Reklama

Henriquez: Nie żałuję, że nie udało mi się w Manchesterze United

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

24 czerwca 2022, 10:24 • 15 min czytania 35 komentarzy

Angelo Henriquez profesjonalną karierę zaczynał w Universidad de Chile, wówczas najlepszym klubie w kraju. Pod ręką trenera Sampaoliego szybko stał się gwiazdą klubu i reprezentantem „La Roja”. Do Manchesteru United wziął go Alex Ferguson, ale jako 18-latek długo w Anglii nie zabawił. Później był gwiazdą Dinama Zagrzeb czy Realu Saragossa, grał w Lidze Mistrzów i wygrał Copa America. Zmierzył się z Messim, grał u boku Arturo Vidala, Alexisa Sancheza czy Robina van Persiego. Zagrał jeszcze w Meksyku i Brazylii, aż w końcu trafił do Polski, do Miedzi Legnica. Tutaj pragnie przypomnieć o sobie w Europie za kilkukrotnie mniejsze pieniądze. O tym wszystkim – i nie tylko – porozmawialiśmy z Angelo. Zapraszamy do lektury.

Henriquez: Nie żałuję, że nie udało mi się w Manchesterze United

Jak Angelo Henriquez rozpoczął przygodę z piłką? Czy dzieciakom w Chile trudno jest zrobić karierę? Dlaczego Jorge Sampaoli był dla niego jak drugi ojciec? Co sądzi o okresie w Manchesterze United? Jak wspomina Leo Messiego? W jakim kraju czuł się najlepiej? Jaka jest jego największa pasja? Kim byłby, gdyby nie futbol? Jakim jest człowiekiem? Jakie ma cele w życiu? Kim chciałby zostać po karierze? Co łączy go z Goku Romanem, byłym piłkarzem Miedzi Legnica?

Były zawodnik Manchesteru United piłkarzem Miedzi! Znamy kulisy

Słyszałem, że w Chile mówią na ciebie „Gohan”.

To prawda, a dlaczego tak jest? Cóż, zanim zacząłem grać profesjonalnie, w Universidad de Chile był swego czasu miejscowy gwiazdor – Diego Rivarola. Nosił numer 7 na koszulce, nazywali go „Goku”. Był dużym fanem Dragon Balla, więc po każdej strzelonej bramce odsłaniał koszulkę z postacią z mangi. Przyszedłem do klubu w tym samym roku, kiedy skończył karierę. Wziąłem po nim „siódemkę”, zacząłem strzelać gole. Kibice wymyślili dla mnie ksywkę „Gohan”, aż w końcu w jednym meczu przeciwko Colo-Colo zrobiłem tę samą celebrację bramki co Rivarola. I tak już zostało. Teraz w Miedzi też mam nr 7!

Reklama

W Legnicy był Goku, teraz jest Gohan. Nieźle. Lubisz Dragon Balla?

Szczerze mówiąc, nie byłem fanem. Oglądałem kilka odcinków, ale nie wciągnęły mnie.

Jak zaczęła się twoja przygoda z piłką?

Mój starszy brat był profesjonalnym piłkarzem i też grał w Universidad de Chile. To największy klub w naszym kraju. Kiedy byłem mały, oglądałem jego mecze. Stałem się fanem „La U”, rodzina mnie wciągnęła. Nasz ojciec również tam grał, tyle że w akademii. A że kopałem piłkę, odkąd pamiętam, poszedłem tą drogą dalej. Zaczęło się od domu i podwórka, a skończyło na szkołach sportowych. W międzyczasie złapałem też zajawkę na tenis. W pewnym momencie stanąłem nawet przed wyborem – tenis czy futbol. Miałem dwie dobre opcje. Gdybym nie został piłkarzem, byłbym dzisiaj tenisistą.

Byłeś tak dobry w tenisa?

Tak. W wieku 11-12 lat chciałem zdecydować, jakiemu sportowi poświęcę swoje życie. Nagle jednak naszła mnie taka ciekawość, jak to jest być zawodnikiem w profesjonalnym klubie piłkarskim. Zgłosiłem się do akademii „La U” i okazało się, że mój rozwój przebiega bardzo szybko. To przyszło naturalnie, kierowałem się intuicją.

