Reklama

Strzelać i nie strzelać. O wojnach Aleksandra Ceferina

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

24 czerwca 2022, 15:48 • 11 min czytania 4 komentarze

Aleksander Ceferin służył w dwóch armiach – jugosłowiańskiej i słoweńskiej. Dwukrotnie przywdziewał mundur, łapał karabin i stawiał się na frontach bałkańskich wojen domowych. Czasami błogosławi siły wyższe, że nigdy nie musiał wycelować i strzelić do drugiego człowieka. Na stanowisku prezydenta UEFA dzieli swoich wrogów na trzy kategorie. W najniższej gnieżdżą się ludzie, którzy wystąpili przeciwko jego majestatowi, ale wcześniej nie mogli liczyć na uprzywilejowanie w jego oczach. W pośredniej gromadzą się niegdyś bliscy mu koledzy, którzy jednak podnieśli rękę na legitymizowany przez niego ład europejskiego futbolu. W najwyższej znajduje się zaś miejsce tylko dla jednego człowieka – Andrei Agnelliego. Tak oto walczy się o prymat na szczytach piłki nożnej na Starym Kontynencie. 

Strzelać i nie strzelać. O wojnach Aleksandra Ceferina

– Poznałem go. To bardzo inteligentny człowiek. W kontakcie jest bezpośredni i zdecydowany. Zna realia piłki nożnej. Czuje futbol. Ma świadomość, że jeśli na tym stanowisku zgodzisz się na za zbyt dużo kompromisów, rozmyje i rozmydli się przyjęta strategia, której trzeba się trzymać. Dlatego też Ceferin tak twardo broni żelaznych interesów UEFA – mówi nam Maciej Sawicki, były wieloletni sekretarz generalny Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Aleksander Ceferin – UEFA vs Superliga

Ten człowiek nie istnieje

Panel obradowy na Financial Times Business of Football Summit w Londynie. Andrea Agnelli, prezydent Juventusu, wyśmiewa krótkowzroczność części piłkarskich decydentów, uważających zainteresowanie masowego widza futbolem za wieczny pewnik. Czterdziestosześcioletni biznesmen trąbi o „najpiękniejszym sporcie w poważnych tarapatach”. Przekonuje o konieczności „przeprowadzanie wielostrukturowych reform”. Szafuje statystykami określającymi trendy współczesności. Ponad jedna trzecia kibiców wspiera przynajmniej dwa kluby. Dziesięć procent fanów śledzi poczynania konkretnych zawodników, a nie konkretnych organizacji. Prawie dwie trzecie młodych ludzi śledzi piłkę kopaną ze strachu przed wykluczeniem z życia towarzyskiego lub z niezidentyfikowanej sympatii do dużych wydarzeń. Czterdzieści procent przedstawicieli słynnego pokolenia Z, ludzi między szesnastym a dwudziestym czwartym rokiem życia, kompletnie nie interesuje się futbolem.

Aleksander Ceferin przemawia wcześniej i zastawia pułapkę. Uderza w emocjonalne tony i używa brudnych sztuczek erystycznych. Sugeruje, że apologeci idei Superligi – z Agnellim na czele i przedzie mocarstwowego pochodu – wysługują się lękami i niepokojami społecznymi. Słowami rysuje oś chronologiczną. – Najpierw wpadli na ten absurdalny pomysł w środku pandemii. Teraz kolejna głowa tej nie-piłkarskiej hydry odradza się i odrasta w środku wojny na Ukrainie. Czy muszę jeszcze opowiadać o intencjach tych ludzi? O czystości ich ideałów? Oni żyją w równoległym świecie – grzmi prezydent UEFA.

Reklama

W ostatnich latach Andrea Agnelli wyrósł na jego największego wroga. Ceferin wniósł ich konflikt na poziom śmiertelnej powagi. Przed woltą założycieli Superligi i wytoczeniem ciężkich dział przeciwko UEFA mieli się za przyjaciół. „Amici del cuore per sempre”, „najlepsi przyjaciele na zawsze”, takimi słowami się określali. Słoweniec wciąż jest nawet ojcem chrzestnym córki Włocha. Zgadzali się we wszystkim, szanowali się do przesady, realizowali wspólne interesy i interesiki, aż Andrea Agnelli nadał bieg meteorowi Superligi i tydzień później nic już nie było takie samo.

