Reklama

Najciekawsze końcówki sezonu w Premier League [RANKING]

Patryk Fabisiak

Autor:Patryk Fabisiak

22 maja 2022, 09:11 • 10 min czytania 13 komentarzy

Dziś dowiemy się, kto tym razem zdobędzie mistrzostwo Anglii, którego losy rozstrzygną się po raz kolejny dopiero w ostatniej kolejce. Przed 38. serią spotkań Liverpool traci do Manchesteru City tylko jeden punkt, więc wszystko może się wydarzyć. A jakie były jeszcze równie emocjonujące końcówki sezonu w erze Premier League?

Najciekawsze końcówki sezonu w Premier League [RANKING]

Najciekawsze końcówki sezonu w Premier League [RANKING]

5. Sezon 2013/2014

To jedyny sezon w tym zestawieniu, który nie zakończył się zdobyciem mistrzostwa tylko jednym punktem. Manchester City pod wodzą Manuela Pellegriniego sięgnął po tytuł dopiero w ostatniej kolejce sezonu, ale mając dwa punkty przewagi nad pogrążonym w rozpaczy Liverpoolem.

Byłem w szatni wrakiem. Siedziałem na ławce na moim miejscu w rogu i nie potrafiłem powiedzieć ani słowa. Widziałem swoje odbicie w lustrze naprzeciwko. Byłem aż zszarzały i wyglądałem na wstrząśniętego – opowiadał Steven Gerrard w swojej biografii „Serce pozostawione na Anfield”. O czym mowa? Prawdopodobnie wszyscy zdążyli się już domyślić. Sezon 2013/2014 to właśnie ten, kiedy zdarzył się jeden z najbardziej ikonicznych momentów w historii Premier League.

Tamtymi słowami Steven Gerrard, wieloletni kapitan i legenda Liverpoolu, opisywał to, co czuł po słynnym poślizgnięciu się na Anfield. Po nim Demba Ba pomknął w stronę bramki Simona Mignoleta i zdobył gola na 1:0. Była to chwila, która mogła przesądzić o utracie wielkiej szansy na zdobycie upragnionego mistrzostwa Anglii przez Liverpool po ponad 20 latach i rzeczywiście, jak się później okazało, przesądziła.

Reklama

To był 27 kwietnia 2014 roku, doliczony czas gry pierwszej połowy meczu z Chelsea. Liverpool był liderem z trzema punktami przewagi nad Manchesterem City i miał za sobą bardzo dobry okres. Drużyna Pellegriniego miała jednak jeden mecz zaległy.

Wydawało się, że mało co jest w stanie powstrzymać dobrze funkcjonującą maszynę Brendana Rodgersa, ale okazało się, że jest to możliwe. Jose Mourinho tak ustawił swój zespół, aby za wszelką cenę nie dać przeciwnikom dojść do bramki i po raz kolejny mu się to udało.

Goście mieli sporą przewagę, ale nie potrafili stworzyć zagrożenia pod bramką Marka Schwarzera. Poślizgnięcie Gerrarda zmieniło obraz meczu i to Chelsea zdobyła przewagę, przede wszystkim psychologiczną. W doliczonym czasie gry na 2:0 trafił Willian i stało się jasne, że jeśli Manchester City wygra wszystkie trzy spotkania do końca sezonu to bez względu na wyniki Liverpoolu, zdobędzie mistrzostwo.

Kompletnie rozbita drużyna Rodgersa po porażce na Stamford Bridge straciła jeszcze punkty z Crystal Palace, z którym prowadziła już 3:0, ale dała sobie strzelić trzy bramki w samej końcówce. Wtedy wszystko stało się już w zasadzie jasne. Manchester City triumfował z Evertonem i Aston Villą. Przed ostatnią kolejką była jeszcze nadzieja dla Liverpoolu, ale tylko matematyczna, ze względu na znacznie gorszy bilans bramkowy. Podopieczni Manuela Pellegriniego i tak się jednak nie potknęli i pewnie wygrali ostatni mecz z West Hamem 2:0, pozbawiając złudzeń rywali z Anfield.

Nie tak miało to wyglądać. Kompromitujący sezon Manchesteru United

Reklama

4. Sezon 2009/2010

Pamiętam każde zwycięstwo, ponieważ one zawsze zostają w mojej pamięci. Cieszę się, że zrobiłem to w moim pierwszym sezonie. Miałem dużo pomocy, ponieważ znalazłem drużynę i klub z fantastyczną organizacją. Było mi łatwiej zrobić wszystko, co w mojej mocy. Manchester United walczył z nami do samego końca. Mówiłem, że tak będzie do ostatniego meczu, więc musimy być dumni i szczęśliwi, że wygraliśmy z tak fantastyczną drużyną jak United. Byli bardzo dobrym przeciwnikiem – w ten sposób Carlo Ancelotti podsumował swój pierwszy sezon w roli trenera Chelsea.

