Reklama

Serafin: – Zasługiwaliśmy, by pokonać Wisłę dużo wyżej

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

11 września 2022, 10:15 • 8 min czytania 1 komentarz

Puszcza Niepołomice to największa niespodzianka początku sezonu 1. ligi. W ostatniej kolejce pokonała faworyzowaną Wisłę Kraków 3:2. Jak na sukces reagują Żubry opowiedział nam Jakub Serafin, kapitan zespołu. Zdradził również jak piłkarskie losy zaprowadziły go do podkrakowskiego klubu, dlaczego Nenad Bjelica zatrzymał jego karierę. 

Serafin: – Zasługiwaliśmy, by pokonać Wisłę dużo wyżej

Medialność Puszczy Niepołomice w ostatnich dniach zrobiła się większa?

Jakub Serafin (pomocnik i kapitan Puszczy Niepołomice): Nie ma co ukrywać, że derby z Wisłą Kraków zrobiły sporo szumu. Co prawda, to derby pisane małą literą, bo jedyne, co pozwala nam mówić o tym meczu jako derbach to lokalizacja.

Koniunkturalność medialności Puszczy jest jednak powtarzająca się. Raz po raz zespół z Niepołomic dokonuje jakiejś niespodzianki, która odbija się szerokim echem w Polsce. Tym razem to było zwycięstwo nad Wisłą Kraków, a wcześniej choćby trzy udane występy w Pucharze Polski w ostatnich pięciu latach.

Gdy dochodziliśmy do ćwierćfinału Pucharu Polski oczy piłkarskiej Polski były bardziej skupione na Niepołomicach. W tym przypadku pewnie nie chodzi wyłącznie o wygrany mecz z Wisłą Kraków, a nasze wysokie miejsce w lidze (Puszcza jest obecnie na 4. miejscu – przyp. red.). Za nami 9. kolejek, więc to nie jest przypadkowa pozycja.

Reklama

Jak się czujecie w czołówce I ligi? Zwykle plasujecie się zdecydowanie niżej.

Nie skupiamy się zbytnio na tym. Bierzemy na to dużą poprawkę. Za nami dopiero 1/4 sezonu, więc to dopiero początek. Dla drużyny ważna była wiosna, bo zbudowała nas jako kolektyw. Walczyliśmy do ostatniej kolejki o utrzymanie, a jest to bardzo wymagające psychicznie i emocjonalnie. To miało duży wpływ na cały rok. Biorąc pod uwagę tylko 2022 roku wyglądamy co najmniej dobrze. Jesień poprzedniego roku zdecydowała o tym, że na koniec sezonu 2021/22 biliśmy się o utrzymanie.

W tabeli za cały 2022 rok znajdujecie się na trzecim miejscu w 1. lidze. Wyżej jest jedynie Arka Gdynia i GKS Katowice.

Jak widać, to dla nas bardzo dobry rok, co jest efektem tego, że inne drużyny walczące o utrzymanie w poprzednim sezonie też dobrze punktowały i musieliśmy trzymać odpowiednie tempo.

Wspomniałeś o wymagającej walce o utrzymanie. Choć teraz zapewne o tym nie myślicie, to nadal istnieje taka możliwość. Brak takiej świadomości zgubił w ostatnich latach m.in. Olimpię Grudziądz, która była wysoko po rundzie jesiennej, a wiosną spadła z ligi. Czy zdajecie sobie sprawę, że przy niekorzystnym splocie wydarzeń za moment piękny sen o Puszczy w czołówce może się zakończyć?

Reklama

Nie chcielibyśmy wyciągać daleko idących wniosków. Nie możemy myśleć, że jesteśmy wysoko, a zaraz możemy być nisko. Nie! W nas jest pozytywna wiara. Wyniki nas nakręcają. Patrzymy pozytywnie w przyszłość. Nie chcemy skupiać się na planach osadzonych wiele miesięcy w przód. Dla nas liczy się tylko każdy kolejny mecz.

W zeszłym roku Puszczę dotknęła rewolucja kadrowa. Trener Tomasz Tułacz poczuł, że to odpowiedni moment, by wpuścić świeżą krew do zespołu. Jak z twojej perspektywy wyglądały te wszystkie zmiany i liczne transfery?

