Reklama

Czy Lech musi obawiać się o obsadę bramki?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

05 lipca 2022, 15:33 • 6 min czytania 15 komentarzy

Jedynym z komponentów ostatniego udanego rajdu Lecha Poznań w eliminacjach do europejskich pucharów była niespodziewanie wyśmienita postawa Filipa Bednarka. Dwa lata później obsada bramki Kolejorza przed dwumeczem z Karabachem Agdam budzi mnóstwo wątpliwości. 

Czy Lech musi obawiać się o obsadę bramki?

18 czerwca. Jeden z trzech letnich sparingów Lecha Poznań. Ekipa Johna van den Broma mierzy się z Widzewem Łódź. W pierwszej połowie bramki mistrza Polski strzeże Artur Rudko, w drugiej zmienia go Filip Bednarek. Kolejorz przegrywa 1:2, a obaj golkiperzy popełniają kuriozalne błędy. Ukrainiec przepuszcza farfocla Karola Danielaka przy bliższym słupku, a Polak kompletnie – jakież to dla niego klasyczne – głupieje przy rzucie rożnym i przepuszcza piłkę odbitą od słupka po główce Mateusza Żyry. Wydarzenia tamtego dnia nie zwiastują niczego dobrego przed startem walki o udział w fazie grupowej Ligi Mistrzów.

Wielkie chwile Filipa Bednarka

Kiedy dwa lata temu Filip Bednarek zamieniał Heerenveen na Lecha Poznań, miał opinię kumatego i błyskotliwego faceta, który spędził dekadę życia na holenderskiej ziemi i przesiąkł tamtejszym postrzeganiem świata, ale też rozegrał zaledwie kilkanaście meczów na poziomie Eredivisie, ogrywając się głównie w przeciętnej drugoligowej Keuken Kampioen Divisie. Blado wypadał nawet w porównaniu do krytykowanego Mickeya van der Harta, który przed analogicznym transferem zaliczył ponad sto występów w holenderskiej ekstraklasie, a kibice Zwolle potrafili wybrać go piłkarzem sezonu. Na domiar złego polski golkiper zaliczył kiepskie wejście do Ekstraklasy.

Na inaugurację sezonu z Zagłębiem Lubin wybronił groźny strzał głową Samuela Mraza, ale pod koniec meczu to jego pusty przelot przy rzucie rożnym przyniósł wyrównanie Miedziowym, którzy zaraz po tym zdobyli drugą bramkę po kornerze i wygrali mecz, którego nie powinni nawet zremisować. W kolejnych starciach – z Wisłą Płock i Śląskiem Wrocław – Filip Bednarek spektakularnych błędów nie popełniał, ale też w niczym zbytnio nie pomógł. Rzucało się w oczy, że miewa problemy z wyjściem do dośrodkowań, że brakuje mu pewności, że niekoniecznie jest to materiał na gościa ratującego punkty własnymi rękawicami.

I wtedy zbawienne okazały się mecze eliminacji do Ligi Europy. W czterech spotkaniach na europejskich salonach – z łotewską Valmierą, szwedzkim Hammarby, cypryjskim Apollonem Limassol i belgijskim RSC Charleroi – puścił tylko jednego gola. Bez jego fenomenalnych interwencji ekipa Dariusza Żurawia nigdy nie znalazłaby się w grupie z Benfiką, Rangers i Standardem Liege. Przystawką była pierwsza połowa meczu z Hammarby, w czasie której rywale siali popłoch podaniami za plecy obrońców Kolejorza, raz po raz robiło się gorąco, ale do przerwy utrzymał się bezbramkowy remis, bo Bednarek wygrał pojedynki z Aronem Johannssonem i Gustavem Ludwigsonem. A daniem głównym obroniony rzut karny na wagę zwycięstwa z Charleroi. To były jego wielkie chwile. Nigdy później nie było już tak kolorowo.

Reklama

Po fazie grupowej Ligi Europy oceniliśmy go na notę 4 i pisaliśmy: „Mamy mieszane uczucia. Potrafił bronić naprawdę dobrze, jak na wyjeździe z Belgami, ale potrafił zaliczyć też głupie wpadki. Był blisko gola-kuriozum w pierwszym starciu przeciwko Standardowi, z Rangersami na Bułgarskiej kompletnie się nie popisał, i przy pierwszej, i szczególnie przy drugiej bramce mógł zrobić więcej, a stał i się patrzył. Czasami zespół dostawał od niego za mało spokoju, więc jednak kończy granie z notą oczko poniżej wyjściowej”. Niedługo później ukuliśmy obowiązującą narrację wokół tego zawodnika – „Filip Bednarek nie jest słaby. Jest niewystarczająco dobry”.

