Reklama

Jagiellonia, czyli przepis na ligowego średniaka

Iza Zaporowska

Autor:Iza Zaporowska

20 maja 2022, 11:25 • 12 min czytania 13 komentarzy

Od dwóch lat Jagiellonia Białystok stanowi definicję przeciętności. Gdyby rzucić hasło „ligowy średniak”, dla wielu stanowiłaby pierwsze skojarzenie. Taki stan rzeczy był szczególnie dobitnie widoczny w zeszłym sezonie. W obecnym z kolei – jest nawet gorzej, bo jeszcze niedawno wymienialiśmy ją w gronie kandydatów do spadku i tak naprawdę dopiero w zeszłym tygodniu oficjalnie zapewniła sobie utrzymanie. Dlaczego to tyle trwało i co tu nie zagrało?

Jagiellonia, czyli przepis na ligowego średniaka

Żeby dokopać się do Dumy Podlasia, która sezon zakończyła na wysokim, dającym konkrety w postaci gry w pucharach miejscu, musimy się cofnąć aż o cztery lata. Prześledźmy na jakich miejscach drużyna z Białegostoku wieńczyła ostatnie ligowe zmagania:

  • 2021/2022 – 14. miejsce (na jedną kolejkę przed końcem – ostatecznie może maksymalnie wskoczyć na 11 lub spaść na 15),
  • 2020/2021 – 9. miejsce,
  • 2019/2020 – 8. miejsce,
  • 2018/2019 – 5. miejsce,
  • 2017/2018 – 2. miejsce.

Widoczna tendencja spadkowa na przestrzeni ostatnich lat. Jednak szczególnie niepokojąco wyglądało to w obecnym, kończącym się właśnie sezonie. W Białymstoku nikt raczej nie ukrywał że cele w nim nie są zbytnio wygórowane – tak naprawdę od dawna głównym z nich było swoiste ogarnięcie chaosu oraz stabilne utrzymanie, o którym obejmując funkcję dyrektora sportowego wspominał Łukasz Masłowski.

– Chciałbym przede wszystkim, żebyśmy mieli komfort w kontekście utrzymania w Ekstraklasie, żeby tu nie było nerwów do ostatniej kolejki. Myślę, że nasz zespół jest w stanie zrealizować ten cel znacznie wcześniej. A czy będziemy na szóstym, siódmym czy ósmym miejscu, nie jest dla mnie aż tak istotne w tym momencie. – mówił nam na początku marca.

Utrzymanie? No jest, ale czy takie komfortowe? Zdecydowanie nie. Wprawdzie nerwów do ostatniej kolejki nie ma, ale do przedostatniej już były, bowiem to dopiero wtedy, remisując z Legią, Jagiellonia oficjalnie przypieczętowała pozostanie w lidze na przyszły sezon. Ponadto nie zajmuje wspomnianego szóstego, siódmego czy nawet ósmego miejsca. Tylko czternaste – zaledwie dwa nad czerwoną kreską. I okej, w ostatniej serii gier jej pozycja może jeszcze ulec nieznacznej zmianie, ale chyba nie o taką dynamikę tych zmian chodziło.

Reklama

W końcu sezon trwa aż 34 kolejki, a na ostateczny rezultat zespołu wpływa jego postawa przez cały ten okres. Postanowiliśmy zatem przeanalizować różnego rodzaju mankamenty, które w ostatnich miesiącach przyczyniły się do sytuacji, w jakiej Jaga znalazła się obecnie.

Efekt nowej miotły – nie tym razem

Gdy wraz z końcem ubiegłego roku stery w Białymstoku przejmował Piotr Nowak, liczyliśmy na choć symboliczny powiew świeżości. Owszem, niektórzy uskuteczniali podśmiechujki z nieco osobliwego usposobienia oraz stylówek rodem z Akademii Pana Kleksa, lecz koniec końców nie z tego miał być rozliczany. Moment, w którym trafił na Podlasie, był nieco specyficzny – o tyle zły, że Jagiellonia (jak zresztą od dłuższego czasu) stanowiła uosobienie chaosu oraz braku konsekwencji i pomysłu na grę. Z drugiej jednak strony, o tyle dobry, że nie była w sytuacji jednoznacznie krytycznej, w związku z czym Nowak nie przyjmował roli typowego strażaka. W momencie, kiedy ją obejmował, znajdowała się na 11. miejscu w tabeli, ale w jego obrębie oscylowała już od dobrych kilku miesięcy.

