Reklama

Kozacy i badziewiacy. Sędziowie na pierwszym planie, piłkarze na drugim

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

12 kwietnia 2022, 15:59 • 6 min czytania 13 komentarzy

Powiedzmy sobie szczerze: po tej kolejce Ekstraklasy nikt nie miałby do nas pretensji, gdybyśmy stworzyli kilkuosobową drużynę badziewiaków złożoną wyłącznie z sędziów. Serio, czy ktoś byłby temu przeciwny? No raczej nie, ale w przeciwieństwie do arbitrów postaramy się zachować zimną krew i skupić się na kwestiach tutaj najważniejszych. Kto wylądował w składzie badziewiaķów, a kogo można nazwać po tym weekendzie kozakiem?

Kozacy i badziewiacy. Sędziowie na pierwszym planie, piłkarze na drugim

Wśród kozaków po raz pierwszy od dawna znalazła się grupa piłkarzy Wisły Kraków. To miła odmiana, zważywszy na fakt, że ekipa Jerzego Brzęczka wciąż okupuje miejsce w strefie spadkowej. Jeśli to nie był pojedynczy przebłysk i Wisła ostatecznie utrzyma się w Ekstraklasie, takich obrazków do końca sezonu na pewno można spodziewać się więcej.

Słowa „więcej” trzeba również użyć w przypadku zawodników Zagłębia Lubin, którzy wygrali bardzo ważny mecz ze Stalą Mielec. Ich szanse na spadek z ligi oczywiście wciąż są dość duże, ale to starcie pokazało, że ekipa trenera Stokowca coś z siebie wykrzesać jednak potrafi. No i jak trwoga, to do Doležala. Czeski napastnik nie grzeszy regularnością, ale jak już ładuje gole raz na jakiś czas, to porządnie, z dubeltówki. Warto zaznaczyć, że jego dwa dublety po transferze zimą dawały do tej pory zwycięstwa.

Kozacy – Sekulski dalej w gazie, przebudzenie Savicia

Reklama

 

Najpierw zacznijmy od Wisły Kraków, która odniosła najwyższe zwycięstwo w tej kolejce Ekstraklasy. Strzeliła cztery gole swojemu rywalowi, co zdarzyło jej się pierwszy raz od 2020 roku. Trochę zatem na większe fajerwerki kibice „Białej Gwiazdy” musieli poczekać. To samo zresztą – co ma wartość kluczową – tyczy się zdobycia pierwszego kompletu punktów w rundzie wiosennej. Długo to trwało, ale wreszcie jest. A to oznacza, że dla Wisły zapaliło się światełko w tunelu, tym bardziej że forma poszczególnych piłkarzy daje nadzieję na happy end. Taki Savić przebudził się z zimowego snu i teraz strzelił ładną bramkę oraz zanotował asystę. Kolejkę wcześniej też wpisał się na listę strzelców, więc generalnie wyrównał już swój dorobek z poprzedniego sezonu. Cóż, marny to kontrast, ale tu i teraz kibice Wisły nie mogą narzekać. Każdy skok formy, nawet jeśli pojedynczy, jest w grze o utrzymanie na wagę złota.

Na wagę złota są też nowe nabytki Wisły, a więc Marko Poletanović i Luis Fernandez. Pierwszy z nich potrafi świetnie trzymać środek pola w ryzach i wykonywać groźne stałe fragmenty gry, natomiast drugi przede wszystkim strzela gole. Ma już na koncie trzy, z czego jeden z Górnikiem Zabrze. Czego nie może Ondrasek (choć oddajmy mu, że jego jedyny gol dał remis z Lechem), robi Fernandez. Fajny to deal.

Nie wiemy, ile to potrwa, ale póki co wydaje się, że Wisła ma na kogo liczyć. W tej części Krakowa jakość w składzie mimo wszystko jest wystarczająca do utrzymania, a poza tym trener Brzęczek ma kim rotować choćby w ofensywie. W klubie pojawiło się kilka nowych nazwisk, które dopiero podlegają weryfikacji. Co nieco można obiecywać sobie na przykład po Citaiszwilim, swego czasu nazywanym „ukraińskim Messim”, który wpadł do ligi na kilka tygodni. Co do ataku Wisły – skoro zobaczyliśmy jego przełamanie i Wisła w końcu nie strzela maksymalnie tylko po jednym golu (wcześniej 2:2 z Piastem), względem jej przyszłości można nastawić się odrobinę bardziej pozytywnie.

Słówko uznania ponownie należy się Łukaszowi Sekulskiemu. To zdumiewające, że 31-letni napastnik „Nafciarzy” ma tak dobrą formę. W ostatnich pięciu meczach strzelił pięć goli, z czego jedno trafienie (i asysta) przypadło na wygrany mecz z Pogonią Szczecin. Nie przesadzimy, mówiąc, że Sekulski potrafi wcielić się w rolę game-changera. Rozgrywa sezon życia, ma już łącznie 11 goli. Na wiosnę tylko Ivi Lopez i Kamil Wilczek są tak skuteczni, co można przekuć w fajny komplement. Ba, niewykluczone, że były piłkarz ŁKS-u wygra tytuł najlepszego polskiego strzelca tego sezonu. 13 trafień ma Karol Angielski (w tej kolejce również bramka), 11 uzbierał Łukasz Zwoliński (również z golem). To wymowne.

