Reklama

Początki Mai Chwalińskiej. „Iga była zapatrzona w Nadala, a ona w Federera”

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

04 lipca 2022, 14:46 • 13 min czytania 11 komentarzy

Wimbledon dla polskich tenisistów dobiegł już końca, ale na pewno zapamiętamy go ze względu na Maję Chwalińską. 20-latka przeszła przez eliminacje i prezentowała świetny tenis w starciach w głównym turnieju z Kateriną Siniakovą oraz Alison Riske. Polka nie wzięła się jednak znikąd – niegdyś była uważany za talent podobnej skali co… Iga Świątek. Doskonale pamięta to nasz rozmówca – Paweł Kałuża, trener, który współpracował z nią dwanaście lat.

Początki Mai Chwalińskiej. „Iga była zapatrzona w Nadala, a ona w Federera”

Polka w ostatnich latach przeszła sporo. Pod koniec 2019 roku zachorowała na depresję. W 2021 roku z jej powodu na kilka miesięcy przerwała nawet karierę. W międzyczasie miała też spore problemy z kontuzjami.

Teraz jest jednak na najlepszej drodze, żeby awansować do pierwszej setki rankingu WTA. Tym bardziej warto poznać ją lepiej. Paweł Kałuża zdradza nam, że Maja miała predyspozycje, aby… grać jako libero w siatkówce. Mówi też, że mało kto w świecie tenisa potrafi lepiej korzystać ze słabszej ręki. A także wskazuje na różnice między nią a Igą Świątek oraz wspomina początki relacji między tenisistkami. Zapraszamy do lektury.

KACPER MARCINIAK: Pracował pan z Mają Chwalińską dwanaście lat. Nietrudno wywnioskować, że musiał pan ją spotkać, gdy była jeszcze dzieckiem.

PAWEŁ KAŁUŻA: Zaczynając od początku: w 2007 roku byłem pracownikiem Centrum Sportu i Rekreacji w Dąbrowie Górniczej. I wyszedłem z inicjatywą, że zorganizuję „talentiadę” tenisową, która miała wyłonić zdolne dzieci do uprawiania tenisa. Akcja była bezpłatna.

Reklama

Jeździłem po szkołach, robiłem 15-minutowe ćwiczenia na sali gimnastycznej. Dzieci przychodziły z paniami wychowawczyniami, potem szły na ustawiony przeze mnie tor przeszkód, grały w zbijaka, berka. Pokazywałem im na koniec wiszący w szkole plakat promujący tę talentiadę i prosiłem, żeby pokazały go rodzicom. Zapewniałem, że jak na nią przyjdą, będzie czekać je jeszcze więcej sportowych atrakcji.

No i faktycznie, Maja pojawiła się na zajęciach, jako jedyna z klasy. Od tego się zaczęła jej przygoda z tenisem. Wzięła udział w testach sprawnościowych, w rozciągniętych na tydzień zajęciach tenisowych, i znowu powtórzonych testach sprawnościowych. Po tym wszystkim wybrałem najzdolniejszą dziesiątkę, która stała się częścią programu.

Maja się w niej znalazła i miała zapewnione dwa lata bezpłatnych zajęć tenisowych. Po nich inicjatywa została wstrzymana. Dyrekcja pozwoliła mi jednak opiekować się tamtymi dziećmi. Dalej miały zatem zajęcia, nieodpłatne, jeśli chodzi o infrastruktrurę. Jakby nie patrzeć, wyszło to na dobre: bo mogłem się skupić na pracy – między innymi – z Mają, zamiast robić kolejne nabory.

Teraz ta sama dziewczyna wygrywała mecze w Wimbledonie. Ale pewnie dość szybko zaczął pan sobie zdawać sprawę, że Maja może daleko zajść.

Po upływie pół roku widziałem, że się wyróżnia. Zresztą nawet na samym początku potrafiła robić szpagat, była bardzo wygimnastykowana. Z tego względu, że jako sześciolatka chodziła na karate. Wyróżniała się sprawnością fizyczną na tle innych dzieci w roczniku. Oczywiście była najmniejsza, leworęczna, szybko się uczyła i była skoncentrowana na tle grupy

Po sześciu miesiącach ona, a także inna dziewczyna, Zuzia, potrafiły jedną piłeczkę na małym korcie przebijać po osiemdziesiąt czy sto razy. A dzieci na kortach obok odbijały tylko po kilka razy. Taka zatem była różnica. Maja miała takie tendencje koordynacyjne, że potrafiła bawić się piłką i swobodnie przebijać ją na drugą stronę – a o to właśnie chodzi w mini-tenisie.

