Reklama

Definitywnie przeskoczyło. Oto drugi najważniejszy piłkarz reprezentacji 

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

26 września 2022, 18:18 • 10 min czytania 12 komentarzy

Jerzy Brzęczek twierdził, że piłkarzowi Napoli musi pewnego dnia coś przeskoczyć w głowie. Podczas meczu z Holandią i w pierwszej połowie starcia z Walią mieliśmy wrażenie, że coś musi przeskoczyć większości jego kolegów. Już dawno nie dyskutowaliśmy o tym, jak wykorzystać Piotra Zielińskiego w reprezentacji Polski. Bo taka dyskusja nie jest już potrzebna. 28-latek stał się niekwestionowanym liderem biało-czerwonych.

Definitywnie przeskoczyło. Oto drugi najważniejszy piłkarz reprezentacji 

Wypowiedź, która do dziś ciągnie się za Zielińskim, była niezwykle komiczna, bo podważała ona warsztat trenerski jej autora. Jeśli selekcjoner nie potrafi dotrzeć do zawodnika ani odnaleźć dla niego optymalnej roli na boisku, a zamiast tego musi czekać aż „coś mu przeskoczy”, to nie jest dobrym selekcjonerem. Te słowa dobitnie pokazywały bezradność. Bezradność kolejnego szkoleniowca, który wie, że ma do czynienia z perełką, ale nie potrafi jej wykorzystać.

Nikt nigdy nie kwestionował umiejętności technicznych naszego pomocnika.

Nikt nie twierdził, że nie powinno go być w reprezentacji.

Nikt nie negował, że ma świetne momenty, wielkie akcje, potrafi zagrać rewelacyjnie.

Reklama

Największym zarzutem było to, że Zieliński to piłkarz na dobrą pogodę. Idzie kadrze – idzie także Zielińskiemu. Nie idzie kadrze – Zieliński również nie dojeżdża. Odpowiedzialność za wynik? Dawanie przykładu słabiej dysponowanym kolegom? Bycie kozakiem wtedy, kiedy trzeba złapać za lejce? Niezwykle rzadko oglądaliśmy Zielińskiego z tej strony. A w zasadzie – prawie nigdy.

Piłkarz Napoli funkcjonował w kadrze jako gość, który nawet w słabszej formie oferuje więcej niż jego koledzy, więc nie można go odstawić. Jednocześnie dyskusja pod tytułem „Jak sprawić, by Zieliński był sobą?” była tak regularnym elementem każdego zgrupowania jak żółta kartka Grzegorza Krychowiaka. 

Trzeba było czekać. Czekać aż… No właśnie, coś przeskoczy?

Niekwestionowany lider

Skoro rozpoczęliśmy od słynnej wypowiedzi Jerzego Brzęczka, musimy dopowiedzieć jedną rzecz – nie twierdzimy, że to Michniewicz w cudowny sposób odnalazł klucz do pomocnika Napoli. Chce na niego stawiać, jeszcze ani razu nie posadził go na ławce, widzi w nim kluczową osobę dla środka pola. Ale to bardziej proces, który zadział się wewnątrz samego Zielińskiego, który po cichu stał się liderem kadry. Żeby to wybrzmiało, napiszmy to raz jeszcze:

PIOTR ZIELIŃSKI TO LIDER POLSKIEJ REPREZENTACJI.

Już nie tylko dobry piłkarz o niepolskim wachlarzu umiejętności. Nie tylko technik, którym zachwycają się koledzy z zespołu, bo jest nie do pokonania w dziadku. Nie tylko ważne ogniwo ofensywy. Lider. Kluczowy zawodnik. Druga najważniejsza postać w reprezentacji po Robercie Lewandowskim.

Reklama

Takiego statusu Zieliński nie miał jeszcze nigdy. Począwszy od eliminacji do mundialu 2018 zawsze był w wąskim gronie tych najważniejszych zawodników. Ale jednocześnie zawsze gdzieś z tyłu. Znacznie więcej mówiło się o innych. O Krychowiaku jako o gościu, który trzyma pomoc. O ofiarności Glika. O charakterze Piszczka. O ratujących tyłek bramkarzach. O pnących się w górę napastnikach. Nawet o Moderze, który usprawnił naszą pomoc, oferując niezwykle dużo cech przydatnych i w kreacji, i destrukcji. Piotr Zieliński zawsze był przy tym ważnym zawodnikiem, ale nigdy nie drugim najważniejszym.