Od nowego trenera oczekiwaliśmy zatem przede wszystkim poskładania tej układanki i nadania jej charakteru. Nikt nie wymagał krwiożerczej walki o najwyższe cele, bo dostał twór taki, z którym byłoby o to zwyczajnie ciężko (zwłaszcza biorąc pod uwagę dyspozycję rywali). Dostał okres przygotowawczy, no i ruszył… Ale nie był to początek zbyt spektakularny. Fakt, już w drugim spotkaniu udało mu się wygrać, jednak była to rywalizacja świadcząca bardziej o niemocy Górnika Zabrze, aniżeli skuteczności Jagi. Generalnie przez długi czas było mocno przeciętnie – zarówno pod względem wyników, jak i stylu. Jagiellonia prezentowała brak polotu, jakiegokolwiek pomysłu na grę oraz pragmatyzm – ale taki brzydki, po linii najmniejszego oporu. Oprócz kilku zmian personalnych, tak naprawdę nie różniła się zbytnio od swojego jesiennego wcielenia.

Jednak zgodnie z dewizą „spokojnie, zaraz się rozkręci” grzecznie czekaliśmy. A tego czekania było sporo. Konkretnie 1,5 miesiąca, po którym to Piotr Nowak zaliczył drugie zwycięstwo, a zastrzyk optymizmu zaprezentowały nowe indywidualności (o których więcej za chwilę). No ale to by było na tyle. W istocie, bilans szkoleniowca w czternastu poprowadzonych przez siebie dotychczas spotkaniach to dwa zwycięstwa, siedem remisów i pięć porażek. Niewdzięczna średnia punktowa wynosi natomiast 0,93.

Już w kwietniu sytuacja wyglądała na tyle nieciekawie, że co po niektórzy wieszczyli wówczas zwolnienie Nowaka i zastąpienie go po sezonie Jackiem Magierą. Teraz z kolei mówi się o tym, że Jaga sonduje zatrudnienie Ivana Djurdjevicia. Dwa tygodnie temu dyrektor sportowy Jagielloni zapewnił jednak o tym, że szkoleniowiec w nowym sezonie dalej poprowadzi zespół. Zobaczymy zatem co z niego wykreuje, bo baza do pracy ma ulec zmianom.

Tłumy i chaos kadrowy

Zmiany te zapowiada właśnie Masłowski:

Reklama

1 lipca będziemy mieli trzydziestu siedmiu piłkarzy na kontraktach w pierwszym zespole, a chcemy kadrę zredukować do poziomu dwudziestu ośmiu piłkarzy. (…) Na ten moment nie stać nas na utrzymywanie aż tak wielkiej liczby graczy na kontraktach, więc będziemy starali się rozstać z częścią z nich. Nie będzie to proste, bo każdy ma obowiązującą umowę, każdy ma swoje wymagania finansowe. Najpierw musimy posprzątać, zrobić miejsce dla nowych piłkarzy – mówił w niedawnej rozmowie z Weszłopolskimi.

No to przyjrzyjmy się jak to wygląda w praktyce. Grono zawodników z kontraktami wygasającymi wraz z końcem czerwca tego roku prezentuje się następująco:

  • Pavels Steinbors
  • Błażej Augustyn
  • Jesus Imaz
  • Diego Carioca
  • Narek Grigoryan
  • Marc Gual
  • Michał Żyro
  • Filip Piszczek

O Grigoriyanie nie ma co się rozwodzić, ponieważ to wypożyczony z Armenii anonim, który rozegrał na ekstraklasowych boiskach jedynie kilkadziesiąt minut na przestrzeni całej rundy, po której to wróci do ojczyzny. Steinbors został dość dawno wygryziony z bramki. Augustyn za kadencji Nowaka został zdegradowany do rezerw, a w pierwszym zespole nie dostał już nawet szansy. Żyro dostał jedną, natomiast Piszczek trzy, ale nie zmienia to faktu, że obaj prezentują się dużo poniżej oczekiwań. Wojciech Pertkiewicz potwierdził ostatnio, że wszyscy czterej po sezonie pożegnają się z Białymstokiem.

