Reklama

Alessandro Michieletto – złoty chłopiec włoskiej siatkówki chce zrewanżować się ZAKSIE

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

22 maja 2022, 12:42 • 12 min czytania 0 komentarzy

– Nie spotkałem tak wysokiego gracza z tak dobrym przyjęciem przez 15 lat mojej kariery. Jest jednym z najlepszych siatkarzy we Włoszech – mówił Marko Podrascanin na łamach mozzartsport.com. Osmany Juantorena użył z kolei słowa „fenomen”. Dziennik „Corriere della Sera” określił go symbolem nowej generacji włoskiej siatkówki. Alessandro Michieletto – bo o nim mowa – już w poprzednim roku grał przeciwko Grupie Azoty ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle w finale Ligi Mistrzów. Dziś losy tytułu najlepszej drużyny w Europie ponownie rozstrzygną się pomiędzy ZAKSĄ, a Itas Trentino. Michieletto znajduje się już jednak w zupełnie innym miejscu. Urósł – zarówno w przenośni, jak i… dosłownie. I zrobi wszystko, by poprowadzić swój zespół do udanego rewanżu.

Alessandro Michieletto – złoty chłopiec włoskiej siatkówki chce zrewanżować się ZAKSIE

SKAZANY NA SUKCES?

Życiorys Alessandro Michieletto nie jest historią o dzieciaku, którego rodzina dokonała masy wyrzeczeń, by młody chłopiec mógł uprawiać ukochaną dyscyplinę sportu. Przeciwnie – w domu rodziny Michieletto nie brakowało pieniędzy. Ale zdecydowanie najwięcej było tam sportu, ze szczególnym uwzględnieniem siatkówki. Głowa rodziny, Riccardo, na przełomie lat 80. i 90. grał w legendarnym zespole Maxicono Parma. Wywalczył z nim po dwa mistrzostwa kraju, puchary Włoch, Puchary Zdobywców Pucharów, a do tego dołożył puchar CEV i Superpuchar Europy.

Przyznacie, że to nie najgorsze siatkarskie CV. Ale to jeszcze nie wszystko – kiedy w 2006 roku Riccardo zakończył karierę, zaczął pełnić funkcję… dyrektora Trentino, które z nim w gabinecie wywalczyło w 2008 roku swoje pierwsze mistrzostwo. Do tej pory Trento jeszcze trzykrotnie zdobyło scudetto. Zespół z Trydentu trzy razy okazał się też najlepszy w Europie i tyle samo razy zdobył krajowy puchar.

Reklama

Z kolei mama Alessandro uprawiała koszykówkę, a jego dwie siostry – Francesca (rocznik 1997) i Annalisa (ur. 2000) – również grają w siatkówkę. Przy czym starsza Francesca radzi sobie nieco lepiej, występując w Serie A2, zatem na drugim poziomie rozgrywkowym żeńskiej siatkówki we Włoszech.

– Siostry proszą o jakieś opinie, zwłaszcza ta, która jest leworęczna jak ja. Często kibicujemy i oglądamy swoje mecze, nie ma między nami konkurencji, czasem trochę sobie podokuczamy. Nie przesadzamy z rozmową o naszym sporcie, bo inaczej stalibyśmy się monotematyczni z całą tą rodzinną siatkówką (śmiech). Jestem bardzo dumny z moich sióstr i mojej dziewczyny – mówił Alessandro w wywiadzie dla „La Gazzetta dello Sport”.

Zaraz, a co z dziewczyną? Ano to, że sportowa wyliczanka najbliższych siatkarza, którzy uprawiają sport, nie dobiegła jeszcze końca. Od kilku lat jego partnerką jest Maddalena Bertoldi – siatkarka żeńskiej drużyny Trentino.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez (@maddalenabertoldi)

To nie koniec. Andrea – młodszy brat mistrza Europy – również poszedł w sport. Za dyscyplinę obrał sobie piłkę nożną, chociaż uprawiał również siatkówkę. Alessandro z uśmiechem popiera wybór brata twierdząc, że ten bardzo dobrze zrobił, bo czwórka siatkarskiego rodzeństwa to już za dużo. A tak, kto wie – może Andrea wybiegnie kiedyś na San Siro w barwach Interu Mediolan, którego starszy brat jest ogromnym fanem?

