Reklama

Trupy w oparach sziszy. Francuska piłka w mackach bandytów

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

01 września 2022, 13:15 • 17 min czytania 32 komentarzy

Fabien Barthez płaci cenę za taniec z niewłaściwą laską. Blaise Matuidi obtaczany jest pajęczyną brudnych interesów. Karim Benzema wyświadcza przysługę staremu kumplowi i szantażuje Mathieu Valbuenę. Franck Ribery ubiera bandziorów w ciuchy swoich klubów i wozi się z nimi po całym kontynencie. Samir Nasri gada jak gangster i marnuje swój talent. Paul Pogba kłóci się z szemranym towarzystwem własnego brata i wplątuje się w historię rodem z filmu sensacyjnego. Francuska piłka miota się w mackach bandytów. 

Trupy w oparach sziszy. Francuska piłka w mackach bandytów

Brendan Kemmet, współautor książki „Les Parrains du foot” o związkach francuskich zawodników z przestępczym pół-światkiem, opowiadał z nieskrywaną goryczą:

– Bandyci fascynują się piłkarzami, a piłkarze fascynują się bandytami, w tej miłości jest wzajemność. Dzielą wspólne zainteresowania i palą wspólnie sziszę. Chadzają do tych samych nocnych klubów i tańczą na tych samych imprezach. Spotykają się w modnych restauracjach, drogich hotelach, luksusowych willach, złotych apartamentach i wypasionych samochodach. Łotry z większych miast lgną do medialnego i popularnego środowiska wielkiego futbolu, a część graczy, najczęściej ta niechroniona silną strukturą rodzinną, zachłystuje się gangsterskimi zasadami, stylizowanymi na obrazy z działających na wyobraźnię hollywoodzkich filmów. 

Francuska piłka i mafia

Fabien Barthez. „Ta dziewczyna jest kobietą naszego przyjaciela”

Jedna z tych zaczarowanie młodzieńczych nocy, gdy wszelkiego rodzaju pląsy i wygibasy, alkohole i papierosy, rozmowy i śmiechy tracą na znaczeniu wobec przyspieszonego rytmu zakochanego serca. Fabien Barthez bawi w modnym klubie Mai Tai, a tamta laska trafia w jego ramiona, jakby fortunnym przypadkiem, jakby całkowitym mimochodem, jakby wiedziona podświadomym przeczuciem, że on jest tym jedynym dla niej, a ona jest tą jedyną dla niego.

Reklama

Mija trochę czasu.

Miłość kwitnie.

Zakochanego Bartheza znienacka odwiedzają smutni ludzie. – Ta dziewczyna jest kobietą naszego przyjaciela, a nasz przyjaciel rzadko żartuje, więc jeśli dowie się o tym waszym związku, krucho skończysz, stary – mówią i odchodzą.

Miłość umiera.

Francuskiego bramkarza paraliżuje strach o własne życie. Słyszy, że smutni ludzie współpracują z samym Francisem Vanverberghenem, znanym jako „Francis le Belge”, ojcem chrzestnym marsylskiej mafii, którego gangsterska działalność zaczęła się od paskudnej kontuzji, uniemożliwiającej mu spełnienia nastoletniego marzenia o występach w barwach Olympique Marsylia. W akcie frustracji nad własną niedolą i złamaną karierą począł zarabiać na ulicy i weryfikować prawdziwość większości przepisów zawartych w kodeksie karnym. Zamykano go za kradzież przyczepy, za napaść na policjantów, za mienienie się alfonsem, za nadzorowanie pracy prostytutek, za stręczycielstwo, za posiadanie broni, za używanie fałszywych dokumentów, za handlowanie heroiną i za udział w zorganizowanym przemycie dragów. Swoim karkom nakazywał wszczynanie krwawych wojen gangów i przesiedlanie niewinnych ludzi ze zdobytych przez siebie dzielnic. Bez mrugnięcia oka zlecał morderstwa. Działał w poszanowaniu dla okrutnej idei z książkowego „Ojca Chrzestnego”: Są rzeczy, które trzeba zrobić, i robi się je, ale nigdy o nich nie mówi. Nie próbuje się ich usprawiedliwiać. Są nie do usprawiedliwienia. Po prostu się je robi. A potem o nich zapomina”.