Zostają zatem trzy – jakże kluczowe – nazwiska, które w dużej mierze stanowić mogą o sile, o „być albo nie być” Jagielloni. Ofensywne perturbacje w jej szeregach były bowiem kolejną bolączką żółto-czerwonych na przestrzeni ostatniego czasu.

Instytucja napastnika, a w zasadzie to jej brak

Jaga do tej pory ma na swoim koncie 36 ligowych trafień – to piąty najgorszy wynik w Ekstraklasie. Najpierw swoje szanse miał Żyro, potem Piszczek – jak wspomnieliśmy, kompletne niewypały. Andrzej Trubeha? No nie, to nie jest kandydatura z gatunku tych poważnych. Ofensywę musiał zatem wziąć na swoje barki ktoś z drugiej linii, kim był oczywiście Jesus Imaz. I wychodziło mu to naprawdę zgrabnie, bo w pierwszych trzynastu występach zaliczył aż siedem trafień i dwie asysty. Lecz wówczas jak grom z jasnego nieba – kontuzja. Wyrok? Zerwane więzadła i półroczna przerwa. No i zrobił się problem, bo jak się okazało, gdy nie ma Imaza, to nie bardzo jest komu strzelać.

Podczas jego absencji sytuację próbowali ratować m.in. Prikryl, Cernych czy Romanczuk, ale wciąż – żaden z nich nie jest napastnikiem. A taki pojawił się w Białymstoku dopiero w marcu. W wyniku sytuacji na Ukrainie Jagiellonię wzmocniły wówczas dwa nowe nazwiska – Marc Gual, a także skrzydłowy Diego Carioca. Transfery te należy uznać jako strzał w dziesiątkę, bo obaj od początku spisują się naprawdę obiecująco. O Hiszpanie Masłowski opowiadał, że „charakterystyką przypomina on Jesusa Imaza”. I faktycznie można go traktować jako naprawdę solidne zastępstwo, ponieważ w sześciu dotychczasowych spotkaniach zanotował aż trzy trafienia. Brazylijczyk natomiast dołożył kolejne dwa oraz asystę.

Nowe nabytki rozhulały ofensywę białostoczan, a włodarze klubu mogą jedynie żałować, że ktoś podobny nie trafił im się dużo wcześniej. Obecny problem dotyczy jednak ich przyszłości, co do której wciąż nie ma jednoznacznego komunikatu:

Dużo zależeć będzie od wydarzeń na Ukrainie. Oni mają obowiązujące kontrakty w swoich klubach zza naszą wschodnią granicą. Carioca z Kolos, Gual z Dnipro. Musimy czekać na stanowisko UEFA albo FIFA. Teraz sprawa wygląda tak, że najprawdopodobniej liga ukraińska, niestety, ale nie ruszy. Jeśli będzie trwał ten stan zawieszenia tamtejszych rozgrywek, jeśli utrzymana zostanie obecna forma zatrudniana piłkarzy z obowiązującymi umowami w ukraińskich klubach, to oczywiście siadamy do rozmów z Cariocą i Gualem, bo chcielibyśmy, żeby zostali z nami na kolejny sezon. Myślę, że z Diego będzie prościej niż z Gualem, bo oczekiwana tego drugiego też nie są niskie, ma bardzo wysoki kontrakt w Dnipro. – wspominał na początku tego miesiąca Masłowski.

Niejasna jest również sytuacja Jesusa Imaza – Hiszpan co prawda wrócił dwa tygodnie temu na boisko, ale ma niemałe oczekiwania finansowe odnośnie przedłużenia wygasającej umowy. Dyrektor sportowy Jagi, mówi, że zaproponowany przez nich kontrakt jest prawdopodobnie najwyższym w historii klubu, ale póki co nie wiadomo, czy ostatecznie spotka się z aprobatą zawodnika. Na stole pojawiają się także inne oferty (na przykład z Lechii) i mimo, że Jagiellonia deklaruje chęć zatrzymania Hiszpana, to ma świadomość, że jeśli się jej to nie powiedzie, będzie musiała poszukać jego następcy.

