Reklama

Niespodzianka? Nie, to norma. Hurkacz odpadł z US Open w II rundzie

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

02 września 2022, 07:10 • 5 min czytania 3 komentarze

Gdyby chodziło o jakiegokolwiek innego gracza czołowej „10”, pewnie napisalibyśmy, że to spora niespodzianka. W końcu Ilja Iwaszka – który pokonał Hubert Hurkacza – zajmuje aktualnie 73. miejsce w rankingu ATP. Ale gdy chodzi o Polaka sprawa nie jest tak oczywista. Bo Hurkacz grać w turniejach wielkoszlemowych na ogół nie potrafi. Tegoroczne US Open jest tego kolejnym potwierdzeniem.

Niespodzianka? Nie, to norma. Hurkacz odpadł z US Open w II rundzie

Wielki Szlem to nie jego bajka

Jeden raz Hubert Hurkacz zrobił w turnieju wielkoszlemowym znakomitą robotę – w zeszłym roku, gdy dotarł do półfinału Wimbledonu. Nieźle poradził sobie jeszcze w tym sezonie na Roland Garros (IV runda, ale mączka to nie jego bajka, a do tego przegrał z późniejszym finalistą) i kilka lat temu na Wimbledonie, gdy jako wciąż młody zawodnik doszedł do III rundy Wimbledonu i tam przegrał dopiero z Novakiem Djokoviciem po świetnym meczu.

A poza tym? Bieda. Po prostu.

Hubert zaliczył w swojej karierze 18 występów w głównej drabince turniejów tej rangi. 15(!) razy nie przeszedł II rundy. I jasne, kilka pierwszych porażek można usprawiedliwiać trudnymi rywalami (Marin Cilić czy Novak Djoković) oraz brakiem doświadczenia. Ale w ostatnich trzech sezonach Hurkacz regularnie zawala występy w imprezach tej rangi, mimo że jest graczem światowej czołówki i w innych turniejach potrafi prezentować się znakomicie, ogrywając nawet wyżej notowanych rywali. Statystyka jego występów w Wielkim Szlemie jest po prostu katastrofalna. A to przecież najważniejsze występy w sezonie.

Reklama

Zresztą można to porównać choćby do dwóch innych Polaków: Łukasza Kubota i Jerzego Janowicza. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Hubert jest lepszym singlistą od pierwszego. Z drugim w sprawie talentu i umiejętności można by dyskutować, ale sukcesy stoją zdecydowanie po stronie Hurkacza. A jak to wygląda w przypadku w Szlemach? Kubot grał w ich głównych drabinkach w singlu 20 razy i siedmiokrotnie dochodził co najmniej do III rundy. Przekroczył ją – jak i Hubert – dwukrotnie (IV runda i ćwierćfinał na Wimbledonie). Janowicz? 18 występów (a więc tyle co Hurkacz) i dziewięć razy osiągnięta co najmniej trzecia runda. W połowie przypadków.

Na ich tle wyniki Huberta wyglądają więc jeszcze gorzej. A przecież III runda to dla rozstawionego gracza cel minimum. Ba, w tegorocznym US Open – w którym jeszcze nigdy nie wygrał meczu II rundy – Polak dostał „8”, co oznaczało, że na wyżej notowanego rywala trafić mógł najszybciej… w ćwierćfinale. Zamiast tego odpadł trzy spotkania wcześniej. Jego wielkoszlemowe występy w tym roku – nawet z IV rundą Roland Garros – wyglądają naprawdę słabo. W Australii odpadł w II rundzie, we Francji w IV, na Wimbledonie w I, a w Nowym Jorku znów w II. Tylko raz z rywalem, którego faktycznie można było uznać za lepszego.

Niestety, ale trzeba to przyznać – Hurkacz w turniejach wielkoszlemowych jest graczem nie światowej czołówki, a dolnych rejonów pierwszej setki rankingu ATP. Tak to wygląda.

