Reklama

Bohar: Teraz po prostu jestem szczęśliwy

Kacper Bagrowski

Autor:Kacper Bagrowski

07 lipca 2022, 12:28 • 13 min czytania 4 komentarze

Damjan Bohar po dwóch sezonach w chorwackim Osijeku wrócił do Zagłębia Lubin. Jakie były kulisy tego transferu? Dlaczego zdecydował się na powrót do Polski? Co działo się w Osijeku i czego brakowało mu w Chorwacji? Na co stać Miedziowych w tym sezonie? Jak jego życie zmieniły narodziny syna? Zapraszamy.

Bohar: Teraz po prostu jestem szczęśliwy

I znowu tutaj. Tęskniłeś?

Tak, zdecydowanie. W Polsce czuję się bardzo dobrze, spędziłem tu świetne dwa lata.

Wybrałeś Zagłębie z sentymentu?

Trochę tak. Dużo zawdzięczam temu klubowi i szczerze mówiąc bardzo ucieszyłem się, gdy zadzwonili do mnie z Lubina.

Reklama

Ale poprzednio z Zagłębiem nie rozstaliście się ostatnio w zbyt przyjacielskich stosunkach.

Nie, to przesadzone słowa. Były pewne komplikacje przy transferze, negocjacje kontraktowe trochę się przeciągały, ale między mną a klubem relacje do końca były dobre.

Wybrałeś najbezpieczniejszą opcję.

Tak. Nie ryzykowałem, wszystko przegadałem z żoną, wspólnie podjęliśmy decyzję, że powrót do Lubina będzie dla naszej rodziny najlepszy. Znam ligę, znam drużyny, wiem, jak gra się w Ekstraklasie. Brakowało mi tych pięknych stadionów, kibiców, opakowania ligi w telewizji. W Chorwacji tego nie ma, tu wszystko jest na bardzo wysokim poziomie. Teraz pracuję, aby być w jak najlepszej formie na pierwszą kolejkę. Czekają nas derby ze Śląskiem Wrocław, to nie jest zwykły mecz, wiem, jaką wagę ma dla kibiców. Musimy od razu zdobywać punkty, od początku pokazać, że rywale muszę się z nami liczyć. I tak – wybrałem bezpieczną opcję, ale na pewno nie przyjechałem tu odcinać kuponów. Przyjechałem dobrze grać w piłkę.

Wyjeżdżałeś stąd z narzeczoną, teraz Kaja to Twoja żona. Jak zareagowała, gdy powiedziałeś jej o powrocie do Lubina?

Nie było żadnego problemu, Kaja bardzo dobrze czuła się w Polsce. Teraz mamy jeszcze syna, który może dorastać i wychowywać się w spokojnej okolicy, to też dla nas bardzo ważne. W Lubinie mamy wszystko, czego potrzebujemy, wszędzie jest blisko. Mamy duża grupę bałkańską, jest Marko Poletanović, Jasiek Burić, Sasa Zivec. Możemy trzymać się razem. Jesteśmy tu szczęśliwi, brakuje teraz jedynie dojścia do formy i sukcesów na boisku. Ale na to przyjdzie czas.

Reklama

Interesowała się Tobą także Legia Warszawa.

Nie byli na tyle konkretni, aby doszło do rozmów ze mną. Być może próbowali kontaktować się z moim agentem. Ja i tak byłem zdecydowany na Zagłębie. Kiedy tylko zadzwonił do mnie dyrektor sportowy z Lubina powiedziałem mu – zrób wszystko, żebym mógł do was wrócić, ja jestem gotowy.

Inne kierunki nie wchodziły w grę? Nie chciałeś spróbować jeszcze innej ligi?

Jakieś oferty na pewno były, na początku chciałem wyjechać jeszcze do innego kraju, sprawdzić się w nowej lidze. Ale potem wszystko dokładnie sobie przemyślałem, na spokojnie. Ja mam 30 lat, w październiku skończę 31. W tym wieku wiesz już, czego potrzebujesz, czego chcesz w życiu. Lepiej znasz samego siebie. Po prostu czujesz to w środku. I dotarło do mnie, że ja już więcej takich wrażeń tak naprawdę nie potrzebuje. Mam rodzinę, zależy mi na stabilizacji finansowej. Wiem, że w Zagłębiu zawsze pensja będzie na czas i nigdy niczego mi nie zabraknie, nie mogę powiedzieć złego słowa na organizacje w tym klubie. Co by było, gdybym poszedł na przykład do Turcji? Wieczna niepewność, czekanie na pieniądze, nierzadko zdarzają się tam procesy między piłkarzami a klubami. Po co mi to? Wolę niższy kontrakt, ale ze spokojem i stabilizacją.

