Reklama

PRASA: Hajto: Gdybym balował tyle, ile się mówiło, nie rozegrałbym tylu meczów

redakcja

Autor:redakcja

17 października 2022, 10:47 • 8 min czytania 13 komentarzy

Poniedziałkowa prasówka to echa meczu Realu z Barceloną i ogólnie wydarzeń z weekendu. 

PRASA: Hajto: Gdybym balował tyle, ile się mówiło, nie rozegrałbym tylu meczów

PRZEGLĄD SPORTOWY

Cezary Kucharski komentuje wynik El Clasico, w którym Real Madryt wygrał z Barceloną 3:1.

Generalnie wynik El Clasico był spodziewany, Real wygrał zasłużenie. Wydaje się, że w przeciwieństwie do obecnej Barcelony, Królewscy potrafią grać mecze o stawkę. Tu widzę największą przewagę nad zespołem Xaviego. Blaugrana ma problem z drużynami dobrze zorganizowanymi, co pokazuje obecny sezon. Dość pewnie pokonuje słabeuszy i średniaków, ale w spotkaniach poważnych jak w Lidze Mistrzów z Bayernem i Interem, a teraz z Realem, widać różnicę. To wynika też z tego, że Barca jest w przebudowie. Po letnich zakupach przewidywałem, że nie wszystko będzie funkcjonowało od początku. Nowi zawodnicy się dopiero poznają. Real to drużyna, która świetnie się rozumie, jest doświadczona i uwielbia mecze o stawkę. Carlo Ancelotti ma w kadrze ludzi, którzy potrafią decydować o losach meczu. O Barcelonie jeszcze nie można powiedzieć tego samego, potrzeba czasu i cierpliwości.

Reklama

Rozmowa z Łukaszem Piszczkiem, m.in. o niższych ligach i jego LZS-ie Goczałkowice.

Niedawna wygrana Lechii Zielona Góra 3:1 z Jagiellonią w Pucharze Polski pokazała, że grupa 3. III ligi jest chyba wyjątkowo silna?

Ciężko tak jednoznacznie stwierdzić. Nie chciałbym deprymować pozostałych grup, bo byłem również na stażu w Pogoni Szczecin i widziałem, jak trenują ich rezerwy. Trzecia liga to takie półprofesjonalne rozgrywki. Niektóre kluby działają całkiem profesjonalnie i ten poziom podnosi się z roku na rok. Dobrze, że tak się dzieje, ale chciałbym, aby o wynikach meczów na tym poziomie decydowali przede wszystkim młodzi zawodnicy.

Po wspomnianym przeze mnie meczu można było usłyszeć, że w Polsce piłkarza z III ligi od tego z Ekstraklasy różni jedynie to jakiego ma menadżera.

Oj nie, nie mogę się z tym zgodzić. Zawodnicy, którzy już są w Ekstraklasie, czy pierwszej lidze trenują codziennie, robią to profesjonalnie, mają lepszą kondycję i wydolność. Zawodnicy z niższej ligi mogą się wznieść na wyżyny w tym jednym pojedynczym meczu. Jeśli wejdą w rytm pracy codziennej to prędzej czy później zgasną, bo nie będą przyzwyczajeni do takiej intensywności.

To nie jest takie proste, jak niektórym mogłoby się wydawać. Na jeden mecz zawsze jest się łatwo zmobilizować. Grałem mnóstwo meczów w Pucharze Niemiec z drużynami z niższych lig i wyglądało to podobnie. To jest fajna sprawa, że zawodnicy grający niżej mają szansę dostać się do tych rozgrywek i skonfrontować z najlepszymi w danym kraju drużynami. Jeśli ekipa z wyższej ligi choć trochę zlekceważy taki zespół, to zazwyczaj ma problem.

Reklama

Budowanie klubu w swoich rodzinnych stronach to było to, co chciał pan robić po zakończeniu poważnego grania.

Mam też akademię w Goczałkowicach na „Panattoni Arenie” i na pewno jednym z moich celów było, aby dzieciaki miały fajne miejsce do treningu. Ta infrastruktura, którą tam posiadamy, na pewno daje im takie możliwości. Mam nadzieję, że sposób, w jaki ją prowadzimy, sprawi, że w przyszłości wyrosną na porządnych ludzi. Sport ma im pokazać jak pracować w zespole. To są wartości, które są nam bliskie. Oby ta pasja do sportu z nimi została.

Jak Mateusz Łęgowski odnajduje się po debiucie w reprezentacji?  Jak przyjęli go inni kadrowicze?  Czego nauczył się w Hiszpanii?

Z tym swoim uśmiechem pasuje pan do południa Europy. Gdzie zresztą przez rok pan mieszkał.

