Reklama

Nascimento: Bryant zmienił moją mentalność. Jeśli chcesz odnieść sukces, musisz go słuchać

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

21 sierpnia 2022, 09:27 • 18 min czytania 5 komentarzy

Jak wygląda mecz i świat z punktu widzenia środkowego pomocnika? Jak zostać skutecznym reżyserem gry i przechytrzyć większych od siebie? Czy akademia Benfiki da ci więcej lekcji piłkarskich, czy życiowych? Filipe Nascimento z Radomiaka opowiada nam o tym, czym dla niego jest futbol, jak odnalazł swój styl gry i kto uratował karierę jego przyjaciela – Bernardo Silvy. Zapraszamy.

Nascimento: Bryant zmienił moją mentalność. Jeśli chcesz odnieść sukces, musisz go słuchać

Zamieńmy się na chwilę rolami. Załóżmy, że jesteś dziennikarzem i musisz opisać Filipe Nascimento jako zawodnika. Jak byś go scharakteryzował?

Ciekawe pytanie. Powiedziałbym, że jestem piłkarzem, który lubi mieć piłkę przy nodze, ma dobrą technikę i potrafi rozgrywać. W defensywie nie jestem najbardziej agresywnym zawodnikiem w Ekstraklasie, ale staram się zawsze dobrze ustawiać, mam też dobrą liczbę odbiorów w każdym meczu. Jestem skupiony na każdym spotkaniu, żeby pomóc drużynie.

Zapytałem cię o to, bo chciałem wiedzieć, jak widzisz swój styl gry. Jesteś kimś w rodzaju „dystrybutora” piłek na boisku.

O to mi chodziło, gdy mówiłem, że lubię dostawać piłki. Jestem też osobą, która chce zawsze wygrywać, nie akceptuje innego wyniku. Staram się ciągle rozwijać, dawać z siebie maksimum.

Reklama

Kiedy odkryłeś swój styl gry? Trzeba się go nauczyć czy trzeba się z tym urodzić?

Mam to od bardzo dawna. Gdy miałem 10-12 lat, też zawsze chciałem mieć piłkę, dużo dryblować. W Portugalii najpierw gramy „siódemkami”, a potem przechodzimy na „jedenastki”. Gdy to zrobiliśmy, od razu grałem w środku pomocy. Oglądałem dużo piłki, lubiłem myśleć na boisku, chciałem reżyserować grę. Z czasem zdobyłem doświadczenie i nauczyłem się, że nie chodzi tylko o moment, w którym jesteś przy piłce, bo w ciągu 90 minut masz ją przez dwie, trzy minuty. Musisz więc dużo biegać, zachowywać koncentrację i dobrze się ustawiać. Zwłaszcza gdy jesteś pomocnikiem, bo moim zdaniem to pozycja, która — gdy zagrasz dobrze — mocno wpływa na to, czy zespół wygra mecz.

Michel Huff o przygotowaniu fizycznym Radomiaka. Jak wygląda jego praca?

Skoro masz piłkę przez zaledwie kilka minut, musisz zadbać o to, żeby każda z twoich akcji była bliska perfekcji.

Zawsze staram się zagrać dobrą piłkę, chociaż czasami możesz powiedzieć, że zbyt często podaję do tyłu czy do boku. To jednak bardziej skomplikowane, bo takie podania mogą być bardzo ważne w określonych momentach — gdy chcesz utrzymać się przy piłce albo nadać rytm grze czy odpocząć po fragmencie, w którym byłeś zepchnięty do defensywy. Jeśli zawsze grałbym do przodu, moglibyśmy częściej tracić piłkę. Choć oczywiście takie podania prowadzą do akcji bramkowych, więc są równie ważne.

W akademii Benfiki ma się wpływ na to, jaką rolę chce się pełnić na boisku, czy narzucają to trenerzy, którzy określają umiejętności każdego zawodnika?

