Reklama

Narsingh: Gdyby nie futbol, czyściłbym podłogi

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

27 lipca 2022, 16:53 • 15 min czytania 42 komentarzy

Luciano Narsingh w chwili dołączenia do Miedzi Legnica został jednym z największych piłkarskich nazwisk w historii Ekstraklasy. W przeszłości m.in. gwiazda Eredivisie, kilkunastokrotny reprezentant Holandii i piłkarz Premier League. Postanowiliśmy z nim porozmawiać nie tylko o jego przygodach na boisku, ale także o życiu prywatnym. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jakim człowiekiem jest 31-letni Holender, to ta lektura jest dla was. Zapraszamy.

Narsingh: Gdyby nie futbol, czyściłbym podłogi

Jak korzenie rodzinne wpływają na światopogląd Luciano Narsingha? Jakie ma podejście do Biblii? Co wyjątkowego tkwi w jego rodzinie? Dlaczego jego brat miał być większą gwiazdą? Jak kolor skóry wpłynął na jego drogę? Co Ajax mu zrobił, że płakał całymi dniami? Kim byłby, gdyby nie futbol? Dlaczego nigdy nie pił alkoholu i nie imprezuje? Do jakich klubów Premier League mógł jeszcze trafić? Jaki jest Memphis Depay i Louis van Gaal? Dlaczego Arjen Robben jest szalony? Czego Narsingh nie lubi w piłce nożnej? Dlaczego nie poszło mu po powrocie do Holandii? Jak spędza wolny czas? Komu chciałby pomagać po zakończeniu kariery?

Jesteś cały – żaden zabójczy pająk nie dopadł cię w Australii.

Byłem ciekaw, czy na jakiegoś trafię, ale szczęśliwie żadnego wielkiego pająka nie widziałem. Podczas życia w Australii skupiałem się na pozytywach, takich jak fajne plaże czy przyjemna pogoda. Sympatyczni są tam również ludzie, którzy sprawili, że dobrze zapamiętam to miejsce.

Widzę pozytywnego, wyluzowanego gościa, który ciągle się uśmiecha.

Reklama

Taki jestem. Żaden ze mnie aktor, nie mam dwóch twarzy. Lubię się uśmiechać – to daje mi dobrą energię.

Jakim jesteś człowiekiem?

Człowiekiem, który lubi obdarzać innych ludzi pozytywną aurą i im pomagać. To dla mnie jedna z podstawowych rzeczy w życiu.

Ta chęć pomocy i dobroć wynikają z twojego  pochodzenia? Twoi dziadkowe są z Surinamu, więc domyślam się, że musieli wiedzieć, jak wygląda życie na bardzo niskim poziomie.

Tak, mam korzenie w Surinamie. I masz rację. Jestem też religijnym człowiekiem, dlatego wierzę, że jeśli zrobisz coś dobrego dla drugiej osoby, życie zwróci ci daną dobroć. To zasada, którą wyznaję od dzieciństwa. Ona jest opisana w Biblii. Gdy ją czytam, czuję się bardziej zrelaksowany.

Dlaczego futbol?

Reklama

Zacząłem mieć piłkę przy nodze w wieku 4 lat. Grał w nią mój tata i starszy brat. Mam też kuzynów, którzy teraz grają w Unionie Berlin. Dlatego wydaje mi się, że futbol mamy po prostu we krwi, w rodzinie.

„Nazywali mnie małpą, rakiem, gównem. Kilka razy grozili mi nożem. Zawsze miałem wrażenie, że dorastałem w dżungli. Lew to dla mnie król dżungli”. Wiesz, kto to powiedział?

Memphis Depay?

Tak, to słowa z jego biografii. Zacytowałem je, bo zastanawiam się, czy miałeś może podobne trudności na swojej drodze choćby przez kolor skóry.

Takich sytuacji nie miałem. Holandia jest w mojej krwi i nie przypominam sobie, żebym miał problemy wynikające z rasizmu. Jestem z tego powodu szczęśliwy, bo wiem, że nie każdy może powiedzieć podobnie. Z drugiej strony, mam wrażenie, że musiałem pracować ciężej. Ale takie jest życie, trzeba było się do tego dostosować, żeby odnieść sukces. Rozumiem tę zależność.

