Reklama

Czas na nowe otwarcie w karierze Gabriela Jesusa

Patryk Fabisiak

Autor:Patryk Fabisiak

05 lipca 2022, 15:08 • 7 min czytania 0 komentarzy

Nazywany był „małym Neymarem”, Ronaldo namaścił go na swojego następcę, a Pep Guardiola porównywał go do… arbuza. Gabriel Jesus zrobił furorę na początku swojej przygody z futbolem, ale balon szybko pękł. Nie spełnił do końca pokładanych w nim nadziei, ale wszystko jeszcze przed nim. Przyszedł bowiem czas na nowe otwarcie w karierze utalentowanego Brazylijczyka, który spróbuje stać się legendą Arsenalu. 

Czas na nowe otwarcie w karierze Gabriela Jesusa

Neymar i mały Neymar

Kiedy Gabriel Jesus robił furorę na brazylijskich boiskach, będąc jeszcze nastolatkiem, tamtejsze media od razu ogłosiły, że pojawił się nowy Ronaldo. Wtórował temu zresztą sam Il Fenomeno, który przyznał w jednym z wywiadów, że młodzieniec rzeczywiście go przypomina. Jego fantastyczne początki przykrył jednak blask Neymara, który był od niego starszy i w tamtym okresie miał już status wielkiej gwiazdy.

Dlatego Jesus był także nazywany „małym Neymarem„. Zaczęły się oczekiwania, że ta dwójka może zbawić brazylijski futbol i przywrócić mu dawną chwałę. Wszyscy mieli bowiem dość nędzy, która kojarzyła się z reprezentacją z mundiali w 2010 i w 2014 roku. Szczególnie wielka klęska na mistrzostwach w Brazylii wciąż bolała i siedziała głęboko w sercach.

Neymar był zresztą idolem Jesusa i ucieleśnieniem jego najskrytszych marzeń. Obaj pochodzili z podobnego środowiska i ten młodszy z nich marzył, aby pójść w ślady tego starszego. W końcu bardzo się do tego zbliżył, a ostatecznie nawet zaprzyjaźnił z piłkarzem, w którego był wpatrzony jak w obrazek. Dziś spędzają razem wakacje, wspólnie imprezują, a nawet osiągnęli już wspólny sukces – złoty medal igrzysk olimpijskich w Rio. Mają nawet identyczny tatuaż, przedstawiający małego chłopca z piłką, wpatrującego się w fawele.

Reklama
Gabriel Jesus i Neymar

Niestety łączy ich jeszcze jedno – w obu przypadkach nie wszystko poszło później tak, jak powinno. Neymar był na fali wznoszącej po transferze do FC Barcelony. Wraz z Messim i Suarezem tworzyli najlepsze trio ofensywne na świecie, które dało Blaugranie między innymi potrójną koronę w sezonie 2014/2015. W 2017 roku Brazylijczyk podjął jednak prawdopodobnie najgorszą decyzję w swoim życiu, a przynajmniej z perspektywy czysto sportowej. Zdecydował się na transfer do Paris Saint-Germain, które zapłaciło za niego aż 222 miliony euro. I kariera wyhamowała…

Oni będą mieli coś do udowodnienia w nowym sezonie Premier League

Coś poszło nie tak

Z kolei Gabriel Jesus po zapisaniu się na zawsze w historii Palmeiras, któremu dał w 2016 roku pierwsze mistrzostwo kraju od 22 lat, postanowił przenieść się na Wyspy Brytyjskie. To dość rzadki kierunek wśród Brazylijczyków, którzy dopiero zaczynają karierę w Europie, ale nie trzeba było go długo przekonywać. W końcu w Manchesterze City chciał go sam Pep Guardiola, który w powszechnej opinii jest ucieleśnieniem futbolowego piękna. Na dodatek rozpoczynał wtedy misję zaszczepienia w The Citizens swojej wyjątkowej wizji futbolu.

Jesus dostał więc okazję, aby stać się główną twarzą wielkiego projektu i taki właśnie był jego cel. Guardiola był nim zachwycony od pierwszego dnia, a o słuszności swoich odczuć przekonał się już w drugim występie młodego Brazylijczyka. Ten zdobył bramkę i zaliczył asystę w meczu ligowym z West Hamem (4:0), czym zachwycił całą Anglię. – Młodzi zawodnicy to często niewiadoma. Są jak arbuzy, które musisz otworzyć i przekonać się, co jest w środku. Zobaczymy, jak rozwinie się jego kariera, ale dzisiaj pokazał, że jest niezwykle utalentowanym graczem. Ma bardzo duże ambicje, chce zostać jednym z najlepszych na świecie, a my zrobimy wszystko, aby mu pomóc – mówił po tamtym spotkaniu hiszpański szkoleniowiec.

