Reklama

Oczy na Jemen, nikczemny kopaczu piłki

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

12 lipca 2022, 18:04 • 9 min czytania 20 komentarzy

Jeden efemeryczny rozbłysk goni drugi efemeryczny rozbłysk. Jedna śmiercionośna spadająca gwiazda goni drugą śmiercionośną spadającą gwiazdę. Spiker na zydelku przy drewnianym stoliczku zawiesza głos. Trzech zobojętniałych kibiców na krzesłach ogrodowych spogląda w górę. Parny jemeński wieczór przeistoczy kolejnego człowieka w trupa i zdeformuje kolejny budynek w gruzowisko, ale w międzyczasie dopełni się sakrament rozegranego meczu piłkarskiego, bo jakoś przecież trzeba żyć. 

Oczy na Jemen, nikczemny kopaczu piłki

Hamza Mahrous, młody jemeński piłkarz, wierzy, że tylko futbol dysponuje mocą przemieniania grymasu w uśmiech, płaczu w śmiech, okrucieństwa w braterstwo i bólu w ulgę. Z tysiącami sobie podobnych uciekł z portowej Al-Hudajdy nad Morzem Czerwonym do ciasnego Taizz, żeby tam kryć się przed śmiercią i kopać futbolówkę w ruinach dzielnicy Al-Masbah, a kilka lat później sprawić, że uciśniony lud z najbiedniejszego arabskiego kraju wyszedł na ulicę w hołdzie dla wielkości piłki nożnej.

„Naszą duszą i krwią odkupimy Jemen”

– Jemen ronił łzy ze wschodu na zachód i z północy na południe. Złożono stragany. Zamknięto sklepy. Wstrzymano ruch taksówkarski. Ludzie wyszli z domów, odnaleźli telewizory i radia, wystawili odbiorniki na ulice, żeby wspólnie przy nich zasiąść i przez kilkaset minut gapić się w jeden punkt. Po wszystkim chodzili po zrujnowanych miastach, włóczyli się po ciemnych zaułkach, na czczo, głodni i spragnieni, z oczami mokrymi od płaczu z radości i zakochaniu po zwycięstwie – opowiadał Fatehi bin Lazerq, redaktor serwisu informacyjnego Aden Al-Ghad.

W 2021 roku po serii rzutów karnych Jemen pokonał Arabię Saudyjską w finale mistrzostw Azji Zachodniej U-16. Młodzi piłkarze otrzymali po sześćdziesiąt tysięcy dolarów na głowę w ramach nagrody, a wyposzczona i spragniona jakichkolwiek narodowych sukcesów jemeńska ludność zalała ulice Sany, Adenu, Al-Hudajdy, Taizzu, Ibbu, Al-Mukallii i Zamari. Krzyczeli, śpiewali, przytulali się. Machali flagami, trąbili klaksonami, bili w bębny. Darli się: „naszą duszą i krwią odkupimy Jemen”. Odpalali fajerwerki. Strzelali z prawdziwej broni.

Fetowali największy narodowy sukces w piłce nożnej. Sukces, który wyparł ze zbiorowej świadomości nieco fałszywe zadowolenie z awansu do Pucharu Azji w 2019 roku, na którym kadra prowadzona przez skądinąd znanego Jana Kociana dostała lekcję pokory od Iranu (0:5), Iraku (0:3) i Wietnamu (0:2). Hamza Mahrous, członek zwycięskiego zespołu, przekonywał, że po meczu z Arabią Saudyjską „poczuł uzależniającą potrzebę częstszego przynoszenia dumy milionom pobratymców”.

Reklama

W tym samym czasie Hans Grundberg, wysłannik ONZ, fotografował radość Jemeńczyków w nadziei na odkupieńczą właściwość futbolu, koniec wieloletniego konfliktu i pogodzenie się zwaśnionych stron, a w pobliżu pasma górskiego Al-Balaq wybuchała kolejna krwawa jatka pomiędzy ruchem Huti i zwolennikami Hadiego, która ukatrupiała naiwność szwedzkiego dyplomaty i unieważniała polityczne znaczenie wygranej młodego Mahrousa i jego kolegów z drużyny.

