Reklama

Od fartownego wyjścia z grupy po remis z Realem Madryt | 7 dni do finałów Turnieju

Szymon Podstufka

Autor:Szymon Podstufka

05 czerwca 2022, 08:32 • 8 min czytania 0 komentarzy

„Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” to obecnie największy piłkarski turniej dla dzieci nie tylko w Polsce, ale i w Europie. To swego rodzaju inkubator dla przyszłych reprezentantów i reprezentantek. Zawody przeprowadzane z ogromnym rozmachem, do których zgłaszają się setki tysięcy dzieciaków. Dziś zabieramy was jednak w podróż wehikułem czasu do roku 2009. Gdy zgłoszonych było kilkanaście razy mniej niż choćby w trwającej edycji, ale i kiedy „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” już cieszył się renomą jednego z najlepiej zorganizowanych turniejów piłkarskich w kraju. Choć nie było finału na Narodowym – bo i Narodowego jeszcze nie było – to skala przedsięwzięcia była ogromna, a dzieciaki mogły nie tylko zmierzyć się ze sobą nawzajem, ale i z zadaniami, jakie na kilkunastodniowym obozie we Wronkach stawiali przed nimi trenerzy młodzieżowych reprezentacji Polski.

Od fartownego wyjścia z grupy po remis z Realem Madryt | 7 dni do finałów Turnieju

***

Zacznijmy od tego, że w tamtych latach turniej „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” miał nieco inną formułę niż obecnie. Po każdym kolejnym etapie trener zwycięskiej drużyny mógł bowiem dobrać do niej kilku zawodników z zespołów pokonanych.

– Pierwotne założenie było takie, by najlepsi chłopcy z całej Polski trafiali takim lejkiem do reprezentacji wojewódzkich. Jeśli jest nawet wybitnie utalentowany chłopak, ale gra w słabej drużynie, to nie dotrze dalej. Takie podejście miało tego typu przypadki ograniczyć – opowiada Jarosław Makarewicz, trener reprezentacji województwa lubelskiego na „Pucharze Tymbarku” 2009.

I tak zwycięzcy, zespół zaczynający jako Dunajec Nowy Sącz, w finałach reprezentujący Małopolskę, do Łodzi po ostateczne rozstrzygnięcia pojechał z kilkoma zawodnikami z Sandecji czy Akademii Piłkarskiej 21.

Reklama

– Byliśmy przede wszystkim oparci na chłopakach z Dunajca. Jak się nie mylę, było ich sześciu, do tego dwóch albo trzech z Sandecji i dwóch albo trzech z Akademii Piłkarskiej 21.

Jak trener zwycięzców wspomina drogę po triumf?

– Ścieżka do finału była naprawdę trudna. Nawet na poziomie wojewódzkim udało nam się awansować tylko dzięki lepszemu bilansowi bramek. To otworzyło nam drogę do finałów w Łodzi. Tam też mieliśmy trochę szczęścia, bo w czterozespołowej grupie zdobyliśmy tylko trzy punkty, wygraliśmy zaledwie jeden mecz. Ale gospodarze zwyciężyli we wszystkich trzech spotkaniach i raz jeszcze bilansem bramek udało się nam przejść. W półfinale przegrywaliśmy długo 0:1 z województwem podlaskim, dopiero w ostatniej minucie wyrównaliśmy, a potem lepiej strzelaliśmy karne.

W finale czekali jednak dominatorzy z Łodzi, wśród nich grający obecnie w ekstraklasie Janek Sobociński. 4 mecze, 4 wygrane. W grupie nikt nie miał z nimi szans.

– Przegraliśmy z nimi w pierwszym meczu 1:3. Ale piłka dziecięca rządzi się swoimi prawami. Wydaje mi się, że już w grupowym spotkaniu nie byliśmy gorsi. A w finale pokazaliśmy wyższość. Tym razem to my wygraliśmy 3:1.

Pytany o charakterystykę swojego zespołu, Ruchała opowiada: – Drużyna była w miarę mocna, ale mieliśmy przede wszystkim perełki, zawodników z kadry Polski U-10. Był Bartek Keli, Karol Matras, bardzo dobrze zapowiadał się Marek Mróz, który po jakimś czasie przeszedł do Lecha Poznań. Mój syn, Artur Ruchała, nawet swego czasu zdobył trzecie miejsce w mistrzostwach Polski juniorów młodszych w SMS-ie Łódź. Mieliśmy kolektyw, ale był on mocny siłą naprawdę utalentowanych jednostek.

