Reklama

Stracona szansa Stolarczyka i jego kadry

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

08 czerwca 2022, 11:35 • 4 min czytania 14 komentarzy

Ktoś urodzony w 1993 roku nigdy nie miał okazji zobaczyć polskich piłkarzy na Igrzyskach Olimpijskich. Najbliższa szansa w 2028, kiedy taka osoba miałaby już 35 lat. No, są to smutne liczby dla naszego futbolu. A kadra Macieja Stolarczyka nie znalazła się nawet blisko takiego sukcesu, przecież wczoraj gra toczyła się dopiero o baraże do mistrzostw Europy, gdzie trzeba by jeszcze wiele zrobić, żeby dostać olimpijski paszport. Niemniej trudno nie odnieść wrażenia, że ten okres to jednak czas straconych szans.

Stracona szansa Stolarczyka i jego kadry

Wystarczy spojrzeć na wyniki. Z jednej strony potrafiliśmy ograć Niemców 4:0, a w drugim meczu być od nich pod wieloma względami lepsi. Pewnie gdyby nie szaleńcze szarże po zwycięską bramkę, ten mecz mógłby spokojnie zakończyć się remisem.

Z drugiej – tyle samo oczek zdobyliśmy w czterech (!) starciach z Izraelem i Węgrami. Trudno przy takim punktowaniu myśleć o czymś więcej. Nawet gdyby zostawić tych Niemców w cholerę, dostać od nich dwa razy w łeb, a jednak normalnie ogrywać przeciętniaków, mielibyśmy to upragnione drugie miejsce.

Kto oglądał tamte mecze ten wie, że poza złymi wynikami, prezentowaliśmy też duże pokłady frajerstwa.

Pierwszy mecz z Izraelem: błąd na błędzie z obu stron, ale to jednak my wychodzimy na prowadzenie. Niestety potem Walukiewicz ładuje samobója, a w drugiej połowie Lotka puszcza strzał z wolnego, który obroniłby emeryt zaproszony z przystanku autobusowego.

Reklama

Pierwszy mecz z Węgrami: prowadzimy 2:1 od 81. minuty. Taki wynik utrzymuje się do, niestety, prawie samiutkiego końca. W 95. minucie broniący tym razem Majchrowicz postanawia się udać na grzyby, a że sędzia jeszcze nie zagwizdał po raz ostatni, to Węgrzy ładują na opuszczony posterunek.

Drugi mecz z Izraelem: znów obejmujemy prowadzenie, ale znów nie potrafimy go utrzymać. Tyle dobrego, że ostatecznie doprowadzamy do remisu.

Drugi mecz z Węgrami: kluczowe starcie, które przy zwycięstwie wyraźnie zwiększa nasze szanse. Własny stadion, własna publiczność, jest wszystko, żeby pyknąć rywala. Niestety, bijemy głową w mur, nadziewamy się na kontrę i dopiero pod koniec ratujemy remis, który w gruncie rzeczy niewiele daje.

Ech, żeby to byli jeszcze jacyś mocni rywale… Ale nie – Izrael, któremu ostatecznie ustąpiliśmy drugiego miejsca, potrafił przegrać z Łotwą. Węgrzy dostali od Niemców 1:9 w dwumeczu. Naprawdę wypada, by z takimi przeciwnikami wygrać chociaż po razie, choćby w spotkaniach rozgrywanych u siebie.

A tak – nie możemy zwalać winy na żadnego pecha, bo na przestrzeni 10 spotkań nie ma na to miejsca.

Reklama

I wiecie, gdyby nasza kadra była taką, która nie ma żadnego pomysłu na grę, męczy wszystkich, machnęlibyśmy ręką. No, ale nie – Maciej Stolarczyk faktycznie budował tam ciekawy projekt, bo Polaków czasem i długimi momentami oglądało się przyjemnie. Reprezentacja raczej unikała lagowania, chciała grać piłką, miała rozmach w ofensywie.

Strzeliła 26 bramek. Wśród naszych rywali więcej mieli jedynie Niemcy, a na chwilę obecną w innych grupach więcej strzelali Hiszpanie, Portugalczycy, Holendrzy i Francuzi. Ścisła czołówka.

Niestety problem pojawiał się w tyłach, gdzie popełnialiśmy i głupie, i takie elementarne błędy. Nie można ustawiać się do strzału przeciwnika tak jak wczoraj zrobili to nasi reprezentanci:

Co tutaj robi Mosór? Dlaczego on nie zasłania światła bramki, tylko kryje plecy swojego kolegi? Kompletny absurd. A takie błędy popełnialiśmy częściej.

Nie ma więc zaskoczenia, że jeśli ktoś błysnął za kadencji Stolarczyka, to przeważnie był to gracz ofensywny. Benedyczak strzelił pięć bramek w tych eliminacjach. Białek – trzy. Generalnie napastnicy czuli się dobrze w taktyce szkoleniowca, bo nawet jak epizod zaliczył Śpiewak z Bruk-Betu, to pokazał się ciekawie z Niemcami, a z Łotwą strzelił dwie bramki. Czyli tyle, ile przez cały sezon Ekstraklasy.

Naprawdę było na czym budować, skoro potrafiliśmy wychodzić składem z Benedyczakiem, Zalewskim, Kamińskim, Boguszem i Kozłowskim, którzy dbali o ofensywne akcenty. Wydawało się, że w tyłach też jest potencjał, bo Mosór ma za sobą dobry sezon w Ekstraklasie, Kiwior gra w Serie A, Piątkowski z Walukiewiczem (choć ten miał kontuzję) też nie powinni aż tak mocno zapomnieć, jak się uprawia ten zawód. Pewnie – potencjał mniejszy niż z przodu. Ale wciąż do lepszego poukładania.

Szkoda, bo trafiła się dość ciekawa generacja. Teraz trzeba układać od nowa. Ale to już zmartwienie następcy Stolarczyka.

Więcej o kadrze U-21: 

Fot. FotoPyk

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

14 komentarzy

Loading...