Wróćmy jeszcze na chwilę do twojego odejścia z Zagłębia. Czy rozmawiałeś wtedy z Lechem Poznań?

Tak, były wstępne rozmowy. Ale Osijek był wówczas zdecydowanie konkretniejszy, wszystko udało się załatwić szybciej ze mną i z klubem. Zaproponowali też lepsze pieniądze.

Kibice mieli za złe klubowi, że o ciebie nie powalczył.

Wiem, kibice nawet pisali do mnie, żebym wybrał Lecha. To duży i bardzo dobry klub, ale wtedy dużo czynników sprawiło, że wybrałem Chorwację. Poza tym, o czym mówiłem wcześniej zdecydowała też odległość do domu, stamtąd jechałem autem trzy godziny. Chciałem być wtedy bliżej rodziny.

Nie miałeś oporów moralnych przed dołączeniem do klubu wspieranego przez węgierskie pieniądze? Ta sprawa wzbudza wiele kontrowersji w całej Europie.

Nie. Wiele klubów w tym rejonie jest wspieranych przez Węgrów. Dunajska Streda na Słowacji, Backa Topola w Serbii, Sepsi w Rumunii. Z tego co wiem, to prywatne pieniądze. Zresztą, ja nie mieszam się do polityki. Jestem gościem od grania w piłkę.

Czym skusili cię Bjelica i Osijek?

Wizją. Zaczynali budowę nowego stadionu, mieli określony plan na mnie, trener Bjelica bardzo chciał mnie w swoim zespole. Klub już wtedy miał plany, aby zostać mistrzem Chorwacji, ale wiemy, jak się skończyło. Byliśmy drudzy, teraz trzeci. Nie udało się przeskoczyć Dinamo.

Za chwilę wrócimy do waszego ostatniego sezonu, ale powiedz mi, jakie były twoje relacje z Nenadem Bjelicą? Tak bardzo chciał cię w swoim zespole, a na końcu odstawił i pozwolił odejść bez większych problemów.

To bardzo dobry trener. Naprawdę. Tyle że w ostatnim sezonie trochę zmienił taktykę Osijeku. Nasza gra opierała się głównie na długich piłkach od obrońców do napastnika, wszystko szło przez środek boiska. A ja przecież jestem skrzydłowym. Często tylko bezsensownie biegałem, bo piłki do mnie nie trafiały. W Ekstraklasie jest inaczej, skrzydła są bardzo ważne, wiele można ugrać dobrymi dośrodkowaniami. Styl gry w tej lidze mi pasuje. System, który wprowadził Bjelica w Osijeku wykluczył mnie z gry.

To styl gry zaważył na tym, jak słaby miałeś ostatni sezon? 22 mecze, 4 gole, 1 asysta. To nie są imponujące liczby.

Styl gry to jedno, ale też moja forma poszła w ostatnim roku w dół. Byłem sfrustrowany. Trenujesz na maxa, dajesz z siebie wszystko na treningach, a potem przychodzą mecze. Kolejne mecze bez goli, bez asyst, rzadko dostajesz piłki. W pewnym momencie miałem już tego dość, straciłem radość z gry. Potem była jeszcze kontuzja… Wszystko się na siebie nałożyło.

Czy to ta słaba forma sprawiła, że zdecydowaliście się rozstać?

Tak. Potrzebowałem nowego otoczenia, nowej atmosfery. Tam naprawdę zrobiłem wszystko, co w  mojej mocy, aby było dobrze. I nie było. Niepowodzenia na boisku sprawiają, że zaczyna denerwować cię wszystko dookoła. Trener zły, stadiony złe, boisko złe, wszystko złe. Kiedy nie grasz regularnie – nie idzie tego zmienić. Lubin to mój drugi dom. Tu wróciła do mnie radość, cieszę się na nowe wyzwania, na grę w Ekstraklasie.  Dla piłkarza niezwykle ważne jest, aby po prostu dobrze się gdzieś czuć. A ja czuję się dobrze właśnie tutaj.

Mogliście zostać mistrzami Chorwacji w tym roku?

Mogliśmy. Mieliśmy naprawdę dobry skład, a Dinamo było najsłabsze od lat. Mieliśmy prostą drogę do tytułu, jeszcze na pięć kolejek przed końcem nasza sytuacja była bardzo korzystna. Dwa punkty straty do Dinamo i jeszcze bezpośredni mecz z nimi. No ale przyszedł ten nieszczęsny mecz z Rijeką.

Wtedy wszystko się zepsuło?