Reklama

Czyli tenis to twoja największa pasja po futbolu.

Zgadza się. To mój drugi sport – uwielbiam grać i oglądać, jak grają inni.

Twój ulubiony tenisista zatem?

Od zawsze lubiłem styl Rogera Federera, ale trudno wyróżnić mi jednego najlepszego. Podziwiam też Novaka Djokovicia, który wciąż ma odpowiedni wiek, żeby bić kolejne rekordy.

Rafael Nadal też jest wybitny, ja z kolei uwielbiam jego technikę.

Mamy ich trzech i żadnego z nich nie da się nie lubić. To legendarni tenisiści. W pewnym momencie Chile też miało swojego mocnego przedstawiciela – Fernando Gonzaleza, który swego czasu był w topowej dziesiątce tenisistów. Dla wielu młodych adeptów tenisa w kraju to był bohater.

Masz jeszcze jakąś inną pasję?

Czasami gram w gry, ale nie jestem jakoś bardzo w nie wciągnięty. Przede wszystkim spędzam dużo wolnego czasu ze swoją narzeczoną. Lubimy poznawać nowe miejsca, jesteśmy aktywni, oboje lubimy sport. Generalnie nie nudzimy się. Pewnie mógłbym częściej grać w tenisa, ale muszę dbać o właściwą regenerację organizmu po treningach. Wolę się wyciszyć i wypocząć, wybrać coś spokojnego.

Z jakim celem brniesz przez życie?

Myślałem o tym wczoraj… Moim głównym celem jest długa kariera piłkarska. Teraz mamy wielu zawodników, którzy niesamowicie podwyższają poprzeczkę. Dbają o siebie i przesuwają granicę wieku, w którym można grać profesjonalnie na wysokim poziomie. Dlatego chcę grać tak długo, jak to tylko będzie możliwe. A potem – cóż, najprawdopodobniej zostanę trenerem.

Wciąż myślę też o najlepszych ligach. Gram po to, żeby się w nich znaleźć. To mój cel, który nie zmienia się od samego początku przygody z futbolem. Wierzę, że uda mi się jeszcze zagrać w naprawdę dużym klubie z fajną historią.

W Ekstraklasie łatwo się wybić, wypromować. Można powiedzieć, że wybrałeś dobre miejsce, żeby przypomnieć o sobie w Europie.

Też tak sądzę, ale nie wybiegam myślami w przyszłość. Skupiam się na tym, co jest tu i teraz. Wydaje mi się, że polska liga jest ciekawa i dobrze zorganizowana. Ma piękne stadiony, dobre kluby i jakościowych zawodników również z zagranicy. Ekstraklasa jest po prostu atrakcyjna.

Był taki moment w twoim życiu, kiedy głowę za bardzo zatruwały ci myśli niezwiązane z boiskiem? Słyszałem, że w Brazylii potrafiłeś się załamać, być nieszczęśliwym przez dłuższy czas.

Przyznaję: były dobre i złe momenty. Na przykład w Manchesterze United byłem młodym chłopakiem, który na początku nie grał za wiele. Byłem wypożyczany: najpierw do Wigan, gdzie poznałem smak grania meczów w Europie. Potem do Realu Saragossa, gdzie miałem fajny czas na zapleczu La Liga. Następnie było Dinamo Zagrzeb, w którym strzelałem wiele goli…

To był chyba twój najlepszy okres w karierze.

Poniekąd tak. Strzeliłem najwięcej goli w lidze i dostałem się do reprezentacji Chile na dłużej. Zagrałem też na Copa America. To był świetny rok, tylko potem było trochę gorzej. W meksykańskim Atlasie miałem przeciętny sezon – chodziło o problemy z adaptacją. Ale myślę, że to normalne wśród piłkarzy. Nie w każdym miejscu poczujesz się tak samo dobrze. To nie jest oczywiste. Po tym okresie wróciłem do Universidad de Chile, które było w kryzysie. To nie był już tak mocny klub w porównaniu do czasów, gdy stawiałem w nim pierwsze kroki.