Reklama

Ja zwykle grałem jako „ósemka” i „dziesiątka”. Dopiero gdy miałem 17-18 lat, zacząłem grać jako „szóstka” i to było dla mnie bardzo dobre doświadczenie, bo dzięki temu w seniorskiej piłce mogę obsadzić wszystkie te pozycje. W Benfice używaliśmy ustawienia 4-3-3, w którym była jedna „szóstka” i dwie „ósemki”. Gdy byłem młodszy, moja charakterystyka sprawiała, że miałem grać bardziej ofensywnie, z czasem przesunięto mnie do tyłu. Lubiłem obserwować grę, to, co dzieje się przede mną. Jako „dziesiątka” często grasz plecami do bramki, musisz cierpliwie czekać na podania, więc brakowało mi piłek. Mam dobre ostatnie podanie, więc mogę tam grać, ale wtedy rzadko uczestniczę w rozgrywaniu, a to nie dla mnie.

Teraz wolisz grać jako „szóstka” czy „ósemka”? To jednak pewna różnica, zwłaszcza że w polskiej lidze defensywny pomocnik musi często sporo walczyć, zwykle z zawodnikami o lepszych warunkach fizycznych od ciebie.

Odpowiedź jest prosta: chcę być w składzie, pozycja nie ma znaczenia. Gdy Daniel Łukasik odniósł kontuzję, trener zapytał mnie, czy poradzę sobie na „szóstce”. Powiedziałem, że moim zdaniem tak, ale niech sam oceni, jak wypadam. W ostatnim czasie, gdy grałem na tej pozycji miałem obok siebie Michała Kaputa czy Thabo Cele, teraz miałem być sam. Wszystko rozchodzi się o odpowiednie ustawianie się, czytanie i rozumienie gry, pewne nawyki w asekurowaniu „ósemek”. Trzeba być sprytnym, wtedy nawet nie używając agresji, można wygrywać pojedynki. Zdaję sobie sprawę, że gdybym miał walczyć o piłkę np. z Mauridesem czy Raphą Rossim, to nie w bezpośrednim starciu. Muszę być sekundę szybszy, czasami szukać drugich piłek.

Przewidywać, co się wydarzy.

O to chodzi w piłce, szczególnie na mojej pozycji. Niemal każdy napastnik w tej lidze jest silny, dobrze zbudowany. „Dziesiątki” też są zwykle wyższe ode mnie. Czasami skaczę do główki, wiedząc, że jej nie wygram, bo moim celem jest to, żeby zgarnął ją Rossi albo Cichocki, którzy są za mną. Wtedy oni nie muszą angażować się w walkę w powietrzu. Wygrywanie drugich piłek w Ekstraklasie jest ważne, dlatego bywa, że warto skoczyć do główki i ją przegrać, żeby kolega obok ciebie odzyskał piłkę. Wtedy czuję się tak, jakbym to ja ją przejął. Poza tym może wyglądam na drobnego, ale mam ogromną wolę walki, a na koniec najbardziej liczy się nie twój wzrost, waga czy mięśnie, tylko to, jak bardzo chcesz wygrać każdy pojedynek, każdą piłkę.

Zdarzało ci się podpatrywać czyjąś grę i zachowania, żeby wyciągnąć z tego coś dla siebie?

Gdy byłem młody, oglądałem Pablo Aimara czy Ruiego Costę, ale to „dziesiątki”. Oczywiście uwielbiałem też patrzeć na Xaviego, Andresa Iniestę czy Andreę Pirlo. Widziałem, jak rozumieją grę, myślą i działają szybciej od innych. W akademii Benfiki każą ci podpatrywać takie osoby, żeby zrozumieć, co robią na boisku. Nie miałem wyraźnego idola, na którym się wzorowałem. Czerpałem różne cechy od różnych osób.

Na treningach mieliście jakieś zajęcia, które uczyły was tego szybkiego myślenia i działania na boisku? Michał Feliks mówił mi o ćwiczeniu, które miał w Nantes — polegało na tym, że zespół był podzielony na kolory i musiał podawać do zawodnika z danego koloru.