Wydaje mi się, że tak. Przegraliśmy 1:3, atmosfera w zespole podupadła, trener stracił zapał. Po tym meczu była ta nieszczęsna konferencja prasowa, po której Bjelica zaatakował zarząd. Potem zremisowaliśmy z Istrą, Dinamo rozbiło nas 3:0. Straciliśmy już matematyczne szanse na mistrzostwo, wyprzedził nas nawet Hajduk.

Ten konflikt na linii trener-zarząd wpływał jakoś na szatnie?

Nie, do nas to za bardzo nie dochodziło. Nas przybiły wyniki, ten mecz z Rijeką. Wiedzieliśmy już, że to się nie skończy dobrze.

Jak daleko może zajść projekt Osijeku?

Na pewno mają szansę na mistrzostwo z najbliższych latach. Obraz ligi chorwackiej trochę się zmienia, to już nie jest Dinamo i długo, długo nic. Jest właśnie Osijek, odradza się Hajduk, rośnie Rijeka, która ma najlepszą murawę w całej lidze. Teraz ma kto regularnie urywać punkty Dinamo. Teraz rywalizacje będzie się toczyć między czterema zespołami o podobnej klasie. Reszta zaczyna gonić, teraz w Chorwacji można dostać naprawdę dobre pieniądze. Kiedyś tego nie było. Cała liga idzie do przodu. Osijek jest całkiem mądrze zarządzany, za chwilę powstanie nowy stadion – Pampas, jego budowa ma się zakończyć jeszcze w tym roku. To będzie najnowocześniejszy obiekt w kraju, do tego dochodzi sześć boisk treningowych, rozbudowana akademia. Potencjał tego projektu jest naprawdę bardzo duży i w końcu uda im się osiągnąć oczekiwany sukces. Problem tylko z kibicami.

Żałujesz trochę odejścia z Osijeku?

Teraz nie. W Osijeku konkurencja była bardzo duża, ja nie grałem od 3-4 miesięcy. To zdecydowanie za dużo, miałem problemy ze złapaniem odpowiedniego rytmu i dojściem do optymalnej formy. Zacząłem czuć się w Chorwacji źle, poszedłem do trenera Bjelicy i poprosiłem go o zgodę na transfer. Wtedy zarówno trener jak i cały klub zachowali się wobec mnie bardzo fair, wykazali się dużym zrozumieniem. Pozwolili mi pójść swoją droga i nie robili problemów. Podsumowując – ostatnie kilka miesięcy dobre nie było, ale poprzednie 1,5 roku będę wspominał bardzo dobrze. Jestem zadowolony z miejsca, w którym jestem. Brakowało mi tam wielu rzeczy.

Jakich?

Przede wszystkim stadionów i atmosfery. Kiedy jesteś na Bałkanach i idziesz do Ekstraklasy – jest super, wszystko robi na tobie ogromne wrażenie. Kibice, infrastruktura, organizacja. Kiedy zaś idziesz z Ekstraklasy na Bałkany, przenosisz się do jakiejś innej rzeczywistości. Stadiony małe, nie tak piękne. Zainteresowanie kibiców słabe, no może poza Hajdukiem. Wiesz, problemem w Osijeku było to, że nawet gdy graliśmy świetnie, fanów na trybunach nie było. Może na meczach z Dinamo, Rijeką czy Hajdukiem, ale to za mało. Nie czułem tego. Dla kogo w ogóle ja mam grać, z kim się cieszyć? Dziwi mnie to, bo przecież w Osijeku poza piłką jest jeszcze tylko futsal, a fani na Bałkanach są fanatyczni. Nie wiem, może to po prostu taki region.

Ale w Lubinie frekwencja na stadionie też nie powala. Jedna z najniższych średnich w lidze.

Tak, ale tu jest mimo wszystko większy potencjał. Grałem w Lubinie w meczach, w których na trybunach było ponad 10 tysięcy fanów. Naszych fanów. Teraz zadaniem całego zespołu jest sprawić, że takie obrazki będziemy oglądać częściej. No i są jeszcze mecze wyjazdowe, gdzie są tysiące kibiców, jak w Poznaniu czy Warszawie. W Chorwacji na takie coś mogłem liczyć chyba tylko w Splicie. Tam są niesamowici fanatycy, dla nich nie liczy się żaden Manchester United, żaden Real, żaden Juventus. Jest tylko Hajduk. Oni są niesamowici.

Wciąż widzisz się głównie jako skrzydłowego, czy skłaniasz się ku pozycji dziesiątki? Byłem w Chorwacji na twoim meczu, gdy grałeś właśnie na tej pozycji. I chyba nie poszło ci wtedy najlepiej.