Reklama

W tamtych czasach graliśmy też miękkimi piłkami, co wtedy nie było oczywiste. Do dziesiątego roku życia właśnie na nich Maja uczyła się grać. A dopiero kiedy skończyła okres tak zwanego „krasnala” i przeszła do „skrzatów”, przerzuciła się na twarde piłki – później niż niektóre dzieci, które używały ich w wieku ośmiu, dziewięciu lat.

Tak zresztą było z Igą Świątek. Ona szybciej zaczęła grać w tenisa, o czym się tak nie mówi. Kiedy jej siostra przebijała piłki, Iga jako trzyletnie dziecko bawiła się rakietą z tyłu kortu. Natomiast Maja takie początki początków miała dopiero jako siedmiolatka.

Wiadomo, że jeśli ktoś zaczął grać w tenisa szybciej od drugiej osoby, to też szybciej będzie robił progres w wieku siedemnastu, osiemnastu lat. Oczywiście w przypadku gdy mówimy o takim talencie jak Iga Świątek. Kariera Mai rozkwitnie natomiast pewnie dopiero później, mając na myśli na przykład awans do pierwszej setki.

Późna specjalizacja w sporcie też nie musi być złą sprawą. Powiedział pan, że Maja wyrobiła sobie koordynację ruchową poprzez zajęcia karate.

To raz. A dwa – u mnie zajęcia były bardzo wszechstronne. Wspomniana talentiada polegała na tym, że dzieci miały zapewnione trzy godziny zajęć w tygodniu – po jednej w poniedziałek, wtorek i środę. I z tych trzech godzin tylko półtora dotyczyło ćwiczeń z piłką oraz rakietką. Resztę poświęcaliśmy na różne zabawy, gry, testy sprawnościowe, elementy szybkości.

W swoim drugim roku w programie Maja miała zapewnione cztery godziny zajęć. I ponownie, to cały czas była zabawa. Chodziła na kara serwisowe, potem na trzy-czwarte kortu, przechodziliśmy też na większy kort. Cały czas grała jednak piłką miękką, metodyczną. Miała sporo zajęć sprawnościowych. Trenowała sporo slajsa, woleja, topspina. Wszystko to, co mogło przydać się jej w późniejszym wieku.

Natomiast kiedy miała dziewięć lat, znalazłem w Dąbrowie Górniczej zajęcia siatkarskie i skierowałem tam rodziców Mai. A więc przez parę lat chodziła też na siatkówkę. Uprawiała dwa sporty. Byłem zwolennikiem tego, o czym słyszało się na Zachodzie – że sportowcy trenują parę dyscyplin, a dopiero potem kierują się w stronę specjalizacji.

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że tenis to sport indywidualny. Niektóre zawodniczki zaczynały w bardzo młodym wieku, a potem w młodym wieku błyszczały. Mieliśmy Hingis, Szarapową. Zresztą Iga też wybiła się wcześniej. Te zawodniczki już jako nastolatki sporo osiągnęły. Wiedziałem zatem, że Maja nie może grać nie wiadomo jak długo w siatkówkę.

Ale na pewno ten sport jej sprzyjał. Dobrze sobie w nim radziła. Do dzisiaj jak spotykam byłego trenera Mai, to powtarza mi się, że gdyby Maja została przy siatkówce, to grałaby jako libero. I to w najwyższej klasie rozgrywkowej.

W okresie młodzieżowym Maja potrafiła pokonać tenisistki jak Coco Gauff czy Marta Kostiuk.

Tak, mówimy o juniorskim Wimbledonie. Jak miała szesnaście lat ograła właśnie Kostiuk czy Gauff, która co prawda wtedy był trzy lata młodsza. Zresztą jeszcze w 2019 roku Maja pokonała Sarę Errani, miała też zacięty mecz z Barborą Krejcikovą, który mogła nawet wygrać.