Po trzech latach spędzonych w „La U” dołączyłem do Fortalezy w drugiej połowie poprzedniego sezonu. Trochę meczów zagrałem, fajnie było występować w Copa Libertadores, ale czułem, że to nie było to. Nie dostawałem tylu minut, ile myślałem, że będę dostawał. Nie czułem zaufania trenera. Ale, cóż, są wzloty i upadki. Ja miałem kilka upadków, które są dla mnie cennymi lekcjami na przyszłość. Jestem człowiekiem, który wyciąga wnioski i nie chce popełniać tych samych błędów. Teraz cieszę się teraźniejszością, bo jestem w ekscytującym miejscu. Wróciłem do Europy, pragnę tutaj pokazać, co potrafię.

Manchester United był taką cenną lekcją? Może to było dla ciebie za wcześnie, miałeś wtedy 18 lat.

Nie wiem, czy za wcześnie. Nie wiem też, czy z klubem zrozumieliśmy się co do wzajemnych oczekiwań. Może zabrakło dobrej komunikacji i określenia, jaki plan ma na mnie Manchester United, a czego chciałbym ja. Może mogłem mieć więcej cierpliwości, zaufać procesowi, nie iść na wypożyczenie. Byłem bardzo młody, więc miałem dużo czasu na rozwój.

Przy tym wszystkim jednak – na pewno niczego nie żałuję. Tamten okres mnie ukształtował, gra w innych klubach nauczyła mnie wielu rzeczy. Poznałem futbol na wiele sposobów na różnych poziomach. Wbrew temu, co można sądzić, podobały mi się dalsze przygody po transferze do United. Może nie mam na koncie wielu trofeów…

Nie no, trochę ich masz. Łącznie 10, a w tym wyjątkowy Puchar Anglii z Wigan czy wygrane Copa America.

Okej, trochę ich jest, ale zawsze możesz powiedzieć „można mieć więcej”. Co prawda w wielu miejscach zrobiłem na boisku swoje, ale wciąż mam czas, żeby było tego jeszcze więcej. Jestem młody, czuję się młodo. Może uda się pograć do 40. roku życia? Kto wie. Chciałbym tego.

Mamy przykłady z Lewandowskim czy Ronaldo na czele, że można. Czyli rozumiem, że gdybyś mógł cofnąć się w czasie, nie zmieniłbyś nic?

Nie, nie sądzę. Uważam, że trzeba być wdzięcznym za to, co się ma. I wyrozumiałym względem tego, gdzie prowadzi nas los. Cieszę się, że jestem zdrowy i wróciłem do Europy. Do ciekawej ligi, ciekawego klubu z obiecującym projektem sportowym. Staram się doświadczać wszystkiego z uśmiechem, a nie z myślą „Co by było, gdyby”.

Pytam o to dlatego, że kiedy stanąłeś przed Aleksem Fergusonem, mogłeś poczuć, że jesteś „kimś”. I potem miałeś prawo nie poradzić sobie z faktem, że po dotknięciu nieba z biegiem czasu spadałeś coraz niżej.

Rzeczywiście, w jakimś momencie trudno było mi się z tym pogodzić. Byłem młody, chciałem wszystkiego bardzo szybko. To trudne uczucie, gdy czujesz, że jesteś czegoś bardzo blisko, a za chwilę musisz trafić do innej rzeczywistości. Ale tak jak ci powiedziałem – od momentu transferu do Manchesteru United rozwinąłem się tak bardzo jako człowiek i piłkarz, że dzisiaj nie mam żadnego żalu. Po latach mam inne podejście. Z podobnymi wyzwaniami czy problemami radzę sobie inaczej niż 10 lat temu. Jestem spokojniejszy, bardziej cierpliwy.

Możesz rozwinąć? Jaką jesteś osobą? Na treningu wydawałeś mi się trochę zamknięty, introwertyczny.