Ale to nie jest sprawiedliwe.

Nie jest, ale co możemy z tym zrobić?

Pewnie niewiele. Z drugiej strony – to czyni cię mocniejszym.

Dokładnie. Im trudniejszą masz drogę, tym silniejszą możesz mieć później mentalność, jeśli uda ci się pokonać przeciwności.

Co powiesz o swojej mentalności?

Wierz w siebie, kiedy inni nie wierzą. Dam ci przykład: w PSV mówili Memphisowi „Ej, ty za dużo dryblujesz, nie udaje ci się”. Okej, 10 razy obrońca mógł go zablokować, ale za jedenastym razem robił różnicę i strzelał gola. Często piłkarze o słabszej mentalności przestają podejmować ryzyko, kiedy popełnią błąd. Grają asekuracyjnie, podają do tyłu. Jeśli masz mocny charakter i wiarę we własne możliwości, nie przestajesz szukać gry do przodu. To lubię.

Pewność siebie jest kluczowa szczególnie dla piłkarzy o takiej charakterystyce jak twoja.

Wymaga się ode mnie gry na 1 na 1, wygrywania pojedynków i podań stwarzających zagrożenie. Ale nikt nigdy nie musiał mnie do tego motywować.

W akademii Ajaxu ci podziękowali, mówiąc, że jesteś za mały. Jak to wydarzenie na ciebie wpłynęło?

Siedziało mi to w głowie, nie będę tego ukrywał. Płakałem. Ajax wtedy był dla mnie wszystkim, więc pomyślałem, że to koniec mojej przygody z piłką. Kiedy dorosłem, zrozumiałem jednak, że życie prowadzi nas przez różne drogi. W Heerenveen odnalazłem się na nowo. Potem Ajax chciał mnie z powrotem, ale wybrałem PSV. Mimo to Ajax zawsze będzie w moim sercu, bo jestem z Amsterdamu.

Miałeś żal do Ajaxu?

Nie, bo rozumiem ten proces. W akademiach ciągle skreśla się młodych piłkarzy. Ocenia ich, czy dadzą radę, czy nie. W tamtym momencie byłem bardzo młody, więc w klubie mieli powody, żeby tak zrobić. To oczywiście bolało, ale miałem przyjemne uczucie po latach, kiedy Ajax chciał wykupić mnie z Heerenveen. To oznaczało, że w ich oczach stałem się dobrym piłkarzem.

Jak istotne były dla ciebie relacje z bratem? Furdjel również był w akademii Ajaxu.

Tak, ale grał w roczniku o dwa lata starszym. Był dla mnie bardzo ważny, starałem się go naśladować. Był lepszy ode mnie, nazywano go największym talentem w akademii Ajaxu. Niestety kontuzje nie pozwoliły mu w pełni wykorzystać potencjału. Mimo to Furdjel był dla mnie idolem. Każdy w akademii mówił mi „Luciano, twój brat jest niesamowity”. Gdy widzisz dzisiaj moją grę, widzisz mojego brata. Wielu rzeczy udało mi się nauczyć właśnie od niego. Szkoda, że kontuzje tak zahamowały jego rozwój. Ale niestety taki jest futbol.

Twoja kontuzja kolana w PSV też w jakimś stopniu zahamowała twój rozwój?

Myślę, że tak. Po transferze z Hereenveen świetnie odnalazłem się w PSV. W pierwszej połowie sezonu 2012/2013 grałem bardzo dobrze, ale pech chciał, że potem musiałem pauzować 10 miesięcy. To był prawie cały 2013 rok. Czułem po powrocie, że nie jestem już tym samym zawodnikiem, choć finalnie i tak udało mi się osiągnąć fajne rzeczy w karierze.

Twój były trener z Heerenveen, Ron Jans, powiedział o tobie: ” Luciano to jeden z najszybszych zawodników w historii Holandii, jego szybkość jest fenomenalna”. Po ciężkiej kontuzji wciąż byłeś bardzo szybki, ale może czułeś, że jest jakiś spadek?

Tak jak powiedziałeś – po kontuzji wciąż byłem bardzo szybki, ale było już odrobinę gorzej.