Reklama

W każdym razie, pod względem genów i samego klimatu najbliższego otoczenia, chłopak chcący zawodowo uprawiać sport nie mógł urodzić się w lepszym miejscu.

O włoskim przyjmującym porozmawialiśmy z Jakubem Bednarukiem, który grał w zespole z Trydentu w sezonie, gdy zespół zdobył pierwsze mistrzostwo kraju: – Jego ojciec – były zawodnik Trento – obecnie pełni rolę dyrektora sportowego w klubie. To siatkarska rodzina. Kiedy ja byłem w Trento, ten młody smyk dopiero zaczynał grać w ich drużynach dziecięcych, miał sześć lat. To z pewnością duży talent, ale też taki, który znalazł się w idealnym środowisku. Zespół z Trydentu nie boi się ryzykować, stawiając na młodych zawodników. Na pewno cieszą się, że posiadają takiego zawodnika, bo Michieletto to jedna z czołowych postaci spośród siatkarzy w swoim wieku.

GEN ZWYCIĘSTWA

Istotnie, oglądając grę Włocha, trudno przypisać mu konkretną pozycję. Okej, gra na przyjęciu. Ale gdybyśmy mieli powiedzieć, w którym elemencie czuje się najlepiej, to mielibyśmy kłopot by wybrać tylko jedną cechę.

Oczywiście u Michieletto w pierwszej kolejności rzuca się jego nieprzeciętny wzrost. Jednak matka natura obdarzyła go nim dość późno. Dowód? 16 września 2020 roku Salvatore Rossini – mierzący 185 centymetrów włoski libero – wrzucił na swoje media społecznościowe poniższe fotografie. Na obu z nich pozuje do zdjęcia z bohaterem tego tekstu, lecz po lewej – wówczas aktualnej – Michieletto przerastał go o głowę. Na fotce po prawej są sobie równi. Została ona zrobiona w 2016 roku, kiedy Alessandro miał 15 lat.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Salvatore Rossini (@totorossini)

Owszem, 185 centymetrów to pokaźny wzrost jak na piętnastolatka, ale na tle kolegów z zespołu Włoch w ogóle się nie wyróżniał. Trenerzy nie pchali go do wykończenia, powierzając więcej zadań defensywnych, co obecnie procentuje tym, że Alessandro posiada bardzo dobre przyjęcie.

Ale później młody siatkarz nagle zaczął rosnąć w ekspresowym tempie. W 2020 roku miał już około 208 centymetrów wzrostu, co oznacza, że przez cztery lata urósł o kolejne 23 centymetry! Mało tego, w październiku ubiegłego roku sam zainteresowany stwierdził w wywiadzie dla „La Gazzetta dello Sport”, że… urósł jeszcze bardziej i obecnie mierzy 211 centymetrów.

Gian Marco Porcellini na łamach portalu L’Ultimo Uomo dokonał szczegółowej analizy gry Michieletto. Zwrócił w niej uwagę na kilka aspektów pozwalających stwierdzić, dlaczego Alessandro jest tak wyjątkowym siatkarzem. Po pierwsze, posiada on szeroki repertuar zagrań. Wzrost pozwala mu grać mocne piłki w pierwszą strefę przeciwnika. Ale często zmienia też kierunek ataku, a w dodatku jest leworęczny. Przy czym mądrze korzysta z rozbiegu i – szczególnie jak na swój wzrost – jest bardzo gibki. Posiada pokaźny zasięg ramion, który pozwala mu skorygować niedokładną piłkę, nawet posłaną za jego plecy, i wyszarpać z niej punkt.

Ponadto, dysponuje skutecznym serwisem – podczas mistrzostw Europy zaliczył 21 asów przy 27 błędach. Mało tego, zgodnie z danymi Porcelliniego, Michieletto osiągał ponad 50% skuteczności ataku we wszystkich turniejach pierwszej reprezentacji, w których brał udział w 2021 roku. Czyli Lidze Narodów, igrzyskach olimpijskich oraz podczas mistrzostw Europy. Zadziwiająca powtarzalność.

