Reklama

„Chuda Legenda” i „Władca Wód”. Rumunia ma nowego Phelpsa

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

19 sierpnia 2022, 15:41 • 7 min czytania 5 komentarzy

David Popovici nie osiągnął jeszcze pełnoletności i na tle innych pływaków wygląda jak chucherko. Z czasem powinien oczywiście zyskać na sile, może też parę centymetrów urosnąć. Urodzonemu w drugiej połowie w 2004 roku Rumunowi daleko też jeszcze do pełni potencjału. Już teraz jest jednak… najlepszy na świecie i najszybszy w historii.

„Chuda Legenda” i „Władca Wód”. Rumunia ma nowego Phelpsa

Co więcej – jest najszybszy w historii na najbardziej prestiżowym pływackim dystansie. Mowa o 100 metrach stylem dowolnym, a w języku zrozumiałym dla każdego – dwóch basenach kraulem. Popovici podczas zakończonych w tym tygodniu ME przepłynął je w 46.86 sekundy. Pobił tym samym czas Cesara Cielo, który historyczny wynik ustanowił w 2009 roku (kiedy pływacy zakładali na siebie dające niebotyczną przewagę stroje poliuretanowe).

Siedemnastoletni Rumun ma warunki fizyczne, które zostały stworzone do bicia rekordów. Przy wzroście 190 cm jego rozpiętość ramion sięga 205 cm. W pływaniu pomagają mu też spore stopy – nosi buty rozmiaru 47. Te liczby mogą oczywiście ulec zmianie – bo siedemnastolatek w końcu ma szansę jeszcze trochę urosnąć.

No i nabrać masy, skoro na tle innych pływaków – jak wspomnieliśmy – Popovici jest niezwykle drobny. Sam zresztą nazwał siebie „Chudą Legendą”. A że najlepszy moment w karierach kraulistów następuje zazwyczaj po dwudziestym roku życia, w przyszłości powinien pływać jeszcze szybciej.

I to mimo tego, że już teraz jest nieosiągalny dla rywali.

Reklama

Miał skoliozę i nie potrafił zrobić pompki

To motyw, który pojawia się w historiach wielu wybitnych pływaków, również Popovicia – rodzice zapisali go na basen, żeby dać mu się wyszaleć. Bo miał niespożyte pokłady energii. Istotna była jednak też porada lekarza. Ten wykrył u Davida… początki skoliozy. I zalecił, że pływanie będzie dobre dla jego kręgosłupa.

Rumun był wówczas czterolatkiem. Jedenaście lat zajęło mu zostanie rekordzistą kraju. Dwunastu potrzebował, żeby pobić rekord świata juniorów. I trzynastu, żeby wymazać z historycznych tabel seniorski rekord świata.

Skupmy się jednak na jego początkach. Popovici jest produktem nowej szkoły. Nigdy nie przechodził katorżniczego, bezlitosnego treningu. Jeśli trener kazał mu zrobić dziesięć basenów – doskonale rozumiał w jakim celu. Wiedział, czemu ma służyć dany trening. Jego relacja z trenerem od początku była koleżeńska, oparta na wymianie poglądów. Takie podejście działało, bo David miał charakter, który sprawiał, że jego opiekunowie nie potrzebowali „bata”. Nie musieli go do niczego zmuszać, ani przesadnie motywować.

Nie znaczy to jednak, że Rumun był zawsze wzorem profesjonalizmu. Adrian Radulescu, wieloletni trener Davida, wspominał, że ten notorycznie… oszukiwał. Tak jak przeciętny polski licealista robi sobie przerwę, kiedy wuefista odwraca wzrok, tak przyszły mistrz świata miał tendencję do zwalniania czy zatrzymywania się w wodzie, kiedy mógł sobie na to pozwolić.

Zdarzało się też, że Popovici wyjątkowo często wychodził do toalety, albo skarżył się na ból głowy czy brzucha. Generalnie – bywało, że wolał się bawić, niż ciężko trenować. Jak zresztą niemal każde dziecko. Im Rumun był starszy, tym bardziej chciał jednak wygrywać. I ta „żyłka do rywalizacji” zaczęła przejmować nad nim kontrolę.