Szybkość to jedno – z tym mogłeś się urodzić. Ale drugie to ciężka praca. Kiedy patrzysz w przeszłość, czujesz, że mogłeś pracować ciężej?

Nie sądzę. Uważam, że w pracy nad sobą zrobiłem wszystko. Nigdy też nie wychodziłem na imprezy, nigdy nie piłem alkoholu. Od zawsze żyję dla sportu i tego nie żałuję. Nie czuję, że coś tracę.

Czyli mógłbyś nazwać siebie dobrym przykładem profesjonalisty.

Tak, choć oczywiście zawsze jesteś w stanie powiedzieć, że możesz pracować ciężej. Ale przykładam się do każdego aspektu treningu, jak tylko się da. Zawsze robię swoje rzeczy przed treningiem i po treningu. Poza tym pracuję z trenerem personalnym.

Zgadzasz się z opiniami, że mogłeś zrobić jeszcze większą karierę? Straciłeś np. mundial w Brazylii właśnie z powodu kontuzji kolana.

Gdyby nie ta kontuzja, jestem pewien, że zagrałbym na tym turnieju. W eliminacjach grałem regularnie i strzelałem gole. Dlatego też rozumiem głosy, że mogłem osiągnąć coś więcej. Zgadzam się z tym. Mimo to uważam, że i tak spełniłem wiele swoich piłkarskich marzeń. Grałem np. w Premier League, z czego jestem bardzo dumny.

Jak w ogóle pamiętasz ten uraz? Zerwałeś więzadło w kolanie, więc to musiał być jeden z najgorszych momentów w twoim życiu.

Powiem więcej – najgorszy moment w moim życiu. Dużo płakałem, bo nie mogłem się z tym pogodzić. Dbałem o siebie i nigdy wcześniej nie miałem problemów z urazami. Nagle wypadasz na 10 miesięcy i nie dowierzasz. Nie ma chyba takiego sportowca na świecie, który mentalnie jest na to przygotowany.

Miałeś trenera mentalnego?

Nie miałem kogoś takiego. Jako młody zawodnik stwierdziłem, że nie potrzebuję specjalisty. Gdybym miał wtedy dzisiejszą wiedzę, zrobiłbym inaczej.

Kim dzisiaj byłbyś, gdyby nie futbol?

Czyściłbym podłogi! Piłka była moją jedyną opcją. Nie mam innych talentów, a w szkole nie radziłem sobie zbyt dobrze.

Trudno mieć tylko jeden talent.

Wiem, jak to brzmi, ale naprawdę tak jest. Kiedy byłem mały, powiedziałem mamie, że zostanę profesjonalnym piłkarzem. Ona zawsze mi powtarzała „Nie, masz się uczyć i dbać o szkołę”. Ale ja wiedziałem swoje i postawiłem na jedną kartę.

To samo mówiłeś nauczycielom?

Nie, chociaż miałem nastawienie w stylu „Po co mam chodzić do szkoły, skoro mam inny plan?”. Musiałem ciągle tłumaczyć się mamie, zapewniać ją „Mamo, nie martw się, zostanę piłkarzem i zadbam o ciebie”. Byłem pewny, że to się uda. To była ta mentalność, o której rozmawialiśmy. Gdybym od razu jako dzieciak sobie powiedział, że nie mam szans, to na pewno dzisiaj byłbym gdzieś indziej.

Kiedy zaliczyłeś 22 asysty w drugim pełnym sezonie ligowym w Heerenveen, czułeś, że jesteś gwiazdą Eredivisie? Od 2012 roku nikt nie zbliżył się do twojego rekordu (najwięcej asyst miał Christian Eriksen – 17). Czy może raczej nie przykładasz do takich rzeczy zbyt dużej uwagi?

Nie czułem się gwiazdą, ogółem raczej tak siebie nie postrzegałem. Czułem wtedy natomiast, że zyskałem uznanie w oczach środowiska jako jeden z najlepszych skrzydłowych. To się liczyło. Taka myśl pozwalała mi rosnąć. A co do rekordu asyst – to miłe uczucie. W przyszłości może ktoś mnie pobije, kto wie.

Eredivisie ma opinię jednej z najlepszych lig na świecie, jeśli chodzi o promowanie ofensywnych piłkarzy.