Mieliśmy różne ćwiczenia, starali się wymagać od nas bycia szybszym w każdym treningu i meczu. To jednak zależy od zawodnika. Ktoś może być na tyle silny, że szybsze myślenie nie jest mu aż tak potrzebne, bo doskonale ochroni piłkę ciałem. Zdawałem sobie sprawę, że nie będę najszybszy i najsilniejszy pod względem fizycznym, więc żeby grać na dobrym poziomie, musiałem to nadrabiać głową. Mogę ci jednak powiedzieć, że mimo że mam 27 lat, to najlepszych trenerów w karierze spotkałem właśnie w akademii Benfiki.

Filipe Nascimento z Radomiaka po meczu z Jagiellonią

CIES Observatory opublikowało raport, według którego Benfica jest klubem, który w ostatnich latach zarobił najwięcej na swoich wychowankach – 379 milionów euro. Jest także w czołówce pod względem wychowanków w topowych ligach w 31 krajach. Jesteś jednym z nich, więc możesz być z siebie dumny, ale zapytam o co innego: czy wewnątrz faktycznie czuje się wielkość tej szkółki?

Dołączyłem do Benfiki w wieku siedmiu lat i grałem tam przez kolejne 12. Wiem, ile ten klub znaczy w Portugalii oraz na świecie. Będąc w nim od najmłodszych lat, grasz w międzynarodowych turniejach na najwyższym poziomie. Co roku grałem w trzech, czterech takich turniejach, były na nich Real Madryt, FC Barcelona. Grałem z najlepszymi zespołami i zawsze wygrywaliśmy. Na początku, gdy mieliśmy grać z Realem, czułem ekscytację. A potem wygrywaliśmy 4:0. Graliśmy też w młodzieżowej Lidze Mistrzów z PSG, Anderlechtem, Olympiakosem, Austrią Wiedeń, Manchesterem City, Realem i na końcu z Barceloną. Prawie każdy mecz wygrywaliśmy różnicą trzech bramek, co oznacza, że byliśmy bardzo silni.

Graliśmy tym samym składem przez lata, świetnie się znaliśmy, mieliśmy wybitnych trenerów i zebraliśmy doświadczenie w Europie. Dzięki temu, kiedy trafiłem do Rumunii, Bułgarii czy do Polski, nie przerażała mnie wizja gry w nowym kraju i lidze. Benfica, FC Porto i Sporting skupiają najlepszych zawodników z całego kraju i przychodzi im to z łatwością, bo każdy chce dla nich grać. Oferują im wysoki poziom szkolenia, każdy może się rozwinąć w bardzo szybkim tempie. Czasami jest tak, że gdy masz 15 lat, grasz z zawodnikami starszymi o dwa lata. 17-latkowie grają już w drużynie B, w drugiej lidze i wygrywają tam mecze. A kiedy masz 19 lat, możesz być już w pierwszym składzie Benfiki. W różnych krajach spotkałem wielu zawodników z tych trzech klubów i każdy z nich był przyzwyczajony do gry na najwyższym poziomie.

W takim razie, skoro grałeś z najlepszymi jako junior, czy czułeś duży przeskok, gdy trafiłeś do seniorskich rozgrywek w ligach, które są w przedziale 20-30 w rankingu UEFA?

Różnica jest duża, bo wtedy grałem tylko z rywalami w moim wieku. Ich ciała i głowa były na tym samym poziomie. Myśleli, zachowywali się i wyglądali jak nastolatkowie. W Benfice byłem przyzwyczajony do tego, że miałem 40 meczów w sezonie i wygrywałem 39, mając w każdym spotkaniu 60% posiadania piłki. Gdy grałem w Cluj też dominowaliśmy, ale już w Radomiaku nie jesteśmy najlepsi w lidze, czasami jesteśmy zmuszeni do gry defensywnej. Jako młody zawodnik nie rozumiałem, czemu gra w obronie jest taka ważna, bo nie pojmowałem, że mój zespół może nie mieć piłki. W Wiseu, moim pierwszym klubie po odejściu z Benfiki, nie grałem i trener powiedział mi, że z piłką przy nodze jestem najlepszy na boisku, ale gdy jej nie mam zespół gra, jakby miał jednego zawodnika mniej. Mówił mi, że muszę zrozumieć, że nie każdy mecz będzie wygrany, że muszę angażować się też w obronę i dopóki się tego nie nauczę, będę grał tylko w meczach, w których możemy dominować na boisku.

