Reklama

Piąta kolejka, Lech z jednym punktem. I nie zmienia się nic

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

14 sierpnia 2022, 22:34 • 4 min czytania 127 komentarzy

Jesteśmy w stanie założyć się o sporą sumę pieniędzy, że choćby piłkarze Śląska pojechali do domu, a zawodnicy Lecha próbowali strzelić gola do poniedziałkowego południa, to i tak by nie umieścili piłki w bramce rywala. Dlaczego? Bo to Lech Poznań.

Piąta kolejka, Lech z jednym punktem. I nie zmienia się nic

To wręcz niewiarygodne. Od gola Śląska na 1:0 mieliśmy wrażenie, że my takich meczów Kolejorza widzieliśmy już dziesiątki. A już zwłaszcza przy Bułgarskiej. Scenariusz wygląda zawsze tak samo – Lech musi gonić wynik (lub szuka trafienia na 1:0), krąży z piłką wokół pola karnego rywala, Kolejorz oddaje około 20 strzałów, obija słupki, trafia w poprzeczkę, bramkarz przeciwnika gra jeden z najlepszych meczów w karierze, a piłka wciąż nie może wpaść do siatki.

Do pełni książkowego przykładu „mecz Lecha, którego poznaniacy nigdy nie są w stanie wygrać” zabrakło nam tylko gola Śląska po kontrze na 2:0, a później skandowania przez miejscowych kibiców „dość pośmiewiska, wypierdalajcie z boiska”. Wtedy mielibyśmy już uzupełnione „bingo Kolejorz”.

Dzisiaj lechici wystąpili w nieco odmienionym składzie – Amaral wreszcie usiadł na ławce, na skrzydłach grali Citaiszwili oraz Skóraś, Sousa dostał szansę od pierwszej minuty, środek obrony znów trzeba było lepić na trytytkę i WD-40, więc zagrał tam Kwekweskiri z Pingotem. Nie chce nam już się pisać o tym, że tak na początku sezonu nie wygląda „szeroka kadra na trzy fronty”, skupimy się na samym meczu, bo to trochę żal nam tłuc tych szefów z Bułgarskiej.

Zaczęliśmy narrację od fragmentu o tym, jak Lech zareagował… no, właściwie nie zareagował na stratę gola. Ale tego gola warto opisać. Sousa stracił piłkę na połowie Śląska na rzecz Schwarza, obejrzał się za siebie, a tam nie było Karlstroema, z kolei Murawski asekurował Pereirę na prawej obronie. Wniosek, jaki Sousa powinien wyciągnąć – cholera, nie ma nikogo z kolegów z pomocy za mną, trzeba gonić tego Czecha. A teraz wniosek, jaki Sousa wyciągnął – dobra, luz, nie ma się na co napinać.

Reklama

Schwarz mu uciekł, okiwał na najprostszy zwód świata Kwekweskiriego, przyłożył z dystansu i było 1:0.

Schwarzowi należy się osobny akapit, bo dzisiaj wyglądał na gościa, który chce na boisku zaliczyć same udane zagrania i chce grać wyłącznie do przodu. Gdyby nie to, że Szromnik wyglądał dzisiaj na bramkarza, którego pokonać się nie da, to pomocnik Śląska bezapelacyjnie byłby najlepszych aktorem tego widowiska. Schwarz był tym piłkarzem, którym chcieliby dziś na boisku być Karlstroem, Murawski, Marchwiński czy Sousa.

No dobra, ale gol padł w 26. minucie, więc gospodarze mieli duuuużo czasu na odrobienie strat. Od tego momentu sytuacje mieli Citaiszwili (chyba najaktywniejszy dziś z lechitów), Kwekweskiri, Skóraś, Marchwiński, Sousa, Ishak, Amaral… Nie, Amaral akurat nie, bo chłop po wejściu z ławki odstawił takiego stojanowa i pozoranta, że nie poznawaliśmy Portugalczyka.

Im bliżej było ostatniego gwizdka sędziego Lasyka w tym meczu, tym bardziej dojrzewaliśmy do myśli, że przecież to wszystko było do przewidzenia. Lech w ostatnich latach tylko za kadencji Macieja Skorży był w stanie regularnie odwracać wyniki spotkań, gdy pierwszy tracił bramkę. Wcześniej przez wiele miesięcy wymienialiśmy jak długo Lech nie potrafi gonić wyniku i teraz wygląda na to, że to idzie w tę samo stronę.

Nie dziwimy się, że część kibiców opuszczało stadion przy Bułgarskiej już przed ostatnim gwizdkiem. Oni już widzieli – nic tutaj nie ma prawa Kolejorzowi wpaść. Mimo tego, że poznaniacy atakowali, to najbliżej bramki byli… Bergier i Exposito. Pierwszy spudłował, później trafił w Bednarka, a Hiszpan zmarnował sytuację sam na sam (musimy jeszcze obejrzeć tę akcję, bo tam mocno śmierdziało faulem Douglasa w momencie oddawania strzału przez napastnika Śląska).

Reklama

Djurdjeviciowi spadł kamień z serca, pewnie dużo nerwów go ten mecz kosztował, ale wrocławianie ostatecznie dowieźli zwycięstwo. A Lech? Cztery mecze, jeden punkt zdobyty, bilans 2:7. Gdybyśmy mieli rozszerzać teraz „bingo Kolejorz” na cała jesień, to do kompletu haseł brakuje już tylko: bojkotu kibiców, transparentów na mieście wzywających zarząd do dymisji, zwolnienia trenera i ewentualnego odpuszczania meczów w fazie grupowej (jeśli Lech tam dotrze) kosztem ratowania ligi.

WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Michał Trela
3
Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Komentarze

127 komentarzy

Loading...