Zdecydowanie, choć prędzej użyłbym stwierdzenia, że to jedna z najlepszych szkół dla ofensywnych zawodników. Jeśli świetnie sobie w niej radzisz, to najczęściej oznacza, że poradzisz sobie w lepszej lidze.

Wspomniałeś o Premier League, w końcu grałeś w Swansea. Ale czy to prawda, że mogłeś trafić do Liverpoolu?

Zgadza się. Kiedy byłem w Heerenveen, mogłem wybrać Liverpool lub Fulham, ale zdecydowałem się na PSV.

Zmieniłbyś tę decyzję, gdybyś mógł cofnąć się w czasie?

Trudno powiedzieć, to takie 50/50. Gdybym nie poszedł do PSV, dwa razy nie wygrałbym mistrzostwa Holandii. Nie mogę powiedzieć, że żałuję tej decyzji. Ale jest we mnie taka myśl, że Liverpool też mógłby być wyjątkową przygodą, choć wiązałaby się z większym ryzykiem. Nie wiem, czy grałbym tyle samo, co w PSV.

W PSV status gwiazdy nr 1 miał wtedy Memphis Depay. Nie przeszkadzało ci to?

Nie miałem z tym problemu. Moim zdaniem każdy był osobną gwiazdą, która na boisku miała swoją robotę do wykonania. Ja, Memphis, Wijnaldum – każdy sobie pomagał. Każdy pchał siebie wzajemnie do przesuwania granic i nie było takiej sytuacji, żeby ktoś był o kogoś zazdrosny. Byliśmy zgranym zespołem, dlatego wygrywaliśmy mistrzostwa.

Jacy są tacy piłkarze jak Memphis Depay, którzy osiągają najwyższe poziomy? Wiadomo, jaki jest na boisku i jaki ma styl bycia w mediach społecznościowych, ale ciekawi mnie twoja perspektywa.

To normalni, bardzo dobrzy ludzie. Memphis jest wśród nich. Dużo ludzi myśli, że jest arogancki, ale prawda jest taka, że niewielu jest ludzi z tak wielkim sercem jak on. Memphis pomaga ludziom, zawsze chce to robić. Z jednej strony jest sława i pieniądze, a z drugiej bycie gotowym do poświęceń dla innych. O drugiej rzeczy wiedzą ci, którzy mają okazję go poznać.

Sławę i pieniądze widać w każdym kącie jego mediów społecznościowych.

Dokładnie. Memphis ma swój specyficzny styl. „Bling, bling!”, błyskotki, ciuchy, samochody. On to lubi, to jego sposób na wyrażanie siebie. Jest taki, odkąd pamiętam. Nie zmienił się i to samo tyczy się jego dobroci. Cały Memphis.

Najlepszy zawodnik, z jakim grałeś?

Wesley Sneijder albo Arjen Robben.

Jak opisałbyś Robbena?

Szalony człowiek. Przed meczami wyglądał tak, jakby przed chwilą skończył inny mecz. My zaczynamy rozgrzewkę, a już on cały w pocie, zmęczony po zrobieniu swoich wszystkich ćwiczeń. To nie tylko wielki zawodnik, ale przede wszystkim wybitny profesjonalista.

Trener, który zrobił na tobie największe wrażenie?

Jednym z najlepszych był Louis van Gaal. Zawsze będę wdzięczny mu za to, że uwierzył we mnie w reprezentacji Holandii.

Dlaczego to tak wyjątkowy trener?

Jego szczerość jest wyjątkowa. Możesz być Arjenem Robbenem, ale jeśli nie będziesz wykonywał odpowiedniej pracy, szybko wylądujesz na ławce rezerwowych. On jest tego typu trenerem, który nie boi się podejmować trudnych decyzji. Van Gaal nie patrzy na to, ile masz lat i kim jesteś. Dla niego liczy się to, jak pracujesz na boisku.

Do takich ludzi mam ogromny respekt. I powiem ci szczerze, że niewielu takich szkoleniowców widziałem w swojej karierze. To naprawdę rzadko spotykane, żeby trener był tak szczery i sprawiedliwy.