Carlos Julio Martinez z Miedzi Legnica powiedział mi, że La Masia, w której zaczynał, to jedno wielkie kłamstwo, bo miał tam wszystko, czego tylko zapragnął i gdy wylądował w mniejszych klubach, gdzie każdą rzecz musiał załatwiać sam, nie był na to gotowy. Jak ty na to patrzysz?

W Benfice uczą cię czegoś, co jest bardzo ważne: jak być skromnym i wdzięcznym. Zawsze otacza cię grono osób, które są klubowymi legendami, a gdy na nie patrzysz, w ogóle tego nie zauważasz, bo nie zachowują się jak gwiazdy. Jestem za to wdzięczny, bo dzięki temu i dzięki rodzinie, która wychowała mnie na podobnych wartościach, najważniejsze dla mnie zawsze było to, żeby mieć boisko i piłkę. Oczywiście jeśli masz wszystkie te dodatki, jak odpowiednie jedzenie, to pomaga zrobić różnicę, ale najważniejsza jest możliwość gry i treningu. Zrozumiałem to także wtedy, gdy przez pół roku nie grałem i było mi ciężko. Gdy przyszedłem do Radomiaka, mogłem pomyśleć, że byłem już w większych klubach, ale po prostu cieszyłem się i byłem wdzięczny, że mogę znowu grać w piłkę.

Carlos Julio: La Masia to fikcja

Kim były osoby, które były dla was takim wzorcem?

Moim trenerem był Fernando Chalana, jeden z najlepszych piłkarzy w dziejach Benfiki, który zmarł tydzień temu. Był najbardziej skromnym i przyjaznym człowiekiem, jakiego spotkałem. Nie zorientowałbyś się, że to jeden z najwybitniejszych zawodników w historii portugalskiej piłki. To był człowiek, który nie mówił zbyt wiele, ale potrafił podejść do ciebie i powiedzieć, że w ciebie wierzy, że będziesz dobrym piłkarzem. W ostatnim meczu, gdy strzeliłem bramkę, miałem okazję zadedykować ją właśnie jemu, dlatego wskazałem na niebo. Nigdy go nie zapomnę, bo bardzo mi pomógł.

Pomógł też Bernando Silvie, który w wieku 16-17 lat chciał rzucić piłkę, bo nie grał w Benfice. Chalana powiedział mu, że nie wolno mu się poddać, bo czeka go wielka przyszłość. Był także Nene, jeden z najlepszych strzelców w historii Benfiki. To on sprowadził mnie do klubu i co roku mówił mi, że mam zostać na kolejny sezon, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Mój tata to kibic Benfiki, więc gdy mówię mu o Nene czy Chalanie, to w to nie dowierza. Dla niego to tak, jakbym mówił o Cristiano Ronaldo. A w codziennym kontakcie to takie same osoby jak ty czy ja. To uświadomiło mi, że wielkim nie czyni cię to, ile trofeów wygrałeś, jaki masz zegarek czy samochód, tylko to, jaki jesteś dla innych.

Mówisz o Bernardo Silvie. Łatwo jest spotkać przyszłą gwiazdę, gdy grasz w Benfice, ale przecież nie możesz wtedy wiedzieć, że ten czy inny twój kolega nią zostanie.

Akurat w przypadku Bernardo zawsze to wiedziałem i każdy powiedziałby ci to samo. Gdy widziałeś go w treningu czy meczu, zdawałeś sobie sprawę, że jest wyjątkowy. Miał jednak problemy z graniem, bo był bardzo niski. Miał 150 cm wzrostu, rywale byli od niego znacznie więksi i silniejsi. Ciężko było mu odzyskać piłkę, ale gdy mu ją podałeś, nie było szans, żeby ktoś mu ją odebrał. To jeden z moich najlepszych przyjaciół, zawsze chciałem po prostu podawać mu piłkę, grać z nim. Jeśli chodzi o osoby, które od początku się wyróżniały, to tak samo było też z Joao Cancelo.

Nadal masz kontakt z Bernardo i resztą kolegów?