Inna sprawa, że ja nigdy nie przywiązywałem uwagi do nazwisk. Ani do klasyfikacji w Polskim Związku Tenisowym. Namawiałem rodziców Mai na to, żeby jeździła na turnieje do Czech. A wiadomo, że kiedy w tym samym czasie miały miejsce zawody w Polsce, to jej koleżanki zdobywały punkty do rankingu. Ale ona za to ogrywała się, zdobywała doświadczenie za granicą z nieznanymi sobie rywalkami.

Szukaliśmy dobrych hal, dobrych przeciwniczek. Żeby toczyła trudne, wartościowe mecze. To wszystko na pewno teraz procentuje czy procentowało wcześniej. A nie było to nic oczywistego – niektórzy rodzice wykupywali dzieciom czeskie licencje, ale potem z nich nie korzystali. Bo ważniejszy był dla nich turniej we Wrocławiu, innym razem w Pabianicach czy Chorzowie. Nie widzieli potrzeby jechać wtedy do Ostrawy. My też z Mają mieliśmy o tyle dobrze, że Dąbrowa Górnicza jest na południu Polski i daleko do Czech nie było. Optymalnie to wykorzystywaliśmy.

A kiedy Maja zaczęła grać z Igą Świątek?

Pierwszy raz spotkały się chyba w Piotrkowie Trybunalskim. Miały miejsce mistrzostwa Polski „krasnali”, tak to się wtedy nazywało. Iga je wygrała, została najlepszą zawodniczką w kraju do lat dziesięciu. A Maja dotarła do ćwierćfinału.

Przypominam sobie, że Maja – kiedy miała właśnie około dziewięciu, dziesięciu lat – wyjeżdżała w wakacje i potrafiła być poza domem miesiąc czy nawet sześć tygodni. Tak też to wtedy wyglądało. Przed mistrzostwami Polski miała z cztery dni treningów. Gdzie, tak podejrzewam, większość zawodniczek lipiec oraz sierpień poświęciły na granie w tenisa.

Tak więc – wtedy Iga i Maja się poznały. A kiedy się zaprzyjaźniły? To pewnie był okres, kiedy zostały obie powołane do reprezentacji Polski do lat dwunastu. Pojechały na turniej drużynowy, który odbywał się w Turcji. W składzie z nimi była też młodsza o rok Ola Wierzbowska. Latem zdobyły natomiast drużynowe wicemistrzostwo Europy  – w składzie była Iga, Maja i Nikola Okopniak.

W kolejnych latach stanowiły trzon reprezentacji do lat 14 i 16, która zdobywała mistrzostwo Europy i świata.

Przeciwko sobie grały kilka razy.

Tak, Maja wygrała z Igą raz, podczas Supermasters do lat trzynastu w Sopocie. To był zacięty mecz, zdecydował super tie-break. A tak ogólnie jej bilans z Świątek jest ujemny. Spotkały się w paru zawodach. Wiadomo, że Iga była krok dalej.

Tworzyły oczywiście fajną drużynę deblową. Kiedy kończyły swoje mecze w singlu podczas rozgrywek drużynowych i było po 1:1, to kropkę nad “i” stawiały właśnie w grze podwójnej. Zresztą one w juniorskim Australian Open doszły do finału. I przegrały z parą, w której była Bianca Andreescu.

Tak patrząc z dzisiejszej perspektywy – to był bardzo silny rocznik. Iga jest numerem jeden na świecie, natomiast Maja znajduje się na dobrej drodze, żeby awansować do pierwszej setki.

Może nawet by awansowała, gdyby za Wimbledon przyznawano punkty do rankingu.

To już jest historia. Wszystkie zawodniczki zaakceptowały, że tak to będzie wyglądać. Maja zagrała dobry turniej, udowodniła sobie przede wszystkim, że potrafi grać w tenisa na naprawdę wysokim poziomie. Będzie z niej pociecha, o ile tylko dopisze jej zdrowie.

Nie boję się za to kompletnie o pracowitość, bo to zawsze był jej atut.

Druga runda Wimbledonu, kilka wygranych meczów w kwalifikacjach. Maja może być zadowolona ze swojego występu w Wimbledonie. Ale mogło być jeszcze lepiej, bo świetnie zaczęła mecz z Alison Riske. 