Przebłyski i nic więcej

No dobra, ale jak właściwie wyglądało dzisiejsze spotkanie? Cóż… jak typowy mecz Huberta w turnieju wielkoszlemowym. Niby było trochę walki, niby Hurkacz się starał, ale w kluczowych momentach właściwie sam oddawał inicjatywę, irytował się, rzucał rakietą, patrzył pytająco w kierunku boksu i nie miał pomysłu, co zrobić. Jesteśmy przekonani, że gdyby ten sam mecz odbywał się na przykład w Indian Wells, Polak wygrałby go w dwóch setach. Dziś przegrał w czterech.

W pierwszym Hubert wydawał się jakby nieco zaspany. Momentami grał niemrawo, dobiegał nieco spóźniony do piłek, popełniał błędy, ale początkowo nie było ich tyle, by miało to stanowić większy problem. Tym bardziej, że i Iwaszka niczym nie imponował. Ba, to Hurkacz jako pierwszy doszedł do break pointa, ale rywal nie pozwolił mu ani przez moment uwierzyć w to, że Polak zyska przełamanie. Ilję jakby to obudziło. Zaczął grać szybciej, częściej atakować i przejmować inicjatywę. Świetnie kontrolował długość zagrań i spychał Huberta do defensywy. Efekt? Przełamanie po znakomitym backhandzie po linii. To tylko napędziło Białorusina, który dwoma wygranymi gemami serwisowymi spokojnie zamknął seta

Reklama

W drugiej partii Hubert wreszcie się ocknął. Kilka gemów zajęło mu co prawda uzyskanie przewagi, ale gdy to w końcu zrobił, szybko można było zauważyć efekty. W ósmym gemie Polak miał dwa break pointy. W tym przypadku Iwaszka jeszcze się obronił, najpierw dobrym podaniem, potem doskonałą kontrą z głębokiej defensywy. Ale gdy w dziesiątym gemie Hubert kolejny raz wypracował break pointa – a równocześnie piłkę setową – to szansę wykorzystał. Było 1:1.

I co, spodziewaliście się, że Polak pójdzie za ciosem? Nie no, gdzie tam.

Bo to kolejna rzecz, która w Hurkaczu denerwuje i intryguje równocześnie, a do tego nikt nie zna odpowiedzi na pytanie: „dlaczego tak się dzieje?”. Hubert po prostu często nie potrafi wykorzystać uzyskanej przewagi psychologicznej. Wydaje się, że po wygranym secie schodzi z niego całe powietrze i musi się od nowa „napompować”. A rywale tak nie mają i korzystają z błędów Polaka.

Tak jak zrobił to Iwaszka, który od razu przełamał Huberta w III secie. Ten – co mogło się podobać – tym razem jednak natychmiast wziął się za odrabianie strat. Atakował serwis rywala, przejmował inicjatywę w wymianach i w efekcie sam zyskał przełamanie. Zrobiło się 3:3 i od tego stanu obaj trzymali swój serwis (choć po drodze Iwaszka nie wykorzystał doskonałej okazji na prowadzenie 6:5 z przewagą breaka). Doszło więc do tie-breaka. A w nim w kluczowym momencie lepiej i odważniej zagrał Białorusin. Dwukrotnie. I prowadził już 2:1 w setach.

Czwarta partia to znów łatwo przegrany pierwszy gem serwisowy Huberta. Polak znów dał więc rywalowi przewagę od początku seta i choć próbował straty odrobić, to tym razem nie był w stanie. Nawet kiedy miał break pointy, nie udawało mu się ich wykorzystać – a szanse na przełamanie Iwaszki miał choćby w ostatnim gemie meczu. On nie zamienił ich na punkt, a Białorusin taki zdobył przy pierwszej piłce meczowej. I spotkanie skończyło się porażką Polaka.

Porażką, którą – powtórzmy – trudno traktować jako niespodziankę.

Hubert Hurkacz – Ilja Iwaszka 4:6, 6:4, 6:7 (5), 3:6

Fot. Newspix

Czytaj też:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
10
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Inne sporty

Komentarze

3 komentarze

Loading...