Puszcza zawsze słynęła ze stabilności. Każdego, którego byś nie spytał, z czym kojarzy ten klub, odpowiedzieliby pewnie stabilność. Wielu pierwszoligowców wymieniłoby pewnie kilka nazwisk, które w Niepołomicach grały w ostatnich latach. Nagle to wszystko się zmieniło. W kadrze zostało tylko kilku piłkarzy jak ja, Hubert Tomalski, Konrad Stępień. Czy to były słuszne kroki, pozostawiam do opinii trenera i zarządu. Prawda jest taka, że zanotowaliśmy fatalną jesień. Mieliśmy problemy, by zafunkcjonować jako zespół. Notowaliśmy jakieś krótkie epizody lepszej gry, a generalnie prezentowaliśmy się słabo. Dlatego wiosną w każdym meczu musieliśmy walczyć o utrzymanie.

Jesień możemy nazwać jako totalną rewolucję. W tym roku jednak ta świeża krew okrzepła i wróciła stara dobra Puszcza – zaskakująca faworytów, stabilna, stojąca na fundamentach regularności, właściwego przesuwania i agresywnego doskoku w defensywie czy stałych fragmentach gry. Coś byś jeszcze dodał?

Stabilność daje nam największą jakość. Trzon drużyny się utrzymuje, dzięki czemu dalej mamy w garści swoje najsilniejsze punkty. Na tym poziomie to najważniejsze. Nowi zawodnicy dają nam odpowiednią jakość, co razem tworzy  prawdziwy zespół. Wszyscy w drużynie mają do siebie zaufanie i wsparcie. To nasza siła.

Jesienią zespół się budował. Przez to zatraciliśmy swoje największe atuty. Teraz już wróciliśmy do swojej gry. Nasza chęć pracy i dobra obrona jest, czymś z czego słyniemy. Nie ma u nas osób, które odpuszczają czy są skupione tylko na ataku. Naszym atutem jest zespołowość. Dochodzą do tego stałe fragmenty gry, ale prawda jest taka, że większość drużyn zdobywa bramki po nich. U nas się utarło, że to nasza jedyna broń, ale to tylko wycinek naszego obrazu. Chciałbym zauważyć, że w 1. lidze wiele klubów stawia mocno na stałe fragmenty, a przyjęło się, że to Puszcza tylko tak gra.

Może dlatego, że Jakub Serafin bardzo dobrze je wykonuje?

Szkoda jedynie, że bezpośrednich asyst nie notuję. To nasza broń, z której się cieszymy. Każda drużyna, mierząca się z nami, obawia się naszych stałych fragmentów, choć to w zasadzie niewielki ułamek gry.

Najwięcej z tych ułamków wyciągnęliście w meczu z Wisłą Kraków. Trzy stałe fragmenty przyniosły trzy gole i zwycięstwo.

To prawda, ale faktem jest, że w drugim meczu w tym sezonie tracimy gola na początku po pięknym uderzeniu, na które nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć. Dwa pierwsze nastąpiły po strzałach Dankowskiego i Trąbki z ŁKS, a teraz ładną próbą popisał się Rodado. To rzadkość na boiskach 1. ligi, dlatego uważam, że wynik z Wisłą Kraków mógłby być wyższy, dużo bardziej okazalszy. Przy stanie 3:1 mieliśmy wiele sytuacji, które przy lepszym rozegraniu powinny zakończyć się bramkami.

Najbardziej było to widać w momencie, kiedy Wisła całkowicie się odkryła, zapominając o obronie. Raz po raz wyprowadzaliście kontry, ale proste podania na dobieg lub do nogi były na tyle niechlujne, że paliły akcje na panewce.

Dlatego bramka stracona przez nas w końcówce ma taki oddźwięk jakby z biegiem czasu to Wisła nas mogła dogonić, ale zabrakło jej czasu. Prawda jest zupełnie inna. Patrząc przez pryzmat drugiej połowy, to my mieliśmy lepsze okazje bramkowe. Nasi rywale w zasadzie nie stworzyli sobie odpowiedniej szansy na gola, poza tym momentem, gdy go strzelili.

Wspominałeś wcześniej o dużej zespołowości Puszczy. Czy w takich okolicznościach łatwiej się lideruje szatni jako kapitan, którym jesteś?

Ta zespołowość przekłada się również za samoświadomość i odpowiedzialność. Każdy z nas dobrze wie, jak utrzymywać odpowiednią koncentrację przed meczem, by przełożyło się to na dobry wynik.