Reklama

Zdanie Ruchały podziela Makarewicz, którego zespół odpadł w jednym z czterech turniejów półfinałowych rozgrywanych we Wronkach.

– Województwo małopolskie miało najbardziej wyrównany zespół. Grali równo, zaliczyli tylko jedną wpadkę ze świętokrzyskim, które było w naszej grupie najsłabsze.

Zespół Makarewicza odpadł zaś zajmując w grupie trzecie miejsce. Kluczowy dla jego losów okazał się mecz z Podkarpaciem. W pierwszym starciu było 3:0 dla lubelskiego, w drugim jednak przegrało ono 1:3 i ostatecznie zakończyło swój udział w „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” we Wronkach.

Tam zaś, poza eliminacjami, miał także miejsce obóz, podczas którego zawodnikom przyglądali się trenerzy znani z reprezentacji młodzieżowych, między innymi Stefan Majewski czy Marcin Dorna.

***

Wśród zwycięzców najwyżej na ten moment grają:

– Marek Mróz, ofensywny pomocnik GKS-u Jastrzębie;

– Michał Feliks, skrzydłowy mający na koncie 21 meczów w przerwanym sezonie II ligi w barwach Garbarni Kraków.

Próżno dziś niestety szukać w tamtym składzie gwiazd polskiej piłki czy choćby wyróżniających się ekstraklasowiczów. Ale to nie oznacza, że tacy się w 2009 roku przez „Puchar Tymbarku” nie przewinęli.

Jeden z nich jest w końcu trzecim najdrożej sprzedanym z ekstraklasy piłkarzem w historii tych rozgrywek.

– Sebastian Szymański to był chłopak z niesamowitą pasją. Talent urodzony na kamieniu. Miał w sobie błysk. Lewa noga? Rewelacyjnie ułożona. Do tego niesygnalizowany strzał. Jak było trochę miejsca, to był bezwzględny. Był bardzo drobny, ale nadrabiał sprytem, cwaniactwem, techniką. Zdecydowanie przewyższał rówieśników w tym względzie. Wiem, że trafił w kajet trenera Ryszarda Robakiewicza, wówczas jednego z koordynatorów – wspomina swojego podopiecznego Makarewicz. – W finale wojewódzkim Seba, co tu dużo mówić, był naszym motorem napędowym. Strzelał ważne bramki, wyróżniał się. Natomiast we Wronkach miał nieco słabszy czas, strzelił bodaj tylko jednego gola, w ostatnim meczu z najsłabszym świętokrzyskim. Sporo mu wtedy nie wychodziło, bo gdyby było inaczej, to jestem przekonany, że moglibyśmy ograć i małopolskie.

***

Generalnie w dorosłej piłce trzeba umieć coś więcej poza samym bieganiem, ale wronieckie zgrupowania połączone z półfinałami turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” to dobry dowód na to, że wrodzone dynamika i szybkość w kwestii robienia później dużej kariery nie przeszkodzą.

Do Wronek zjeżdżały po cztery województwa na raz. Podczas II obozu najlepsza dziesiątka w testach szybkościowych wyglądała tak, że znajdowali się w niej Szymański, ale i Mikołaj Kwietniewski (obecnie Wisła Płock) czy wspomniany wcześniej Marek Mróz.

Najlepsze wyniki szybkościowe na obozie IV miał zaś zdecydowanie Tymoteusz Puchacz, wówczas jeszcze występujący w Falubazie Zielona Góra. Nie tylko on spośród chłopaków obecnych wówczas we Wronkach dziś jest ważnym graczem Kolejorza – podobnie potoczyły się losy Jakuba Modera, wówczas jeszcze gracza Warty Poznań. A i rzeczony Mróz przez kilka lat pobierał nauki w Poznaniu nim na zasadzie wolnego transferu wylądował latem 2019 roku w Jastrzębiu.

***

Nagrodą dla zwycięzców był wyjazd do Madrytu. Dla zespołu trenera Ruchały nie była to pierwszyzna, trafił mu się bowiem naprawdę utalentowany rocznik. Jak już wspomnieliśmy, nie wyszło tym chłopakom w seniorskiej piłce, dziś grają raczej w niższych ligach, ale wtedy rządzili na boiskach całej Polski.