I w Hiszpanii chciałbym jeszcze kiedyś zagrać. To klimat dla mnie, dobrze się tam czułem. Hiszpanie mieli o mnie dobre zdanie, podobało im się, że ciągle się uśmiecham, podchodzę pozytywnie.

Kamil Glik po tym, gdy jako nastolatek wyjechał na dwa i pół roku do Hiszpanii, a później wrócił do Polski i zaczął grać w Ekstraklasie, miał w głowie, że chce tam wrócić. Pan myśli podobnie? „Już tam byłem, widziałem i nie taki diabeł straszny”?

Tak, mam przeczucie, że kiedyś wrócę do Hiszpanii. Już w takiej formie, żeby grać w ich lidze. To jedno z moich marzeń. Nie wiem, czy od razu z Pogoni, czy będzie to na późniejszym etapie, ale…

To trudna liga dla polskich piłkarzy. Generalnie ich tam nie ma. No może poza jednym.

Zdaję sobie sprawę, że nie jest łatwo wejść z polskiej ligi i od razu się tam przystosować. Na początku byłem zirytowany, że tak dobrze mi nie idzie, a inni są lepsi. Mam ambicję, że gdy widzę kogoś dużo lepszego ode mnie, po prostu chcę więcej trenować, by mu dorównać lub go przeskoczyć. Nie chcę dużej różnicy między nami, nie chcę, by ktoś inny postrzegał, że dużo mi do niego brakuje. Po treningach męczyłem trenera Valencii, pytałem o indywidualne zajęcia. „Co mam robić, żeby lepiej wyglądać? Żeby grać tak, jak pan chce?”. „To samo przyjdzie” – uspokajał mnie i nie pozwalał dodatkowo ćwiczyć. W Pogoni trenowaliśmy osiem razy w tygodniu.

A w Valencii?

Mieliśmy cztery treningi, tylko dłuższe. Jeden dzień był wolny. Treningi trwały dwie godziny, czasem dwie i pół. Trener nie chciał, żebyśmy zostawali i mówił, że to wszystko samo przyjedzie. Przed  przyjazdem do Hiszpanii martwiłem się o technikę, że pierwszy kontakt z piłką będę miał zły. Pamiętam, że rozmawiałem o tym z jednym z dyrektorów sportowych Valencii. Mówił: „Na tym się nie skupiaj, tylko pilnuj, w jakiej przestrzeni masz stać, gdzie się ustawić. Słuchaj trenera, bo on wie, jak masz grać. To przyjęcie-podanie, technika użytkowa, wszystko samo przyjdzie”.

Przyszło?

Po pewnym czasie – tak. Samoistnie. Dziwiłem się, jak to możliwe: po kilku tygodniach podanie i przyjęcie piłki były inne, a przecież nie pracowałem nad tym oddzielnie. To mnie zaskoczyło, że nie musiałem dodatkowo tej techniki ćwiczyć. Pojawiła się dzięki takiemu otoczeniu w Valencii.

Antoni Bugajski komentuje zachowanie Josue, choć chyba nie widział momentu, w którym Wolski nadepnął na jego głowę.

Posądzenie Portugalczyka o wywyższanie się i upokarzanie rywala nasuwa się automatycznie. Oczywiście ma prawo do emocjonalnych reakcji, ale jest kapitanem, od niego oczekuje się zachowania, które powinno być wskazówką dla innych. Jeżeli robi coś publicznie, gest staje się rodzajem demonstracji – tak działa świat i tego zmienić się nie da – i oczywiście podlega ocenie. W tym przypadku musi ona być dla kapitana druzgocąca, co dobitnie wyraził wspomniany Boniek, który w życiu trochę w piłkę pograł i to w całkiem niezłych drużynach. Czasem przegrywał, a że strasznie tego nie lubił, aż trząsł się w środku, a jednak wiedział – i był to zakodowany odruch profesjonalnego sportowca i normalnego człowieka – że przeciwnikowi należy po meczu za uczciwą walkę podziękować.

Tymczasem mecz w Płocku nie toczył się pod jakimś szczególnym napięciem. Wisła strzeliła o jednego gola więcej, Legia po wyrównaniu z rzutu karnego też miała szansę na 2:1, lecz jej nie wykorzystała. Żadnej szczególnej dramaturgii, błędów sędziowskich, brutalnej gry, nadpobudliwych reakcji piłkarzy i gorszących scysji w czasie meczu nie odnotowano. Tym bardziej nie ma usprawiedliwienia dla Josue. Wylazła z niego – oprócz słomy z piłkarskich butów – olbrzymia frustracja, ale jeszcze bardziej emocjonalna niedojrzałość, która czasem zdarza się dziewięcioletnim chłopcom kopiącym po lekcjach piłkę na przyszkolnym boisku.