– Nikt wcześniej nie zranił i nie zdradził mnie w takim stopniu. To sprawa na wskroś osobista. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, ale kłamał prosto w oczy i to aż do ostatniego dnia. Zapewniał, że nie mam żadnych powodów do zmartwień, a dzień wcześniej podpisał już dokumenty założenia Superligi za moimi plecami. Dla mnie ten człowiek nie istnieje – zwierzał się Aleksander Ceferin, który lubi podkreślać, że powaga jego urzędu sytuuje go w profesjonalnych relacjach wobec Juventusu, ale figura Agnelliego jest już dla niego przeszłością. Na Financial Times Business of Football Summit w Londynie mieli okazję zetknąć się po raz pierwszy od upadku Superligi, ale o żadnej próbie pogodzenia czy nawet wyciągnięcia wirtualnej ręki nie ma mowy. Takie gesty nie pojawiają się na szczytach władzy.

Wielki dla małych, mały dla wielkich?

– Nie ma żadnych kompleksów wynikających ze słoweńskiego pochodzenia. Kupił środowisko i wygrał wybory na prezydenta UEFA, bo poświęca dużo uwagi federacjom o małej i średniej wielkości na Starym Kontynencie. Wie, że ten sport w modelu europejskim musi opierać się na systemie awansów i spadków, na inicjatywach grassroots, na uchylaniu salonowych drzwi skromniejszym i biedniejszym, na pozwalaniu na spełnianie marzeń klubom z każdego zakątka Europy. Widać to było przy jego ruchach w sprawie niedoszłej Superligi – twierdzi Maciej Sawicki.

Prezydenckie wybory Aleksander Ceferin wygrywał dwukrotnie. W 2016 roku na ateńskim kongresie pokonał Michaela van Praaga (42:13) i sięgnął po władzę w UEFA, a trzy lata później triumfował jako jedyny kandydat na rzymskim Kongresie Zwyczajnym i zapewnił sobie kontynuację rządów. Wszystko wskazuje na to, że w 2023 zostanie wybrany na kolejną czteroletnią kadencję. Siła jego politycznego projektu objawia się nie tylko w układności wobec największych federacji, bo chociażby Niemiecki Związek Piłki Nożnej już zapowiedział, że Słoweniec może liczyć na tamtejszy głos w zbliżających się wyborach, ale przede wszystkim w całkiem sprawnie przekładanym na realne działania programie „dbałości o poprawę równowagi konkurencyjnej w europejskim futbolu i zmniejszenie dystansu między elitarnymi klubami i federacjami a resztą stawki”.

Ceferin często podkreśla, że osiemdziesiąt procent budżetu Słoweńskiego Związku Piłki Nożnej za jego kadencji na stanowisku prezesa rodzimej federacji pochodziło z UEFA, a wiele mniejszych stowarzyszeń jest jeszcze bardziej zależnych od organu zarządzającego. Faktem jest, że prawie połowa dochodów UEFA pochodzi z drużyn narodowych. UEFA karmi najmniejszych, a najmniejsi wybierają prezydenta UEFA. Dlatego też piędziesięcioczterloetni słoweński działacz, choć krytykował kontynentalny charakter Euro 2020, zawsze powtarza, że mistrzostwa Europy w najbliższych latach odbywać się będą przynajmniej w dwudziestoczterozespołowym formacie. Taki jest jego przepis na władzę.

Reklama

UEFA pasie się na piłce reprezentacyjnej. Liga Narodów pozwoliła na spieniężenie i nadanie powagi meczom towarzyskim. Euro stoi na kosmicznym poziomie sportowym i przyciąga przed telewizory miliardy telewidzów. Gdy więc Gianni Infantino, prezydent FIFA i zimnowojenny wróg Ceferina w walce o władzę w globalnym futbolu, napomyka czasami o konieczności organizowania mundialu w trybie dwuletnim, Słoweniec ripostuje trafnie i ostro: „Dlaczego nie zrobimy mundialu od razu co sześć miesięcy? Mało: można go robić co miesiąc, co tydzień!”. Słuchacze nie przepadają za chciwością i pychą Infantino, fani uwielbiają mistrzostwa Europy, więc klaszczą Ceferinowi. Budowanie dobrego wizerunek poprzez kontrast. Taki też jest jego przepis na władzę. I wszystko byłoby tak pięknie, gdyby tylko nie wielkie kluby.