W poprzednim sezonie byłem na meczu Manchesteru City z Manchesterem United, tym wygranym 4:1. Odwiedziłem Bernardo, to on załatwił mi bilety. Wiesz, to nie tak, że codziennie rozmawiam z Cancelo, może ostatni raz robiłem to trzy lata temu. Ale wiem, że gdybym zobaczył go jutro na ulicy, przywitalibyśmy się i porozmawiali jak dobrzy znajomi. Jeśli przebywasz z kimś tyle lat, odnosicie razem sukcesy, to tego się nie zapomina. Z Bernardo jest trochę inaczej, bo nasze rodziny się przyjaźnią, my znamy się od dziecka, więc to, że jesteśmy blisko, jest naturalne.

W naszych oczach futbol w Rumunii czy Bułgarii to trochę „Dziki Zachód”. Miałeś dziewięciu trenerów w sześć sezonów, zdarzały się problemy organizacyjne. Odczuwasz to podobnie, jak my?

Piłka nożna w Rumunii jest bardziej techniczna niż w Polsce, jest tam wielu zawodników z Portugalii czy Hiszpanii, czy byłych reprezentantów kraju. Ale struktury klubów nie są tam tak dobre, jak u was. Tutaj są lepsze stadiony i warunki, inni są też ludzie — bardziej profesjonalni. Odczuwasz też większą stabilność. W Ekstraklasie gra się szybciej, tempo jest lepsze, dlatego sprzedajecie piłkarzy do Bundesligi czy Serie A. Bardziej zorganizowana w Polsce jest także telewizja, która pokazuje ligę. Nie rozumiem wszystkiego, co mówią komentatorzy, ale część już tak i czuję, że rozmawiają o meczu, o kwestiach taktycznych, analizują to, jak poruszają się zawodnicy, jak wyglądają poszczególne akcje. To bardzo dobre, bo w Portugalii czy Niemczech jest podobnie i czuję, że Polacy chcą się na tym wzorować.

W Rumunii chcą ze wszystkiego robić skandal. Jeśli zaliczysz pierwsze niecelne podanie, to komentator powie, że nie przespałeś nocy. Nie mówią o tym, jak gra zespół, tylko jak źle gra. Atmosfera na stadionie też jest lepsza. Może mamy 3000 – 4000 osób na trybunach, ale od pierwszej minuty czujesz wsparcie. Co prawda jestem tak skupiony na meczu, że kibiców słucham tylko wtedy, gdy gra się zatrzymuje, ale słyszysz ten hałas, wsparcie i to działa. W Radomiu czuję się tak, jakbyśmy grali w dwunastu, dlatego zwykle jesteśmy bardzo silni u siebie. Tak samo było z Lechią: nawet gdy strzelili nam bramkę na 2:1, wiedziałem, że wygramy. Kibice to najlepsze, co ma Radomiak.

Filipe Nascimento i Roberto Alves świętują bramkę dla Radomiaka

Przejmujesz się liczbami? Bramkami i asystami?

Kiedyś nie zwracałem na to uwagi, liczyło się tylko to, że gram i że wygrywamy. Nie lubię tego, że wszyscy patrzą na statystyki, że niektórzy uważają, że zagrałem lepszy mecz niż wcześniej tylko dlatego, że strzeliłem bramkę. Trzeba patrzeć na to, jak bardzo pomogłeś swojej drużynie wygrać, a nie na to, kto trafił do siatki. Z drugiej strony liczby wiele ważą. Karol Angielski nie trafiłby do Turcji, gdyby nie zdobył 18 goli. Na koniec sezonu spojrzę w statystyki i ocenię, czy są dobre, czy mogłyby być lepsze.

Są też bardziej zaawansowane liczby, które mówią więcej o twojej grze. Pokazują liczbę przejęć, skuteczność pojedynków i tak dalej. Na nie też zwracasz uwagę?

