Reklama

Badía: – Moje serce na zawsze pozostanie w Gliwicach

Iza Zaporowska

Autor:Iza Zaporowska

12 maja 2022, 11:45 • 12 min czytania 16 komentarzy

Gliwice nie zapominają o nim, a on nie zapomina o Gliwicach. Na każdym kroku podkreśla ile zawdzięcza Polsce i jak bardzo za nią tęskni. Pomimo tego, że jego życie wygląda już zupełnie inaczej, a codzienność nie przypomina tej sprzed roku. O życiu w Hiszpanii, zmianie priorytetów, roli rodziny i przebranżowieniu opowiedziała nam legenda Piasta Gliwice – Gerard Badía.

Badía: – Moje serce na zawsze pozostanie w Gliwicach

 Jak ci się żyje w Hiszpanii?

Moje życie jest kompletnie inne. W Polsce jestem znany jako piłkarz Ekstraklasy i Piasta Gliwice, a tutaj codziennie chodzę do pracy, prowadzę z żoną naszą firmę [wulkanizacja – przyp. red.] i żyję blisko rodziny. Jestem bardzo zadowolony, bo to była nasza wspólna decyzja – razem uznaliśmy, że to odpowiedni czas na powrót. Kilka dni temu mówiłem żonie „A może mogłem zostać w Polsce jeszcze ze 2 lata…”, a ona na to „Gerard, no ale potem co? Znowu będzie ten sam problem”. Kiedy wróciłem do Hiszpanii miałem takie 1,5 miesiąca, gdy byłem nieszczęśliwy. Szedłem do pracy – nie byłem zadowolony. Trenowałem – nie byłem zadowolony. Wracałem do domu – nie byłem zadowolony. Non stop taka negatywna energia, bo bardzo tęskniłem za Polską i nękały mnie myśli, że zrobiłem błąd, bo powinienem był zostać w Gliwicach. Ale potem już wszystko się ustabilizowało i teraz czuję się lepiej. Zawsze powtarzam, że nie mogę narzekać – mieszkam w przepięknym miejscu, działam w rodzinnej firmie, moje dzieci chodzą do szkoły i są blisko rodziny, a dla mnie to, by wszyscy spędzali razem czas, jest bardzo ważne.

Ale piłki nie porzuciłeś. Jak sytuacja FC Asco? Sporo tam grałeś w tym sezonie…

Skończyłem już grać w tym klubie, jeszcze w ogóle spadliśmy z ligi… Powiem wprost – moja kariera się skończyła kiedy odszedłem z Piasta Gliwice. Dla mnie piłka już nie jest czymś najważniejszym w życiu. Zeszła na drugie miejsce, bo teraz moją pracą jest rodzinna firma i to tam zarabiam pieniądze.

Reklama

Kiedy wróciłem do Hiszpanii myślałem: „Dobra, pogram w niższej lidze i będę się bawić”. Jest tu kilka zespołów, które naprawdę dobrze grają, ale moja drużyna do takich nie należała. Jakość tych zawodników była niska, a graliśmy przeciwko dużo mocniejszym rywalom, więc dla nas to był naprawdę trudny sezon. Do tego złapałem kontuzję no i nie czułem się dobrze w szatni. Pamiętam Gerarda Badíę z Piasta Gliwice – on cały czas wspierał kolegów, dopingował, krzyczał i wszystkich pozytywnie nakręcał. I tutaj w Asco trener mi mówi, że potrzebują takiego Gerarda. Ale ja tego nie czuję. Piast? Kocham ten klub, to miasto, tych ludzi, koledzy z szatni byli dla mnie jak rodzina. A tutaj proponowali mi opaskę kapitańską, ale ja nie jestem fałszywy i gdy tego nie czuję, nie będę czegoś robić wbrew sobie.

Teraz mi obojętne w jakiej lidze będę grać, może być nawet jeszcze niżej. Chcę się tym po prostu cieszyć. Dziś idę potrenować z jeszcze inną drużyną – to bardzo niska liga, no ale idę tam bo chcę. Bo ich prezes dzwoni do mnie i mówi „Gerard słuchaj, my nie mamy pieniędzy, możemy zapłacić tylko symbolicznie, za paliwo. Ale możesz być pewny, że u nas co piątek po treningu jest grill i zabawa!”. I na ten moment to dla mnie najlepsza oferta jaką mogę dostać z klubu. Bo chcę się cieszyć z piłki, ale ze świadomością, że jeśli nie mogę iść na trening i go po prostu odpuszczę, to nic się nie stanie.