Bramkarz – jakiś jest, ale dopiero teraz

Przy analizie obecnego obrazu Jagiellonii argument dotyczący bramkarza być może nie jest tym, który jako pierwszy wpadałby do głowy. W końcu w pamięci mamy głównie ostatnie spotkania, a w tych w bramce białostoczan wyglądało to przecież względnie stabilnie (przynajmniej pod względem personalnym). No owszem, lecz ponownie – nie zawsze tak było, a na końcowy rezultat pracuje się przez cały sezon.

A podczas niego w bramce Jagi mogliśmy zaobserwować swoistą karuzelę. Dziekoński przeplatany ze Steinborsem, Steinbors przeplatany z Dziekońskim… Obaj panowie na początku mieli swoje dłuższe fazy (po 4-6 spotkań), a potem już dosłownie wymieniali się co chwilę miejscem między słupkami. Końcówka zeszłego roku wyglądała tak, że każdy z nich wskakiwał do bramki na dosłownie jeden lub dwa mecze – coby nikomu nudno nie było.

No więc w obliczu takiej sytuacji względny spokój, który zapanował za Nowaka, był promykiem nadziei i szansą na oddech dla białostockich fanów. Sprowadzony pod koniec roku Alomerović dostał szansę od samego początku i do tej pory jej nie stracił. W teorii wygląda to fajnie – całkiem uznana marka, w końcu konsekwencja i koniec z szaleńczymi roszadami. Jednak chciałoby się rzec „Ale czy na pewno?”. Porównajmy występy golkiperów Jagi w tym sezonie:

  • Xavier Dziekoński – 10 meczów, 17 straconych bramek, 2 czyste konta, 51% skutecznych interwencji
  • Pavels Steinbors – 10 meczów, 16 straconych bramek, 2 czyste konta, 64% skutecznych interwencji
  • Zlatan Alomerović – 13 meczów, 17 straconych bramek, 2 czyste konta, 73% skutecznych interwencji

I co, znajdziecie tu wyraźnego faworyta? Na korzyść ostatniego działa wyższa skuteczność interwencji oraz te trzy spotkania więcej, no ale hej – w Lechii przez zaledwie cztery mecze zanotował więcej czystych kont niż w Jadze przez 13. Fakt, dobitnie to pokazuje stan defensywy obu zespołów, ale koniec końców nie pozwala nam też na hurraoptymizm będący efektem tego, jakoby Alomerović robił szczególne cuda. Czasem robi, choć w tym negatywnym sensie – przewidujemy, że „asysta” przy bramce dla Zagłębia nawiedza go w koszmarach do tej pory.

Serba ledwo bronią noty. Za okres gdy w Jadze średnia wystawionych przez nas ocen wynosi 4,85. Dla porównania Dziekoński ma 4,5 a Steinbors 4,6. To też nie tak, że jest wybitnie tragiczny – mimo wszystko z całej trójki spisuje się najlepiej. Konkluzja dotyczy jednak nie tyle jakości, co ilości. Ok, nie każdy ma w drużynie Frantiska Placha który wytrwał między słupkami sto spotkań z rzędu, ale choćby jesienna rotacja pokazuje jaki był problem z efektywnym obsadzeniem tej pozycji. Iskierkę nadziei może jednak stanowić konsekwencja Piotra Nowaka w stawianiu na Alomerovicia. Bo w końcu bramka Jagi kojarzy nam się jednoznacznie z konkretnym nazwiskiem, a po letnich zmianach w zespole być może będzie to wyglądać lepiej. Steinbors odchodzi, Serb będzie numerem jeden w bramce i o ile Jaga nie dozbroi się jakimś golkiperem, Dziekoński będzie zmiennikiem czekającym na szansę.

Weterani oraz nieskuteczni młodzieżowcy

Póki co wielu innych młodzieżowców podziela jego los. W Jagiellonii co rusz pojawia się narracja o rozbudowanej i wymagającej finansowo akademii, czego efekty możemy zobaczyć w kadrze. Obecnie znajdziemy tam czternastu młodzieżowców (czyli ponad 1/3 składu), z czego aż dziesięciu to wychowankowie. Najbardziej wyróżniające się z tego grona postaci to Matysik, Struski oraz Bida. Ponadto – spoza akademii – jest jeszcze Wdowik, a swoje minuty zalicza Tabiś… No ale to tyle. Naprawdę spora część młodych zawodników nie miała okazji powąchać murawy lub dostała bardzo symboliczne szanse. I można zadać sobie pytanie czy faktycznie tak to ma wyglądać?