Strzały Jemenu

Futbol zawsze próbował łączyć Jemen. Gdy kraj dzielił się na socjalistyczny Jemen Południowy i kapitalistyczny Jemen Północny, lud domagał się zjednoczenia i ustanowienia jednej reprezentacji narodowej. Gdy 2 maja 1990 roku oba państwa jemeńskie utworzyły jedną Republikę Jemenu, teren dawnego Jemenu Północnego miał około dwukrotnie większą populację niż teren dawnego Jemenu Południowego, a nowopowstały twór pogrążył się w kryzysie finansowym, zbawienne okazało się utworzenie wspólnej ligi piłkarskiej, którą Ministerstwo Młodzieży i Sportu przedstawiało następującymi słowami: „młodzież z północy spotyka się ze swoimi odpowiednikami z południa i ta cudowna sytuacja kreuje przestrzeń do naturalnego jednoczenia ojczyzny”.

Nawet kadra Jemenu, zbierająca manto jak świat długi i szeroki, przynosiła narodowi dumę i zakopywała podziały, bo powołania do niej otrzymywało po szesnastu graczy z terenów obu dawnych stanów, a opaska kapitana stała się przechodnia w myśl zasady – w jednej połowie nosił ją ktoś z południa, w drugiej połowie zakładał ją ktoś z północy. Kolejne dwadzieścia lat, choć politycznie i społecznie burzliwe i pełne niepokojów, tylko wzmocniły jemeńską miłość do piłki kopanej. Na piedestał wyniesiono pierwszą legendę tamtejszego futbolu – napastnika Aliego Al-Nono. Zorganizowano też Puchar Zatoki Perskiej w 2010 roku, który w założeniach lokalnych kacyków miał doprowadzić do ukrócenia głowy biedzie w kraju położonym w południowo-zachodniej Azji na Półwyspie Arabskim.

Ali Abd Allah Salih, pierwszy prezydent zjednoczonego Jemenu, zarządził wydanie setek milionów dolarów na renowację i odbudowę stadionów, hoteli, ośrodków treningowych, dróg i parków. Trzydzieści tysięcy żołnierzy miało zapewnić bezpieczeństwo uczestnikom turnieju organizowanym w państwie, w którym zamachy terrorystyczne wprost uwielbiała przeprowadzać Al-Kaida. Przed samym czempionatem bomba zabiła trzy osoby na stadionie Al-Wehda, a pożar strawił część obiektu Stadionu 22 Maja. Kontrowersje budziły przeprowadzane przez rząd masowe eksmisje klasy niższej i przesiedlenia bezdomnych motywowane irracjonalnym marzeniem budowania wizerunku kraju przyjaznego bogaczom.

Puchar Zatoki Perskiej przyniósł krajowi ponad miliard dolarów przychodu i doprowadził ludzi do zbiorowego futbolowego szaleństwa. Prawie siedemset tysięcy Jemeńczyków czynnie kibicowało swojej reprezentacji. Turniej się skończył, bańka prysła. Pieniądze poleciały w górę i nie skapnęły na dół. Na ulicach niezmiennie panowała bieda. Czterdzieści pięć procent populacji żyło poniżej granicy ubóstwa, trzydzieści pięć procent nie mogło znaleźć pracy, a rezerwy ropy kurczyły się w zastraszającym tempie i zmuszały rząd do kolejnych działań wymierzonych w zwykłego szarego człowieka. Jemen pogrążył się w chaosie. Stadiony piłkarskie stały się arenami bitew zwolenników władz z jej przeciwnikami, aż w końcu Arabska Wiosna zdmuchnęła Aliego Abda Allaha Saliha, któremu zarzucano całą gamą przewin i zbrodni przeciwko poddanym. I dopiero wtedy wybuchło piekło.