Fabien Barthez – wobec przemielonej przez miejskie legendy wiedzy o czynach „Francisa le Belge” – wiedział, że ma przechlapane. Wtedy jednak na białym rumaku wjechał niejaki Jean-Luc Barresi. Obiecał mu protekcję i wyciszenie sprawy. Jak powiedział, tak zrobił, więc chwilę później wybitny bramkarz w geście dziękczynienia mianował go swoim agentem. Skończyło się na strachu. Obyło się bez afery.

Reklama

Epilog tej opowieści dopisała kryminalna historia Francji. W 2000 roku siedem kul przedziurawiło klatkę piersiową „Francisa le Belge”. W 2010 cztery strzały w lewą skroń wystarczyły do zamordowania Marcela Benedetto, byłego kierownika klubu Mai Tai, w którym na przełomie wieków przenikały się osobistości światka sportu i pół-światka mafii. W 2020 roku wychodzi na jaw, że Jean-Luc Barresi, wpływowy agent piłkarzy, nie tylko ciągnie za sobą przeszłość drobnego przestępcy i utrzymuje ciepłe stosunki z marsylskimi gangsterami, ale też latami współorganizuje machlojki na rynku transferowym wokół Olympique Marsylia.

Matuidi ucieka przed piranią

Blaise Matuidi opowiadał kiedyś dydaktyczną anegdotkę o pięcioletnim kontrakcie N’Golo Kante w Chelsea. Jego francuski kolega miał zarabiać 290 tysięcy funtów tygodniowo. Klubowi doradcy finansowi doradzili mu założenie spółki offshore w celu uniknięcia płacenia horrendalnie wysokiego podatku. Ot, klasyka gatunku wśród bogatych piłkarzy. Kante odmówił. Wolał bulić. Angielskie media szybko wyliczyły, że kosztowało go to więcej niż wiele wielkich międzynarodowych korporacji z Amazonem na czele. Matuidi skomentował to prostodusznie: – Nie jestem zdziwiony, bo to doskonały facet, nigdy nie oszukuje, no dobra, może w kartach.

Dla właściwszego efektu Blaise Matuidi powinien opowiedzieć historię swoich niedoszłych biznesów z niejakim Adamsem Doumbią. Dlaczego – mimo jego licznych namów – nie skusił się na zastosowanie „pomocnych narzędzi finansowych”, które mogłyby przeciwdziałać „zakusom francuskiego fiskusa”? Dlaczego – mimo jego licznych namów – nie zdecydował się reklamować sklepów Decathlon? Dlaczego – mimo jego licznych namów – nie kupił paryskiego apartamentu na 160 metrów kwadratowych o wartości 1,7 miliona euro i nie odpalił pośrednikowi należnej prowizji? Dlaczego – mimo jego licznych namów – nie uczynił tego wspaniałomyślnego człowieka swoim agentem i nie powierzył mu sterów własnej kariery?

Francuscy śledczy zapytają go o to podczas przesłuchania i z ust utytułowanego piłkarza usłyszą, że udział Doumbii w jego życiu ograniczał się do „kilku udzielonych rad”, ale piłkarz „nigdy nie zapłacił mu za żadną działalność”. Matuidi został uznany potencjalną ofiarą przekrętów Doumbii. Gościa, który miał na koncie dwanaście różnych wyroków sądowych przed wejściem w wiek chrystusowy, a w momencie bajerowania reprezentanta Francji monitorował przemyt koki z Indii do Le Havre, za który następnie trafił do kicia.

Adams Doumbia, popularny „Damso”, syn żołnierza z Wybrzeża Kości Słoniowej, dorastał wraz z pięcioma braćmi i dwiema siostrami w pełnej blokowisk dzielnicy Francs-Moisins w Saint-Denis, a jego największym marzeniem pozostawało wybiegnięcie na murawę usytuowanego kilkaset metrów od jego klitki słynnego obiektu Stade de France. Kopał w klubach z Noisy-le-Sec czy Entente-Sannois-Saint-Gratien, organizacjach z niższych poziomów rozgrywkowych francuskiego futbolu, ale kiedy wyczuł, że nie będzie z tego ani sukcesów, ani kasy, ani tym bardziej Stade de France, postanowił wmiksować się w środowisko poprzez fuchę menadżera gwiazd.

Umiał się zakręcić.