Bo masz inne obowiązki skoro wróciłeś do korzeni. Mieszkasz w okolicy, gdzie mieszkają krewni twoi i twojej żony. Pamiętam, że wielokrotnie, jeszcze będąc w Gliwicach podkreślałeś jak bardzo rodzina jest dla ciebie ważna. 

Tak, dokładnie. Kiedy byłem dzieckiem, moi rodzice pracowali bardzo dużo, więc większość czasu spędzałem z dziadkiem i babcią. Stali się dla mnie takimi drugimi rodzicami, miałem z nimi bardzo bliską relację. I właśnie wróciliśmy do Hiszpanii m.in. dlatego, że chciałem, żeby moje córki miały szansę spędzać ze swoimi dziadkami tyle czasu co ja kiedyś. No i teraz spędzają – dzieci są zadowolone, żona też, a mnie to bardzo cieszy. I jeszcze bardziej doceniam, że przez tyle czasu mogłem utrzymywać się z pasji. Kilkanaście lat zarabiałem na moim hobby, a nie każdy ma taki przywilej.

Teraz pozmieniały ci się priorytety…

Reklama

Oczywiście. Z żoną jesteśmy razem cały czas… No, może nie cały czas – ja pracuję w jednym warsztacie, a ona w drugim, bo to też zdrowe, żeby nie być ze sobą 24/7. Wówczas po całym dniu patrzysz na drugą osobę i myślisz „Kurde, daj mi już spokój” (śmiech). No ale tak, priorytety mi się pozmieniały, teraz rodzina jest dla mnie najważniejsza, spędzam z nią dużo czasu i dzięki Bogu jestem szczęśliwy.

Tak drążę bo to ciekawa kwestia, a twoje podejście wydaje się być unikatowe. W świecie piłkarskim czasu na to życie prywatne jest zazwyczaj mało i słychać dużo historii zawodników czy trenerów, którym rozpadają się rodziny, którzy po latach żałują czasu niespędzonego z dziećmi. Tymczasem pamiętam jak komentując potencjalny wyjazd z Gliwic wspomniałeś, że nie chcesz by Twoja córka musiała zmieniać szkołę i koleżanki. Wydaje mi się, że raczej mało kto wziąłby to pod uwagę.

Gdybym miał być egoistą, to mógłbym zostać w Polsce – powiedziałbym, że najważniejszy jestem ja i moi bliscy mają być tam, gdzie teraz gram. Ale w praktyce kiedy zakładasz rodzinę, to wszystko się zmienia. Możesz mieć jakieś plany, ale musisz je konsultować z drugą osobą, bo sam zdecydowałeś, że chcesz z nią być. W Polsce ja byłem tym, który zarabia, ale moja żona cały czas miała tutaj firmę, która w przyszłości będzie dla nas dużo znaczyć. I kiedy będąc w Gliwicach zastanawiałem się, czy zostać tam dłużej, usłyszałem od niej „Hej, ja w Hiszpanii też mam pracę! I czyja jest ważniejsza – twoja czy moja?”. I to jest prawda, bo my piłkarze zazwyczaj jesteśmy bardzo egoistyczni i myślimy tylko o sobie.

Z drugiej strony ja też mam to szczęście, że właśnie żona ma firmę. Ale partnerki wielu zawodników w ogóle nie mają pracy, w związku z czym często muszą się podporządkowywać i robić to, co oni chcą. To delikatny temat, ale czasem przez to, że dziewczyna sama nie ma nic po swojej stronie, jej chłopak, który jest piłkarzem, staje się jej przyszłością, bo polegać może tylko na nim. I nieważne jak on ją traktuje – czy zaniedbuje, czy o czymś zapomni – ona tkwi w tej relacji, bo on ją utrzymuje. Niestety w piłce sporo jest takich związków.

Ja też nie jestem idealny i robiłem swoje błędy – w końcu jesteśmy tylko ludźmi. Ale potem przychodzi moment, kiedy musisz się zastanowić nad życiem i wybrać w którą stronę pójść. Jednak takie decyzje to tylko z chłodną głową.

Szybko ci to przyszło, bo mimo wszystko jesteś w takim wieku, że spokojnie mógłbyś jeszcze gdzieś pograć. 

