. Prawdą jest też to, że Lorient ma dużą łatwość zdobywania goli. Pod tym względem ustępuje tylko Rennes, PSG i Lille. Jest przy tym bardzo skuteczne. Nie powinno się traktować współczynnika goli oczekiwanych jako wyrocznię, ale jest to narzędzie, które pozwala znaleźć punkt odniesienia. I ten miernik pokazuje, że francuski klub strzelił o ponad cztery bramki więcej, niż wskazywałyby na to algorytmy.

Rekord i perspektywy

Ciekawostkę stanowi to, że Le Bris już pobił rekord pod względem liczby punktów zdobytych przez francuskiego menedżera w swoich pierwszych ośmiu meczach Ligue 1. Teraz jesteśmy już po dwunastej kolejce i Lorient zajmuje trzecie miejsce z dorobkiem 27 punktów. A był taki okres, że mogło wskoczyć na pozycję lidera, gdyby nie kosztowny remis.

I tu warto nawiązać do historii. Rekordowym dorobkiem punktowym Lorient na koniec sezonu było zdobycie 58 punktów w rozgrywkach 2009/10. Najlepsze miejsce? Siódme – również wtedy. To tylko pokazuje, jak małym klubem na mapie Ligue 1 jest Lorient i jak bardzo obecne wyniki są ponad stan. Tym bardziej, że latem odszedł Armand Lauriente, który był najlepszym piłkarzem Morszczuków w poprzednim sezonie. Z godną docenienia łatwością udało się wypełnić po nim lukę – nawet w kwestii rzutów wolnych, które były jego specjalnością.

Można dojść do konkluzji, że Lorient powinno stanowić wzór dla wielu mniejszych klubów, które mają ograniczone możliwości finansowe. Pokazuje, że da się wykręcić dobry wynik na krajowym podwórku nie będąc ligowym krezusem. Ciężko spodziewać się, że Morszczuki utrzymają miejsce na pudle, ale zakręcenie się w okolicach miejsca dających grę w pucharach będzie dużym osiągnięciem.

Przypadek niemieckiego Freiburga może być dla Lorient punktem odniesienia. Breisgau-Brasilianer też nie może równać się z wieloma drużynami Bundesligi pod względem przychodów. A mimo to rozgrywa kolejny bardzo dobry sezon w Bundeslidze i doskonale radzi sobie w Lidze Europy. Kto wie, może i taki los czeka za kilka lat Les Merlus. Tego chyba trzeba im życzyć.

WIĘCEJ O LIDZE FRANCUSKIEJ:

Fot. Newspix.pl

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Komentarze

3 komentarze

Loading...