Nasz najlepszy sędzia międzynarodowy Szymon Marciniak wspomniał ostatnio w programie u Kuby Wojewódzkiego, jak Carlo Ancelotti zaczepił go po ćwierćfinałowym spotkaniu Ligi Mistrzów Real – Chelsea. Włoch miał mu wtedy zarzucić, że doliczył zbyt dużo czasu w dogrywce, a on jest już stary i jego serce mogło nie wytrzymać takiego napięcia. Nietrudno więc sobie wyobrazić, co musiał przeżywać 62-letni szkoleniowiec w końcówce sezonu 2009/2010.

Oczywiście Ancelotti był wtedy o niemal 12 lat młodszy, ale tamte wydarzenia z pewnością nadszarpnęły jego zdrowie. Powodów było kilka. Po pierwsze, był to pierwszy sezon Włocha, w którym prowadził drużynę spoza swojej ojczyzny. Na dodatek trafił do klubu, w którym trenerzy nie mieli łatwo z uwagi na niecierpliwą naturę właściciela Romana Abramowicza.

Ostatecznie skończyło się szczęśliwie dla jego drużyny, która sięgnęła po mistrzostwo Anglii, ale drżeć musiała o to do ostatniej kolejki. Na początku kwietnia doszło do bezpośredniego starcia z Manchesterem United. Było wtedy opisywane, jako decydujące w kontekście walki o tytuł. W przypadku triumfu, Chelsea mogła bowiem wyjść na prowadzenie dwoma punktami i tak się rzeczywiście stało. Drużyna Ancelottiego dość pewnie wygrała na Old Trafford 2:1 i mogła się skupić już tylko na sobie.

W dodatku w następnej kolejce United potknęli się z Blackburn (0:0), co Chelsea wykorzystała i dzięki pokonaniu 1:0 Boltonu zwiększyła przewagę do czterech punktów. To jednak nie był koniec emocji. W szeregach drużyny Carlo Ancelottiego pojawiło się prawdopodobnie zbyt duże rozprężenie, które doprowadziło do porażki na wyjeździe z Tottenhamem 1:2. Wtedy Manchester znów wrócił do gry i dzięki pokonaniu Manchesteru City w derbach 1:0 wrócił do gry.

Od tego momentu nie było miejsca na wpadki. Chelsea musiała pokazać charakter i po prostu wygrać wszystkie spotkania, aby nie musieć oglądać się na United. I trzeba przyznać, że zrobiła to w najlepszy możliwy sposób. W ostatnich trzech kolejkach sezonu londyńczycy nie stracili ani jednej bramki, strzelając ich aż 17! Zwieńczeniem tego mistrzowskiego pochodu było zwycięstwo 8:0 z Wigan Athletic. Manchester również nie poniósł żadnej porażki, ale nic im to nie dało. „Czerwone Diabły” skończyły na drugim miejscu z jednym punktem straty.

Jack Grealish, czyli niepasujący element układanki

3. Sezon 2018/2019

Ten sezon już na zawsze zapisał się na kartach historii i zdefiniował wielką rywalizację Pepa Guardioli z Juergenem Kloppem. Poziom, który prezentował wtedy zarówno Manchester City jak i Liverpool był niezwykły, a wszystko, co się wtedy działo bardzo przypomina sytuację z obecnego sezonu.

Tuż przed ostatnią kolejką nic nie było jeszcze jasne, ponieważ Manchester City miał tylko jeden punkt przewagi nad Liverpoolem. Obie drużyny się nie zatrzymywały i wygrywały wszystkie spotkania. Ostatnim potknięciem którejś z nich był remis Liverpoolu 0:0 w derbowym meczu z Evertonem, który odbył się… 3 marca. Od tamtej pory oba zespoły wygrały już wszystkie spotkania, więc można powiedzieć, że to właśnie rywal zza miedzy najbardziej przyczynił się do ostatecznej porażki podopiecznych Kloppa.