Badziewiacy – Strączek o innym obliczu, Sobota z pudłem kolejki, sędziowski hattrick

Reklama

Jak już wspomnieliśmy na początku, na honorową nominację poza głównym konkursem zasługują trzy ekipy sędziowskie na czele z panem Lasykiem, Musiałem i Sylwestrzakiem. O błędach w tej kolejce trochę już napisaliśmy, odsyłamy do innego tekstu na świeżo po meczach Pogoni i Lecha. Wspomnimy tutaj tylko, że tak złego weekendu polscy arbitrzy nie mieli dawno. Trzeba przecież doliczyć jeszcze spotkanie Jagiellonii z Radomiakiem, które dopełniło sędziowskiego hattricka. Ale okej, nie ma co już tego roztrząsać, przeszłości nie zmienimy. Co najwyżej należy oczekiwać reakcji i być może sensownych kar nie tylko w formie pokazówki. Co jak co, ale przy tak świetnym sezonie, w którym o mistrzostwo Polski walczą trzy równorzędne ekipy, musimy oczekiwać, że na mistrzowski poziom dojadą także sędziowie.

Koniec o sędziach, czas o piłkarzach. Tak jak kilku gagatków zawaliło mecze na wozie VAR, tak też niestety dla Stali Mielec nie popisał się w swojej robocie Rafał Strączek. I to dwukrotnie. Przepuścił piłkę między rękami po strzale głową Dolezala oraz wypadł do lasu na grzyby, ot, w niewytłumaczalny dla nas sposób wybiegł na 40 metr i zostawił pustą bramkę. Okej, strzał Daniela chwilę później był perfekcyjny i równie dobrze moglibyśmy na tę sytuację przymknąć oko, gdyby nie gol. Ale właśnie – padł gol. Strączek sprokurował tę sytuację i potwierdził, że nie jest w najlepszej dyspozycji po kontuzji. Jeśli taki stan rzeczy się utrzyma, Stal będzie miała spory problem. Sam Strączek bowiem byłby w stanie załatwić zespołowi jakieś punkty, tak jak miało to miejsce w 2021 roku. Słowem: jego forma to klucz do utrzymania mielczan. Jeśli nie będzie optymalna i liczba takich baboli się nie zmniejszy (już wcześniej, nawet wiosną była niepokojąca), jeden z bohaterów jesieni niebezpiecznie zbliży się do miana antybohatera.

Na koniec trzeba odnieść się do postaci, której momentami wręcz dramatyczna forma nie może ujść naszej uwadze. Nie, nie chodzi o Krawczyka, który idzie na rekord tego sezonu w liczbie nominacji, a teraz zaliczył samobója. To wbrew pozorom wcale nie jest taki zły piłkarz, tylko że jak już ma słabszy dzień, to idzie tą linią po całości.

Chodzi o Waldemara Sobotę. Trener Tworek powiedział po meczu Śląska z Rakowem (1:1), że pudło pomocnika WKS-u z ostatnich chwil spotkania będzie śniło mu się po nocach. Trudno się dziwić, bo Sobota miał doskonałą okazję, żeby przynajmniej pod względem mentalnym się przełamać (zero goli w tym sezonie). Lepszą okazję niż rzut karny, bo tutaj nie trzeba było stawać oko w oko z golkiperem, a tylko wbić piłkę wślizgiem na pustaka.

Pudło Soboty na wagę dwóch punktów [WIDEO]

Część z was zapyta pewnie „okej, to wszystko?”. No nie, ta sytuacja osadzona w kilku kontekstach jest bardziej złożona. Oczekiwania a rzeczywistość, ranga meczu z Rakowem, okoliczności z walką o utrzymanie, sam fakt dwustuprocentowej sytuacji. Nie chcemy się jakoś bardzo nad Sobotą pastwić, ale nie zdziwilibyśmy się, gdyby każdy inny piłkarz Śląska z boiska byłby w stanie zamienić tę okazję na bramkę. Sobota to po prostu synonim słowa „zjazd”. W maju stuknie mu 35 lat, w czerwcu kończy się kontrakt ze Śląskiem. Jeśli słowa prezesa Waśniewskiego o tym, że doświadczeni zawodnicy na ewentualne przedłużenie umowy muszą sobie zapracować dobrym finiszem sezonu, okażą się prawdą – cóż, Sobota wyłamuje się z tego dość wyraźnie.

Fot. Newspix

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Kozacy i badziewiacy

Ekstraklasa

Już marzec, a letnie transfery Lecha wciąż nie odpaliły [KOZACY i BADZIEWIACY]

Paweł Paczul
25
Już marzec, a letnie transfery Lecha wciąż nie odpaliły [KOZACY i BADZIEWIACY]

Komentarze

13 komentarzy

Loading...