Myślę, że to kwestia czasu. Nie lubię wchodzić do nowego zespołu w głośny sposób. Nie chcę być w centrum uwagi. Zależy mi na poznaniu tych ludzi, odkryciu ich osobowości. Potem przyjdą żarty! Zawsze tak miałem – najpierw cichy, obserwujący, a później bardziej ekspresywny i zrelaksowany. Tak więc na razie zobaczyłeś ten pierwszy etap mojej aklimatyzacji. W kolejnych tygodniach będzie inaczej.

Chilijczycy mają w sobie coś szczególnego, czym mogą wyróżnić się na tle innych krajów?

Nie powiedziałbym. Wydaje mi się, że Latynosi w dużej mierze są do siebie podobni. Jesteśmy bardziej otwarci, rozmowni, głośniejsi. Z drugiej strony Chile trochę temu zaprzecza, bo moi rodacy nie są tak ekspresywni jak inni ludzie w Ameryce Południowej. Jesteśmy odrobinę „zimniejsi”, choćby w porównaniu do Brazylijczyków. Nie chciałbym jednak pakować wszystkich do jednego worka. Na przykład z piłkarzami z twojego kraju nigdy nie miałem do czynienia, a w Miedzi już widzę, że są Polacy bardziej i mniej otwarci. Ale gdy się do nich zagada, są uprzejmi i szybko potrafią nadawać na innych falach. Moim zdaniem na samym końcu tak naprawdę ma znaczenie osobowość, a nie kraj, z którego pochodzisz.

Trudno jest w Chile wybić się do świata profesjonalnej piłki?

Akurat mój proces szkolenia w akademii przebiegł dobrze, nie mogłem narzekać. Ale zgodzę się, że Chile nie jest łatwym miejscem do zostania profesjonalnym piłkarzem. Nawet mimo przepisów, że na boisku odpowiednią liczbę minut muszą zagrać młodzi zawodnicy. Moja droga była o tyle łatwiejsza, że trafiłem na moment, gdy „La U” odnosiło sukcesy. Przepływ zawodników był lepszy, wtedy było łatwiej. Pierwszą drużynę prowadził Jorge Sampaoli, który dał klubowi trzy mistrzostwa Chile z rzędu i wygrał Puchar Ameryki Południowej. Jednocześnie ten szkoleniowiec lubił stawiać na młodzież, nie bał się tego.

W pewnym momencie Sampaoli potrafił wziąć pięciu chłopaków z najstarszej grupy młodzieżowej i wrzucić ich do pierwszego składu, regularnie dając im szanse. Takie ruchy przynosiły zyski dla klubu, młodzi piłkarze zostawali sprzedawani do Europy. Podobnie zresztą jak ja. Dlatego nie mogę odpowiadać za ogólne realia w Chile, bo uważam, że znalazłem się w odpowiednim miejscu i czasie. Nie znaczy to, że było łatwiej, bo swoją szansę najpierw trzeba wykorzystać. Ale one się pojawiały, w tym rzecz. Wielu młodych zawodników w Chile niestety nie mogło powiedzieć tego samego.

Miałeś wtedy jakiegoś piłkarskiego idola? Argentyna ma Messiego czy Maradonę, a Chile?

Marcelo Salas, w kilku miejscach prawdziwa legenda. Zapisał się w historii reprezentacji Chile, River Plate, Lazio czy Juventusu. No i Ivan Zamorano, też wielki zawodnik z sukcesami w Realu Madryt czy Interze. Ale to byli idole starszych pokoleń. Wzory dla kolejnych generacji chilijskich piłkarzy. Jeśli chodzi o mnie, uwielbiałem oglądać Premier League, ligę włoską i hiszpańską. Tam zobaczyłem takich piłkarzy jak Thierry Henry, Ronaldo i Ronaldinho. To byli moi faworyci, jako nastolatek często odpalałem wideo z nimi w roli głównej.

A Messi? Jego mogłeś zobaczyć na żywo. Ba, grałeś przeciwko niemu.

Tak, to prawda. W finale Copa America zmierzyliśmy się z Argentyną. Wtedy wszedłem na boisko z ławki i może nie grałem jakoś długo, ale… Ach, dopiero z poziomu murawy widzisz, jak szalenie dobry on jest. Nie mam nawet porównania – Messi to po prostu gość z innego świata. Najlepszy piłkarz z drużyny przeciwnej, z jakim w życiu grałem.