Poznał piłkarzy z Lorient i Lens. Gadał z Claudem Makelele. Bajerował Geoffreya Kondogbię, Mohameda Sissoko i Paula-Georgesa Ntepa. Sondował możliwość kupienia kultowego Paris FC. Pomagał przy organizacji ceremonii przyznania nagród firmowanych przez Francuski Związek Piłkarzy. I non stop dzwonił do Blaise’a Matuidiego, bo to właśnie w jego piłkarskim organizmie postanowił zaszczepić bakterię swoich niecnych zamiarów. Niewiele ryzykował, bo gdyby nie wyszło, zawsze mógł czmychnąć do tych wszystkich ulicznych interesów, którego kręcił na boku, mimo kolejnych zatrzymań i wyroków.

Nie wyszło.

Matuidi słuchał podszeptów „Damso”, ale w porę zatrudnił Mino Raiolę, który – przy wsparciu rodziny piłkarza – błyskawicznie prześwietlił Adamsa Doumbię i doradził reprezentantowi Francji: – To zły człowiek, odetnij się. 

Karim Benzema. Przyjacielska przysługa

Środkowe palce na basenie. Skupione spojrzenia podczas kolacji. Szerokie uśmiechy na willowej domówce. Karim Benzema nie wstydzi się przyjaźni z Karimem Zenatim. Łączy ich dorastanie w lyońskiej dzielnicy Bron. Gwiazdorowi nie przeszkadzają kolejne wybryki wieloletniego kumpla. Aresztowanie po napadzie w 2003 roku. Wyrok ośmiu lat więzienia z 2006 roku. Zaangażowanie w transport marihuany w 2009 roku. Może urzeka go wspólnota losów dzieciaków z trudnych środowisk? Przecież jego też zawsze trzymały się skandale. A to jechał 260 km/h, a to cudem wykaraskał się z oskarżeń o seks z 16-letnią Zahią Dehar, a to media plotkowały, że zapłacił za stosunek z belgijską transseksualną prostytutką Victorią Dorval, która chwaliła się w mediach, jak to bardzo miało być mu z nią dobrze, a to były menadżer oskarżył go o pobicie. Jednocześnie deklaruje poszczenie w ramadanie, regularną modlitwę, widywany jest w meczetach, ale taka prawda, że nawet nie próbuje zgrywać świętoszka.

Bo wypadłby na tym komicznie.

No i czasami odzywają się kumple z pół-światka Karima Zenatiego, a przyjaciołom się nie odmawia, bo „przyjaźń jest wszystkim, przyjaźń to coś więcej niż talent, więcej niż władza, prawie się równa rodzinie”, jak głosi prawda wszelkich drobnych mafiosów z książkowej szkoły Mario Puzo.

Tu zapala się czerwona lampka.

Mathieu Valbuena nagrywa sekstaśmę ze swoją narzeczoną. Nie zamierza nigdzie jej publikować. Psuje mu się telefon. Oddaje go Axelowi Agnotowi, rekomendowanej przez wielu innych francuskich piłkarzy złotej rączce od usług technologiczno-informatycznych, żeby ten przeniósł mu kontakty ze starej komórki do nowego smartfonu. Piłkarz nie przypomina sobie, żeby kiedy indziej powierzał komukolwiek swój telefon.

Nagle ktoś dzwoni, że wszedł w posiadanie jego sekstaśmy. Szantażyści stawiają ultimatum: 150 tysięcy euro albo publikacja kompromitującego filmu. Mathieu Valbuena panikuje. I zwleka z decyzją. Tymczasem szantażyści kontaktują się Karimem Zenatim. Wiedzą, że tego gagatka uwielbia Karim Benzema, który teoretycznie mógłby poradzić Valbuenie, swojemu reprezentacyjnemu kumplowi, że spokój jego ducha zależy od jednego przelewu. Zenati zapala się na ideę zarobienia okrągłej sumki jako pośrednik w szantażu i prosi Benzemę o przyjacielską przysługę. Świetny napastnik polecenie wykonuje z najwyższą przyjemnością. Valbuena zdradzi kulisy jego działania w rozmowie z Le Monde.

– Przekonywał, że wie, co z tym zrobić. Powtarzał bardzo często, że mam do czynienia z „bardzo złymi ludźmi”. Ciągle mówił: „Jeśli chcesz, to odpuść, ale mogę cię zapoznać z moim kolegą”. Ten wątek co chwilę wracał w naszej rozmowie. Na koniec Karim powiedział: „Co mam robić? Dać mu twój numer? Dać ci jego numer?”. Nie mówił w sposób agresywny, nie było też mowy konkretnie o pieniądzach Zaczął po prostu naciskać, żebym się z kimś spotkał, to było dziwne. Nie róbmy z ludzi idiotów. Powiedziałem do Karima:

– Cisse miał w 2008 roku podobny problem.
– I zapłacił?
– Tak, zapłacił.
– I co, wyszło na jaw?
– Nie.