Zdecydowanie, dlatego mimo wszystko trochę żałuję, no bo to jednak dopiero 32 lata… Ale nie jestem przekonany czy mógłbym grać jeszcze na topie, na poziomie Ekstraklasy ze względu na moje plecy. Miałem z nimi problem już przez ostatnie dwa sezony w Piaście i po prostu jest w tej kwestii gorzej. Więc z jednej strony mam myśli, że mogłem zostać i pograć jeszcze tak ze dwa kolejne sezony, a z drugiej nie wiem, czy wytrzymałbym fizycznie. Jest też kwestia tego, że moi rodzice chcieli już w końcu przejść na emeryturę – dobiegają do siedemdziesiątki, długo pracowali i chcą po prostu odpocząć.  Gdybym chciał zostać dalej w Polsce to mogliby sprzedać ten warsztat, albo powiedzieć, że dalej będą pracować ze względu na mnie, ale… Kim ja jestem, żeby ich do tego zmuszać? Tutaj chodzi o balans. Moja żona była w Gliwicach siedem lat – żeby ze mną być zostawiła rodzinę, znajomych… Zrobiła już dla mnie bardzo dużo, no więc już pora wrócić i się za to odwdzięczyć.

W obecnej firmie uczysz się nowych rzeczy?

Bardzo dużo rzeczy tam robię. Ogarniam teraz różne sprawy na komputerze, z fakturami, zakupami… Rzeczy, z którymi w życiu nie miałem styczności. Jestem otwarty, więc z klientem sobie poradzę, ale tych pozostałych kwestii musiałem uczyć się od zera, podczas, gdy niektórzy współpracownicy zajmujący się tym samym mieli to wszystko na studiach. Uczyli się tego 3-4 lata, a ja to nadrabiam w 7 miesięcy. Więc non stop się uczę czegoś nowego – fakt, to zupełnie inna praca, ale to jest też piękne, bo funkcjonuję w branży zupełnie innej niż piłka i uświadamiam sobie, że tutaj też mogę dobrze zarabiać.

Daje to fajne poczucie, że w każdej sytuacji sobie poradzisz – nie jest tak że jesteś piłkarzem i koniec, tylko jak trzeba, to nauczysz się czegoś nowego.

 Słuchaj, jak dałem radę nauczyć się polskiego, to ja już mogę wszystko! Ale co ciekawe, to nadal się przydaje – nieraz do mojego warsztatu trafił jakiś Polak, mam po sąsiedzku zaprzyjaźnioną polską rodzinę. Moje miasteczko jest małe – 1200 ludzi – ale inny Polak przyjechał i właśnie otwiera tutaj restaurację! Dla mnie to super, bo kocham Polaków i cieszę się, że mogę mieć z nimi kontakt.

Już w Gliwicach było widać, że od pierwszego dnia byłeś otwarty i ciągnęło cię do ludzi. Na ile to jest twoja indywidualna cecha a na ile domena hiszpańskiej kultury?

Moim zdaniem w 80% to jednak moje DNA. Tak jak mówisz, ja zawsze byłem otwarty – po prostu lubię rozmawiać z ludźmi i spędzać z nimi czas. W Polsce istniało przeświadczenie, że uśmiecham się i robię to wszystko, bo jestem Hiszpanem. Ale to była też moja forma wdzięczności, bo Polacy tak bardzo mi pomogli i świetnie się tam czułem. Również dlatego nauczyłem się polskiego – uważam, że to najlepszy prezent jaki mogłem dla was zrobić.

Kiedy idziesz ulicą i ktoś się do ciebie uśmiechnie, powie ci „dzień dobry” albo „miłego dnia” – to naprawdę dużo robi, a to są detale, o których ludzie nie myślą. To przecież nic nie kosztuje, a potrafi zmienić komuś dzień. Oczywiście ja też mam swoje gorsze chwile, ale mimo to zawsze staram się być optymistyczny.

Podpytam cię o Ekstraklasę – śledzisz ją na bieżąco? Jak to u ciebie wygląda?

Jasne, że oglądam – oczywiście nie wszystko, ale staram się zobaczyć każdy mecz Piasta. Mam kontakt z Hiszpanami, którzy u was grają. Cieszę się, że Ivi Lopez rozgrywa tak znakomity sezon, że wrócili Imaz i Puerto, że jest Exposito, utalentowany Ramirez. Ale rozmawiam też czasami z zawodnikami z I ligi. Jednym z ciekawszych jest Pirulo i bardzo chciałbym go zobaczyć w Ekstraklasie. Kiedy włączam Twittera to połowa postów jest o polskiej piłce, więc wiem co się u was dzieje.

To jak ocenisz grę Piasta, bo jednak po meczu z Lechem nastroje tam siadły. 

No tak, teraz już ciężko będzie o to czwarte miejsce… Zły start sezonu, słaba runda jesienna, a teraz prezentują się bardzo dobrze. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie zaczną lepiej od początku, bo czasami mówi się, że pierwsze mecze nie są ważne – a one są bardzo ważne, bo później nie wystarczy punktów. No i teraz Piastowi brakuje tych, które zgubili na początku. Ale i tak należy im pogratulować kolejnego świetnego sezonu. W ostatnich latach to najlepszy klub na Śląsku, drugi rok z rzędu skończą – mam nadzieję – na piątym miejscu i jestem zadowolony z tego, jak grali w tej rundzie.

