Reklama

Czy polscy mistrzowie olimpijscy potwierdzą swoją wielkość?

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

15 lipca 2022, 17:06 • 5 min czytania 3 komentarze

To najmłodsza lekkoatletyczna konkurencja. A także taka, która podczas ubiegłorocznych igrzysk przyniosła nam być może najwięcej radości. Polacy zostali w końcu niespodziewanymi mistrzami olimpijskimi w mieszanej sztafecie 4×400. W trakcie mistrzostw globu w Eugene będą chcieli potwierdzić, że nie zostali nimi przypadkowo.

Czy polscy mistrzowie olimpijscy potwierdzą swoją wielkość?

Krótka historia

Rywalizacje drużyn mieszanych czy też mikstów oczywiście nie są obecne wyłącznie w lekkiej atletyce. To trend, który przelewa się przez cały świat sportu. Konkurs mikstów pojawił się ostatnio choćby w skokach narciarskich na zimowych igrzyskach. O medale w mikście rywalizowali też pływacy podczas ostatnich wielkich imprez.

Wspomnieć możemy też o tenisie ziemnym, stołowym czy badmintonie. Generalnie – wprowadzenie sztafety mieszanej na lekkoatletyczne stadiony nie było niczym spektakularnym i rewolucyjnym. Ale wciąż mówimy o zdecydowanie najmłodszej z lekkoatletycznych konkurencji, takiej, która rok temu w Tokio dopiero zadebiutowała na igrzyskach.

Kiedy jednak bieg 4×400 sztafet mieszanych mogliśmy oglądać w oficjalnej ogólnoświatowej imprezie po raz pierwszy? W 2017 roku. Wtedy odbyły się World Athletics Relays, czyli swego rodzaju mistrzostwa świata sztafet. Dwa lata później rywalizacja ta zadebiutowała na jeszcze większej scenie, czyli mistrzostwach globu na stadionie w Dausze. I do tamtego momentu warto na chwilę wrócić.

Reklama

Justyna jest szybka, ale nie aż tak szybka

Wiktor Suwara, Rafał Omelko, Iga-Baumgart-Witan oraz Justyna Święty-Ersetic – taki skład polska reprezentacja wystawiła na finał w Dausze. Aleksander Matusiński dokonał jednak jednej, zasadniczej roszady. Na drugiej zmianie posłał do boju Rafała Omelko, kiedy cała reszta finalistów ustawiła w blokach startowych sprinterki.

To oczywiście spowodowało, że Biało-Czerwoni zyskali sporą przewagę nad resztą stawki. Baumgart-Witan – z racji, że rywalizowała z koleżankami po fachu – ją mniej więcej utrzymała. Ale już na ostatniej zmianie Justyna Święty-Ersetic stanęła w szranki ze sprinterami. No i cóż, Michael Cherry bez większych problemów ją dogonił, a potem odstawił na kilkadziesiąt metrów.

W ślad za Amerykaninem poszło jeszcze trzech zawodników (strata pozostałych do Polski była zbyt duża), dlatego ostatecznie polskiej sztafecie mieszanej przypadło piąte miejsce. Był to niezły występ i można tylko było się spierać, czy nasz manewr z nietypową kolejnością na zmianach się opłacił, czy też nie.

Orlen baner

Pewne było za to, że tamten bieg oglądało się bardzo dobrze i zdał egzamin na ważnej imprezie. Pewne wątpliwości miał jednak Michael Johnson, jeden z najlepszych sprinterów lat 90., który zaznaczył, że sztafeta 4×400 w mikście to kolejny punkt i tak bardzo już napiętego programu lekkoatletycznego.

Były rekordzista świata na 400 metrów miał trochę racji. Bo faktycznie najlepsi czterystumetrowcy – siłą rzeczy – nie mogli się rozdwoić. Dlatego w niektórych przypadkach rezygnowali z udziału w sztafecie mieszanej na rzecz klasycznej sztafety oraz startu indywidualnego. Mogliśmy to dostrzec podczas igrzysk olimpijskich w Tokio.

Reklama

Mistrzowie olimpijscy

Sukces naszej sztafety mieszanej w Tokio był o tyle niespodziewany, że wątpiliśmy nieco w możliwości męskiej części zespołu. Każdy wiedział, że z Natalią Kaczmarek czy Justyną Święty-Ersetić trzeba się liczyć. Ale już Karol Zalewski miał nieco gorszy okres, a Kajetan Duszyński był niemal debiutantem na wielkiej, lekkoatletycznej scenie.