– Posiada ogromną kontrolę nad piłką, która po prostu go słucha. Trento z pewnością może się cieszyć z takiego zawodnika, chociaż my również nie mamy się czego wstydzić jeżeli chodzi o młodych przyjmujących. Michieletto technicznie jest genialny. Ma tak ułożoną rękę, że atakuje z prostej – to sztuka złapania piłki w odpowiednim momencie. Lubię patrzeć na jego grę, bo bez względu na dyscyplinę sportu – czy mówimy o siatkówce, czy o piłce nożnej – to czuć, kiedy piłka po prostu nie przeszkadza zawodnikowi – chwali Włocha Jakub Bednaruk.

Całą obszerną analizę gry Alessandro Michieletto znajdziecie w tym miejscu. Jednak kiedy nasz ekspert zapoznał się z tym tekstem, zwrócił uwagę na jeden aspekt. Chodzi o wysokość ataku. Pomimo wspaniałych warunków fizycznych, dwudziestolatek na papierze znacznie odstaje w tym elemencie od naszego Wilfredo Leona, czy też swojego kolegi – Mateja Kazijskiego. Według danych, Michieletto atakuje na maksymalnej wysokości 3,57 metra, podczas gdy Bułgar – rekordzista w tym zestawieniu – aż 3,90.

– Nie wierzę w takie liczby. One nieraz są z kosmosu – u siebie raz widziałem 3,40, a chyba musiałbym wskoczyć na trampolinę, żeby zaatakować z tej wysokości. Wysokość jest istotna, ale siatkówka to nie jest skok wzwyż. Można atakować trzy centymetry nad taśmą i skończyć akcję. Zresztą w siatkówce mówi się, że kto skacze wyżej, ten skacze krócej. Częste bardzo wysokie skoki narażają zawodnika na kontuzję – zauważa Bednaruk.

MICHIELETTO PAŁA ŻĄDZĄ REWANŻU

Jest 1 maja 2021 roku – Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle pokonuje w finale Ligi Mistrzów Itas Trentino. Z powodu pandemii mecz odbywa się bez udziału kibiców, ale to Włosi mogą się poczuć tak, jakby grali u siebie. Wszak Weronę, w której rozgrywano mecz, dzieli od Trydentu zaledwie sto kilometrów.

Obie drużyny podchodziły do spotkania z nożem na gardle. Itas, w którego szeregach występowali Nimir Abdel-Aziz, Dick Kooy, Simone Giannelli czy Ricardo Lucarelli, w półfinałach Serie A uległ 1:3 drużynie Lube Civitanova. Jednym z bohaterów tamtej serii meczów był Osmany Juantorena. Naturalizowany Włoch pochodzenia kubańskiego i etatowy reprezentant Italii, dla którego piąty numer w reprezentacyjnej koszulce był wręcz zaklepany.

Zatem zespół z Trydentu w finale Ligi Mistrzów znajdował się na musiku. Od tego meczu zależało, czy skończą sezon z jakimkolwiek trofeum, czy też zakończą rok z pustą gablotą. Ale Grupa Azoty ZAKSA była w podobnej sytuacji. Koziołki wprawdzie zwyciężyły w Pucharze Polski, jednak dla nich najważniejsze było mistrzostwo. Tymczasem w finale dopadły ich trudy sezonu i tytuł zgarnął Jastrzębski Węgiel. Jednak dwa tygodnie przerwy, które kędzierzynianie mieli przed finałem Ligi Mistrzów, były dla polskiej drużyny niczym dar z niebios. Oczywiście, nie można sprowadzać wszystkiego do przemęczenia sezonem, jednak Itas Trentino tej przerwy posiadał tydzień.