Zawodnik Napoli urósł do tego miana dopiero w momencie, gdy inni liderzy zaczęli cieniować. Glik wciąż miewa wielkie mecze (Szwecja!), ale często dusi się w kadrze. Krychowiak? Dajmy spokój. Największym komplementem, jaki może usłyszeć, to że jest najmniejszym złem. Żaden to powód do chluby. Moder leczy kontuzję. Status Milika i Piątka drastycznie zmalał. Reputacja innych przybocznych Lewego jeszcze aż tak nie urosła. Pierwszeństwo dla Lewandowskiego jest tutaj niekwestionowane. Ale Zieliński to dziś druga postać, bez której nie wyobrażamy sobie składu biało-czerwonych.

Dwa świetne mecze

W meczu z Holandią Piotr Zieliński był jedynym polskim piłkarzem, o którym można powiedzieć dobre słowo. Grał inny mecz niż jego koledzy. Pokazywał się po piłkę, gdy inni chowali się za rywalami. Ciągnął akcje, gdy inni stali. Działał kreatywnie, gdy innych przerastały najprostsze zadania. Kiedyś można się było irytować, że gdy nie idzie, Zieliński gra zwykle poniżej średniej zespołu. W czwartek na Narodowym nie szło, a Zieliński jako jedyny ją zawyżał.

Jego koledzy wielokrotnie go nie rozumieli. Szukał ich prostopadłymi podaniami. Wymuszał ruch. Liczył, że też pomyślą w kreatywny sposób. Z tego powodu podania pomocnika często nie trafiały do adresata. W zasadzie tylko jedno stworzyło prawdziwe zagrożenie – gdy wypuścił na skrzydle Frankowskiego, a ten znalazł płaską wrzutką Milika. Ta piłka – i poprzedzający ją ruch, wyczekiwanie na moment aż Frankowski zacznie biec – to bez wątpienia najlepsze zagranie Polaków w tym meczu. Robił przewagę swoimi kierunkowymi przyjęciami lub balansem ciała. Kradł teren z piłką przy nodze próbując zrobić przewagę.

I jeszcze garść wniosków po spojrzeniu na statystyki WyScouta z meczu z Holandią:

  • jako jedyny z naszych reprezentantów ani razu nie stracił piłki na własnej połowie (dla porównania Nicola Zalewski miał dziesięć takich strat),
  • zachował celność podań na poziomie 89% (co przy skali podejmowanego przez niego ryzyka jest bardzo dobrym rezultatem)
  • miał najwięcej udanych krótkich i średnich podań (łącznie 45)
  • najczęściej szukał podaniami naszych napastników (6 podań do Lewandowskiego, 6 do Milika; dla porównania: Krychowiak 7 podań do Lewandowskiego, 2 do Milika; Zalewski 6 podań do Lewandowskiego, 0 do Milika; Szymański 0 podań do Lewandowskiego i 0 do Milika)
  • zaliczył najwięcej prób prostopadłych podań (4, podczas gdy wszyscy pozostali zawodnicy mieli ich łącznie… 6)

Po meczu z Holandią mówił, że nie wszystko w tym spotkaniu było złe i da się wyciągnąć jakieś pozytywy. Miał rację. Ale chyba tylko przez skromność nie wskazał swojej dobrej dyspozycji. W spotkaniu z Walią już nie był jedynym dobrze funkcjonującym ogniwem na boisku. Świetnie grał Kiwior. Wiele pochwał, zasłużonych rzecz jasna, odebrał Szczęsny. Dobrze funkcjonował Świderski – i nie mamy na myśli tylko gola, ale i szeroko pojętą przydatność w grze. Zieliński nie mógł ubiegać się o tytuł MVP spotkania. Ale znów zagrał na poziomie meczu z Holandią. Znów był liderem. Znów nie przerastała go odpowiedzialność. A wręcz chciał czuć jej jak najwięcej na swoich barkach.