Powtarzał gadkę. Jego słowa znaczyły „będziesz musiał zapłacić”, choć nie powiedział tego wprost.

Policja przejmuje nagrania rozmów piłkarza z szantażystami. Benzema zaczyna wydzwaniać do Valbueny i przekonywać go, że jest jego przyjacielem i nie ma żadnego związku ze sprawą. – Byłem nim ogromnie zawiedziony. Nie miał do mnie szacunku, a przecież to przez lata był mój kumpel z reprezentacji – żali się Valbuena. Sławny napastnik trafia do aresztu. Spędza dwadzieścia cztery godziny na przesłuchaniach policyjnych. W 2021 roku francuski sąd wymierza mu karę roku więzienia w zawieszeniu oraz nakaz zapłaty 75 tysięcy euro grzywny. Konsekwencje spotykają też innych szantażystów – Axela Angota, Mustaphę Zouaouiego, Younesa Houassa i Karima Zenatiego. Podczas rozprawy sądowej jeden z nich komentuje inteligentnie: – Cisnęliśmy bekę z tego filmiku.

Trupy w szafie Francka Ribery’ego

Karim Benzema trzymał sztamę z nieżyjącym już Eddym Boussaïdem. Zapraszał go nawet na mecze Realu Madryt na Santiago Bernabeu. I tylko machał ręką na fakt, że ten gość we francuskich komisariatach chlubił się szeregiem niesławnych łatek – „międzynarodowy handlarz kokainą”, „złodziej niestroniący od przemocy” i „człowiek o agresywnej naturze”. Jego kartoteka mieściła kilka wyroków skazujących z nieuzasadnionymi pobiciami na czele, ale śledczy przeczuwali, że to szycha lokalnych struktur mafijnych, co potwierdziło się w najbardziej drastyczny z możliwych sposobów. Pewnej nocy dwóch napastników ukatrupiło go ogniem z kałasznikowów pod jego własnym domem. Ponoć padł ofiarą wojny gangów.

Żałował go Adel Taarabt.

Na pogrzeb przybyli Mamadou Niang i Souleymane Diawara.

A wizytę jego ojcu – mafijnemu guru – złożył sam Franck Ribery.

Ten ostatni kumplował się nie tylko z Eddym Boussaïdem, ale też z jego bratem Erwanem i z jego kumplem Manuelem. Autorzy książki „Les Parrains du foot” pisali: „Jest tylko jedna prawda – Ribery nigdy nie zapomina o swoich przyjaciołach. Podczas przeszukania luksusowego domu Manuela M., uważanego za głównego importera konopii i specjalistę od prania pieniędzy w lagunie Etang de Berre, śledczy znaleźli koszulkę Bayernu Monachium z autografem francuskiego piłkarza. Erwan zaś regularnie podróżuje do Niemiec, żeby oglądać mecze z udziałem fenomenalnego skrzydłowego, jest jednym z gości honorowych swojego przyjaciela na wygranym przez bawarskiego giganta finale Ligi Mistrzów przeciwko Borussii Dortmund w Londynie”. 

Moussa Bakary przechowuje całe pudła narkotyków, magazynuje broń palną i miesza się w jakieś niejasne interesy, więc najpierw trafia pod obserwację policjantów, a następnie za kratki? Toż to stary druh i ochroniarz Ribery’ego, setki razy widziano ich razem wożących się po mieście, bawiących w podejrzanych miejscach, podjeżdżających samochodem pod budynek klubowy Olympique Marsylia. W dodatku Bakary nawet w obliczu największych kataklizmów swojego życia nosi na sobie t-shirt z naszytym nazwiskiem „Ribery”. Kalilou Doucoure daje dyla z więzienia? Ktoś daje cynk, że widział gościa o identycznym rysopisie w komplecie Bayernu Monachium.

Rozdawane koszulki.

Serdeczne odwiedziny.

Szemrane towarzystwo.

Oto obraz części towarzystwa Francka Ribery’ego.