Co to był za mecz?

Pula. Istra pokonała was 2:0.

Aj. Pamiętam to, bardzo bolesna porażka. Wtedy nie tylko ja zagrałem źle, ale cały zespół był nie w formie. I tu nie chodzi o zmianę mojej pozycji, bo ja jestem gotowy grać i na skrzydle, i na dziesiątce. Wszystko zależy od tego, na jaką formację ostatecznie zdecyduje się trener Stokowiec. Ja czuję się dobrze w obu wariantach.

Był okres, w którym byłeś często powoływany do reprezentacji Słowenii. Teraz znów z niej wypadłeś. Chęć powrotu do kadry była też ważna przy okazji transferu?

Tak, oczywiście. Przestałem grać w reprezentacji, bo nie grałem w klubie. Zasady w kadrze są jasne. Chcę jednak do niej jak najszybciej wrócić, bo nie ma nic lepszego, niż występy dla swojej ojczyzny. Niektórzy uznają to za banał, ale dla mnie możliwość reprezentowania kraju jest czymś wyjątkowym. Od dziecka o tym marzyłem.

W ogóle, jesteście sportowo niesamowitym narodem. I macie patent na pokonywanie Polaków wszędzie, gdzie tylko się da.

Coś w tym jest! Jest nas tylko dwa miliony, a potrafimy osiągać wielkie rzeczy. Trudno mi to nawet jakoś racjonalnie wytłumaczyć. Może to serce do walki, może geny, może świetni trenerzy. Mamy świetnych koszykarzy, siatkarzy, skoczków narciarskich, narciarzy alpejskich. No i wybitnych kolarzy, Roglicia i Pogacara…

Tylko gra w piłkę nożną coś nie za bardzo wam wychodzi.

No weź! Jeszcze niedawno byliśmy na mundialu!

To było w RPA, 12 lat temu. Od tego czasu trochę już minęło.

Słoweńcy naprawdę kochają piłkę, obok siatkówki i koszykówki to u nas sport numer jeden. Ale nie we wszystkim możemy być najlepsi na świecie, trzeba zostawić coś dla innych. Całkiem poważnie, nie mamy złej reprezentacji, choćby Jan Oblak jest przecież fantastycznym bramkarzem. Ostatnio osłabiły nas co prawda problemy Ilicicia, ale wierzę, że niedługo w końcu uda nam się znów awansować na wielki turniej.

Zagłębie przedstawiło przed tobą konkretny cel sportowy na ten sezon?

Nie. Dyrektor nic konkretnego mi na ten temat nie mówił, ale ja sam wiem, gdzie jest miejsce Zagłębia. Sam stawiam sobie cele. Wiem, że miejsce naszego klubu jest w pierwszej ósemce, to jest absolutne minimum. Oczywiście – chcielibyśmy awansować do europejskich pucharów, ale nie chcę składać tutaj żadnych deklaracji. Twardo stąpam po ziemi i myślę racjonalnie. Mamy młody, ale bardzo zdolny zespół. Musimy po prostu dobrze grać, wygrywać, mieć trochę sportowego szczęścia, znów ściągnąć kibiców na stadion.

Śledziłeś wyniki Zagłębia w poprzednim sezonie?

Tak. Obejrzałem dokładnie 15 meczów w poprzednim sezonie i… no nie byłem zadowolony.

Zespół do końca walczył o utrzymanie, ty teraz mówisz o pierwszej ósemce, może o pucharach. Serio?

Przychodzi czasem taki sezon, gdy nie możesz zrobić nic. Starasz się, walczysz i porażka. Pamiętasz przecież choćby Piasta Gliwice, w jednym sezonie dół tabeli, ledwo się utrzymali, a rok później zostali mistrzami Polski. Lech był jedenasty, teraz zostali mistrzami Polski. Ja nie mówię, że my teraz wygramy tytuł. Chcę tylko pokazać, że w tej lidze wszystko jest możliwe. My naprawdę mamy zbyt dobry zespół, żeby drugi rok z rzędu bić się o utrzymanie. Tę drużynę stać na więcej.

Moim zdaniem w klubie brakowało prawdziwej dziewiątki, która potrafiłaby skutecznie wykańczać akcje. Jak wygląda sytuacja teraz, macie kogoś takiego?