Podobny kazus jak w meczu z Holandią można było wyczuć zwłaszcza w pierwszej połowie, w której Polakom wychodziło mniej niż w kolejnej odsłonie. Wtedy Zieliński był najjaskrawszy, najaktywniejszy, najlepszy po prostu. To on posłał kapitalną prostopadłą piłkę do Żurkowskiego, który miałby sytuację strzelecką, gdyby nie zgubił futbolówki pod nogami. I to nie tak, że nagle pojawiły się okoliczności, więc Zieliński celnie podał. Wcześniej zagrał na klepkę. Szybko wyszedł na pozycję. Znalazł sobie przestrzeń w środku pola. Dopiero później wypuścił swojego kolegę. Cała akcja była zaplanowana na kilka ruchów przed jej kluczowym momentem. 

Zieliński mógł też mieć na swoim koncie gola. To on w pierwszych minutach meczu przejął bezpańską piłkę w środku pola i wyszedł sam na sam. Nie było mu dane nawet oddać strzału, bo arbiter przerwał akcję dopatrując się spalonego. Było to dziwne z dwóch powodów. Po pierwsze – ofsajdu raczej nie było. Po drugie – nawet, jakby był, to w erze VAR puszcza się przecież grę do końca. To on wykreował też jedyną sytuację strzelecką Lewandowskiego w dwóch ostatnich meczach Ligi Narodów – udaną wrzutką z rzutu wolnego.

I raz jeszcze rzut oka w statystyki WyScouta:

  • 73% jego boiskowych działań zakończyło się pozytywnie (wyższy procent mają tylko Krychowiak, aż 79%, lecz to niemiarodajna statystyka, bo stawiał głównie na najbezpieczniejsze rozwiązania oraz Bednarek)
  • drugi pod względem skuteczności krótkich i średnich podań (40 udanych zagrań tego typu, więcej miał tylko Krychowiak, 44, lecz znów – głównie były to bezpieczne wybory)
  • udały mu się cztery progresywne podania i cztery podania w ofensywną tercję boiska

Pamiętajmy jednak, że statystyki nie mówią wszystkiego. Nie da się w nich zamknąć ruchu na boisku – zwłaszcza tego bez piłki. Zieliński praktycznie nie miewał przestojów. Szukał sobie miejsca. Dawał kolegom możliwość do rozegrania. Kiedy mieliśmy piłkę, nie był przyspawany do jednego miejsca na boisku. Biegał po całej jego szerokości. Bez zarzutu spisywał się też w pressingu.

Piotr Zieliński – najlepszy czas w karierze?

Kiedyś żartowaliśmy, że Zielińskiemu trzeba znaleźć w kadrze taką pozycję jak w klubie, czyli najlepiej 8,5, na kępce oddalonej o równo 16,27 metra od lewej linii bocznej. To w różnicy w rolach, jaką piłkarz ma w Napoli i kadrze narodowej, wielu upatrywało powodów tego, że nie idzie mu najlepiej w reprezentacji. Dziś pozycja dla Zielińskiego zdaje się nie mieć znaczenia.

U Michniewicza grał już…

  • na skrzydle (ze Szwecją)
  • jako jedyna dziesiątka w diamencie (pierwszy mecz z Walią)
  • jako jedyna dziesiątka z dwoma klasycznymi skrzydłowymi (pierwszy mecz z Belgią, pierwszy mecz z Holandią)
  • jako jedna z dwóch dziesiątek w systemie z trzema stoperami (drugi mecz z Holandią, drugi mecz z Belgią)
  • jako quasi ósemka (drugie połowy meczów na ostatnim zgrupowaniu)

I wszędzie dawał radę. Do żadnej pozycji nie był też sztywno przyspawany. To Zieliński samodzielnie podejmuje decyzję, gdzie w danym momencie będzie czuł się najlepiej, gdzie znajdzie się przestrzeń do tego, by obrócić się z piłką, przyspieszyć, posłać prostopadłe podanie. To nie ustawienie na boisku determinuje więc to, czy Zieliński spełnia oczekiwania w reprezentacji, czy nie.