Gangster Samir Nasri

Karim Achoui odgrywał postać stylizowaną na siebie samego w komediodramacie „Porwanie Michela Houellebecqa”, ale żaden z niego aktorzyna, bo ten wzięty prawnik wcale nieprzypadkowo dorobił się niechlubnego miana „prawnika bandytów”. Bronił Michela Lepage’a, niesławnego „Le Grosa” i Marca Horneca, niepopularnego „Le Foraina”. W 2003 roku zarzucano mu współudział w ucieczce z więzienia Antonio Ferrary, groźnego „Le Roi de la Belle”. W 2005 roku oskarżono go o manipulowanie świadkiem w sprawie wymuszenia popełnionego przez rodzinę Horneca. W 2007 roku aresztowano go pod zarzutem prania brudnych pieniędzy i skierowano go na hospitalizację po zamachu na jego życie. W 2008 roku skazano go za udział w fałszerstwie. W 2011 roku była partnerka zrzuciła mu „stosowanie przemocy domowej” i „grożenie jej śmiercią”. Le Point pisze o nim: „Karim Achoui, który zasłynął z czyszczenia gaci środowiska przestępczości zorganizowanej, został skreślony z paryskiej izby adwokackiej, ale po kilku latach wrócił do macierzystego zawodu po zarejestrowaniu się w algierskiej adwokaturze”.

Prawnik mawiał, że fascynuje go złożoność ludzkiego charakteru, więc nie raziło go kooperowanie z typami spod ciemnej gwiazdy. Przepadał też za Achouiem Faroukiem, swoim kuzynem, który popularny szisza-bar Bridge Club prowadził do spółki ze słynnym piłkarzem Samirem Nasrim. Farouk tak często i gęsto komplementował swojego wspólnika, że ten momentami czuł się nawet niezręcznie, choć odkąd tylko pamiętał, otrąbiano go spadkobiercą spuścizny po wielkości Zinedine’a Zidane’a. Autorzy książki „Les Parrains du foot” usłyszą, że tych dwóch facetów łączył bro-mance, ale ciut wcześniej Nasriego przed Faroukiem przestrzegała najbliższa rodzina.

Postać ta imała się hochsztaplerskich zajęć.

Tu jakaś sprawa o usiłowanie popełnienia morderstwa.

Tam jakieś oskarżenie o napad.

Z mętnych aktowych informacji o jego przeszłości nie wychodziło, że to gość godny zaufania, ale Samira Nasriego ciągnęło do pół-światka, jak ćmę do światła.

Sam o sobie mówi, że jest palantem, ale za swoich najlepszych dni był zwyczajnym pseudo-gangsterem. Nawijał mieszanką ulicznego slangu i więziennej grypserki. Pyskował wszystkim trenerom. Roberto Mancini marzył, żeby uciszyć go liściem. Raymond Domenach i Dider Deschamps odcinali go od reprezentacji, bo wiedzieli, że ten nabzdyczony koleś skłóci wszystkich ze wszystkimi, a na koniec obsztorcuje całą grupę za jej plecami. Albo walnie takim tekstem, jak tym skierowanym do Emmanuela Frimponga, który usłyszał, że Nasri „ma tyle siana, że mógłby go kupić”. Nikt nie potrafił go ogarnąć z nim samym na czele. Zabraniałeś mu imprezować, szlajać się i bumelować, właśnie zrobiłeś sobie w nim wroga. Pozwalałeś mu imprezować, szlajać się i bumelować, zyskałeś jego przychylność na chwilę, ale łaska pańska ma swoje granice, zaraz znów wszystko wysypie się po jakiejś krzywej akcji, bo jeśli dasz mu palec, on pożre ci całą dłoń.

Do zepsucia Samira Nasriego rękę przykładał Achoui Farouk, który wykorzystał transfer francuskiego piłkarza z rodzinnej Marsylii do obcego Londynu, żeby wyrwać go z objęć rodziny i wcisnąć we własne łapy. Nieprzypadkowo najgrubsza gangsterska afera Nasriego wiązała się właśnie z Faroukiem.

William Gallas twierdził, że Samir Nasri to zdegenerowany dzieciak, który nie dość, że wewnętrznie rozbija reprezentację Les Tricolores w grupie pyszałkowatych gwiazdorów młodego pokolenia, to jeszcze przegina pałę w ich wspólnym Arsenalu. Pokłócili się podczas meczu Kanonierów z Romą w Lidze Mistrzów. Nasri coś burczał. Gallas rzucił, że da mu w pysk. Nasri odparł, że jeśli go tknie, dostanie kulkę w łeb. – W szatni przypomniałem mu, żeby pamiętał, że już nie jest u siebie w Marsylii – opowiadał później doświadczony obrońca.