A najlepszy piłkarz, z jakim grałeś w jednej drużynie?

Grałem w reprezentacji z Arturo Vidalem, Alexisem Sanchezem, Claudio Bravo czy Garym Medelem w ich prime-time. To przedstawiciele świetnej, złotej generacji chilijskiej reprezentacji. Jeśli chodzi kluby, co prawda w Manchesterze United grałem tylko w meczach towarzyskich, ale byłem w zespole z Robinem Van Persim, Ryanem Giggsem czy Michaelem Carrickiem. Móc się od nich czegoś nauczyć – wielka frajda.

Na swojej drodze miałeś też kilku świetnych trenerów. Na czele choćby z Jorge Sampaolim, Zoranem Mamiciem…

Sampaoli był trenerem sukcesu, który wprowadził mnie do seniorskiej piłki. Potem wziął do reprezentacji Chile i dawał szanse w Copa America. Ufał mi. Sprawił, że mam wyjątkowe wspomnienia, których nigdy nie zapomnę. Sampaoli zostawił w moim życiu największy ślad.

W takim razie może masz takiego piłkarza-kolegę, którego też nigdy nie zapomnisz z jakiegoś powodu.

Może nie byłem z nim tak blisko, ale na pewno zapamiętam Arturo Vidala. Szalony człowiek! Natomiast bliskie relacje mam z Danim Olmo, który dzisiaj gra w Lipsku i reprezentacji Hiszpanii. Dobrze dogadywaliśmy się w Dinamie Zagrzeb, teraz mamy bardzo dobry kontakt. To samo z Junior Fernandesem, który po przygodzie w Europie wrócił ostatnio do „La U”.

A moment, którego nigdy nie zapomnisz?

Pierwsza myśl to moja pierwsza bramka w profesjonalnej karierze.

Jak ją strzeliłeś?

To był mecz w Copa Libertadores, wygrywaliśmy 4:0. Trener zdecydował, że da mi zadebiutować. Nie mogłem wysiedzieć na ławce i powtarzałem sobie pod nosem „Daj mi chociaż pięć minut, daj mi pięć minut, a ja na pewno strzelę!”. Rozgrzewałem się i chciałem wejść w głowę trenera, przekonać go telepatycznie. Na szczęście mnie zawołał, wszedłem na ostatnie pięć minut i w samej końcówce strzeliłem tego gola. Nasi rywale musieli atakować, zostawiali dużo przestrzeni za plecami obrońców, z czego skorzystaliśmy. Długa prostopadła piłka od kolegi, biegnę kilkadziesiąt metrów do pola karnego, idę sam na sam z bramkarzem i strzelam z całej siły. Nawet nie celowałem, bo tyle było we mnie emocji.

Później pewnie strzelałeś trudniejsze bramki.

Tak, choć przyznam, że po kilku minutach byłem już zmęczony. Prawda jest taka, że jako ofensywny piłkarz wchodzący z ławki bardzo szybko tracisz siły. Mniej kalkulujesz, chcesz się pokazać w każdym miejscu. Biegasz tyle, ile się da.

Kibicom zdarza się czasami wręcz drwić z piłkarzy rezerwowych, że męczą się tak szybko. Nie wiedząc, jaka jest natura takiego manewru.

Kiedy nie masz intensywnej rozgrzewki z całym zespołem przed meczem, twoje ciało nie przystosuje się później tak szybko do tempa meczowego. Z większą trudnością łapiesz oddech, mięśnie wolniej się dotleniają. Czasami masz tak mało czasu po wejściu z ławki, że te pierwsze minuty na boisku są tak naprawdę dalszą częścią twojej rozgrzewki.

W jakim kraju do tej pory czułeś się najlepiej?

