Reklama

Z nieba do piekła. Podsumowanie kadencji Wojciecha Łobodzińskiego

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

12 października 2022, 17:20 • 8 min czytania 23 komentarzy

– To już jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy iść… – mógłby teraz zanucić pod nosem Wojciech Łobodziński, który zakończył coś więcej niż pracę trenera w „Miedziance”. Zamknął bowiem dziesięcioletni rozdział w swoim życiu, który rozpoczął jeszcze jako piłkarz w 2012 roku. Na jego postać w Legnicy patrzy się zatem inaczej, to swego rodzaju miejscowa legenda. I choć popularny „Łobo” zasłużył na wieczny szacunek kibiców, ostatni etap legnickiej przygody to już gorzki smak porażki.

Z nieba do piekła. Podsumowanie kadencji Wojciecha Łobodzińskiego

– Po 10 latach żegnam się z klubem. Chciałem nagrać kilka słów dla osób związanych z klubem i miastem. Chcę podziękować żonie i córce, które szły ze mną tą drogą. Nie było im łatwo, ale dostawałem od nich ogromne wsparcie. Wiem, że w ostatnim czasie zawiodłem. Będzie to we mnie siedziało. Natomiast wiem też, że będę lepszym trenerem i może przyjdzie taki moment, że tutaj wrócę. Chcę podziękować mojemu sztabowi i piłkarzom, którzy zrobili fantastyczną pracę, awansując do Ekstraklasy. Chcę podziękować pracownikom klubu i prezesowi, panu Andrzejowi Daddelle – za zaufanie. 10 lat to szmat czasu. Ufał mi, wierzył w to, co sobą reprezentuję – powiedział trener Łobodziński po oficjalnym komunikacie o rozstaniu z klubem. Raz, że pokazał tym dużą klasę, ot, takie obrazki są ledwie marginalną częścią krajobrazu w polskim futbolu. Dwa – dwie rzeczy, które 39-latek powiedział, są dobrym punktem wyjścia do dyskusji na temat całokształtu jego kadencji.

Wojciech Łobodziński – podsumowanie kadencji w Miedzi Legnica

Miedź wychowała trenera i nie może tego żałować

Łobodziński pierwsze kroki na trenerskiej ścieżce stawiał już w 2019 roku. Jeszcze jako aktywny zawodnik pomagał przy zespole rezerw, a poza tym miał doskonałe obeznanie, jeśli chodzi o młodzież z akademii. Miedź go „wychowywała” na trenera, a też sam „Łobo” wiedział, że po zawieszeniu butów na kołek pójdzie tą drogą. To była spójna wizja, z której obie strony korzystały. Wreszcie rola Łobodzińskiego w kwietniu 2021 roku przerodziła się z asystenta w pierwszego trenera trzecioligowych rezerw i chyba nikt się nie spodziewał, że pójdzie mu tak dobrze. 23 punkty w 13 meczach, jak na start w przedsionku kariery szkoleniowca, to naprawdę dobry wynik.

Działacze Miedzi stwierdzili nawet, że to wynik godny wrzucenia Łobodzińskiego na głęboką wodę. Gdy pożegnano Jarosława Skrobacza, Andrzej Dadełło wraz z Markiem Ubychem uznali, że to czas, żeby zaryzykować. Postawić na człowieka z Legnicy, który nie dość, że wykazywał szereg predyspozycji do bycia dobrym trenerem, to jeszcze w klubie i mieście znał każdy kąt. To był duży atut, a czas pokazał, że pod tym względem w klubie się nie pomylili.

Reklama

Wojciech Łobodziński trafił z nieba do piekła

Dzisiaj każdy poza Legnicą może patrzeć na trenera Łobodzińskiego jak na kogoś, kto został brutalnie zweryfikowany przez realia Ekstraklasy. I, cholera, trudno powiedzieć, że było inaczej. Ale gdy cofniemy się do okresu pracy „Łobo” w 1. lidze, nie da się nie nadziwić, jak dobry był jego zespół. To jednak wyczyn, żeby stworzyć jedną z najlepszych ekip w historii zaplecza. Rzadko kiedy widzieliśmy zespoły, które z taką pewnością i wyższością nad resztą stawki wygrywały ligę. Awans Miedzi nie został wywalczony, tam walk z drżeniem o finisz rozgrywek nie było. Awans został zdobyty w pamiętnym stylu.