Nasri śmiertelnie się obraził.

Niedługo później Gallas konsumuje rodzinną kolację w modnym hotelu Costes podczas zgrupowania reprezentacji Francji. W pewnym momencie zauważa, że wokół kręcą się podejrzane postaci, ktoś trzyma paralizator, ktoś wyjmuje z torby pistolet, w kimś piłkarz poznaje bliskiego kumpla Nasriego, właśnie Achouiego Farouka, więc jego kuzyn, na co dzień policjant, radzi mu zostać na miejscu, gdy do ich stolika pochodzi facet, który grzecznie prosi go o udanie się z nim do auta, w którym ponoć czeka już sam Nasri. Gallas nie reaguje na zaczepki, nie słucha instrukcji, kończy się na strachu. Potem powie, że jego kadrowy i klubowy kolega jest nieobliczalny.

– Ten facet mówi, że jego kuzyn jest policjantem. I co robi ten sam policjant, gdy widzi podejrzanych gości, paralizatory, gnaty i klamki? Pozwala się straszyć?! Łamane jest prawo, a on nie interweniuje? Jest dwudziesta trzecia, ciemno, siedzisz w hotelu Costes, kroi się gruba akcja, a ty nic?! Dlaczego? Ano dlatego, że nie było żadnych toreb, żadnych paralizatorów, żadnych pistoletów. Przestańcie brać nas za idiotów – tłumaczył się Samir Nasri, który zerwał kontakty z Achouim Faroukiem, gdy ten po raz kolejny trafił do więzienia.

Braterskie porachunki Paula Pogby

Najświeższe gangsterskie porachunki dotyczą rodziny Paula Pogby. Oto obszerny fragment tekstu „Wojna braci Pogba. Szantaże, porwania, gangsterka i szamani”:

„Paul Pogba zeznał na policji, że zawsze trzymał blisko swoich przyjaciół z dzieciństwa i chętnie wspomagał ich finansowo, ale w pewnym momencie przymknął kurek z kasą z uwagi na nieprzyjemną sytuację z początku roku. Jak sam mówi, pewnego dnia był zmuszony do wyrzucenia kolegi z domu w Manchesterze, gdy zdał sobie sprawę, że ten ukradł jego kartę kredytową i uszczuplił jego konto bankowe o 200 tysięcy euro. Piłkarz stwierdził, że nie ma zamiaru utrzymywać kontaktu ze złodziejami.

Kiedy pod koniec marca podczas zgrupowania reprezentacji Francji, Paul Pogba skorzystał z okazji, aby odwiedzić swoją rodzinę, przyjaciele z dawnych lat wykorzystali nadążającą się okazję, porwali go, a następnie w paryskim apartamencie zarzucili mu, że nie pomagał im finansowo, że wywalił na nich lachę, gdy tylko stał się sławnym piłkarzem. Dwóch uzbrojonych mężczyzn zażądało od niego 13 milionów euro za „wyświadczoną służbę”. Ponoć dyskretnie chronili Pogbę przez 13 lat. Ot, taka zdalna ochrona.

Mistrz świata z 2018 roku zeznał, że później kilkukrotnie widział swoich szantażystów – najpierw w kwietniu w Manchesterze, a następnie w lipcu w ośrodku szkoleniowym Juventusu w Turynie. Podkreślił też, że gang groził mu zniszczeniem wizerunku, jeśli nie przeleje im pieniędzy. Część dyskredytującego go szantażu miało być wypuszczenie i reprodukowanie plotki o tym, jakoby Pogba miał poprosić szamana, aby ten rzucił zaklęcie na Kyliana Mbappe. 

Mathias Pogba, brat Paula Pogby, za pośrednictwem mediów społecznościowych opublikował film, w którym  zapowiadział, że planuje zdradzić sensacyjne informacje na temat swojego brata, ale i też Kyliana Mbappe. Materiał wideo rozpoczął słowami: – Niedługo podam szokujące informacje na temat mojego brata i Rafaeli Pimienty, którą on sam nazywa swoją drugą matką. Wszyscy zasługują, aby o tym usłyszeć. Wtedy będą mogli sobie odpowiedzieć na pytanie, czy Paul według nich zasługuje na szacunek, sympatię, miejsce w kadrze Francji, zaszczyt gry na mistrzostwach świata czy bycie gwiazdą Juventusu. Dowiedzą się, czy Paul jest godny zaufania, reprezentowania Francji i posiadania statusu wzoru dla młodzieży na całym świecie.