Jakby tego było mało, w kolejnym spotkaniu Jesus zaliczył dwa trafienia w meczu przeciwko Swansea. Ale później zaczęły się robić schody. Brazylijczyk doznał pierwszej, ale niestety nie ostatniej kontuzji podczas swojego pobytu w Manchesterze. 25-latek okazał się kolejnym „szklanym” zawodnikiem, który nie do końca potrafi sobie poradzić z trudami Premier League. Później przyszło jeszcze naderwanie więzadeł i kilka innych poważnych problemów.

Reklama
Gabriel Jesus i Pep Guardiola

Sprawiło to niestety, że Pep Guardiola stracił do niego trochę zaufania i zdecydowanie wolał stawiać na Sergio Aguero lub po prostu grać bez napastnika. Jesus więc trochę zniknął z radarów. Oczywiście, jak był tylko zdrowy, pojawiał się na boisku z ławki rezerwowych albo występował na nieco innej pozycji. W trakcie współpracy z Hiszpanem 25-latek zmienił swój sposób grania, na czym ucierpiała jego skuteczność. Brazylijczyk zaczął częściej schodzić do boku czy też zachowywać się bardziej jak „fałszywa dziewiątka”.

„Pirlo z Yorkshire” i jego droga na szczyt

Niewykorzystana szansa

Z dzisiejszej perspektywy można oczywiście powiedzieć, że to wszystko urozmaiciło jego warsztat i rozwinęło go piłkarsko. Ale w przypadku ofensywnych zawodników najważniejsze są bramki. Jesus natomiast w pięciu pełnych sezonach na Etihad Stadium, tylko dwukrotnie przebił barierę 10 bramek w Premier League. Brazylijczyk przykładał rękę do wszystkich triumfów Manchesteru City, ale nigdy nie był wiodącą postacią.

Taką postacią nie był nawet w tym minionym sezonie, który miał być dla niego przełomowy. Przed jego rozpoczęciem z klubem pożegnał się bowiem Sergio Aguero, który stał do tej pory na drodze Gabriela Jesusa. Wydawało się więc, że Brazylijczyk będzie mógł rozwinąć skrzydła i ponownie przekonać do siebie Pepa Guardiolę. Niestety, nic z tego nie wyszło. Napastnik nie popisywał się skutecznością, a Hiszpan często wolał wariant gry bez nominalnej dziewiątki. Zapanowało więc powszechne przekonanie, że to właśnie brak poważnego snajpera jest główną przyczyną klęsk The Citizens Lidze Mistrzów.

Zdaje się, że Guardiola przychylił się do tej opinii, choć to było już wiadomo zeszłego lata. City próbowało bowiem usilnie sprowadzić do siebie Harry’ego Kane’a, ale Tottenham pozostał nieugięty. Teraz jednak udało się już bez problemu, ale na Etihad nie zawitał reprezentant Anglii, a Erling Haaland. Dla Gabriela Jesusa był to jasny i klarowny sygnał, że nie ma już czego szukać w Manchesterze i czas poszukać nowych wyzwań.

Czyż pobyt Jesusa na Etihad nie przypomina perypetii Neymara w Paryżu? Oczywiście starszy z Brazylijczyków jest bardziej medialną postacią i wzbudza większe kontrowersje. Powszechnie jest uważany za większą gwiazdę i słusznie, bo udowodnił to swoimi występami w Barcelonie. Obaj jednak w ostatnich latach zawodzili wtedy, kiedy byli najbardziej potrzebni, a błysk geniuszu pojawiał się u nich zbyt rzadko. Główną różnicę pomiędzy nimi stanowi jednak wiek. Jesus ma dopiero 25 lat, więc będzie miał jeszcze szansę na dojście do poziomu Neymara. Ten z kolei jest pięć lat starszy i będzie mu coraz trudniej wrócić na swój najwyższy poziom.

Barcelona, Arsenal, a może Chelsea? Leeds czeka na przelewy za Raphinhę

Nowe życie od Artety?