Myślisz czasami o wyjątkowych golach, jakie strzelałeś w przeszłości? Na przykład o tym przeciwko Manchesterowi United albo Bayernowi Monachium.

Niekoniecznie, bo staram się żyć chwilą. Ale gdy będę starszy – cóż, pewnie będę sobie o nich przypominał. To były wyjątkowe momenty w moim życiu.

Jak ci idzie życie chwilą?

Dobrze. Ogólnie uważam, że to lepszy sposób na przeżywanie życia. Tym bardziej, że jestem coraz starszy i nie chciałbym, żeby uciekło mi jakieś cenne wspomnienie. Jeśli za dużo myśli się o przeszłości lub przyszłości, trudniej cieszyć się teraźniejszością.

Najlepszy moment w twoim życiu?

Narodziny dziecka.

Ten moment cię zmienił?

Bardzo. Zacząłem pracować ciężej, bo zdałem sobie sprawę, że robię to również dla nich. To sprawia, że ciągle jestem głodny sukcesów. Dzieci są dodatkową motywacją.

Brzmisz jak człowiek, który jest bardzo przywiązany do rodziny.

Jestem człowiekiem rodzinnym. Muszę przyznać, że bez niej byłoby mi zdecydowanie trudniej.

Jest coś takiego w świecie piłki nożnej, co ci się nie podoba?

Nie lubię bycia samotnym. Kiedy jesteś piłkarzem i grasz w różnych ligach, wiele czasu spędzasz bez rodziny u boku. Może brakuje mi też wychodzenia z przyjaciółmi w weekendy, oczywiście ze względu na mecze. Ale akurat na to nie narzekam, bo futbol wiele rzeczy zwraca. Futbol to odpowiedzialność nie tylko za kolegów z zespołu, ale również za siebie w wolnym czasie. Kiedy jesteś piłkarzem, każdy na ciebie patrzy i cię ocenia. Trzeba umieć z tym żyć, a nie każdy potrafi.

Wielu kibiców dostrzega tylko najfajniejsze rzeczy w byciu piłkarzem, nie zdając sobie sprawy, ilu wyrzeczeń to wymaga.

A jest jeszcze nieustanna presja. Kibice oczekują zwycięstw, ale kiedy ich nie ma, okazują negatywne emocje w twoim kierunku. Nie robi tego kilka osób, a kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy, jeśli nie miliony, gdy grasz w wielkim klubie. Kibic nie wie, jak to jest. Mentalność piłkarza jest ciągle wystawiana na próbę. Jeden mówi, że jesteś gównem, a drugi, że jesteś super. Jeśli nie potrafisz żyć z faktem, że tylu ludzi ocenia cię na każdym kroku, możesz mieć spory problem. Ja akurat presję przekuwałem w chęć do bycia najlepszym.

Miałeś kiedykolwiek problem z presją ze strony otoczenia?

Nie miałem, bo tworzyłem własną. Zawsze chcę wygrywać i tak nauczyłem się z tym żyć.

Nie lubisz przegrywać.

Nienawidzę przegrywać!

Najbardziej szalona rzecz, jaką zrobiłeś w życiu?

Chyba przebranie się w Iron-Mana na imprezę świąteczną w Swansea. To nie jest jakieś bardzo szalone, bo generalnie jestem spokojnym człowiekiem.

W Swansea chyba nie potraktowali cię zbyt dobrze. Chcieli wypchać cię z klubu.

Wszystko było dobrze do momentu, gdy spadliśmy z Premier League. Kiedy to się wydarzyło, w klubie zdecydowali, że sprzedadzą wielu zawodników. Chciałem zostać i pomóc w wywalczeniu awansu, ale nie dano mi takiej możliwości. Przed końcem sezonu spadkowego nikt nie rozmawiał ze mną o przyszłości, a na początku nowego – już w Championship – zobaczyłem, że jestem pomijany w selekcji. To był trudny moment, trochę tego nie rozumiałem. Na poziomie Premier League grałem dobrze, a potem dostałem komunikat, że muszę odejść. Dlatego przez ostatni rok prawie nie grałem.

Wróciłeś do Holandii, ale chyba lepiej wyobrażałeś sobie ten powrót.