Chciałbym przejść teraz nieco do spraw historycznych, ale stricte dotyczących ciebie. Rozmawiałem jakiś czas temu na twój temat z twoim kolegą z Olsztyna – Wiktorem Biedrzyckim, obecnie zawodnikiem Bruk-Betu Termalica Nieciecza. Powiedział mi, że jesteś jednym z zawodników, którym skauci Ekstraklasy powinni się bacznie przyglądać. Czy jakieś zapytania z klubów wyższej ligi się pojawiły?

Były zapytania z innych klubów, ale moje zobowiązania kontraktowe nie pozwoliły na zmianę barw. Gdy dowiedziałem się, że Puszcza i klub Ekstraklasy nie dogadają się, szybko odciąłem wszystkie myśli i skupiłem się wyłącznie na grze. Chciałem jak najlepiej wykonywać swoją pracę, by ponownie zrobiło się o mnie głośno. Moja umowa w Niepołomicach wygasa w czerwcu. Zobaczymy, co się wydarzy, ale na razie nie myślę o tym.

To pewnie recepta, by znaleźć sobie klub w Ekstraklasie.

Na pewno. Nasz wynik przykuwa większą uwagę, dzięki czemu zawodnicy zyskują również indywidualnie. To idzie w parze.

Masz 26 lat. Ponad 100 meczów w Puszczy Niepołomice Do tego kolejne występy w GKS Katowice, Bytovii, a także w klubach Ekstraklasy jak Lech Poznań czy Cracovia. Do tego jeden zagraniczny klub – Haugesund. Podobno, gdyby nie Nenad Bjelica zostałbyś w Norwegii na dłużej.

Tak, to prawda. Byłem wypożyczony na rok z opcją wcześniejszego skrócenia zimą. Lech postanowił z niej skorzystać. Wróciłem do Poznania pod wpływem decyzji zarządu i trenera Lecha, ale szansy w zasadzie nie otrzymałem i mój rozwój został wyhamowany. W zasadzie do dziś nie wiem, dlaczego została podjęta taka decyzja. W Haugesund grałem prawie wszystko i zbierałem naprawdę dobre oceny, a po powrocie do Poznania nie otrzymałem nawet okazji do sprawdzenia się. Norwegowie chcieli mnie wykupić na stałe, ale Lech się nie zgodził, skrócił wypożyczenie i nie dał mi szansy. Do dziś to jedna wielka niewiadoma.

Jak ci się grało w Norwegii? Jakim zespołem było Haugesund?

W pierwszej chwili nie zdawałem sobie sprawy, gdzie wyjeżdżam. Ligi skandynawskie nie są zbyt dobrze znane w Polsce. Ostatnio jednak wpadło mi w ręce zestawienie najlepszych lig europejskich i Norwegia jest daleko przed Polską. W zasadzie to przepaść, co najlepiej oddaje różnicę między oboma ligami. Wystarczy popatrzeć jak dobrze w europejskich pucharach radzą sobie Bodo/Glimt czy Molde.

Po Lechu przyszedł czas na Cracovię, ale tam również nie poszło ci zbyt dobrze. Finalnie twój licznik występów w Ekstraklasie zatrzymał się na ośmiu. Czy myślisz, że w obecnej Cracovii trenera Jacka Zielińskiego, który stawia na młodzież, otrzymałbyś więcej szans na grę?

Wpływ na moją sytuację miały dwa czynniki. Analizę zaczynam zawsze od siebie i pewnie mogłem w pewnych elementach wyglądać lepiej. Dać argument trenerowi, by postawił na mnie. Z drugiej strony co tydzień żyłem nadzieją, że właśnie nadchodzi mój moment, zaraz wskoczę do składu i nie oddam miejsca. Osobiście czułem się bardzo dobrze i na siłach, ale szans było mało. Może zakończmy temat na tym, że nie był to mój najlepszy okres na otrzymanie okazji do regularnej gry w Cracovii.

To na koniec, jakie kluby Ekstraklasy interesowały się tobą?

To temat przeszły, więc nie ma co do tego wracać.

ROZMAWIAŁ SZYMON PIÓREK

WIĘCEJ O 1. LIDZE:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Komentarze

1 komentarz

Loading...