Piłkarz przeżywa świetny czas nie tylko w reprezentacji Polski, lecz także w Napoli. Gdy przyszła oferta z West Hamu, wielu sądziło, że jego klub będzie naciskać na to, by doprowadzić ten deal do końca. Obie strony zresztą się dogadały, a do transferu nie doszło tylko dlatego, że nie zgodził się na niego sam piłkarz. Przez Neapol przetoczyła się prawdziwa rewolucja i można było podejrzewać, że Polak stanie się jedną z jej ofiar. W zeszłym sezonie zaliczył mniej minut niż zwykle. W ostatnich dziesięciu meczach tylko trzy razy pojawił się w podstawie. Włoskie media wieściły, że Napoli chętnie rozważy propozycje za swojego zawodnika. I faktycznie tak było. 

Choć Zieliński to dziś piłkarz z najdłuższym stażem w Napoli i w całej kadrze ma najwięcej meczów w Serie A (305, drugi Sirigu – 247), nie było oczywistością, że zacznie sezon w wyjściowym składzie. Jego klub ściągnął na jego pozycję Giacomo Raspadoriego, czyli 22-letniego reprezentanta Włoch. Zieliński jednak się obronił i przeżywa rewelacyjny okres. Po dziewięciu meczach ma na koncie trzy gole i cztery asysty. Tylko dwa razy zabrakło go w wyjściowym składzie, ale albo pojawiał się po przerwie (z Lecce) albo dostał ponad dwa kwadranse (ze Spezią).

W meczu z Liverpoolem zaliczył prawdziwy koncert – strzelił dwa gole i zanotował asystę. W starciu z Rangersami zmarnował dwa karne (!), a mimo to nie przelała się po nim fala krytyki. Luciano Spaletti wręcz go chwalił, mówiąc, że był najlepszy na boisku. To niepierwszy wyraz docenienia ze strony klubowego trenera.

— Cieszę się, że teraz dobrze się o nim mówi. W zeszłym roku trochę go zmasakrowaliście. Nigdy nie miałem żadnych wątpliwości co do jego umiejętności. Uważam, że to fundamentalny zawodnik dla naszego zespołu i nigdy nie zmieniłem zdania na ten temat – mówił wcześniej Spaletti. — Zieliński w zeszłym sezonie rozegrał kilka meczów poniżej swojego poziomu, ale to tak dobry zawodnik, że zawsze bierzesz go pod uwagę. Jestem przekonany, że może być topowym piłkarzem, ale wszystko zależy od niego. Musi prezentować się tak, jak w robi to w tym sezonie – dodawał.

Z tych wypowiedzi przebija jedna myśl – bezgraniczne zaufanie do polskiego pomocnika, który nie ma osobowości lidera. To nie jest gość, który wchodzi do szatni z futryną. To raczej facet, którego trzeba odpowiednio poprowadzić. Częściej dawać mu marchewkę niż okładać kijem. Zielińskiego doceniał zresztą nie tylko Spaletti, ale i sam Klopp, który przed starciem w Lidze Mistrzów mówił, że to wokół Zielińskiego Napoli może budować swoją drużynę.

Wydaje się, że jeszcze nigdy w swojej karierze Zieliński nie miał w Napoli tak mocnej, tak niekwestionowanej pozycji.

Identycznie jest w kadrze.

Niesprawiedliwe byłoby stwierdzenie, że długo trzeba było czekać na Piotra Zielińskiego. Nawet, gdy nie mógł odciągnąć ze swojego potencjału hamulca ręcznego, dawał biało-czerwonym całkiem wiele. Ale długo musieliśmy czekać na takiego Zielińskiego. Lidera pełną gębą. Kluczowego piłkarza reprezentacji. Piłkarza, o którego przydatności dla kadry już się nie dyskutuje.

Przeskoczyło. I oby już nie odskakiwało.

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI: 

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Piłka nożna

Ekstraklasa

Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Michał Trela
3
Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Komentarze

12 komentarzy

Loading...