Następny dzień po spotkaniu zawsze poświęcam na analizę, bo bez tego niczego nie poprawisz. Oglądam swoje spotkania jeszcze raz, analizuję to, co zrobiłem dobrze, a co nie. Od kiedy gram jako „szóstka” jeszcze ważniejsze jest dla mnie to, ile piłek odzyskam, jaką miałem skuteczność podań czy pojedynków. Używam jednej z platform, które dostarczają zaawansowane liczby i po każdym meczu dostaję swój raport. Ważne jest też to, żeby oglądać wideo, bo dzięki temu wychwytujesz szczegóły. W jednym meczu mogę odebrać sześć piłek, w innym dziesięć, ale istotne jest to, gdzie je odbierałem. Jeśli stosowaliśmy wysoki pressing, a ja odzyskałem te piłki na własnej połowie, to nie było to aż tak istotne. Albo gdy w ostatnim sezonie miałem około 80% celnych podań i zastanawiałem się, jak to możliwe, skoro na boisku czułem się tak, jakbym praktycznie nie notował nieudanych zagrań. Oglądając wideo, zauważyłem, że jako niecelne podania zaliczono też np. dośrodkowania z rzutu rożnego, co wiele zmienia. Plusem jest też to, że skoro to wszystko sprawdzam, to wiem, o czym rozmawia ze mną trener, gdy chce mi coś przekazać.

Najlepsze spotkania w Radomiaku zagrałeś przeciwko Lechowi Poznań i Legii Warszawa. Co się za tym kryje?

To mecze, w których każdy chce coś udowodnić. Ja lubię „duże” mecze. Gdy gram z Lechem czy Legią, chcę im pokazać, że jesteśmy w stanie z nimi wygrać. Ale może wynika to też z tego, że do takich spotkań przywiązuje się większą uwagę, że ogląda je więcej osób. Miałem dobre mecze, o których nikt nie mówił, bo graliśmy w poniedziałek o 18 i mało kto je oglądał. Myślę, że moim najlepszym występem był ten ostatni, przeciwko Lechii Gdańsk. Wygraliśmy 4:1, a to najwyższe zwycięstwo, jakie odnieśliśmy, od kiedy jestem w Radomiu.

Pomaga ci to, że macie w zespole tylu zawodników z Portugalii i Brazylii?

Jasne. Kiedy przyszedłem, byłem tu tylko ja, Raphael Rossi i Amancio Fortes. W szatni każdy rozmawiał po polsku, a ja niczego nie rozumiałem, mogłem rozmawiać tylko z Raphą czy Leandro. Teraz mamy polsko-portugalską szatnię, ale dobrze się ze sobą rozumiemy. Czasami Portugalczycy próbują mówić po polsku, innym razem Polacy starają się mówić po portugalsku. Najważniejsze, że wszyscy siebie szanują. Wiem, jak to jest być daleko od ojczyzny przez lata i cieszę się, że Polacy nas akceptują.

Semedo: Noga wygięła mi się tak, że koledzy płakali na jej widok [WYWIAD]

Zacząłeś się uczyć polskiego, prawda?

Tak, idzie mi całkiem nieźle. Nie mam już nauczyciela, bo sporo rozumiem samemu. Jeśli chodzi o to, co mówi trener, to rozumiem prawie wszystko, bo piłkarskie zwroty opanowałem szybko. Czasami dla żartów rozmawiam z kolegami po polsku, bo doceniają, że próbuję, nawet jeśli popełniam błędy. Wcześniej nauczyłem się rumuńskiego, znałem też trochę bułgarski. Na koniec kariery, jeśli będę umiał rozmawiać w sześciu czy siedmiu językach, przyda mi się to bardziej niż gdybym znał tylko portugalski. Nauka to jedynie zaleta. W tym zawodzie mamy dużo wolnego czasu, coś trzeba z nim robić. Nie mam PlayStation, nie mam mediów społecznościowych. Staram się spożytkować czas na coś, co przyda mi się w przyszłości.

Czemu nie używasz mediów społecznościowych?

Miałem kolegę, który usunął social media i powiedział mi, że przeżył najlepsze dwa tygodnie swojego życia. Nigdy nie wrzucałem zbyt wielu postów, miałem je tylko po to, żeby coś sprawdzać. To uzależnienie: bierzesz telefon, sprawdzasz coś przez kilka sekund, odkładasz, za pięć minut robisz to ponownie, tracisz czas. Na początku spróbowałem przez tydzień, potem był kolejny i następny, aż zrobił się z tego ponad rok. Czuję się lepiej, zrozumieją to tylko ci, którzy też nie korzystają z mediów społecznościowych. Myślę o sobie, nie o tym, co sądzą inni, widzę tylko to, co chcę oglądać, jestem bardziej skupiony, mam czystą głową.