Co ciekawe, w ostatniej kolejce Liverpool podobnie jak teraz mierzył się z Wolverhampton. Z kolei City grało na wyjeździe z Brighton. Tamten dzień dał jeszcze nadzieje kibicom z Merseyside. Do 38. minuty meczu na Amex Stadium to oni byli mistrzami Anglii. Stało się tak dlatego, że w 17. minucie spotkania z Wolves na 1:0 trafił Sadio Mane, a Manchester przegrywał z „Mewami” 0:1 po bramce Glenna Murraya.

Prowadzenie Brighton nie trwało jednak długo, ponieważ już po minucie wyrównał Sergio Aguero. Remis nadal nic nie dawał drużynie Pepa Guardioli, więc jego piłkarze próbowali robić wszystko, aby jak najszybciej zapewnić sobie spokój. Udało się to w 38. minucie, kiedy to Matthew Ryan został pokonany przez Aymerica Laporte’a. Od tamtego momentu gospodarze nie mieli już nic do powiedzenia i spotkanie ostatecznie zakończyło się zwycięstwem City 4:1.

Liverpool również zrobił swoje, ale niestety nic mu to nie dało. W drugiej połowie kolejne trafienie zaliczył Mane i spotkanie zakończyło się wynikiem 2:0. Drużyna Kloppa mogła czuć ogromny niedosyt. 97 punktów, które udało jej się zdobyć, nie dałoby mistrzostwa tylko raz – sezon wcześniej. Wówczas City zdobyło aż 100 punktów. W dodatku Liverpool przez cały sezon przegrał tylko jedno spotkanie i jeszcze na początku stycznia miał nad City aż siedem punktów przewagi.

Jak wiele traci Brighton na kontuzji Jakuba Modera?

2. Sezon 1994/1995

Zapewne mało kto jeszcze pamięta te czasy, ale był to jeden z najciekawszych sezonów w historii Premier League. Przynajmniej na pewno najbarwniejszy, a kwestia mistrzostwa znów rozstrzygnęła się w ostatniej kolejce. Alan Shearer, Robbie Fowler, Eric Cantona, Juergen Klinsmann, Stan Collymore – to tylko część z grona największych gwiazd, które biegały w tamtym sezonie po angielskich boiskach.

Jak to się wszystko skończyło? Wielkim sukcesem Blackburn pod wodzą Kenny’ego Dalglisha. Drużyna z Ewood Park skończyła sezon z jednym punktem przewagi nad Manchesterem United, który nie wykorzystał potknięcia rywali w ostatniej kolejce. Dla „Rovers” było to pierwsze mistrzostwo Anglii od 1914 roku i w ogóle pierwszy wielki sukces od sezonu 1927/1928, kiedy to sięgnęli po Puchar Anglii.

Tamten sezon Blackburn miał przede wszystkim dwie twarze. Oprócz Kenny’ego Dalglisha była to twarz Alana Shearera, dla którego był to przełomowy moment w karierze. Anglik jeszcze poprawił swoje osiągnięcie strzeleckie z poprzedniego sezonu (31 bramek) i tym razem dołożył do tego jeszcze trzy trafienia. Dzięki temu zdobył swoją pierwszą i jak wiadomo nieostatnią koronę króla strzelców Premier League. To właśnie w tamtym sezonie narodziła się legenda do dziś najlepszego strzelca w historii rozgrywek.

Sukces jednych był, rzecz jasna, wielką porażką drugich. Przed tamtym sezonem nikt nie podejrzewał, że ktoś będzie w stanie odebrać trzecie mistrzostwo z rzędu Manchesterowi United. Sir Alex Ferguson był już wtedy na samym szczycie, ale i tak zapewne nie spodziewał się, jak wiele uda mu się zrobić na Old Trafford w kolejnych latach. Sezon 1994/1995 to była jednak dla niego pierwsza tak dotkliwa porażka w roli trenera United.

Bolesne są przede wszystkim okoliczności, w jakich do niej doszło. Do ostatniej kolejki Blackburn i Manchester United szli niemal łeb w łeb.  Tuż przed nią podopieczni Fergusona mieli tylko dwa punkty straty. Aby zdobyć mistrzostwo, na Old Trafford musieli liczyć na cud i pomoc odwiecznego rywala – Liverpoolu, bo to właśnie ta drużyna mierzyła się z Blackburn. I rzeczywiście, cud się zdarzył, ale… „Czerwone Diabły” tego nie wykorzystały.