I tego Łobodzińskiemu nikt nie odbierze. Stworzył świetny zespół na własną modłę jako zupełnie nieopierzony fachowiec. Potrafił wzbudzić na tyle dużo zaufania w klubie, że pozwolono mu na dużą swobodę transferową. Dyrektor sportowy realizował to, czego trener oczekiwał, a Andrzej Dadełło, choć przy niejednym zawodniku kręcił nosem, dawał na ich umowach kluczowy podpis. To działało, bo każdy nabytek Miedzi z letniego i zimowego okienka sezonu 2021/2022 się sprawdził. W Legnicy uwierzyli, że tak będzie również w Ekstraklasie.

Miedź Legnica 2.0 – najciekawszy beniaminek w Ekstraklasie?

Jak się jednak okazało, o ile filozofia trenera Łobodzińskiego działała z perspektywy zespołu, który może górować jakością nad resztą w 1. lidze, o tyle te same metody nie zdały egzaminu na wyższym szczeblu. Sztab szkoleniowy w nieoficjalnych rozmowach dawał do zrozumienia, że chce usprawniać to, co już wypracował. Trenerzy byli pewni siebie, wierzyli w wyzwanie, któremu chcą sprostać. Dlatego też ściągani byli tacy a nie inni zawodnicy – właśnie do wizji, jaką miał „Łobo” i spółka mieli na swój zespół.

Szkopuł w tym, że niewiele trzeba było czasu, żeby negatywnie zweryfikować poszczególne założenia. Zobaczyliśmy, że taka a nie inna konstrukcja drużyny czy taktyka „Miedzianki” były prostą drogą do zderzenia z pędzącym z naprzeciwka pięćdziesięciotonowym tirem. Kadra, którą sklecili w Miedzi jeszcze w okresie przygotowawczym, obiecywała, że to może być najlepszy beniaminek. Czysto na papierze – tak twierdziliśmy nie tylko my, ale także szereg innych dziennikarzy. Optymizm względem legniczan podsycał fakt, że 1. ligę zdeklasowali nie tylko dzięki ofensywie, ale także konsekwentnie grającej defensywie, która notowała rekordową liczbę czystych kont. To drugie zniknęło bez śladu, a da się to w prosty sposób wytłumaczyć.

Reklama

Brak doświadczenia i zbyt romantyczna wizja na futbol

Filozofia gry, jaką wyznaje trener Łobodziński, najprawdopodobniej nie pasuje do zespołów, które są zmuszone do bardziej wzmożonej obrony własnej bramki. Ten kontrast między 1. ligą a Ekstraklasą wynika po części z faktu, że zarówno defensorzy jak i cały zespół mieli do czynienia z całkowicie innymi realiami. Gdy jesteś kozakiem w swojej kategorii i atakujesz przez 70 minut, broniąc się przez 20, wyrabiasz sobie inne nawyki. Gdy taki stan rzeczy obraca się o 180 stopni, rodzą się problemy. Mniejsze i większe błędy, ich pokażniejsza liczba, potem frustracja i zjazd mentalny. Czymś takim trener Łobodziński widocznie jeszcze nie nauczył się zarządzać. Tego rodzaju kryzysem, na który trzeba reagować w inny sposób niż zakłada podręcznik.

Największe problemy Miedzi na starcie sezonu w Ekstraklasie

Słowem: zabrakło doświadczenia, a tym samym pragmatyzmu i chłodniejszego spojrzenia na własne miejsce w szeregu. Oraz dopasowania planu do możliwości, jakie wiążą się konkretnym klubem. A, powiedzmy sobie szczerze, Miedź Legnica nie jest klubem, w którym łatwo realizować bardziej ambitne, romantyczne wizje o futbolu. Może gdyby „Miedzianka” grała już drugi czy trzeci sezon z rzędu w Ekstraklasie. Wtedy – dlaczego nie. Ale nie w chwili, gdy jesteś beniaminkiem, który jakościowo może przewyższać co najwyżej kilka zespołów w lidze. Wówczas próba osiągnięcia dominacji na boisku poprzez jakość linii pomocy i ataku łatwo kończy się porażką.