Reklama

„Minimalny wysiłek, maksymalne wyniki” – tak określał jego osobę trener Radulescu. Kiedy przychodziło co do czego, Popovici po prostu odstawał od rówieśników. Nawet jeśli po wyjściu z basenu, oni robili sto pompek, a on miał problem z jedną.

Niebywały talent do pływania Davida szybko zaczęli dostrzegać też jego rodzice. Dlatego robili, co mogli, aby pomóc mu w osiąganiu sukcesów. Budzili się o czwartej trzydzieści, żeby zanieść mu śniadanie do łóżka. Przed zawodami przygotowywali synowi natomiast… mleko zmieszane z cynamonem i miodem, czyli jego ulubiony napój. Bo jak morale dopisują, to i forma powinna.

W 2013 roku, kiedy świat obiegła wiadomość, że Tokio zorganizuje igrzyska olimpijskie, rodzice Popovicia sprawili mu natomiast wyjątkowy prezent. Czyli koszulkę z napisem „Tokio 2020”. Bo byli wręcz przekonani, że w wieku piętnastu lat David zadebiutuje na najważniejszej sportowej imprezie czterolecia.

Wygórowane ambicje? Być może. Ale Michael Phelps przecież w tym wieku pływał wśród najlepszych w Sydney.

Na igrzyskach dało się go pokonać

Popovici faktycznie był obecny na imprezie olimpijskiej w Tokio. Powiemy więcej: nawet gdyby ta nie została przeniesiona o rok – wciąż poleciałby do Japonii. Bo minimum krajowe na igrzyska zapewnił sobie już w sezonie… 2019.

Wówczas Popovici miał długie, sięgające do łopatek włosy. Z czasem się jednak ich pozbył, bo uznał, że taka fryzura jest uciążliwa dla pływaka. Trudno powiedzieć, czy to miało wpływ na jego postawę na basenie, ale w kolejnych latach rozwijał się w niespotykanym tempie.

Tuż przed igrzyskami w Tokio zmiażdżył dwa rekordy świata juniorów. To sprawiło, że na imprezę olimpijską miał jechać nie tylko po doświadczenie. Był kandydatem do medalu, zarówno na 100, jak i 200 metrów stylem dowolnym. Na pierwszym z tych dystansów zresztą mógł pochwalić się najlepszym wynikiem w światowych tabelach.

Ostatecznie jednak z podium się minął. Do domu „przywiózł” czwarte i siódme miejsce. Rozczarowanie? Nie dla niego. Podkreślał, że niczego nie przegrał, tylko „wygrał” pozycję tuż za podium. Był w końcu najmłodszym pływakiem (licząc tylko mężczyzn), który awansował w Tokio do finału.

Japońskie igrzyska były zatem dla niego wyjątkową imprezą. I jak na razie ostatnią, podczas której musiał pogodzić się z porażką.

Po zdobyciu złota poszedł w miasto

Przez sezon 2022 Popovici przechodzi jak burza. Tytuły mistrza świata oraz mistrza Europy (na 100 i 200 m kraulem), a także rekord globu – po takie laury sięgał w ostatnich miesiącach. W międzyczasie znakomicie spisał się oczywiście też na mistrzostwach Europy juniorów – z których przywiózł cztery złota i srebro (równać się z nim wśród panów mógł tylko… nasz Ksawery Masiuk, który zgarnął trzy złote i trzy brązowe krążki).

Jedyne, czego Rumun może żałować, to kłopoty Caeleba Dressela. Amerykanin, od lat uważany za najlepszego pływaka globu, wycofał się w połowie mistrzostw świata w Budapeszcie z powodu kontuzji. Ominął go zatem pojedynek z nastoletnim fenomenem.

To byłoby starcie pływaków, których łączy talent, ale różni niemal cała reszta. Dressel na siłowni podnosi bowiem niebywałe ciężary, jest być może najsilniejszym i najpotężniejszym pływakiem świata. A przy tym… niesamowicie skromnym chłopakiem, który wręcz unika światła kamer.