Co robisz z zaoszczędzonym czasem?

Oglądam różne rzeczy na YouTube, słucham wielu podcastów, więc jeśli uznajemy to za social media, to w jakimś stopniu ich używam. Nie liczę już, ile razy oglądałem etykę pracy według Michaela Jordana i Kobego Bryanta. To dla mnie wzory do naśladowania. Dzięki Bryantowi zmieniłem podejście do wielu spraw, zmieniłem mentalność. Jeśli chcesz odnieść sukces, musisz brać z nich przykład, słuchać, o czym mówią. Jeśli zastosujesz się do ich rad, zobaczysz, że naprawdę rośniesz. Identyfikuję się z Bryantem i jego sposobem myślenia. Kobe to bardzo ważna osoba w moim życiu, zmienił je, mimo że nigdy go nie poznałem. Mam obsesję na punkcie tego, żeby być najlepszą wersją samego siebie i staram się to robić na każdy możliwy sposób, czy to przez zdrowszą dietę, czy przez to, że piję więcej wody.

Trenerem Radomiaka jest Mariusz Lewandowski, który sam był pomocnikiem, w dodatku defensywnym. To ma dla ciebie jakieś znaczenie?

Sposób, w jaki z nami rozmawia, w jaki chce grać i to, co pokazuje nam na wideo, świadczy o tym, że myśli jak pomocnik. Jest bardzo inteligentny, bardzo dobrze analizuje to jak gramy i jak powinniśmy bronić czy atakować. Pomaga mi w zrozumieniu detali. Nie mówi dużo, ale konkretnie. Wystarczy, że powie mi, żebym trzymał się danej pozycji i gdy jestem na boisku, przypominam sobie o tym i to stosuję. Trener Lewandowski przez lata grał na Ukrainie, wygrał wiele tytułów, a takich osób trzeba słuchać, jeśli samemu chcesz wygrywać.

Niektórzy twierdzą, że środkowi pomocnicy są jak trenerzy na boisku. Czujesz się tak?

Może nie jak trener, ale przez większość meczu mam przed sobą sześciu, siedmiu czy nawet ośmiu zawodników, więc dokładnie widzę, jak się poruszamy, jak gramy. Dostrzegam, gdzie robi się dla nas miejsce na boisku, więc potem mogę podpowiedzieć kolegom, co mogą zrobić. Ja, Cichocki i Raphael mamy obowiązek rozmawiać z resztą zespołu i upewniać się, że wszystko jest dobrze skoordynowane.

Czyli po zakończeniu kariery możecie zostać trenerami.

Oni może tak, ja jeszcze nie wiem, co będę robił, gdy skończę grać. Oczywiście żyję piłką, lubię oglądać mecze ligi polskiej, angielskiej czy portugalskiej. Premier League to najlepsza piłka na świecie, Ekstraklasę oglądam dlatego, że chcę wiedzieć, co się dzieje w lidze. No i Portugalia, bo to mój kraj, oglądam też wszystkie mecze Benfiki. Znasz prawo 10 tysięcy godzin? Jeśli chcesz być w czymś mistrzem, musisz to robić przez 10 tysięcy godzin. Nie wiem, ile godzin meczów obejrzałem czy ile godzin spędziłem na treningach, ale myślę, że może wyjść 10 tysięcy. Bez śledzenia piłki nie możesz stać się najlepszy, takie jest moje zdanie.

WIĘCEJ O RADOMIAKU RADOM:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”

Jakub Radomski
2
Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”

Ekstraklasa

Piłka nożna

Rekord Ruchu na tle Europy – wynik nieosiągalny dla PSG, Bayeru czy Lipska

AbsurDB
8
Rekord Ruchu na tle Europy – wynik nieosiągalny dla PSG, Bayeru czy Lipska

Komentarze

5 komentarzy

Loading...