Było widać, że od drugiego seta brakowało jej sił. No i trzeba przyznać, że rywalka wzniosła się na wyżyny i zasłużenie wygrała. Ale trudno, najważniejsze jest zdobyte doświadczenie i wyciągnięcie wniosków. Maja zregeneruje się i zapewne będzie miała plan ze swoim sztabem, co robić i gdzie grać dalej.

Pan mówił, że zawsze była krok za Igą. Ale nietrudno spotkać się z opiniami, że kiedyś były uważane za talenty podobnej skali.

Tak jak mówiłem – trzeba pamiętać, że Iga zaczęła grać w tenisa szybciej. Była bardziej doświadczona, ograna.

Ale obie oczywiście miały swoje walory. Maja poruszała się świetnie po korcie, Iga to samo. Maja grała dobrze technicznie, miała szeroki wachlarz uderzeń – dużo slajsa, topspina, zmiany kierunków. Potrafiła też na pewno skróty grać lepiej od Igi. Ale była jednak słabsza fizycznie, Iga bez wątpienia uderzała mocniej.

Orlen baner

Natomiast mentalnie? Jak można ocenić przygotowanie mentalne dwunastolatek czy czternastolatek? Każda z nich walczy, każda z nich popłacze, jak przegra. Nie widziałem jednak, żeby Maja czy Iga rzucały rakietami po porażce. Zawsze były wzorowymi reprezentantkami, z czołówki rankingu.

Więc patrząc na to porównanie – każdy ma swoje spostrzeżenia, ja patrzyłem zawsze oczami trenera Mai. Myślałem o tym, co zrobić, żeby jej pomóc. A nie która jest lepsza.

Jak się patrzy na zdjęcia sprzed lat – Maja wyglądała wręcz na młodszą siostrę Igi. Mimo tego, że były z tego samego rocznika.

Tak było. Maja zawsze była niższa o głowę od Igi i drobniejsza od innych koleżanek. Urodziła się w październiku i się wolniej rozwijała.

Jak się mówi o Mai Chwalińskiej – zawsze pojawia się właśnie kwestia nienajlepszych warunków fizycznych. To coś, co musi przezwyciężać.

To też trzeba zaakceptować. Kiedy była młodsza, miałem poczucie, że urośnie do około metra siedemdziesiąt. I przerośnie wtedy swoją mamę. Ale okazało się, że nie przerosła. No i trudno – tyle ma wzrostu, trzeba grać i korzystać ze swoich atutów.

Teraz złapała doświadczenie. Popracuje na przykład nad kondycją. Na światowych kortach były zawodniczki niższe czy wyższe, ile miała wzrostu Ashleigh Barty? Była wyższa o kilka centymetrów od Mai i zajmowała pierwsze miejsce w rankingu WTA. Pamiętam też taką zawodniczkę, jak Dominika Cibulkova, która była niższa od Mai i też grała na wysokim poziomie.

Natomiast u panów – mamy Diego Schwartzmanna, który mierzy 170 cm. Jak jest miejsce dla niego, to znajdzie się miejsce dla Mai.

Barty to taka zawodniczka, na której Maja może się wzorować? Australijka też lubiła grać kombinacyjnie, zmieniać tempo, pobawić się slajsami czy skrótami.

Na pewno tak. Barty zresztą stanowiła inspirację dla Mai, w tym późniejszym okresie nastoletnim. Choć przez całą przygodę z tenisem numerem jeden był dla niej Roger Federer. Tak jak zawsze słyszę, że Iga jest zapatrzona w Rafę Nadala, tak Maja była w Szwajcara.

Wracając do Ashleigh Barty – bardzo fajny przykład zawodniczki. Nie lubię co prawda porównywać, boję się pompowania balonika. Ale to na pewno dobry wzór. Szczególnie że Australijka też miała swoje problemy – zanim skończyła karierę – zrobiła sobie dłuższą przerwę, potem wróciła do tenisa.

Maja może też przypominać polskim kibicom stylem gry Agnieszkę Radwańską.

Agnieszka oczywiście była wyższa, jakieś dziesięć centymetrów. Natomiast stawianie ich nazwisk obok siebie jest miłe. Na pewno kiedy Maja dorastała, to śledziła Agnieszkę. Sam pokazywałem jej, że może jakieś rzeczy od Radwańskiej podpatrywać. Życzyłbym teraz Mai, żeby osiągnęła tyle co ona, albo i więcej.