ZAKSA zwyciężyła 3:1 w setach, lecz w przypadku bohatera tego tekstu, warto nadmienić że trener Angelo Lorenzetti zdecydował się wystawić w wyjściowym składzie Dicka Kooya. Młody Włoch na stałe pojawił się na parkiecie w trzeciej odsłonie – poprzednie dwie padły łupem Polaków. Itas wygrał trzeciego seta 25:20, ale czwarty (i ostatni) ZAKSA wygrała na przewagi – 28:26. W każdym razie, z uniwersalnym młokosem na boisku, Trento grało lepiej niż z doświadczonym, ale za to bardziej jednowymiarowym, ukierunkowanym na atak Holendrem.

W przeciągu roku sporo zmieniło się w ZAKSIE, doszło do zmian w Trentino, ale zmienił się również sam Michieletto. Kędzierzynianom poświęciliśmy niedawno osobny tekst, który znajdziecie w tym miejscu. Ale i Trydent nieco przewietrzył swoją szatnię. Przede wszystkim drużynę opuścił Gianelli. Dwudziestopięcioletni rozgrywający, który przez całą seniorską karierę był związany z Trento, zasilił szeregi Perugii. Wspomniani już Abdel-Aziz, Kooy i Lucarelli również odeszli. Ale na ich miejsce pojawili się Matej Kazijski, Daniele Lavia czy Riccardo Sbertoli.

Dzięki takim roszadom drużyna stała się bardziej uniwersalna. A uniwersalność – jak zapewne już wywnioskowaliście – to słowo-klucz w przypadku Alessandro.

Bednaruk: – Trentino gra nieco innym systemem. Tam nie ma typowego atakującego – takiego, jakim jest Kaczmarek w ZAKSIE. We włoskiej drużynie jest trzech przyjmujących, którzy wymieniają się na prawej stronie pozycją atakującego. To Lavia, Kazijski i Michieletto. W teorii Lavia gra z tyłu, ale jeżeli któremuś pasuje gra na prawej stronie, to mogą to zmienić. Więc mają kim grać, ale to też zespół poukładany pod uniwersalnych zawodników.

I Michieletto znakomicie się w nim czuje, o czym świadczy fakt, że pod koniec września ubiegłego roku podpisał kontrakt, wiążący go z Trentino do 2024 roku.

– W obecnym sezonie pełnię w drużynie inną rolę. Nie jestem już „dzieciakiem”. Spoczywa na mnie większa odpowiedzialność, i mi to odpowiada, nauczyłem się z tym radzić, obserwując wielu bardziej doświadczonych siatkarzy. Z radością kontynuuję tę ścieżkę rozwoju – mówił Michieletto na łamach „La Gazzetta dello Sport”.

Ten rozwój jest zauważalny zarówno na parkiecie, jak i w pucharowej gablocie włoskiego przyjmującego. Owszem, nie brak tu dotkliwych porażek. Takich, jak wspomniany finał Ligi Mistrzów z ZAKSĄ, czy też wynik Włochów na igrzyskach olimpijskich w Tokio. To był turniej szczególnie ważny dla starej gwardii – Ivana Zaytseva i Osmany’ego Juantoreny. Tymczasem Włosi zawiedli. Wyjście z grupy potraktowano jak obowiązek. Do fazy pucharowej przechodziły cztery z sześciu drużyn, a Italia zajęła drugie miejsce za Polakami. Jak potoczyły się nasze losy, to wszyscy wiemy. Ale Włochy też odpadły w ćwierćfinale turnieju, przegrywając z czarnym koniem zawodów – Argentyną.

Pomimo tej klęski, włoskie media zgodnie oceniły, że Michieletto był jednym z nielicznych pozytywów w kadrze. Ta musiała przejść gruntowne zmiany, zostać odświeżona, a misję tę powierzono Ferdinando De Giorgiemu. Człowiekowi, który w Polsce ma opinię zamordysty, a nieudane mistrzostwa Europy 2017, które były rozgrywane w naszym kraju, są mu pamiętane do dziś.

Tymczasem popularny Fefe wywiązał się z zadania wyśmienicie. Do mistrzostw Europy reprezentacja Włoch podchodziła bez wspomnianych Zaytseva i Juantoreny. Zresztą, ten drugi już w sierpniu – jeszcze w trakcie trwania igrzysk – dodał w swoich mediach społecznościowych zdjęcie z Alessandro, który trzyma jego koszulkę z numerem 5. Podpis nie pozostawiał wątpliwości co do tego, w kim Osmany upatruje swojego następcę.