I rzeczywiście, Gabriel Jesus postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i dać sobie samemu szansę na udowodnienie swojej wartości. Po kilku latach wzlotów i upadków w Manchesterze zdecydował na nowo rozwinąć skrzydła, ale już w Arsenalu. W miejscu, które może się pochwalić znacznie bogatszą historią niż City i w którym pomimo wciąż niższego poziomu, ciśnienie może być wyższe. W dodatku Brazylijczyk znów trafi pod skrzydła trenera, który był chyba gotów zrobić wszystko, aby mieć go w swojej drużynie.

Mowa oczywiście o Mikelu Artecie. Sytuacja nieco przypomina tą z początków Jesusa w City, kiedy to Guardiola również bardzo nalegał na jego transfer. Tym razem jest jednak znaczna różnica, ponieważ Brazylijczyk zna się doskonale z nowym trenerem. W końcu był on jeszcze nie tak dawno asystentem szkoleniowca The Citizens. Z zewnątrz wygląda to więc na sytuację win-win, bo Arsenal bardzo potrzebuje Jesusa, a Jesus bardzo potrzebuje Arsenalu.

Brazylijczyk poszukuje miejsca do odbudowy nawet kosztem zrobienia kroku wstecz, a Kanonierzy szukają po prostu dobrego napastnika. W ostatnim czasie z klubem pożegnał się Pierre-Emerick Aubameyang, który jeszcze kilka sezonów temu był najlepszym strzelcem w Premier League, a kilka dni temu The Emirates opuścił Alexandre Lacazette. Artecie pozostał więc już tylko jeden snajper – Eddie Nketiah, który wciąż jest zagadką. Hiszpan potrzebuje z kolei kogoś, kto zapewni mu przynajmniej te kilkanaście bramek w sezonie.

Czy Jesus gwarantuje taką zdobycz bramkową? Oczywiście, że nie. Szczególnie jeżeli przyjrzymy się po raz kolejny jego wynikom w City. Trzeba jednak pamiętać, że tam nie był kluczową postacią, a ciężar zdobywania bramek dźwigało kilku zawodników. W Londynie Brazylijczyk będzie prawdopodobnie postacią numer jeden w ofensywie i to może mu pomóc. Przede wszystkim może być spokojny o liczbę szans od Artety, a jego jedynym rywalem o miejsce w składzie będzie młody Nketiah.

Mikel Arteta

Arsenal wydał na Jesusa 45 milionów funtów, co na pewno będzie ciążyło zarówno na samym zawodniku jak i na Artecie. Wydaje się jednak, że Brazylijczyk pomimo wciąż młodego wieku, ma już na tyle wielki bagaż doświadczeń, że odnajdzie się w nowej sytuacji. Przyszły sezon będzie dla niego „być albo nie być” na najwyższym poziomie. Nie pozostaje mu nic innego, jak zrobić wszystko, aby spełnić oczekiwania. Inaczej może go czekać los wielu innych młodych i utalentowanych rodaków, którzy bardzo szybko wracali poturbowani do ojczyzny.

Czytaj więcej o angielskiej piłce:

Fot. Newspix

Urodzony w 1998 roku. Warszawiak z wyboru i zamiłowania, kaliszanin z urodzenia. Wierny kibic potężnego KKS-u Kalisz, który w niedalekiej przyszłości zagra w Ekstraklasie. Brytyjska dusza i fanatyk wyspiarskiego futbolu na każdym poziomie. Nieśmiało spogląda w kierunku polskiej piłki, ale to jednak nie to samo, co chłodny, deszczowy wieczór w Stoke. Nie ogranicza się jednak tylko do futbolu. Charakteryzuje go nieograniczona miłość do boksu i żużla. Sporo podróżuje, a przynajmniej bardzo by chciał. Poza sportem interesuje się w zasadzie wszystkim. Polityka go irytuje, ale i tak wciąż się jej przygląda. Fascynuje go… Polska. Kocha polskie kino, polską literaturę i polską muzykę. Kiedyś napisze powieść – długą, ale nie nudną. I oczywiście z fabułą osadzoną w polskich realiach.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Daniel Szczepan: Pracowałem na kopalni. Myślałem, by się poddać i rzucić piłkę [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Daniel Szczepan: Pracowałem na kopalni. Myślałem, by się poddać i rzucić piłkę [WYWIAD]

Anglia

Anglia

Jakub Moder najszybszym pomocnikiem w obecnym sezonie Premier League

Damian Popilowski
9
Jakub Moder najszybszym pomocnikiem w obecnym sezonie Premier League

Komentarze

0 komentarzy

Loading...