Aleksander Ceferin i Gianni Infantino

Katarski przyjaciel

Liga Mistrzów przynosi olbrzymie zyski. Liga Europy dokłada swoje grosze. Liga Konferencji zadebiutowała z przytupem. UEFA kosi gruby szmal na rozgrywkach klubowych, ale Aleksander Ceferin nie może spać spokojnie, odkąd powstał i upadł pomysł Superligi, choć sam powiedział kiedyś, że kompromitacja tego projektu zamroziła możliwość jego nawrotu na dziesięć albo piętnaście lat. Słoweniec postrzega tę przepychankę w kategoriach wojny klas – UEFA broni najbiedniejszych i trzyma w ryzach najbogatszych, Superliga gnębi pariasów i wynosi na piedestał patrycjuszy. Kiedy więc stracił sprzymierzeńca w osobie Andrei Agnelliego, musiał znaleźć sobie nowego przyjaciela. Padło na Nassera Al-Khelaifego. Nowego – po kadencji Andrei Agnelliego – prezes Stowarzyszenia Klubów Europejskich. Przewodniczącego Qatar Sports Investments. I postać, doprawdy, godną miana przedstawiciela interesu ciemiężonych.

– On nie pomógł tylko mi. Pomógł całej piłce nożnej. Gdyby Superliga powstała, uderzyłoby to we wszystkich, w tym także PSG. Bardzo szanuję Al-Khelaifiego. Jest zwariowany na punkcie futbolu i kocha PSG. To także ceniony członek Komitetu Wykonawczego UEFA. Wierzę, że wspólnie możemy dokonać bardzo wiele – deklarował niedawno Aleksander Ceferin.

Razem utworzyli silną frakcję w europejskiej piłce klubowej. Na wszystkich frontach ukracają zakusy innych wielkich piłkarskiego światka na powrót Superligi. Ceferin ogłasza reformę Ligi Mistrzów, która od sezonu 2024/25 zmieni format – rozgrywki zostaną powiększone z trzydziestu dwóch do trzydziestu sześciu drużyn, nie będzie już fazy grupowej. Al-Khelaifi kręci zaś głową na słowa głosicieli upadku futbolu i twierdzi, że „wątpliwości co do słuszności europejskiego modelu piłki nożnej nie są słuszne”, a swoją tezę podpiera – jakże inaczej – pieniędzmi liczonymi w dolarach amerykańskich. Prezydent PSG rozgłasza wszem i wobec, że wzrosty i przychody nigdy nie były tak wielkie, a za kilka lat będą jeszcze większe, więc wszystkie wielkie kluby i federacje będą opływać w luksusach. Portfel UEFA ma puchnąć!

Interesy to interesy. Al-Khelaifi rzucił kiedyś, że znudził mu się Superpuchar Europy i chętnie zobaczyłby w jego miejsce turniej z udziałem najlepszych z najlepszych. Proponował, żeby w środku lata mierzyli się ze sobą zwycięzcy i finaliści Ligi Mistrzów ze zwycięzcami Ligi Europy i zwycięzcami Ligi Konferencji, ale dodawał, że to otwarta propozycja, którą można jeszcze po stokroć modyfikować i zapachniało miniaturową wersją Superligi pod egidą UEFA. Ceferin – wierny przyjaciel Katarczyka – natychmiastowo podłapał tę koncepcję i zdradził, że Europejska Federacja Piłkarska poważnie rozpatruje taką możliwość. Cóż, taki również jest jego przepis na władzę. Albo jej koszt.

Aleksander Ceferin

Chłodne relacje z Perezem

Równocześnie wszelkim działaniom prezydenta UEFA krytycznie przygląda się Florentino Perez. Siedemdziesięciopięcioletni jegomość i jeden z architektów ery super-klubów z super-piłkarzami nie dość, że zaskakująco przytomnie diagnozuje usytuowanie piłki nożnej wobec zmieniającego się świata i zdaje się być politycznym graczem większego kalibru niż Słoweniec, to jeszcze od lat niezwykle skutecznie przewalcza kolejne kryzysy wizerunkowe i próby podkopania swojej pozycji w kraju i środowisku.

Florentino Perez jest w europejskim futbolu dłużej niż Nasser Al-Khelaif i Aleksander Ceferin. Florentino Perez dysponuje przynajmniej podobnie potężnymi instrumentami wpływu jak ta dwójka. Florentino Perez stoi na czele aktualnie najsilniejszego klubu piłkarskiego na świecie. Ma władzę i za sobą rząd dusz. I z tą siłą trzeba się liczyć. Prezes Realu Madryt – w identycznym stopniu jak Andrea Agnelli – stał i wciąż stoi przecież na czele idei Superligi. Kiedy więc Ceferin i Perez spotkali się na uefowskim koktajlowym przyjęciu w paryskim Carrousel du Louvre przed finałem Ligi Mistrzów pomiędzy Realem Madryt a Liverpoolem, jakieś dziesięć kilometrów od Stade de France, oczekiwano gromów albo złowrogiej ciszy.