Niewystarczająco dobry

Lechu Poznań rozegrał czterdzieści osiem meczów, w których przepuścił pięćdziesiąt osiem bramek i zachował szesnaście czystych kont. W swoim pierwszym sezonie na ekstraklasowych boiskach wykręcił u nas średnią not na poziomie 4.87, a w kolejnej kampanii bardzo podobną – 4.90. Osiągnął powtarzalność w przeciętności. W ciągu dwóch lat zaledwie pięć razy po pojedynczych meczach wystawialiśmy mu ocenę wyższą niż wyjściowa piątka. Dwukrotnie też sezon kończył jako drugi bramkarz – za plecami Mickeya van der Harta. W mistrzowskim rajdzie Kolejorza odsłużył swoją rolę, był dobrym duchem grupy i jednym z liderów szatni, ale trudno zmieść go w gronie największych bohaterów sukcesu nowego mistrza kraju. Ba, w takich zestawieniach znajdowałoby się pewnie gdzieś w drugim rzędzie.

Wskoczył do bramki po meczu z Wisłą Kraków, w którym kontuzji doznał Van der Hart, wybronił swoje z Wartą Poznań i Górnikiem Zabrze, ale też zaliczył szereg przeciętnych – mniej lub bardziej niepewnych – spotkań, które nie pozwoliły mu utrzymać miejsca w składzie na dłużej niż awaryjne kilka miesięcy. W międzyczasie wszystkie trzy inne najlepsze zespoły minionego sezonu Ekstraklasy mogły liczyć na duże postacie w swoich bramkach. Vladana Kovacevicia w Rakowie Częstochowa, Dante Stipicę w Pogoni Szczecin i Dusana Kuciaka w Lechii Gdańsk – w różny sposób, bo w różny sposób – można postrzegać jako boiskowych liderów swoich drużyn. Porównajmy statystyki tej trójki w zestawieniu z Filipem Bednarkiem.

Liczba i procent czystych kont:

  1. Filip Bednarek – 18 meczów, 8 czystych kont – 44%,
  2. Vladan Kovacević – 27 meczów, 11 czystych kont – 40%,
  3. Dante Stipica – 33 mecze, 11 czystych kont – 33%,
  4. Dusan Kuciak – 27 meczów, 9 czystych kont – 33%.
Reklama

Procent obronionych strzałów.

  1. Dusan Kuciak – 74,2%,
  2. Vladan Kovacević – 73,9%,
  3. Dante Stipica – 73,8%,
  4. Filip Bednarek – 64,3%.

Liczba obronionych strzałów.

  1. Dusan Kuciak – 92,
  2. Dante Stipica – 79,
  3. Vladan Kovacević – 68,
  4.  Filip Bednarek – 27.

Filip Bednarek nie jest bramkarzem klasy premium, ale mimo jego niedoskonałości władze Lecha Poznań zaproponowały mu przedłużenie kontraktu. I zaraz ściągnęły mu nowego konkurenta – Artura Rudko.

Czy wykreuje się nowa gwiazda bramki?

Ptaszki ćwierkają, że John van den Brom w roli pierwszego bramkarza widzi właśnie trzydziestoletniego Ukraińca, który za wschodnią granicą ma opinię przyzwoitej jakości fachowca, choć przez całe życie rozegrał mniejszą liczbę spotkań w rodzimej ekstraklasie niż w cypryjskiej elicie, w której występował przez ostatnie trzy lata. Statystyki z czasów jego sporadycznej gry dla Dynama Kijów pokazują, że gdy już wychodził na murawę nie przynosił sobie wstydu i odbijał ponad 72% strzałów, ale naprawdę solidnie zaczął wyglądać dopiero w barwach Pafos. W 2020 roku został wybrany na najlepszego bramkarza ligi cypryjskiej po pierwszej rundzie rozgrywek. Chwilę wcześniej pobił klubowy rekord klubu w liczbie minut bez straconej bramki. W dziewięćdziesięciu dwóch meczach przepuścił osiemdziesiąt siedem goli i zachował trzydzieści trzy czyste konta.

Na papierze nie jest to transfer Lecha, po którym ktokolwiek zakrzyknął „wow, ale kozak”, ale też nie jest to ruch, który należałoby skwitować ironicznym uśmieszkiem w stylu „co się pośmiejemy, to nasze”. Popełnił błąd w sparingu z Widzewem, ale Vladan Kovacević też kiepsko wypadał w swoich pierwszych tygodniach w Rakowie Częstochowa. Co więcej: nawet jeśli na wszystkich innych zamkniętych treningach i gierkach Rudko był kocurem, nie miałoby to większego znaczenia, bo ilu było tu takich, którzy obiecywali po sobie klasę i szyk, a kończyło się akcjami typu ręcznik na fotelu w Lidze Minus? Dajcie spokój, całe pęczki.

Dwie ostatnie udane przygody polskich drużyn w eliminacjach do europejskich pucharów wiązały się ze świetnymi występami polskich bramkarzy. Lech Poznań sprzed dwóch lat mógł liczyć na wielkie chwile Filipa Bednarka, a skórę Legii Warszawa sprzed roku – jak za swoich najlepszych czasów kariery – ratował Artur Boruc. Kolejorz nie obraziłby się pewnie, gdyby i w tej kampanii na wyżyny umiejętności wszedł ktoś z dwójki – Filip Bednarek-Artur Rudko.

Czytaj więcej o Lechu Poznań:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

15 komentarzy

Loading...