Reklama

To już koniec? Serena Williams przegrała w III rundzie US Open

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

03 września 2022, 06:20 • 7 min czytania 11 komentarzy

25 lat wielkiej kariery. 23 tytuły wielkoszlemowe w singlu. 14 w deblu, wszystkie w parze z siostrą. Do tego dwa w grze mieszanej. Złoto igrzysk olimpijskich w singlu i trzy złota w deblu. Łącznie 73 singlowe tytuły WTA. 319 tygodni na szczycie rankingu. Ponad 1000 rozegranych meczów. A to tylko część liczb z wielkiej kariery Sereny Williams.
Wiele tenisistek z młodego pokolenia – choćby Iga Świątek – powtarza dziś, że Amerykanka była ich bohaterką. Ale to wszystko skończyło się w nocy na US Open. Po meczu, na który Serena zasługiwała. Po trzech godzinach walki. Po obronie pięciu piłek meczowych. Przegrała, ale za możliwość zejścia ze sceny w takim stylu większość zawodników i zawodniczek oddałoby naprawdę wiele. O ile… to faktycznie było pożegnanie.

To już koniec? Serena Williams przegrała w III rundzie US Open

Największa w historii

Oczywiście, że nie wszyscy się z tą tezą zgodzą. Jedni będą twierdzić, że najlepszą tenisistką w dziejach jest Steffi Graf. Inni postawią na Margaret Court, która ma przecież najwięcej wielkoszlemowych triumfów (24, choć dużą część z nich osiągnęła przed rozpoczęciem ery open, a więc profesjonalizacji tenisa). Ktoś może wysunąć kandydatury – zresztą uzasadnione – Martiny Navratilovej czy Chris Evert. Ale wydaje się, że większość postawi jednak na Serenę Williams.

Trudno zresztą by było inaczej. Jej kariera naznaczyła ostatnie dwie i pół dekady w światowym tenisie.

Dla kontekstu – kiedy Amerykanka wygrywała pierwszy tytuł wielkoszlemowy (US Open 1999) – dwóch zawodniczek z pierwszej „10” rankingu WTA nie było jeszcze na świecie. Żeby było ciekawiej mowa o liderce (Iga Świątek) i tenisistce powszechnie uważanej za następczynie sióstr Williams (Coco Gauff). Obie zgodnie przyznają, że Serena była dla nich wielką inspiracją. Ale mówią tak i zawodniczki starsze. Właściwie przez ostatnie dwa, może nawet trzy tenisowe pokolenia, każdy patrzył między innymi na nią. Jej największe rywalki kończyły kariery, odchodziły między innymi Martina Hingis, Justine Henin, Kim Clijsters, Maria Szarapowa. Ale Serena nadal była.

Reklama

Jeśli chciało się znaleźć na szczycie, najczęściej trzeba było pokonać ją. Nie udało się to choćby Agnieszce Radwańskiej, gdy jedyny raz w karierze doszła do wielkoszlemowego finału. Zrobiły to za Naomi Osaka, Garbine Muguruza czy Bianca Andreescu. Nagrodę za to dostały podwójną – tytuł mistrzyni wielkoszlemowej i świadomość, że pokonały absolutnie wybitną zawodniczkę w meczu o trofeum.

Już w trakcie trwania tegorocznego US Open Serena mówiła zresztą, że właściwie od 1999 roku czuła się, jakby na plecach miała wymalowany wielki czerwony krzyżyk. Bo faktycznie była celem. Kimś, kogo każdy chciał strącić z tronu. Ale jeśli już coś ją strącało, to co najwyżej zdrowie. A potem wracała i znowu rozstawiała rywalki po kątach. Stała się inspiracją dla tysięcy tenisistek, zwłaszcza tych z biednych rodzin, przede wszystkim czarnych.

Myślę, że Serena pokazuje, że żadne marzenie nie jest zbyt duże. Nieważne skąd jesteś. Jeśli w siebie wierzysz, możesz osiągnąć wszystko. Jeśli masz wsparcie rodziny – a ja też podróżuję z rodziną, staram się wiele czerpać od Serey – to jest to możliwe. Będzie mi jej brakować na korcie – mówiła jej pogromczyni, Ajla Tomljanović.

Williams udowodniła, że można wyjść z kortów, na których walały się śmieci, a w trakcie treningów było słychać strzały w okolicy, i osiągnąć sukces. Wbrew wszystkiemu. Zrobiła to zresztą razem z Venus, starszą siostrą. – Nie byłabym Sereną bez Venus. Dziękuję, Venus. Była jedynym powodem, przez który Serena Williams kiedykolwiek zaistniała – mówiła dziś w nocy, już po meczu, w trakcie rozmowy na korcie. Dziękowała też rodzicom, mężowi, fanom i właściwie wszystkim, którzy kiedykolwiek jej pomogli.

Reklama

Miała wtedy łzy w oczach. Sama mówiła, że to chyba łzy szczęścia. Bo może i nie skończyła na szczycie, ale zdecydowanie po meczu, jaki mogła sobie wymarzyć.

Piękny… koniec?

O ile w ogóle skończyła. Bo ani razu nie powiedziała, że to definitywnie już teraz – wszyscy po prostu tak założyli. US Open byłoby przecież idealnym miejscem na to, by się pożegnać. Ale przez tych kilka dni grała na tyle dobrze, że może pomyśli o Australian Open. A może skusi ją ukochany Wimbledon za rok, jeśli tym razem przygotuje się do niego lepiej? Na korcie powiedziała do mikrofonu: „nigdy nie mów nigdy”, ale też nie zaprzeczyła, gdy mówiono o tym, że to jej ostatni mecz.