Reklama

Prawdziwa katastrofa

Gdy zaczyna się wojna, piłka nożna zamiera. Ostatni pełny sezon ligi jemeńskiej – rozgrywek biednych, katastrofalnych sportowo, oglądanych niechętnie i transmitowanych wybiórczo – rozegrano w sezonie 2013/14. Mistrzostwo zdobył klub Al-Saqr Taizz. Potem zaczęła się gehenna, o której zachodnie cywilizacje wspominają w kategoriach egzotycznej ciekawostki, bo czym dla Europejczyka z krwi i kości jest konflikt zbrojny w państwie położonym pięć tysięcy kilometrów na wschód od serca Starego Kontynentu?

Przyczyny wojny domowej w Jemenie, toczącej się od 2015 roku, są gulaszem ze spraw lokalnych i międzynarodowych, religijnych i plemiennych, politycznych i społecznych. Siły lojalne prezydentowi Abdu Rabbuhowi Mansurowi Hadiemu ścierają się z opozycyjnym ruchem Huti. Tego pierwszego wspiera międzynarodowa koalicja prowadzona przez mocarstwową Arabię Saudyjską (za błogosławieństwem Stanów Zjednoczonych, Francji czy Wielkiej Brytanii), a tych drugich podpiera przede wszystkim Iran (za błogosławieństwem Rosji, Korei Północnej i Dżihadystów).

Cierpią ludzie.

ONZ trąbi o „katastrofie humanitarnej” i szacuje, że podczas wojny w Jemenie do tej pory zginęło prawie czterysta tysięcy osób. Siedemdziesiąt procent trupów to dzieci. Rocznie dwa tysiące dziewczynek i chłopców ginie w walkach z karabinami w rękach. Blokada morska i lądowa odcięła kraj od dostaw żywności i leków. Światowy Program Żywnościowy informuje, że szesnaście milionów Jemeńczyków żyje w skrajnym niedożywieniu. Bezpośrednim powodem prawie sześćdziesięciu procent wszystkich zgonów są głód i choroby – upiory niekończącego się konfliktu. Cywile płacą za interesy najpotężniejszych i najbogatszych.

Futbol w cieniu bomb

Obrazek pierwszy. Jedenastu amatorów w żółtych koszulkach, jedenastu amatorów w zielonych koszulkach, między nimi sędzia. Klepisko, ani kępki trawy, prowizoryczne linie. Kilkadziesiąt samochodów i kilkuset widzów upycha się wokół tego marnego boiska. Tak oto wygląda piłka nożna w dobie jemeńskiej wojny domowej, gdy pół-zawodowa liga nie rozgrywa swoich meczów od lat i trzeba organizować się wedle własnej kreatywności.

Obrazek drugi. Chłopiec w koszulce Barcelony goni za piłką. Właśnie minął innego brzdąca, takiego w dżinsach i kamizelce, z tyłu przyglądają im się ich koledzy – część z nich nosi t-shirty klubowe, część z nich wybiera ubiór bardziej wyjściowy. Kopią gałę w otoczeniu wyschniętych drzewek, orientalnych murków, zawalonego budynku i wraku ciężarówki.

Abdullah Ali, dziennikarz Al Jazeery, napisał reportaż o „Jemeńczykach, którzy zwrócili się w stronę miłości do piłki nożnej, aby poradzić sobie z niszczącymi ich kraj upiorami spustoszenia, przemocy i kryzysu humanitarnego”, więc „spotykają się podczas nieoficjalnych turniejów piłkarskich, odbywających się w malutkich wioskach i wielkich miastach, aby skosztować namiastki normalnego życia”.

– Takiego zamiłowania do tego sportu nie da się kupić. Jemeńczycy zorganizowali sobie mini-imprezy sportowe na własnych zasadach, niekiedy dla tysięcy ludzi, którzy rozpływają się w emocjach i zaznają spokoju w trudnych czasach. Mają w poważaniu głód, pragnienie i strach. Patrzą tylko na piłkę. Ta inicjatywa oddolnych meczów doprowadziła do odkrycia nowych talentów, które następnie zostały przechwycone przez reprezentacje narodowe – opowiadał były piłkarz i komentator sportowy, Sami Al-Handhali.