– Spotkaliśmy się na kolacji i potem na meczu. Serdecznie się przywitaliśmy i tyle, wszystko było normalnie. Wręczyłem mu makietę z Santiago Bernabeu. I jeszcze inny prezent. Nie jest tak, że się różnimy. Zawsze mówiłem, że chcemy porozmawiać UEFA, ale doszło do tak absurdalnej sytuacji… Superliga wciąż żyje. Mamy prawo do organizowania rozgrywek między sobą. I wcale nie poza UEFA, a właśnie z i w ramach UEFA. Jako inny typ rozgrywek. Rozumiemy to tak, że UEFA to monopol i że jest regulatorem, organizatorem i sędzią rozgrywek, a jednym z filarów tej Unii Europejskiej jest konkurencja. Ceferin groził, że wyrzuci Real Madryt z Ligi Mistrzów, ale nigdy się nie baliśmy, bo tak gadali tylko na początku. Tak czy inaczej, ten wieczór nie był przeznaczony na takie rozmowy – relacjonował Florentino Perez.

– To była walka społeczna, dlatego reakcje były tak brutalne. Czy dwunastu miliarderów ma prawo pozbawić nas naszego sportu? Czy można kupić wszystko? Piłka nożna to coś więcej niż tylko gra. To integralna część naszych narodów, kultur i społeczeństw – ripostował na odległość Aleksander Ceferin.

Ostatecznie jednak otoczenie słoweńskiego prezydenta UEFA nieoficjalnie ma przekonywać, że Florentino Perez jest jedynym możnym europejskiego futbolu, przed którym dyga Ceferin. Na każdym kroku przekonuje, że nie ma żadnego problemu z Realem Madryt, a tak w ogóle to „ten klub jest prawie nieśmiertelny i przypomina mu kota – ma przynajmniej dziewięć żyć”.

Aleksander Ceferin i Florentino Perez

Nie błądzi po omacku

Przy tym wszystkim Aleksander Ceferin faktycznie sprawił, że zapomniano o jego tak wielkim i rozpoznawalnym, jak i skompromitowanym i kontrowersyjnym poprzedniku, Michelu Platinim.

Maciej Sawicki: – Platini i Ceferin? Dwie kompletnie różne osoby, nie da się ich w żaden sposób zestawić i porównać. Platini był wybitnym piłkarzem, sportowcem światowej klasy, popularnym jak świat długi i szeroki na długo przed nominacją na prezydenta UEFA. Ceferin rozpoznawalność buduje dopiero poprzez swoją prezydenturę. Odnoszę wrażenie za to, że Ceferin kontynuuje politykę zapoczątkowaną w UEFA przez obóz francuskiego poprzednika. UEFA musi bronić mniejsze i średnie federacje przez zapędami najpotężniejszych związków i klubów, które mają zakusy na całkowite zdominowanie europejskiego futbolu, co byłoby szkodliwe dla ogółu sportu. UEFA działa prężnie. Jest poukładana, korporacyjna, wpływa na kształt piłki. Ceferin wie, co robi, nie błądzi po omacku. Ma dobre wyczucie. Potrafi dzielić się odpowiedzialnością. Dobiera sobie kompetentnych doradców. Najlepszym przykładem zaoferowanie stanowiska wiceprezesa Zbigniewowi Bońkowi, wybitnemu piłkarzowi i człowiekowi obeznanemu w realiach globalnego futbolu.

Słoweniec wierzy w misyjność swojej prezydentury. Budzi mniej kontrowersji niż Gianni Infantino. Czasami palnie coś durnego o żałowaniu wykluczonych rosyjskich sportowców w obliczu „wojny, której nie wywołali i w której nie biorą udziału”. Sporadycznie czyjąś uwagę wzbudzi ponadprzeciętna liczba nominacji słoweńskich sędziów do najważniejszych spotkań organizowanych pod szyldem UEFA. Od czasu do czasu zbierze gromy przeznaczone dla Żeljko Pavlicy, szefa bezpieczeństwa Europejskiej Federacja Piłkarskiej, który ewidentnie nie potrafi zadbać o komfort i ochronę kibiców podczas finałów najważniejszych rozgrywek na Starym Kontynencie. Ale to drobiazgi na stanowisku, na którym wszystkie oczy krytyków zwrócone są w stronę tronu. Nie zarzuca mu się próżniaczego trybu pracy i szemranych intencji. Nie sprawia wrażenia fałszywego proroka, który próbuje zbawiać świat za pomocą futbolu i grubego portfela. Najwyżej tylko stworzy sobie listę wrogów do wyeliminowania. I tym razem wypali.

Czytaj więcej o związkach polityki ze sportem:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...