– Jeździliśmy po wielu turniejach. Jako Dunajec Nowy Sącz wygrywaliśmy Legia Cup, Deichmann Cup, Puchar Wielgusa. Chłopaki dzięki temu trochę zwiedzili, byli w Glasgow, w Londynie. Za „Puchar Tymbarku” dostali kilkudniową wycieczkę do Madrytu. Pozwiedzaliśmy, byliśmy na meczu Realu z Racingiem Santander…

Największym przeżyciem było jednak co innego. Wspomina syn Jacka Ruchały, Artur.

– Pod stadionem widzieliśmy, jak przejeżdżał Cristiano Ronaldo. Nie grał w tamtym meczu, jechał na stadion własnym autem. Wypatrzyliśmy go, nawet nam pomachał.

W Madrycie była też wtedy okazja spotkać się z Jerzym Dudkiem, wówczas zawodnikiem „Królewskich” Można było podpytać zwycięzcę Ligi Mistrzów o to, jak to jest grać w największych klubach, na największych stadionach. Zrobić sobie zdjęcie, zbić piątkę. Dla dzieciaka – przeżycie nie do podrobienia.

Ale przed reprezentantami Małopolski była też w Madrycie robota do wykonania. Rokrocznie zwycięzcy „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” ścierali się z zespołami zagranicznymi. Do tamtej pory żadnemu z poprzednich wygranych nie udało się pokonać przeciwników.

– Pobyt w Madrycie – super sprawa. Ośrodek Realu w tamtym czasie był niedawno wybudowany. Klub zapłacił za niego bodaj 70 milionów euro.

Na boisku jednak nie pieniądze grają i młodzi „Królewscy” przekonali się o tym najlepiej: – Trener Realu Madryt powiedział po meczu w wywiadzie, że dawno nie grali z tak mocym zespołem, jak nasz. Prowadziliśmy nawet 4:1, ale skończyło się niestety 4:4. Wstydu w każdym razie nie przynieśliśmy.

– Do dziś pamiętam dwie bramki, jakie udało mi się wtedy strzelić. Ładne gole, jeden z prostopadłego podania, drugi dość podobny – opowiada Kamil Matras, dziś zawodnik rezerw Sandecji Nowy Sącz.

Było bardzo, bardzo blisko. Udało się jednak dopiero rok później, kiedy chłopaki ze Sparty Sycewice ograli 8:4 rówieśników z AC Milan.

Na Matrasie, Ruchale i spółce ogromne wrażenie wywarł kompleks treningowy Realu. Obaj mówią wprost: to był inny świat.

– Tyle boisk… W ogóle dowiedzieliśmy się później, że dwa czy trzy boiska dalej, gdy graliśmy mecz, trenował Ronaldo. Szatnie, zaplecze – czegoś takiego wcześniej nie doświadczyłem. Obiekty, jakich nigdzie w Polsce nie ma – zachwyca się Artur Ruchała.

– Przepiękne miejsce. Fajna była symbolika. Każdy rocznik miał swoje boisko i jak się wybijałeś, to przeskakiwałeś na kolejne boisko. Jak dostałeś się na najwyższy poziom, to oznaczało, że możesz wstąpić do pierwszego zespołu Realu – mówi Karol Matras.

***

Ruchała: – Na tamte czasy „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”, to był bardzo fajny turniej, porządnie zorganizowany. Samo to, że chłopaki mogli uczestniczyć w obozie we Wronkach było dużą rzeczą, a i finał na stadionie Widzewa był sporym przeżyciem.

Makarewicz: – Otoczka całego turnieju była świetna. Rewelacyjne przeżycie, nie tylko dla dzieciaków, ale i dla mnie jako trenera.

I, jak się później okazało, wcale nie trzeba było wygrać, ba – dojść do turnieju finałowego, by zrobić naprawdę dużą ekstraklasową, a pewnie i międzynarodową karierę. Już sam sprawdzian na zorganizowanym z rozmachem turnieju, który patronatem objął wówczas sam Leo Beenhakker, okazał się świetnym przetarciem.

Sebastian Szymański jest tego najlepszym przykładem.

SZYMON PODSTUFKA

***

Do Finałów Ogólnopolskich XXII edycji Turnieju „Z Podwórka Na Stadion o Puchar Tymbarku” pozostało tylko 7 dni. Decydujące rozstrzygnięcia zapadną 12, 13 i 14 czerwca w Warszawie. Już dziś zapraszamy Was na łamy Weszło oraz Weszło Junior, gdzie będziemy relacjonować przebieg całych zawodów.

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...