Teraz jest twój, chłopaku! Oficjalnie zostawiam ci numer 5! Uszanuj to do końca. To była przyjemność, walczyć z tobą. Jesteś fenomenem! – napisał weteran. Następca… nie posłuchał starszego kolegi. Jeszcze podczas mistrzostw Europy występował ze „swoim” numerem 18.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Osmany Juantorena (@osmanijp5)

Wobec tego De Giorgi uczynił z Michieletto jednego z najważniejszych ogniw zespołu. Resztę już znacie. Katowice, finał imprezy, w tie breaku Włosi i Słoweńcy idą łeb w łeb. Przy stanie 9:7 dla Italii, na zagrywce melduje się Michieletto. Posyła dwa asy serwisowe, zapewniając swojej reprezentacji komfortową przewagę. To był moment, który ustawił losy tytułu najlepszej drużyny Starego Kontynentu.

Później przyszła radość. I fotografia z pucharem. Skoro Alessandro jest fanem piłki nożnej, a dwa miesiące wcześniej Włosi zdobyli Puchar Europy, inspiracja mogła być tylko jedna. Leonardo Bonucci i Giorgio Chiellini dodali zdjęcie, na którym drzemią sobie z trofeum w łóżku, zatem Michieletto oraz Francesco Recine postanowili pójść w ślady kolegów-piłkarzy.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez (@alessandro_michieletto)

Były też komplementy od Juantoreny, jak i całego środowiska włoskiej siatkówki. A już tydzień później przyszły rozgrywki klubowe. W nich Michieletto grał naprawdę dobrze, ale co z tego, skoro może przeżyć powtórkę z rozrywki? Na początku marca Itas przegrał z Perugią 1:3 w finale Pucharu Włoch. MVP zarówno tego meczu, jak i całych rozgrywek został Wilfredo Leon. Choć warto nadmienić, że po stronie Trento najwięcej punktów w finale (19) zdobył Michieletto. Z kolei w Serie A ponownie lepsza okazała się ekipa Lube Civitanova. I ponownie dokonała tego w półfinale, choć Trento na wyciągnięcie ręki miało zwycięstwo w serii meczów.

– Oni wygrywali już 2:0 w meczach, ale w trzecim spotkaniu padli fizycznie i później Lube ich stłukło. Lube to bardzo fizyczna drużyna, z długą i drogą ławką, na którą ich stać. Trento jest skonstruowane inaczej – mówi nam Bednaruk.

Dziś okaże się, czy konstrukcja zespołu opartego na wąskiej ławce, ale za to szóstce która posiada bardzo dużo jakości, kolejny raz nie wyjdzie Trento bokiem. Wprawdzie ekipa z Trydentu wygrała w tym sezonie Superpuchar Włoch, jednak to symboliczne trofeum nie wystarczy do otarcia łez po ewentualnej porażce w finale Ligi Mistrzów.

Lecz jeżeli w porównaniu do poprzedniego sezonu mielibyśmy poszukać zmiany na plus, która zaszła we włoskiej ekipie to bez wątpienia należy wskazać na Alessandro Michieletto. Dwudziestolatka, który już nie będzie wchodził z ławki, by ratować sytuację. Będzie na parkiecie od samego początku. I z pewnością będzie chciał grać na nim pierwsze skrzypce.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj także:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Antoni Figlewicz
1
Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Inne sporty

Polecane

Mateusz Bieniek: Nie mogłem stanąć na stopie. Gdy wróciłem, na nowo pokochałem siatkówkę [WYWIAD]

Jakub Radomski
3
Mateusz Bieniek: Nie mogłem stanąć na stopie. Gdy wróciłem, na nowo pokochałem siatkówkę [WYWIAD]
Polecane

„Czujesz, że musisz robić więcej i więcej. Ta gonitwa nie daje mi spełnienia”

Kacper Marciniak
4
„Czujesz, że musisz robić więcej i więcej. Ta gonitwa nie daje mi spełnienia”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...