Rasowa dziewiątka jest dla mnie bardzo ważna. Jeżeli mam gościa, który będzie potrafił wykorzystać między innymi moje dośrodkowania, dobrze dostawi nogę, głowę, to to jest gwarant kilkunastu bramek w sezonie. Niech on tylko trafia, a resztę roboty zostawia nam. Wydaje mi się, że tak. Jest Martin Dolezal, wysoki i silny gość, dobrze wygląda na treningu. Ale przede wszystkim imponują mi Tomek Pieńko i Oliwier Sławiński. Jeden ma osiemnaście, a drugi tylko szesnaście lat, a obaj już prezentują takie umiejętności, że mogą powalczyć o podstawowy skład. To mogą być naprawdę klasowi piłkarze. Zresztą, Zagłębie od lat produkuje świetnych młodych zawodników, więc nie powinno mnie to dziwić.

Dlaczego forma Zagłębia tak faluje? W teorii ten klub ma wszystko, aby bić się o najwyższe cele. Sam mówiłeś o dobrej organizacji, stabilizacji finansowej.

Nie wiem, naprawdę nie wiem. Gdy ja byłem w Zagłębiu graliśmy naprawdę dobrą piłkę, ja i Zivec na skrzydłach, „Figo” na dziesiątce, za nami dużo młodych, zdolnych chłopaków. Dobrze się grało, dobrze się trenowało, a do przerwy potrafiliśmy dostawać 0:3. To jest niewytłumaczalne. Najważniejsze, że nadchodzący sezon będzie dobry. I tego się trzymajmy.

Wróciłeś do słabszego Zagłębia niż to, z którego odchodziłeś?

Nie. Mamy teraz więcej dobrych piłkarzy, lepiej rozwiniętą akademię. Trzeba to teraz po prostu dobrze poukładać.

Jak twoje relacje z Piotrem Stokowcem?

Ostatnio się minęliśmy, on odszedł, ja przyszedłem. Wreszcie udało nam się spotkać. Teraz mieliśmy okazję porozmawiać, mamy naprawdę dobry kontakt. To dobry szkoleniowiec, wydaje mi się, że idealny dla Zagłębia. Ma świetne podejście do młodych piłkarzy, wykazuje się dużą cierpliwością. Oni chcą go słuchać, chłoną wiedzę. Ostatecznie jednak cała odpowiedzialność spada na nas, a nie na trenera. To piłkarz musi podjąć odpowiednią decyzję, zagrać dobrze, wykonać polecenia wydane przez szkoleniowca. On nic za nas nie zrobi. Trenerów obwinia się o porażki zbyt często.

Masz kontrakt na dwa sezony z opcją przedłużenia, myślałeś nad swoimi kolejnymi krokami?

Piłka i życie są nieprzewidywalne. Jeżeli będę w dobrej formie sportowej, chciałbym tu zostać. Pasuje mi klub, stadion, miasto, liga. Po prostu wszystko mi tu pasuje. Nie ciągnie mnie do Arabii, Turcji, ZEA. Wolę zostać w Europie, nic mi tu nie brakuje. Mam teraz syna, który ma 5 miesięcy, mam żonę, mam zdrowie. To jest najważniejsze.

Narodziny syna dużo zmieniły w twoim życiu?

Tak. To bardzo zmienia człowieka. Przede wszystkim – trochę się uspokoiłem, dawniej byłem w życiu bardziej szalony. Teraz czuję większą odpowiedzialność. Ale i szczęście. Nieważne jak ciężki był trening, wracam do domu z uśmiechem na ustach. Wiem, że czeka na mnie kochająca żona i synek, który uśmiecha się na mój widok i mówi „tata”. To niesamowite uczucie. No i jest jeszcze Lili, nasz buldog angielski! Mam teraz pełny dom, o którym zawsze marzyłem, jestem w miejscu, w którym czuję się dobrze. Mogę powiedzieć to wprost – teraz jestem naprawdę szczęśliwym człowiekiem.

rozmawiał KACPER BAGROWSKI

CZYTAJ WIĘCEJ O ZAGŁĘBIU LUBIN:

Rodem z Wągrowca, choć nigdy nie pokochał piłki ręcznej. Woli tą kopaną, w wydaniu polskim i chorwackim. Student dziennikarstwa, który lubuje się w felietonach i reportażach. Miłośnik absurdu i Roberta Makłowicza.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Gruchała: Nie przyszedłem do Arki, żeby zarobić pieniądze

Jan Mazurek
0
Gruchała: Nie przyszedłem do Arki, żeby zarobić pieniądze
Hiszpania

Rewanż kibiców Barcelony. Odpalono petardy pod hotelem zawodników PSG [WIDEO]

Damian Popilowski
0
Rewanż kibiców Barcelony. Odpalono petardy pod hotelem zawodników PSG [WIDEO]

Ekstraklasa

Komentarze

4 komentarze

Loading...