Reklama

Z taką grą w czwartek może boleć

redakcja

Autor:redakcja

17 lipca 2022, 17:33 • 3 min czytania 40 komentarzy

Niecały miesiąc temu ekipy Wisły Płock i Lechii Gdańsk rozegrały sparing w ramach przygotowań do zbliżającego się sezonu. Mecz zakończył się zwycięstwem drużyny Tomasza Kaczmarka, a rozmiar wygranej robił wrażenie – stanęło na 6-3. Nieco naiwnie łudziliśmy się, że podobną strzelaninę uda się powtórzyć w realiach ligowych, ale nic z tego. I to niekoniecznie dlatego, że ten mecz trwał pół godziny krócej niż sparing, w przypadku którego kluby umówiły się na dwie godziny biegania za piłką. 

Z taką grą w czwartek może boleć

Przy czym – żeby nie było, że z automatu narzekamy – to nie był zły mecz. Było na kim zawiesić oko. Jednym z bohaterów wspomnianego sparingu był Davo, który strzelił wtedy dwa gole oraz zaliczył asystę i trzeba przyznać, że hiszpańskiego skrzydłowego Wisły Płock warto wrzucić na listę piłkarzy do bacznej obserwacji. I to na wysoką pozycję.

Wisła Płock – Lechia Gdańsk 3-0. Koncert Davo

Zawodnik, który przed sezonem zamienił Ibizę na Płock (wiemy, że nie brzmi to jak deal życia), na tle lechistów wyglądał momentami wręcz tak, jakby do Ekstraklasy zawitał David Silva, a nie chłop, który nigdy nie podskoczył na poziom najwyższej ligi w swoim kraju. Zakładał dziury i kręcił przyjezdnymi tak, że często nie mieli oni innego pomysłu na zatrzymanie go niż faul (dwie kartki zostały pokazane po przewinieniach na nim). No a poza tym był też konkretny, jeśli chodzi o liczby, bo swój debiut w Ekstraklasie przypieczętował asystą i golem, a mógł mieć też udział przy kolejnych trafieniach. Ot, choćby tutaj Vallo dobijał jego strzał. Może i trudno w to uwierzyć, ale nieskutecznie.

Autorem pierwszego trafienia w końcówce pierwszej połowy był Łukasz Sekulski, który wygrał walkę o piłkę z Pietrzakiem, a później strzelił obok Kuciaka. Jedna z rewelacji poprzednich rozgrywek mogła zacząć sezon od dubletu, ale drugi gol napastnika płocczan został anulowany przez minimalnego spalonego. W obliczu tej decyzji (i w obliczu pudła Vallo) sporym frajerstwem gospodarzy byłoby oddanie Lechii choćby punktu, ale nasz pucharowicz kompletnie nie miał pomysłu na to, jak ugryźć Nafciarzy. A bronił słabiutko, więc przyjął jeszcze dwa ciosy, bo prócz wspomnianej bramki Davo na listę strzelców wpisał się Dawid Kocyła po świetnym podaniu Furmana.

Reklama

Tak, ten sam Kocyła, który poprzedni sezon skończył bez gola i bez asysty, a na murawie spędził 1335 minut.

Nie da się ukryć – martwi nas postawa Lechii, która w czwartek zagra z Rapidem Wiedeń. Już w trakcie dwumeczu z Akademiją Pandew czwarty zespół poprzedniego sezonu miał sporo szczęścia, że stracił tylko dwa gole, bo bronił bardzo słabo. Macedończycy nie potrafili tego wykorzystać, Wisła Płock takich problemów nie miała i czujemy, że w czwartek w Austrii może być podobnie. Jeśli chodzi o ofensywę, to dziś lechiści w pierwszej połowie dochodzili do sytuacji ze sporą łatwością, ale uderzali tak, jakby nie jedli ani śniadania, ani obiadu. No a po przerwie zabrakło nawet tych anemicznych prób i chyba nie ma co tłumaczyć tego brakiem Łukasza Zwolińskiego.

To po prostu śmierdzi szybką możliwością skupienia się na lidze.

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ O MECZACH EKSTRAKLASY: 

Reklama

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

40 komentarzy

Loading...