Muszę przyznać, że w Chorwacji czuję się jak w drugim domu. Pomijając Chile, spędziłem tam najwięcej czasu. Stamtąd jest też moja narzeczona. W Chorwacji mamy dom, wielu przyjaciół, rodzinę. Tam też miałem okazję grać w Lidze Mistrzów, Lidze Europy czy wygrywać trofea. Dlatego Chorwacja ma specjalne miejsce w moim sercu.

Bycie piłkarzem to dla ciebie coś więcej? 

Nie, zupełnie tak nie uważam. Jestem normalnym człowiekiem i na pewno nie patrzę na ludzi z góry. Nie wyobrażam sobie czegoś takiego, twardo stąpam po ziemi. Każdego traktuję w ten sam sposób, bez podziałów. Zdaję sobie sprawę, że w życiu mam zapewne trochę łatwiej w porównaniu do osób, które mają klasyczne zawody. Ale z drugiej strony to też nie jest tak, że od początku do końca mamy takie super życie. To po prostu inny typ pracy, inny typ poświęcenia się czemuś. Najtrudniej jest dojść do momentu, kiedy możesz robić to, co kochasz. Godnie żyć z pasji, wejść na tę drogę na dłużej. Zresztą, gdyby to było takie proste, o wiele więcej ludzi na świecie mogłoby powiedzieć coś podobnego, a tak niestety nie jest. Szkoda, bo komuś czasami brakuje po prostu wytrwałości, wiary i ambicji. Tylko tyle i aż tyle.

W takim razie jak chciałbyś zostać zapamiętany?

Jako dobry piłkarz, dobry kolega z zespołu i dobry kumpel. W pierwszej kwestii mam jeszcze wiele czasu do wejścia na wyższy poziom. Nie przestaję marzyć o grze w świetnej lidze, ciągle chcę się rozwijać. Żeby być topowym napastnikiem w skali kraju, trzeba ciężkiej pracy. Może regularnej gry w lidze top 5 blisko nie byłem, ale nikt nie zabroni mi o tym marzyć. Trzeba walczyć o swoje marzenia.

Nikt ci ich nie zabierze, one nas napędzają. Czyli to jest twoje największe marzenie – gra w topowej lidze Europy?

Do tego jeszcze występ na mistrzostwach świata – to jest nr 1. A w dobrym klubie z fajną historią marzy mi się jeszcze Liga Mistrzów. Nie mam jednak konkretnej ligi czy zespołu, w jakim chciałbym zagrać. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. A za 10 lat będę już myślał o marzeniach w roli trenera.

Myślisz, że się do tego nadajesz? To trudny, często niewdzięczny zawód.

Mam trochę doświadczenia w roli zawodnika, które wciąż rośnie. Ono powinno pomóc, ale oczywiście nie uważam, że jest decydujące. Będę musiał przestudiować tajniki tej pracy, spojrzeć na futbol z innej strony, nauczyć się odpowiedniej komunikacji z zespołem. To masa czynników do opanowania, lecz gdy o tym myślę – nie boję się tego. Niczego w kierunku wyrabiania papierów jeszcze nie zrobiłem, bo moja kariera piłkarska potrwa długo, ale do wizji trenerskiej jest mi najbliżej.

Zawsze możesz zadzwonić do Aleksa Fergusona po kilka rad!

Na to przyjdzie czas! Ferguson to wielki charakter, wspaniały człowiek. Co prawda nie mieliśmy okazji popracować ze sobą dłużej, jednak to dla mnie dużo znaczy, że mogłem osobiście poznać taką ikonę futbolu.

Na koniec – czego ci życzyć?

Świetnego sezonu w Miedzi Legnica. Chcę dać tutaj radość, być najlepszą wersją siebie.

ROZMAWIAŁ KAMIL WARZOCHA

Fot. Newspix, miedzlegnica.eu (główne)

WIĘCEJ O MIEDZI LEGNICA:

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami

Bartek Wylęgała
1
Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami
1 liga

Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Piotr Rzepecki
4
Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Media: Ramirezowi nic nie zagraża. Badania nie wykazały żadnych anomalii

Piotr Rzepecki
5
Media: Ramirezowi nic nie zagraża. Badania nie wykazały żadnych anomalii

Komentarze

35 komentarzy

Loading...