Reklama

Wszechobecne niebezpieczeństwo, czyli kuriozalne przypadki kontuzji w sporcie

redakcja

Autor:redakcja

16 czerwca 2022, 18:14 • 7 min czytania 13 komentarzy

Anita Włodarczyk zaprezentowała godną podziwu postawę – w pojedynkę zatrzymując złodzieja, który próbował ukraść jej samochód. Przepłaciła to jednak urazem – na tyle poważnym, że kilka miesięcy spędzi na rehabilitacji. Okoliczności, w jakich znalazła się zawodniczka Grupy Sportowej ORLEN, są oczywiście nietypowe. Ale w tym tekście przekonacie się, że świat sportu widział wiele bardziej kuriozalnych sytuacji, które skończyły się kontuzją. A ich autorzy nie do końca popisywali się odwagą jak Anita – a często zwykłą głupotą.

Wszechobecne niebezpieczeństwo, czyli kuriozalne przypadki kontuzji w sporcie

Krój jabłko tępym nożem

Życie sportowe Derricka Rose’a – najmłodszego MVP w historii NBA – było pełne kontuzji. Te zresztą zahamowały jego znakomicie zapowiadającą się karierę. Jedna z nich nie była jednak tragiczna w skutkach – tylko mogła na parę dni zamienić go w obiekt żartów w szatni. Otóż Amerykanin miał ochotę na jabłko i postanowił, że sam sobie je pokroi.

Co mogło pójść nie tak? Otóż Rose zrobił, co miał zrobić, ale potem zostawił nóż na łóżku. I zahaczył o niego, przewracając się na boki. To spowodowało, że musiał pojechać do szpitala, gdzie lekarze zahamowali krwawienie, a także założyli koszykarzowi dziesięć szwów. Sytuacja była zatem bardziej poważna, niż mogło się wydawać.

Inna sprawa, że Rose nie opuścił z jej powodu żadnego meczu. Był tylko zwolniony z treningu. Jedyne pytanie, które można było sobie zatem zadać, brzmiało – jakiego noża on używa do krojenia owoców?

Reklama

Nie zasypiaj z opatrunkiem na nogach

Ta historia jest tak nieprawdopodobna, że aż trudno uwierzyć, że miała miejsce naprawdę.

Orlen baner

B. J. Tyler był obiecującym koszykarzem, świeżo po podpisaniu kontraktu z Toronto Raptors. Po jednym z treningów przechodził typowy „zabieg” – to znaczy miał nogi obłożone lodem. Problem polegał jednak na tym, że – nie zdejmując tego pakunku – zasnął. Prawdopodobnie na dość długo. Bo kiedy się obudził, poczuł przeraźliwy ból.

Okazało się, że doszło do odmrożenia, Tyler uszkodził system nerwowy w nogach. To zmieniło wszystko. Kiedy już wrócił na boisko, był znacznie, a to znacznie wolniejszy. Kiedy to właśnie na szybkim poruszaniu się z piłką bazował swoją grę, jako mierzący 185 cm koszykarz.

Skończyło się tym, że Amerykanin… skończył karierę. W wieku 23 lat, jako gość, który dopiero co trafił do NBA i miał zarabiać miliony.

Dość podobna historia przydarzyła się bejsboliście Marty’emu Cordovie, który zasnął… w solarium. Naturalnie skończyło się to dla niego boleśnie – bo jego skóra przybrała buraczanego koloru. Po opuszczeniu kilku meczów wrócił jednak do gry.

Reklama

Nie denerwuj się

Wyładowywanie złości często kończy się niepomyślnie. Przekonał się o tym choćby Amare Stoudemire, który po porażce w fazie play-off z Miami Heat, poszedł do szatni i uderzył pięścią w szybę, za którą kryła się gaśnica. Skończyło się głębokim rozcięciem dłoni, licznymi szwami i oczywiście absencją w kolejnym meczu.

Potem koszykarz tłumaczył się, że tak naprawdę nie wyprowadził ciosu w gaśnicę, tylko w nią klepnął i pechowo uszkodził sobie rękę. Cóż, musiało to być wyjątkowo mocne klepnięcie. Tyle dobrego, że kontuzja Stoudemire’a nie miała długotrwałych skutków.

Dłuższą pauzę zapewnił sobie natomiast Latrell Sprewell, inny zawodnik NBA. Mówimy o incydencie z lat dziewięćdziesiąt, kiedy Amerykanin wyprawił huczną imprezę na należącym do niego jachcie. W momencie, gdy jeden z gości zwymiotował na pokładzie, Sprewellowi puściły nerwy. Podszedł do mężczyzny, żeby dać mu po zębach, ale… nie trafił. Jego pięść z hukiem wylądowała na ścianie.

Kolejnego dnia koszykarz New York Knicks przeszedł operację i wypadł z gry na sześć tygodni. Co ciekawe, historia nie była najbardziej szokującą, jaka przydarzyła się w jego karierze. Bo Latrell Sprewell to człowiek, który zasłynął z tego, że chciał w trakcie sprzeczki na treningu… udusić swojego trenera, P.J. Carlesimo. Na szczęście mu się nie udało.