Inne podejście reprezentowali jednak sami zainteresowani. Marek Rożej, jeden z dwóch trenerów drużyny mieszanej (obok Aleksandra Matusińskiego), mówił nam, że zdawał sobie sprawę z jej medalowego potencjału.

– Już od MŚ w 2019 roku wierzyliśmy w jej [sztafety] spore możliwości. Wydawało nam się nawet, że może być jeszcze mocniejsza niż sztafety damskie czy męskie. Szczególnie że w nich konkurencja na świecie od zawsze była zawsze bardzo duża. Kiedy zatem chłopcy zaczęli na treningach biegać naprawdę szybko, mocno nastawiliśmy się na miksta – opowiadał.

Ostatecznie twarzą sukcesu w Tokio był nie kto inny jak „Kajetano Kapitano”. To on biegł na ostatniej zmianie, to jego umiejętności zdecydowały o tym, że zdobyliśmy złoty medal. Bo przecież na ostatniej prostej znalazł się tuż obok Holendra, Amerykanina i Dominikańczyka. Gdyby wypadł gorzej, nasza sztafeta skończyłaby bieg bez medalu.

Trzeba jednak jasno sobie powiedzieć – Polska nie zdobyłaby złotego medalu, gdyby…. Stany Zjednoczone pokazały więcej pokory. I uwierzyły, że ktoś będzie w stanie ich zaskoczyć.

Duszyński mierzył się z Vernonem Norwoodem, a nie Michaelem Normanem czy Michaelem Cherrym, zawodnikami zdolnymi biegać poniżej 44 sekund. Polki natomiast nie miały obok siebie Allyson Felix, Athing Mu (potem wystąpiły w sztafecie 4×400 kobiet) czy nawet Quanery Hayes, a  Kendall Ellis oraz Kaylin Whitney – wciąż mocne zawodniczki, ale w szczycie formy biegające powyżej 50 sekund.

Reasumując: jeśli w Eugene Amerykanie wystawią na rywalizację sztafet mieszanych najmocniejszy możliwy skład, innym reprezentacjom najpewniej pozostanie walka o srebro. Tak to po prostu działa. Nie oszukasz przepaści w życiówkach poszczególnych zawodników.

No chyba, że któryś ze sprinterów z USA zgubi w finale pałeczkę.

Co czeka nas w Eugene?

Co tu zatem dużo gadać – powtórzenie sukcesu z Tokio będzie piekielnie trudne. Nawet mimo tego, w jak wysokiej dyspozycji znajdują się Natalia Kaczmarek czy Justyna Święty-Ersetic. Bo owszem, Polki są w stanie w pojedynczych biegach dotrzymać kroku najlepszym Amerykanom, a nawet je wyprzedzić (co pokazał Memoriał Janusza Kusocińskiego, gdzie Kaczmarek pokonała Felix).

Ale już żaden z naszych czterystumetrowców nie biega na poziomie finału olimpijskiego czy finału mistrzostw świata. Najlepszy czas Zalewskiego z tego roku to 45.38, a Duszyńskiego 45.94. A żeby liczyć się na świecie, trzeba raczej regularnie schodzić poniżej granicy 45 sekund.

Inna sprawa, że duet Polaków, który prawdopodobnie zobaczymy w Eugene, pokazywał już, że w rywalizacji sztafet zyskuje „dodatkowe moce”. Pewne zmiany, odpowiednia taktyka, nastawienie – to wszystko mocne strony polskiej reprezentacji.

Jasne, może Stany Zjednoczone nie będą chciały dopuścić do kolejnej porażki i poślą do boju najlepszych z najlepszych. Ale Biało-Czerwoni wciąż powinni liczyć się w walce o podium.

Eliminacje MŚ w opisywanej w tekście konkurencji wystartują dzisiaj o 20:45. Finał jest przewidziany osiem godzin później – o 4:50 w sobotę.

Fot. Newspix.pl

Czytaj też: 

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Pique po El Clasico: Czy to była kradzież? Samo pytanie wskazuje na to, że tak

Patryk Fabisiak
0
Pique po El Clasico: Czy to była kradzież? Samo pytanie wskazuje na to, że tak

Inne sporty

Komentarze

3 komentarze

Loading...