No właśnie w Piaście widać tą tendencję gorszych jesieni i odrodzenia na wiosnę. Za twoich czasów też to tak wyglądało.

 Tak, śmieję się, że ten zespół zaczyna grać kiedy wychodzi słońce. Zawsze mówiliśmy w ten sposób w kontekście hiszpańskich piłkarzy – kiedy słońce świeci to grają, ale jak go nie ma, to lepiej zostawić ich na ławce.

Faktycznie, w Piaście chyba taka reguła występuje. Chociaż różnicę robi tam nie tylko słońce, ale też Kamil Wilczek.

 Tak, to bardzo cenne ogniwo drużyny. Świadomy piłkarz, który już tu wcześniej grał…

Jak się zmienił przez te lata?

 Kiedy graliśmy razem to był dużo młodszy – miał 27 lat i więcej siły. Był wtedy bardzo mocny i fizyczny, twardy był z niego zawodnik. Minęło sporo czasu i wygląda to teraz nieco inaczej, ale to i tak kluczowy gracz dla Piasta. Podobnie jak Tom Hateley, Frantisek Plach czy Kuba Czerwiński – jego to uwielbiam. To człowiek z ogromnym sercem dla klubu, który świetnym zawodnikiem. Uważam, że nie ma w tym momencie w Gliwicach lepszego kapitana  i jestem szczęśliwy, że zostawiłem mu opaskę.

A w bezpośredniej walce o tytuł między Lechem a Rakowem masz faworyta?

Tutaj mam problem, bo z jednej strony chciałbym, żeby wygrał Raków, bo mam tam kolegów – z Ivim często rozmawiam, bardzo lubię Musiolika, z którym też mam kontakt. Ale w Lechu mam ten sam dylemat: tam jest Muraś – mój brat, jest Ramirez… No więc mam kłopot. Ale postawiłbym tak na 70% dla Lecha, bo chciałbym zobaczyć mistrzowską fetę w Poznaniu.

Wspomniałeś kiedyś, że byłbyś gotów pomóc Piastowi na przykład w transferach. Miały miejsce już takie rozmowy?

Cały czas jestem na to otwarty. Ludzie w klubie o tym wiedzą i jak tylko ktoś się odzywa, zawsze jestem gotowy żeby pomóc. Ale to nie dotyczy tylko transferów. Ostatnio byłem w Barcelonie i przypomniało mi się, że jeden zawodnik Piasta – którego w ogóle nie znałem – jest tutaj w szpitalu na operacji po kontuzji. Pojechałem tam, a on w szoku co ja tu w ogóle robię! To mówię „Grasz dla Piasta – to mój klub, byłem tam kapitanem, więc chciałem cię odwiedzić”. Bardzo był za to wdzięczny, pochwalił się kolegom, chłopaki mnie później chwalili, nazywali legendą…

No tak, oddanie dla Piasta to Twoja cecha charakterystyczna. Wielokrotnie mówiłeś, że możesz grać tylko tam albo w Hiszpanii – i nie ma innej opcji. Kiedy pojawiła się taka narracja?

Kiedy poczułem, że traktują mnie tam dobrze. Nigdy wcześniej nie czułem się tak związany sercem z drużyną, a tam naprawdę stałem się częścią tego klubu. Oczywiście nie od razu tak nie było, bo najpierw potrzebujesz czasu, żeby zaadaptować. Ale pamiętam ostatni mecz sezonu 2017/18 – z Termalicą, kiedy walczyliśmy o utrzymanie. To był najważniejszy mecz w mojej karierze i wtedy, po wygranej zrozumiałem, że moje serce zostanie tu już na zawsze. To był bardzo ważny moment.

Za czym najbardziej tęsknisz z Polski?

Za wszystkim, choć oczywiście najbardziej za Piastem i Gliwicami. Zawdzięczam Wam bardzo wiele i nigdy tego nie zapomnę. Nie mogę doczekać się aż będę mógł tam wrócić i z wami porozmawiać – ale już na żywo, twarzą w twarz.

A żyje ci się teraz generalnie spokojniej?

Inaczej. Teraz presja pochodzi z innej strony, z pracy – to jednak inwestycje, sprzedaż i tak dalej. Więc ona nie znika, po prostu jest inna. Ale jestem przekonany, że damy sobie radę, bo stanowimy z rodziną zgraną i mocną drużynę.

Rozmawiała IZA ZAPOROWSKA

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyk & Newspix

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

16 komentarzy

Loading...