Dariusz Dziekanowski o tym, że czas Barcelony z okresu Xaviego-piłkarza dobiega końca.

Tak to się niestety kończy – coraz częściej robisz błędy, coraz częściej po występach pojawia się krytyka. Owszem, zdarzają się jeszcze mecze na dawnym, bardzo dobrym lub nawet fantastycznym poziomie, ale coraz rzadziej i coraz drożej one kosztują. To znaczy coraz dłużej trwa regeneracja. O czym piszę? Oczywiście o zbliżającym się nieuchronnie końcu kariery.

Ostatnie dni i mecze w wykonaniu Barcelony, ale i nie tylko, uświadamiają, że znowu kończy się pewna epoka. W przypadku Barcy ten koniec przebiega wieloetapowo, bo najpierw drużynę opuścił twórca jej największych sukcesów, czyli Pep Guardiola, potem odszedł Leo Messi. Dziś wykruszają się ostatni zawodnicy z tamtej drużyny: Gerard Pique, Sergio Busquets, Jordi Alba. I będzie to prawdopodobnie finał tych zmian, bo jednocześnie zatrudnienie na stanowisku trenera Xaviego jest początkiem nowego cyklu. Cyklu, w którym piłkarze tamtej drużyny pojawiają się w innych rolach: trenerów lub klubowych działaczy.

SPORT

Michał Zichlarz chciałby Rafała Wolskiego w reprezentacji.

Tak naprawdę w reprezentacji, z różnych przyczyn, a przede wszystkim z powodu kontuzji, nie zaistniał. Teraz jest w życiowej formie. Aż żal marnować takiego gracza tylko na ligę. Skoro blisko reprezentacji jest dalej Kami Grosicki z Pogoni, starszy od Wolskiego o ponad 4 lata, to dlaczego na finiszu przygotowań do mundialu w Katarze nie mogłoby się znaleźć miejsce dla pomocnika i lidera Wisły Płock?

Rafał Wolski to uniwersalny gracz, który w linii środkowej może zagrać na każdej praktycznie pozycji. Ma za sobą zagraniczne wojaże, doświadczenia mu nie brakuje, jest w życiowej formie, a często takie powołania last minute są strzałem w dziesiątkę. Co na to selekcjoner Michniewicz?

Maciej Grygierczyk komentuje pierwszą domową porażkę Ruchu Chorzów w tym sezonie.

Niedzielny sukces Arki w Chorzowie jest tym cenniejszy, że drużyna trenera Jarosława Skrobacza po raz pierwszy w tym sezonie w jednym meczu straciła cztery gole. Wcześniej bramkarz „Niebieskich” Jakub Bielecki maksymalnie dwa razy wyciągał piłkę z siatki w jednym spotkaniu. Ale tym razem musiał mierzyć się z nie byle jakim przeciwnikiem, bo po przeciwnej stronie barykady stanęli Karol Czubak i Omran Haydary. Polsko-afgański duet w rundzie jesiennej jest postrachem bramkarzy przeciwnika. Do tej pory każdy z nich osiem razy wpisywał się na listę zdobywców bramek, podczas gdy ich koledzy z zespołu w sumie tylko 9 razy „skaleczyli” rywali. Naprawdę strach się bać.

FAKT

Rozmowa z Tomaszem Hajtą z okazji jego 50. urodzin.

Kibice wciąż przypominają panu Pedra Pauletę, który w przegranym 0:4 meczu z Portugalią strzelił wam trzy gole.

Śmiać mi się z tego chce. Oglądałem ten mecz niedawno. Faktycznie, przy pierwszej bramce zawiniłem, ale w kolejnych nie było mnie nawet w pobliżu. Trzeba było jednak zwalić winę na kogoś i padło na mnie. Nie mam z tym problemu.

Pytaliśmy o imprezę urodzinową, więc nie może zabraknąć tego tematu. W reprezentacji dużo się w tamtym czasie balowało?

Wiadomo, że po meczach wychodziliśmy razem, ale na pewno nie było tyle alkoholu, co w latach poprzednich. Nie ma co przesadzać. Ludzie często gadają bzdury, bo ktoś coś kiedyś powiedział. Jak mogłem balować, grając na takim poziomie w lidze niemieckiej? Nigdy nie rozegrałbym kilkuset meczów w karierze. To jest chore. Gdybym przyszedł na trening na kacu, to nie byłoby mnie w klubie, albo dostałbym ogromną karę finansową.

SUPER EXPRESS

Nic ciekawego.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

13 komentarzy

Loading...