Uważaj, jak tańczysz, no i jak chodzisz

W 2011 roku Kim Clijsters była na końcowym etapie leczenia kontuzji nadgarstka przed zbliżającym się Roland Garros. Pech jednak chciał, że w międzyczasie doznała kolejnego urazu. I to na… weselu swojego siostrzeńca. Kiedy zabawa była przednia, Belgijka postanowiła zdjąć buty i ruszyć na parkiet. W trakcie tańca skręciła jednak kostkę – i to bardzo poważnie.

W ten sposób tenisistka, która była wówczas pierwszą rakietą świata, straciła większość sezonu na mączce. Wyrobiła się dopiero na wspomniane French Open – gdzie jednak doznała porażki już w drugiej rundzie. A co warte podkreślania – był to okres, kiedy Clijsters naprawdę znajdowała się na fali, wygrywając dwa poprzednie turnieje wielkoszlemowe, czyli Australian oraz US Open.

Możemy więc zakładać, że tenisistka nie wspomina dnia, kiedy jej siostrzeniec się ożenił, zbyt miło. Co zresztą też ciekawe – kontuzja Clijsters miała miejsce niedługo po tym, jak równie nietypowego urazu doznała Serena Williams. Amerykanka bowiem w sezonie 2010 nadepnęła na odłamek szkła. I wypadła z gry na parę miesięcy.

Serena była nieco zawstydzona tą sytuacją, bo nie przyznała się do niej w mediach zbyt szybko. Inna sprawa, że mówimy o wyjątkowo pechowej sytuacji. Tenisistka nie nadziała się na nieposprzątane szkło, które leżało na podłodze w jej domu. Po prostu wychodziła z restauracji w Monachium i postawiła stopę w miejscu, gdzie nie powinna. A że miała na niej cienki klapek, szkło wbiło jej się w skórę.

W każdym razie – nawet największe gwiazdy tenisa mają na koncie wyjątkowo nietypowe okoliczności kontuzji.

Kanapa to też nie jest bezpieczna przystań

Ustaliliśmy już zatem, że profesjonalny sportowiec powinien uważać, jak tańczy oraz chodzi, ale za niebezpieczne należy uznać również siedzenie. Wystarczy wspomnieć historię Davida Seamana, słynnego bramkarza reprezentacji Anglii. Ten doznał kontuzji… sięgając po pilota od telewizora. Brzmi niewiarygodnie, ale podobno się wydarzyło.

Identyczną sytuację miał mieć też David James, kolejny golkiper grający w Premier League. Zaczęło się od chęci przełączenia kanału, skończyło na naderwaniu mięśni. Anglik jednak w 2013 roku zdementował powstałe pogłoski – pisząc na Twitterze, że nic takiego zwyczajnie nie miało miejsca.

Niebezpieczeństwo na kanapie czyhało też na Rio Ferdinanda, który w trakcie swojej przygody w Leeds United zbyt długo… grał na PlayStation z nogami wyciągniętymi na stole. Kiedy gamingowa sesja dobiegła końca, okazało się, że obrońca naderwał ścięgno w kolanie. Znowu brzmi to jak miejscowa legenda – ale nawet gdybyśmy mówili o prawdziwych wydarzeniach, delikatna wpadka nie przeszkodziła Rio zrobić wielkiej kariery.

Jak już zresztą przy wszelkiego rodzaju rozgrywkach jesteśmy – bejsbolista Joel Zumaya miał zrobić sobie krzywdę przez zbyt agresywne uderzanie w przyciski podczas gry w Guitar Hero. Natomiast Lionel Letizi, swego czasu bramkarz PSG, wybrał rywalizację w Scrabble. I doznał urazu pleców, schylając się po literkę, która spadła mu na ziemię.

Nie graj nie za pieniądze

Osobna kategoria to oczywiście przypadki sportowców, którzy wzięli się za swoją – lub inną – dyscyplinę w czasie wolnym. Carlos Tevez, w czasach, gdy był zawodnikiem Boca Juniors poszedł odwiedzić brata w więzieniu i przy okazji pograł z osadzonymi w piłkę. Skończyło się oczywiście urazem. Thibaut Courtois, kiedy był zawodnikiem Chelsea, uszkodził się natomiast podczas gry w koszykówkę. A Wayne Van Niekerk – najszybszy człowiek w historii na dystansie jednego okrążenia – do końca życia będzie wspominał kontuzję, której doznał w czasie charytatywnego meczu rugby (wersja bezkontaktowa, czyli „tag”), bo to ona zahamowała mu karierę.

Generalnie – możemy tak wymieniać. Szukając jeszcze kolejnych przypadków wyjątkowo nietypowych kontuzji: Ryan Lochte, wielokrotny mistrz olimpijski w pływaniu, zerwał więzadła w kolanie, kiedy nastoletnia fanka rzuciła mu się w ramiona. Brian Anderson, amerykański bejsbolista, sprawdził kiedyś temperaturę żelazka, przykładając je sobie do twarzy (!). Pełno piłkarzy doznawało też kontuzji w trakcie celebrowania strzelonej bramki.

Jaki z tego wszystkiego jest wniosek? Jak pech, to pech. Gdyby profesjonalni sportowcy mieli unikać wszystkich sytuacji, które mogłyby przynieść im kontuzję, musieliby – patrząc na przypadki z przeszłości – w ogóle nie wstawać z łóżka. A odleżyny to przecież też nie żart.

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

13 komentarzy

Loading...