Śmierć piłkarzom

W coraz dotkliwszym chaosie i palącej beznadziei pogrąża się zawodowy futbol. Zawodnicy stracili jedyne źródło zarobków i ledwie wiążą koniec z końcem. Husain Ghazi uciekł z kraju i tułał się po bliskowschodnich ligach. Suleiman Hazam gotuje i sprzedaje smażone ziemniaki na ulicach miasta Ibb. Shukri Al Dahiya i Jemenu Mohammed Ayash ciułają grosze w służbie rządu. Osama Abdul-Jabbar haruje w supermarkecie. Ismail Aqlan uczy w szkole. Ich koledzy jeżdżą taksówkami, rozkładają stragany, żebrzą, zapisują się do wojska, imają się przeróżnych zajęć, byle tylko zdobyć fundusze na chleb. Powtarzają sobie, że mają szczęście, że żyją. Nie wszystkim przysługuje taki przywilej. Ruch Huti zamordował Aliego Gharabę i Abdullaha Arefa, a niezidentyfikowani sprawcy wpakowali trzy kule w ciało Abdullaha Al Bezaza w jego domu w Al-Hudajdzie.

Zwolennicy Hadiego i ruch Huti przywłaszczają i niszczą wszelką infrastrukturę sportową. Trzydziestotysięczny Stadion 22 Maja został zbombardowany przez koalicję prowadzoną przez Arabię Saudyjską. „Obiekt jest ruiną w siedemdziesięciu procentach, pozostało tylko kilka trybun i betonowych bloków”, podano w oficjalnym komunikacie. Ta sama strona sporu splądrowała i zburzyła siedzibę klubu Al-Entelaq, a także okupuje stadion Haqat. Centrala Al-Tilal została wrogo przejęta i stała się bazą wojenną Huti, podobnie jak zdewastowane przy nalotach boiska – Al Meraissi i Al Saqr.

Reprezentacja wciąż rozgrywa swoje mecze, choć nie na własnej ziemi. Zazwyczaj dostaje w czapę. Ostatnio poległa z Palestyną i Mongolią. Jej piłkarze narzekają nie tylko na skandaliczne warunki pracy, na brak możliwości ogrywania się, na przedłużające się podróże, często z przesiadkami ze statków do samochodów i z samochodów na statki, ale też na marne wsparcie narodu, który choć czeka na zrywy w seniorskiej piłce, to najbardziej emocjonuje się swoimi wewnętrznymi lokalnymi meczami, których może i nikt nie transmituje, ale przynajmniej odbywają się ku pokrzepieniu serc w zniewolonej wojną ojczyźnie.

Oczy na Jemen

Aktem pychy byłoby wiązanie tej opowieści ze sprawami polskiego futbolu. Mija się z celem moralizowanie, że skoro przejmujemy się barbarzyńską inwazją Rosji na Ukrainę, nie możemy przymykać oczu i nie interesować się katastrofą humanitarną w Jemenie. Głupio zabrzmi nawoływanie do bojkotu grupowego starcia z Arabią Saudyjską podczas katarskich mistrzostw świata, choć ta sama Arabia Saudyjska jest współodpowiedzialna za dramat milionów Jemeńczyków – wciąż zabija, wciąż grzebie, wciąż bombarduje, wciąż niszczy, wciąż eskaluje. Bezsensownie wypadłoby krytykowanie Grzegorza Krychowiaka za tłumaczoną brakiem moralnego przyzwolenia na przelew krwi decyzję o ucieczce z rosyjskiego Krasnodaru do saudyjskiego Al-Shabab, które – jeśli przyłożyć generalizującą miarę i soczewkę – wcale nie jawi się jako klub z ziemi wolnej od wojny.

Tu trzeba jednak postawić kropkę.

Niech swoją rolę spełni naddatek do obelgi księcia Kentu z szekspirowskiego „Króla Leara”: „Ty, nikczemny kopaczu piłki”, spójrz na Jemen i wyciągnij wnioski.

Czytaj więcej o związkach polityki ze sportem:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024
Ekstraklasa

Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Michał Trela
1
Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Komentarze

20 komentarzy

Loading...