Trudno stwierdzić, co stanie się w najbliższych tygodniach czy miesiącach.

Jeśli to faktycznie koniec, to był doskonały. Niektórzy mogliby napisać, że byłby piękniejszy, gdyby Serena Williams wygrała cały turniej. Może i tak, ale to hollywoodzki scenariusz. W życiu takie happy endy zdarzają się po prostu znacznie rzadziej. Ale dzisiejsze spotkanie z Tomljanović – podobnie jak to z drugiej rundy, w którym Serena pokonała Anett Kontaveit – też wydaje się należeć do happy endów. Amerykanka raz jeszcze wspięła się przecież na poziom, w którym pytania ekspertów zmieniły się z „czy przejdzie przez pierwszą rundę?” w „a może zostanie tu mistrzynią po raz kolejny?”. To samo w sobie imponowało.

Tak jak i jej gra. Bo z Kontaveit zagrała znakomite spotkanie, a z Tomljanović… być może prezentowała się jeszcze lepiej. Tyle że Australijka jej nie odpuściła.

– Jest mi przykro, bo kocham Serenę tak, jak wszyscy obecni tu fani. To co zrobiła dla mnie i dla tenisa jest niesamowite. Nie sądziłam, że kiedyś zagram w jej ostatnim meczu. To dla mnie surrealistyczne uczucie. Szczerze mówiąc myślałam, że mnie pokona. To Serena. Przegrałam z nią drugiego seta, właściwie nie popełniając błędów. Grała świetnie. Nie myślałam jednak o tym zbyt długo. Wiedziałam, że jeśli się na tym skupie, ucieknie mi. Do ostatniego momentu wiedziałam, że jest w stanie to wygrać, mimo że prowadziłam już 5:1 w gemach. Potrzebowałam wielu piłek meczowych, by to zakończyć. Ona jest najlepsza w historii. Kropka – mówiła Ajla na korcie.

Spotkanie zamknęła przy szóstej okazji. Pierwszych pięć piłek meczowych Serena odparła głównie za sprawą znakomitej ofensywnej gry. Szła bez strachu, do przodu, atakowała. Tak, by jeśli to wszystko miało się skończyć, to na jej warunkach. Tak się zresztą ostatecznie stało, gdy wpakowała piłkę w siatkę przy kolejnej próbie zaatakowania rywalki. W ten sposób zresztą grała przez dużą część meczu. Ale Ajla przystała na te warunki i dawała sobie radę. W każdy secie odrabiała stratę przełamania, ale w drugim ostatecznie i tak to Serena okazała się lepsza.

Pozostałe dwa należały jednak do Tomljanović. I z całego wieczoru – wspaniałego, niezwykłego, trwającego ponad trzy godziny – to chyba jedyne, co rozczarowało publikę. Poziom meczu zrobić tego po prostu nie mógł. Bo to było spotkanie wybitne. Godne pożegnania królowej tenisa.

O ile, powtórzmy, to faktycznie pożegnanie.

Czas na inne sprawy?

To była fajna, niesamowita podróż. Najlepsza w moim życiu. Dziękuję każdej osobie, która mi pomogła. Jestem wam wszystkim wdzięczna – powiedziała Williams na korcie, tuż po meczu. Ze łzami w oczach. Kiedy o pożegnaniu pisała pierwszy raz – niespełna miesiąc temu na łamach „Vogue” – twierdziła, że myśli o nim w dużej mierze za sprawą rodziny. Bo chciałaby ją poszerzyć, a zdaje sobie sprawę, że nie ma wiele czasu na to, by po raz drugi zostać matką.

Ale ma też inne sprawy na głowie.

Czas zajmować jej będzie własna marka odzieżowa. Albo fundacja charytatywna, którą powołała do życia, czy inne, wspierane przez nią regularnie. Do tego kilka innych firm i biznesów, sygnowanych jej nazwiskiem, albo takich, w których ma udziały. Ogółem na nudę raczej nie będzie miała czasu, bo życie na tenisowej emeryturze ułożone ma od dawna. Choć kto wie, czy w pierwszej kolejności nie poszuka odpoczynku. Nie tylko od kortu, ale od ciągłej uwagi, sławy. Przecież odczuwała jej skutki nawet dłużej niż przez 25 lat, bo już jako dziecko stała się – wraz z Venus – dość znana najpierw w lokalnym, potem stanowym, a finalnie krajowym światku tenisowym.

Jeśli teraz postanowi na jakiś czas spuścić zasłonę milczenia na swoje prywatne życie i po prostu się nie wychylać, trzeba będzie to zrozumieć. Ma do tego pełne prawo. Podobnie jak ma prawo stwierdzić, że to jednak nie był koniec, jakiego chciała, i postanowi, że będzie grać dalej. Kto wie, może jej kolejny wybór będzie błędny. Ale kto, jak nie ona może pozwolić sobie na błędy? Osiągnęła przecież wszystko, co tylko dało się osiągnąć w tenisie.

Teraz przed nią najważniejsza decyzja jej życia. Taka, która ukształtuje jego kolejne miesiące, lata i dekady. Pozostaje jej po prostu życzyć, by cokolwiek nie postanowi, była z powodu tego wyboru szczęśliwa.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Tenis

Świątek zrobiła swoje. Polki zagrają w finałach Billie Jean King Cup

Sebastian Warzecha
0
Świątek zrobiła swoje. Polki zagrają w finałach Billie Jean King Cup

Komentarze

11 komentarzy

Loading...