W końcówce tamtego sezonu Liverpool nie był w zbyt dobrej dyspozycji. Wydawało się, że nie uda im się nic ugrać. Szczególnie że na ławce Blackburn siedział Dalglish, czyli legenda klubu z Anfield. Stało się zupełnie inaczej i „The Reds” wygrali niespodziewanie 2:1, podawając Manchesterowi tytuł mistrzowski jak na tacy. Niestety dla wszystkich kibiców United, ich drużyna zaledwie zremisowała 1:1 z West Hamem i nie skorzystała z prezentu.

Nie tylko Jorge Mendes. Z kim i po co współpracuje Wolves?

1. Sezon 2011/2012

Balotelli, Agueroooo, Agueroooooooooooo – ten okrzyk angielskiego komentatora spotkania Manchester City – Queens Park Rangers pobrzmiewa w uszach każdego fana Premier League. Tamten moment to prawdopodobnie najbardziej ikoniczna scena w historii ligi angielskiej. Chyba jeszcze bardziej niż wspominane wcześniej poślizgnięcie Stevena Gerrarda.

13 maja 2012 roku. Przed ostatnią serią gier Manchester City i Manchester United miały tyle samo punktów, ale liderem, ze względu na lepszy bilans bramkowy, była drużyna Robert Manciniego.

O losach mistrzostwa miały więc zdecydować dwa spotkania – starcie United z Sunderlandem na wyjeździe i City z Queens Park Rangers na Etihad. Wszystko układało się tak, że to drużyna z czerwonej części Manchesteru sięgnie po tytuł. Podopieczni Fergusona zrobili to, co trzeba. Już w 20. minucie spotkania na Stadium of Light bramkę zdobył Wayne Rooney. Wynik 1:0 udało się dowieźć do końca.

Z kolei na Etihad, coś szło nie tak i City sensacyjnie przegrywało 1:2 z grającym w dziesiątkę Queens Park Rangers. Jednak to właśnie wtedy zdarzył się cud i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. W doliczonym czasie gry do bramki gości trafił Edin Dżeko, ale to wciąż nie było wystarczające. W Sunderlandzie trwała już niemal feta mistrzowska, ponieważ nikt nie podejrzewał zmiany wyniku.

Jak bardzo błędne były to założenia udowodnił po kolejnych dwóch minutach Sergio Aguero, który przejął piłkę, wpadł w pole karne i huknął nie do obrony. To właśnie wtedy usłyszeliśmy wspomniany okrzyk komentatora, ale oszalał nie tylko on, a cały stadion. Aguero ściągnął koszulkę i momentalnie wpadł w objęcia kolegów, gdzieś przy linii bocznej. Kamery pokazały też niezwykłą radość Roberto Manciniego, który wręcz podskakiwał z radości biegnąc w kierunku swojego sztabu.

Tak, to był zdecydowanie jeden z najbardziej szalonych momentów. Nie tylko w historii Premier League, ale w ogóle w historii futbolu. Porównać go można chyba tylko do finału Ligi Mistrzów z 1999 roku. Wówczas Manchester United strzelił dwie bramki Bayernowi w ostatnich sekundach i sięgnął po trofeum. Tym razem to jednak podopieczni Fergusona byli po stronie przegranych.

Tuż przed niedzielnym finiszem Premier League życzymy sobie równie wielkich emocji. Bez względu na to, jakie będzie ostateczne rozstrzygnięcie, nikt nie pogardziłby powtórką z rozrywki z 2012 roku. Bez względu na to, czy w rolę Aguero wejdzie Mohamed Salah czy może Kevin De Bruyne.

WIĘCEJ O PREMIER LEAGUE:

Fot. Newspix

Urodzony w 1998 roku. Warszawiak z wyboru i zamiłowania, kaliszanin z urodzenia. Wierny kibic potężnego KKS-u Kalisz, który w niedalekiej przyszłości zagra w Ekstraklasie. Brytyjska dusza i fanatyk wyspiarskiego futbolu na każdym poziomie. Nieśmiało spogląda w kierunku polskiej piłki, ale to jednak nie to samo, co chłodny, deszczowy wieczór w Stoke. Nie ogranicza się jednak tylko do futbolu. Charakteryzuje go nieograniczona miłość do boksu i żużla. Sporo podróżuje, a przynajmniej bardzo by chciał. Poza sportem interesuje się w zasadzie wszystkim. Polityka go irytuje, ale i tak wciąż się jej przygląda. Fascynuje go… Polska. Kocha polskie kino, polską literaturę i polską muzykę. Kiedyś napisze powieść – długą, ale nie nudną. I oczywiście z fabułą osadzoną w polskich realiach.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Anglia

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

13 komentarzy

Loading...