Pierwsza poważna wpadka w karierze, a nie musiało być tak źle

Myśląc o ostatnim etapie pracy trenera Łobodzińskiego w Miedzi, można odnieść wrażenie, że odbębnił coś, co prędzej czy później po prostu musiał odbębnić. A więc przeprowadzić operację na żywym organizmie z niemałym zagrożeniem, że się nie powiedzie. Zrewidować swój pogląd na futbol, który nie jest jeszcze do końca ukształtowany. Zapewne wybrakowany przez brak pewnych doświadczeń i wymagający kolejnych sprawdzianów. Takowe w przyszłości 39-latek na pewno otrzyma, bo ma „fajne papiery” na bycie szkoleniowcem Ekstraklasy. A przynajmniej tak w kuluarach twierdzą ludzie, którzy znają tego człowieka i z niejednego pieca chleb jedli.

Póki co, trzeba powiedzieć, że trener Łobodziński zawiódł, tak jak sam stwierdził. I to nie jest kurtuazja, bo rzeczywiście z Legnicy dochodzą nas głosy, że trener może się trochę zagubił, szukając progresu. On był, dało się go zauważyć jeszcze przed wrześniową przerwą reprezentacyjną, kiedy „Miedzianka” miała argumenty za zwycięstwem, ale i tak przegrywała. Tak jak z Legią, Piastem, Koroną czy Jagiellonią, kiedy nikt nie mógłby być zdziwiony, gdyby legnicki beniaminek zgarniał komplety punktów. Nawiązując do poszczególnych wydarzeń z tych spotkań, można stwierdzić, że w jakimś stopniu elementem porażki trenera Łobodzińskiego był brak szczęścia.

Szczęścia, które Miedź miał w 1. lidze, choć nie zwracano na to aż tak dużej uwagi. Była jakość, a to, że los czasami legniczanom sprzyjał, było kwestią drugorzędną. Od kilku miesięcy jest oczywiście inaczej, choć wydawało się, że wygrane spotkanie z Lechią Gdańsk będzie jakimś przełomem.

Fatalne pudło Olafa Kobackiego. Nie trafił w bramkę z kilku metrów! [WIDEO]

Ogółem dało się wyciągnąć wiele pozytywów, takich jak fakt, że do pewnego momentu Miedź potrafiła strzelić gola każdemu z wyjątkiem Zagłębia Lubin. Albo że, nie licząc meczu z Wisłą Płock, różnica w wyniku wynosiła maksymalnie jedną bramkę. Poza tym dobrze wyglądali Luciano Narsingh, Maxime Dominguez czy – z mniejszą regularnością – dostatecznie nieźle Henriquez, Cacciabue i Kobacki. To dawało jakąś nadzieję kibicom. Ale co z tego, skoro wszystko, mówiąc kolokwialnie, doszczętnie zdechło w ostatnich dwóch tygodniach. I co z tego, skoro defensywa (poza Leventem Gulenem) ciągle niweczyła wysiłek zawodników na przedzie. No nie, tak grać beniaminek nie może, że musi zawsze strzelić przynajmniej dwie bramki, żeby wygrać lub zremisować. To była droga donikąd. Momentami to była wręcz kompromitacja za kompromitacją.

Porażka, która zdefiniuje przyszłość Łobodzińskiego

W 1. lidze – 34 mecze i 77 punktów, średnia 2,26. Bilans bramkowy: 56-22. Za to należy się spora laurka, zresztą już zwieńczona pucharem i medalami.

Ale w Ekstraklasie: 11 meczów i 5 punktów, średnia 0,45. Bilans bramkowy: 11-21. Za to z kolei należy się duża nagana.

A to oznacza, że na razie przygoda trenerska Wojciecha Łobodzińskiego posiada niejednoznaczny kształt. Wiemy o nim tyle, że potrafi wyciągnąć z zespołu bardzo wiele i grać o najwyższe cele, ale w realiach zaplecza Ekstraklasy. I tyle, że nie potrafił sprostać nowemu wyzwaniu. Przyszłość pokaże, czy wyciągnie wnioski i – jak sam powiedział w pożegnaniu opublikowanym na Facebooku – stanie się lepszym trenerem. Albo czy dalej będzie żył wedle zasady, że każdy klub można dostosować pod swoją filozofię, co zazwyczaj ma potencjał na dwa skrajne rozstrzygnięcia: wielki sukces lub wybitną klapę.

WIĘCEJ O MIEDZI LEGNICA:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

23 komentarzy

Loading...