Spece od marketingu mogą robić cuda na kiju, ale po prostu nie zrobią z Dressela postaci choć w połowie tak rozpoznawalnej i popularnej jak Michael Phelps. 26-latek, mimo tego, że jest już siedmiokrotnym mistrzem olimpijskim, za wielką gwiazdę jest uważany głównie w środowisku pływackim. Ale jego sława nie sięga spektakularnie daleko.

David Popovici to natomiast już teraz nie tylko szybkie pływanie. Nastolatek ma w sobie też coś z showmana, przyciąga ludzi, lubi dobrą zabawę. Sukces na mistrzostwach świata świętował między innymi… wyjściem na miasto. – Po prostu przemierzałem ulice. Czasem musisz nakarmić nie tylko swój żołądek, ale i umysł – opisywał.

Od Dressela dzieli go również podejście do rywalizacji. Tuż przed jednym z finałów MŚ Popovici znalazł się w pokoju ze swoimi rywalami. I zaczął ich… obserwować. – Usiadłem z tyłu, bo chciałem zobaczyć, jak wszyscy się denerwują. Ja oczywiście też byłem nieco nerwowy, ale wiedziałem, że to oni się mnie boją bardziej niż ja ich. Chciałem nacieszyć się odrobiną strachu w ich oczach.

Brzmi co najmniej jak cytat z autobiografii Michaela Jordana, a nie siedemnastoletniego pływaka.

Tak to już jednak wygląda, że Rumun szybko pokonuje kolejne schodki. Mimo młodego wieku dorobił się paru ksywek, które zresztą… nadawał sobie sam. Pierwsza to – jak wspominaliśmy – „Skinny Legend”, a więc „Chuda Legenda”. A druga „Chlorine Daddy” (czyli… Chlorowy Tatuś?). Mówi się też o nim „Magik”, nie tylko ze względu na umiejętności, ale sztuczki z kartami, które potrafi robić. Na inne przydomki stawiała natomiast „Gazeta Sporturilor” (największy sportowy dziennik w Rumunii). „Król David”, „Władca Wód” – można było przeczytać na okładce tego pisma pod zdjęciami triumfującego pływaka.

Niebo naprawdę jest limitem

Popovici nie może pamiętać ani pierwszych, ani drugich, ani nawet trzecich igrzysk Michaela Phelpsa. Ba, nic mu nie mówią nawet czwarte. Rumun na żywo oglądał legendarnego Amerykanina dopiero podczas imprezy w Rio de Janeiro w 2016 roku. I jak wspomina – było to wyjątkowe doświadczenie.

Na najwybitniejszym olimpijczyku wszech czasów wzoruje się zresztą od dawna. W godzinach porannych na basenie, kiedy akurat nie pływał, oglądał w Internecie powtórki jego wyścigów. I starał się podpatrywać od niego przeróżne elementy pływackiego rzemiosła.

O istnieniu Rumuna wie już wieloletni trener Phelpsa, Bob Bowman. Człowiek, który doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak wyjątkowym i niepowtarzalnym sportowcem był Amerykanin. Ale mimo tego nie stroni od porównań. – Przypomina mi Michaela. Są podobnie zbudowani, bardzo chude, drobne chłopaki. Generują szybkość poprzez redukowanie oporu, prawda? Co jest najlepszym możliwym sposobem pływania – opowiadał.

W trakcie igrzysk w Paryżu David Popovici wciąż będzie miał tylko 19 lat. Trudno powiedzieć, jak szybki wtedy będzie. Ale możemy się spodziewać, że napisze podobną historię jak inne nastoletnie sensacje, Michael Phelps czy Ian Thorpe. Bo to talent, który – jak mówią eksperci – rodzi się raz na sto lat.

Czytaj także:

Fot. Newspix.pl

Źródła: Swimming World Magazine, Romania Insider, News.trenddetail.com, ABC News, NBC Sports, Swimswam.com, CNN, Olympics.com.

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Inne sporty

Komentarze

5 komentarzy

Loading...