Zdecydowanie. W Feyenoordzie szkoleniowcem był Jaap Stam, który widział mnie na prawym skrzydle. Wtedy najlepszym zawodnikiem w drużynie był Steven Berghuis, którego trener widział na pozycji nr 10. Pomyślałem „Okej, to brzmi dobrze”. Niestety po miesiącu na miejscu Stama pojawił się inny trener, Dick Advocaat, który zdecydował, że Berghuis będzie grał na prawej stronie i dostanie opaskę kapitańską. Powiedziałem „Nie ma problemu, mogę grać na lewym skrzydle”. Ale usłyszałem, że będę grał tylko na prawym skrzydle. Tym oto sposobem drogę do składu miałem niemal zamkniętą. Myślę, że gdyby nie odejście trenera Stama, moja historia po powrocie do Holandii potoczyłaby się zdecydowanie inaczej.

Ludzie z zewnątrz niemający tej wiedzy mogli stwierdzić, że twój problem leży gdzieś indziej.

Tak już jest, że wewnątrz klubu wiele rzeczy wygląda inaczej. Ze mną wszystko było w porządku. Gdy grałem na swojej pozycji, prezentowałem się dobrze i strzelałem gole.

W Sydney FC też miałeś problem z pozycją?

Nie do końca. W Sydney chodziło o to, że trener postawił na formację z dwoma napastnikami. Swój pierwszy mecz zagrałem jako skrzydłowy i poszło mi dobrze. Ale później ustawiał mnie na boisku jako jednego z napastników. A ja napastnikiem nie jestem…

Co lubisz robić w wolnym czasie?

Gram w różne gry ze swoimi dziećmi. Gdy wracam do domu, robię z nimi to, co akurat zechcą. Lubią wodę, więc często jeździmy np. do aquaparku. Jeśli chodzi o mnie, w wolnym czasie oglądam Netflixa, a poza tym nie mam żadnego hobby. Mówię zupełnie serio.

Absolutnie nic?

Naprawdę.

Czyli można uznać, że twoim największym hobby jest po prostu spędzanie czasu z dziećmi.

Dokładnie.

To też daje szczęście, zaliczam.

Duże szczęście. One zawsze coś robią, a kiedy tylko mnie zobaczą, wołają „Tato, chodź pograć z nami”. Przez to wydaje mi się, że zawsze jestem zajęty. Ale nie dość, że to mnie relaksuje, to jeszcze trzyma w dobrej kondycji poza treningami i meczami.

Dzieci potrafią też mocno zmęczyć.

Oczywiście. Dlatego wychowywanie ich to jednocześnie najtrudniejsza i najlepsza rzecz.

Chciałbyś, żeby poszły śladami taty?

Nie będę ich do niczego zmuszał, tego jestem pewien. Widzę jednak po synu, że lubi piłkę. I też jest szybki, więc może coś z tego będzie.

Tę szybkość macie chyba w całej rodzinie.

Jakby spojrzeć na to z boku – to prawda. Mój tata i brat też ją mają. Szybka rodzina!

W takim razie nie myślałeś kiedyś, żeby te geny wykorzystać w lekkoatletyce?

Nie jestem aż tak szybki, choć gdybym był, to na pewno bym spróbował.

Masz 31 lat, więc przynajmniej kilka lat grania jeszcze przed tobą. Ale czy myślałeś już, co chciałbyś robić po karierze?

Możliwe, że chciałbym pracować z młodymi i utalentowanymi zawodnikami, którzy mają duże umiejętności, ale hamują ich problemy mentalne. Holandia produkuje wielu świetnych piłkarzy, lecz duża część z nich w pewnym momencie odbija się od świata profesjonalnej piłki. To często wina ograniczeń, które są w głowie. Chciałbym pomagać takim osobom w wykorzystywaniu ich potencjału.

Na ten moment czujesz się spełniony?

Wciąż jestem głodny piłkarsko. Czuję, że jeszcze nie jestem tam, gdzie mógłbym być. Mogę i chcę pokazać coś więcej. Jestem w Legnicy, żeby być ważną częścią drużyny, strzelać gole i asystować.

WIĘCEJ WYWIADÓW Z PIŁKARZAMI MIEDZI LEGNICA:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

42 komentarzy

Loading...