Roczny koszt utrzymania (akademii) to osiem-dziewięć milionów. Nie jest to norma w ekstraklasowych klubach, ale to dobry kierunek, pozytywna kotwica. Inna sprawa, że wychodzi na to, że raz w roku trzeba byłoby sprzedać piłkarza za półtora miliona euro, żeby utrzymać całą akademię, a do tego dochodzi utrzymanie całego klubu. – mówił na początku lutego Wojciech Pertkiewicz. A jak to wygląda w praktyce?

Tak, że jedynym robiącym różnicę i potencjalnie przymierzanym do wyjazdu młodzieżowcem jest na ten moment Miłosz Matysik. Zresztą, sam klub nie chce się go jeszcze pozbywać, bo choć z punktu finansowego byłoby to korzystne rozwiązanie, to jednak zaliczył on do tej pory niewiele występów. W klubie wierzą zatem, że może jeszcze wnieść jakość do zespołu. Inaczej niż w przypadku wielu innych młodych graczy – ci zazwyczaj schodzą do rezerw, czekają na szanse w pierwszym zespole lub w najlepszym przypadku zostają wypożyczeni do klubów z niższych lig. Planowana reforma zakłada jednak uszczuplenie tego grona – Łukasz Masłowski deklaruje, że na najbliższy obóz przygotowawczy planowałby zabrać czterech bądź pięciu zawodników akademii.

Na drugim biegunie mamy jednak sporą kadrę weteranów – zawodników ogranych, którzy powracają na Podlasie, albo są tam tak długo, że zapuścili już korzenie. Pazdan, Romanczuk, Cernych, Pospisil – to nazwiska budzące respekt i osiągające apogeum formy już jakiś czas temu. Nawet gdy dodamy do tego grona wspomnianych wcześniej Alomerovicia i Imaza, to wciąż powstaje nam grupa zawodników po trzydziestce. Co prawda wszyscy konsekwentnie trzymają swoje miejsca w składzie, niektórzy – jak np. Romanczuk – z bardzo dobrym efektem, ale na ile to jest wypadkowa ich umiejętności, a na ile konieczności?

W Jagiellonii powstała spora luka jeśli chodzi o zawodników w piłkarsko pojmowanym średnim wieku. Są młodzieżowcy, są ci doświadczeni, a pomiędzy nimi przepaść niwelowana przez pojedyncze nazwiska, takie jak Nastić, Mystkowski, czy nowosprowadzeni Gual i Carioca. Jasne, gdy zawodnik wyróżnia się jakością, wiek schodzi na dalszy plan, co zresztą sam dyrektor Jagi potwierdził. Jednak tych wyróżniających się nie ma w zespole wcale tak dużo, a ci, którzy obecnie robią to najbardziej, to wyżej wspomniane nowe nabytki – wiekowo właśnie wpisujące się w ową wyrwę. Luźna myśl jest taka, że być może jest to kierunek, który żółto-czerwoni mogą obrać, bo pomimo deklarowanej obecnie skutecznej komunikacji pomiędzy oboma obozami, taka dychotomia może okazać się na dłuższą metę średnio efektywna. Zazwyczaj przydatne jest jakieś spoiwo, ale w tym celu, potrzeba będzie Jagielloni transferów.

***

Duma Podlasia znajduje się w przebudowie już od dawna. Na razie nie widać nawet fundamentów, ale jak zapowiadał w marcu Masłowski, potrzebne będą na to trzy okienka. Póki co nie minęło ani jedno, więc oceny nie byłyby szczególnie miarodajne. Po ustabilizowaniu zawirowań w zarządzie mieliśmy rundę stagnacji, teraz zaś zapowiadana jest rewolucja kadrowa. Piotr Nowak o posadę raczej martwić się nie musi (przynajmniej według deklaracji), dostanie szansę na nowy sezon, do którego Jaga, miejmy nadzieję, przystąpi odświeżona i z nabranym charakterem.

Więcej o Jagiellonii Białystok:

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

13 komentarzy

Loading...