Prawnicy Paula Pogby wydali specjalne oświadczenie:  – Ostatnie wypowiedzi Mathiasa Pogby w mediach społecznościowych nie są zaskoczeniem. To kontynuacja gróźb wymierzanych już wcześniej w Paula Pogbę przez zorganizowaną grupę przestępczą. Właściwe organy we Włoszech oraz Francji zostały poinformowane o tej sprawie już miesiąc temu. Nie będziemy udzielać dalszych komentarzy w związku z toczącym się dochodzeniem. 

Na to oświadczenie Mathias Pogba zareagował śmiechem: – Hahaha, stało się to, czego się spodziewałem: mój młodszy brat wreszcie zaczyna pokazywać swoje prawdziwe oblicze. Skoro to on zaczął mówić, kłamać na policji, kto wydobył te informacje, to nie możesz mnie za to winić. Paul, naprawdę chciałeś poprzez kłamstwa zamknąć mi usta i wysłać do więzienia, podejrzewałem, że będziesz chciał tak zrobić. Tak, to prawda, moja wersja zdarzeń faktycznie miała miejsce i w przeciwieństwie do ciebie mam wystarczająco dużo dowodów na moje słowa i twoje kłamstwa.

Nazwał też sławniejszego brata manipulantem, hipokrytą i zdrajcą: – Powtórzę ci: bracie, manipulowanie ludźmi nie jest dobre! Nie chodzi tu o pieniądze: wplątałeś mnie wbrew sobie, prawie umarłem przez ciebie, zostawiłeś mnie w dołku i chcesz grać niewinnego. Kiedy wszystko zostanie powiedziane, ludzie zobaczą, że nie ma na tej ziemi większego tchórza, większego zdrajcy i większego hipokryty niż ty. Kylian, teraz rozumiesz? Nie mam żadnych negatywnych uczuć wobec ciebie, moje słowa są dla twojego dobra, wszystko jest prawdziwe i udowodnione, szaman jest znany! Przepraszam za tego brata, tzw. muzułmanina zagłębionego w czary, nigdy nie jest dobrze mieć w pobliżu hipokrytę i zdrajcę!”.

Brudy. Brudy. Brudy.

I jeszcze raz brudy.

Zmowa milczenia

Pod koniec minionego roku Romain Molina założył pokój na Twitterze. W kulminacyjnym momencie mieścił on siedemdziesiąt tysięcy osób, a w każde jego słowo wsłuchiwali się choćby Dimitri Payet, Mehdi Benatia, Sofiane Boufal czy Jeremy Doku. Uznany francuski dziennikarz śledczy demaskował skandale francuskiego i światowego futbolu. Opowiadał, że Ferland Mendy miał skopać i okładać pięściami dziewczynę, a także obnażyć przed nią swoje przyrodzenie. Ofiara została odwieziona do szpitala i stwierdzono u niej uraz mózgu. Twierdził, że cała branża huczała od plotek, ale sprawę wyciszyli przedstawiciele Olympique’u Lyon, ponieważ nie chcieli zaszkodzić negocjacjom transferowym z Realem Madryt, który zapłacił za niego blisko 50 milionów euro. Mówił, że Sepe Elye Wahi wyleciał z Caen, bo przymuszał młodszych kolegów do masturbacji. Dodawał, że największą i najstraszniejszą plagą juniorskiego futbolu jest pedofilia, a popularni piłkarze z Premier League i Ligue 1 cierpią na przewlekłe schorzenia odbytu po gwałtach z czasów piłkarskiej młodości.

– Piłka nożna to bagno, futbol jest brudnym biznesem – konkludował Molina, który sam przyznaje, że regularnie otrzymuje groźby karalne. Brendan Kemmet, współautor książki „Les Parrains du foot”, mówił zaś, że piłkarskie środowisko obejmuje zmowa milczenia, mafijna omerta, nieformalne gangsterskie prawo zabraniające informowania służb porządkowych i służb bezpieczeństwa o przestępstwach swojej grupy. W sycylijskich bandyckich kręgach za złamanie omerty groziła kulka w łeb.

Czytaj więcej o związkach francuskiej piłki z mafią:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

32 komentarzy

Loading...