Niepocieszające może być to, że WTA idzie w ostatnich latach w kierunku siły.

Zawsze mówiłem, że można grać mocno, można grać lekko, ale trzeba trafiać w kort. Więc jak zawodniczki uderzają ze sporą siłą i trafiają w kort, to super. Ale jest dużo zawodniczek, które się gubią, jeśli się je przetrzyma, pozmienia się im rotacje.

Ja też nie wiem, czy to WTA idzie w kierunku siły, czy to trenerzy na całym świecie wybierają prostszą drogę do sukcesu. Sam byłem zwolennikiem tenisa technicznego opartego na dobrym przygotowaniu fizycznym. Raczej zachęcałem Maję do szybszej gry w korcie, półwolejem, „drive wolejem”, wolejem. Nie preferowałem „strzelania” z linii końcowej.

W Dąbrowie Górniczej mieliśmy halę, na której była niebieska, gumowa wykładzina. Szybka nawierzchnia, w której specyfice było zapisane „kozioł piłki jak na Wimbledonie”. Maja musiała się z tym mierzyć. Piłki do niej wracały, nie hamowały, nie szły w górę jak na kortach ziemnych. Sporo grała zatem półwolejami, musiała pracować na niskich nogach. Na pewno przydało jej się to właśnie podczas Wimbledonu.

Maja jest w takim okresie, że dopiero wraca po kontuzjach i problemach innej natury?

Tak, i myślę, że to bardzo udany powrót. Da się u niej dostrzec radość z gry. Kiedy patrzyłem na jej mecze z Siniakovą czy Riske, oczami wyobraźni widziałem nasze treningi. Maja od tamtych czasów nic nie straciła, wręcz zyskała nowe spojrzenie swojego trenera. Depresja i kontuzje doświadczyły ją życiowo. Pozwoliły na pewne sprawy spojrzeć z innej perspektywy i wyciągnąć wnioski. Najważniejsze, że uporała się ze swoimi problemami. Teraz mam nadzieję, że już nic złego nie nastąpi.

Przypomniałem sobie właśnie ciekawostkę na temat naszego treningu. Maja była objawieniem Wimbledonu, z polskiej perspektywy. Przeszła eliminacje, wygrała mecz w 1. rundzie. Ale gdyby w Wimbledonie miał miejsce turniej, w którym zawodniczki grałyby tylko słabszą ręką, to Maja byłaby faworytką do zwycięstwa.

Bo swego czasu dużo trenowaliśmy właśnie grę prawą ręką. Raz, żeby rozwijać drugą stronę ciała. Dwa, żeby koordynacja czy praca nóg były jeszcze lepsze. I tak to teraz wygląda, że Maja słabszą ręką gra naprawdę dobrze. Kiedy była młodsza, potrafiła w turniejach robić tak zwaną przekładkę. Kiedy piłka leciała na backhand i była trudna do dosięgnięcia, to grała prawą ręką forehand.

Po Wimbledonie tenisistki przeniosą się na korty twarde. Jak Maja będzie sobie radzić na tego typu nawierzchni?

Nie przywiązywałbym uwagi do nawierzchni. To zawodniczka wszechstronna, która na pewno się odnajdzie. Wiadomo, że nie miała okazji pokazać się licznej publiczności na takich kortach. Ale tak jak mówię – my zawsze graliśmy na nawierzchni szybkiej, choć może to nie był taki typowy „hard”.

Myślę jednak, że da sobie radę. Zresztą te korty obecnie są do siebie zbliżone. Wimbledon jest wolniejszy niż dawniej, a Roland Garros szybszy. A nawierzchnie w Australian Open czy US Open też są do siebie podobne. Wiadomo, że Maja nie przeniesie się teraz na inne korty i pozamiata wszystkie zawodniczki, ale na pewno przystosuje się do nowych warunków, zdobędzie doświadczenie. Będzie budowała swoją pozycję.

ROZMAWIAŁ KACPER MARCINIAK

Fot. Newspix.pl

Czytaj więcej o tenisie:

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

11 komentarzy

Loading...