Reklama

Gdzie oni teraz są? Niesamowity wyczyn AS Monaco w sezonie 2016/17

redakcja

Autor:redakcja

13 kwietnia 2022, 13:52 • 23 min czytania 8 komentarzy

Oprócz triumfów legend światowej piłki, Liga Mistrzów pełna jest niezapomnianych historii nieco mniejszych bohaterów. Dla takich sukcesem niekoniecznie musi być triumf w rozgrywkach, może to być też sam awans do późnej fazy rywalizacji. Drużyną, która idealnie wpisuje się w ten opis z pewnością jest AS Monaco z sezonu 2016/17. Naturalnym skutkiem nadspodziewanie dobrych występów jest też pokazanie się piłkarskiemu światu przez mniej znanych wcześniej piłkarzy. Jak potoczyły się więc losy członków tamtej drużyny?

Gdzie oni teraz są? Niesamowity wyczyn AS Monaco w sezonie 2016/17

Historia Monaco z rozgrywek 2016/17 jest jedną z najciekawszych i najpiękniejszych w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Zespół z księstwa miał w swoich szeregach wschodzącą wielką gwiazdę światowej piłki, lidera w postaci doświadczonego wyjadacza europejskich boisk, a do tego polski kibic w trakcie meczów Monakijczyków mógł oglądać w akcji lidera reprezentacji Polski – Kamila Glika. Mało tego, po latach okazało się, że niemal wszyscy zawodnicy z tamtej ekipy rozkręcili swoje kariery, niemal za każdym kryje się jakaś historia. Tamten sezon pozwolił później wielu z nich sięgnąć piłkarskich marzeń.

PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ

Kto by jednak pomyślał, że taki sezon może osiągnąć drużyna, która rok wcześniej zajęła ledwie 3. miejsce we francuskiej Ligue 1, grała wtedy tylko w Lidze Europy, a swoją przygodę z Champions League w sezonie 2016/17 zaczynała jeszcze w lipcu, grając w 3. rundzie eliminacji z Fenerbahce? Mało tego, pierwszy mecz w Turcji okazał się dla Monaco porażką. W rewanżu udało im się jednak odrobić jednobramkową stratę. Po dwóch tygodniach reprezentantowi Ligue 1 przyszło zmierzyć się z Villarrealem. Poszło nieco łatwiej, bo udało się wygrać oba spotkania. Pozostało czekać na losowanie fazy grupowej.

Wtedy jeszcze nie wzbudzali zainteresowania

Drużyna z księstwa została wówczas oszczędzona – w ich grupie nie znalazł się żaden z wielkich europejskich potentatów. Wyrównana grupa z Tottenhamem, Bayerem Leverkusen i CSKA Moskwa dawała szansę na powalczenie o awans do fazy pucharowej, a w razie ewentualnego niepowodzenia na kontynuowanie przygody w pucharach poprzez grę w Lidze Europy.

Reklama

Monaco udało się jednak zaskakująco łatwo rozprawić z grupowymi rywalami, przez co już po 5. kolejce spotkań francuski klub mógł świętować awans do kolejnej fazy rozgrywek. W dodatku z gwarantowanego pierwszego miejsca. W klubie pozwolono sobie wówczas nawet na swego rodzaju zlekceważenie ostatniego spotkania grupowego, w którym prawie wszyscy członkowie pierwszego składu dostali wolne, a na boisko w Leverkusen wybiegła zupełnie rezerwowa jedenastka. Dzięki takim oto wynikom 3. zespół Ligue 1 poprzedniego sezonu zameldował się w fazie pucharowej z pierwszego miejsca w grupie:

  • (W) 2:1 z Tottenhamem,
  • (D) 1:1 z Bayerem Leverkusen,
  • (W) 1:1 z CSKA,
  • (D) 3:0 z CSKA,
  • (D) 2:1 z Tottenhamem,
  • (W) 0:3 z Bayerem Leverkusen.

Umówmy się jednak, że mało kto fascynował się wówczas spotkaniami grupy E, której wyniki właśnie częściowo zobaczyliśmy. Europejscy kibice skupiali się pewnie na meczach Realu Madryt czy Juventusu, które były toczone w tych samych dniach. Polscy fani raczyli się wtedy z kolei pierwszym od dwudziestu lat awansem polskiego klubu do Champions League. Sytuacja diametralnie zmieniła się w fazie pucharowej. Monaco stało się drużyną, którą każdy chciał obejrzeć w akcji.

Spektakularna droga do półfinału

Zespół grający na Stadionie Ludwika II nie miał jednak szczęścia w losowaniu. Wydawałoby się, że zajęcie pierwszego miejsca w grupie pozwoli im zmierzyć się z rywalem z nieco niższej półki, takim jak Benfica, Porto czy Sevilla. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. W 1/8 czekał bowiem Pep Guardiola i jego Manchester City, który zajął drugie miejsce w swojej grupie po uznaniu w niej wyższości Barcelony. Dwumecz z Anglikami okazał się jednak jednym z bardziej zwariowanych w fazie pucharowej Ligi Mistrzów ostatnich lat. Jeżeli ktoś zbagatelizował go przed pierwszym meczem w Manchesterze, po wyniku 5:3 z pewnością wiedział jaki kanał telewizyjny włączyć w dniu rewanżu w księstwie.

Drużyna z Ligue 1 dwukrotnie prowadziła na Etihad, a mimo to przed drugim meczem była zmuszona odrabiać dwubramkową stratę. Udało jej się to jednak w zaledwie pół godziny rewanżowego starcia. Dwumecz zakończył się ostatecznie remisem 6:6, ale wtedy działała jeszcze rzecz jasna zasada bramek na wyjeździe, dzięki którym to Monaco okazało się lepsze. Był to moment, w którym na tę drużynę spojrzały oczy całej piłkarskiej Europy. Presja nie oznaczała jednak końca tej pięknej historii.

Reklama

W ćwierćfinale Monakijczykom trafiła się Borussia Dortmund. Mogło być lepiej, w grze pozostawał jeszcze sensacyjny zwycięzca poprzedniego sezonu Premier League w postaci Leicester, ale mogło też gorzej, bo Borussii daleko do gigantów europejskiego futbolu, takich jak Real, Bayern czy Barcelona.

Jeżeli ktoś w tej rywalizacji oczekiwał takich samych fajerwerków jak w poprzedniej fazie rozgrywek, nie mógł czuć się zawiedziony. W dwumeczu padło aż dziewięć bramek, ale Monaco awansowało poprzez dużo mocniejsze udowodnienie swojej wyższości niż nad Manchesterem City. Drużyna z Ligue 1 pokonała Borussię 3:2 na wyjeździe i 3:1 u siebie. Tym samym zanotowała sensacyjny awans do półfinału Ligi Mistrzów. Wtedy nie było jeszcze wiadomo na kogo w nim trafi, ponieważ decydowało o tym kolejne losowanie. O potencjalnych rywalach zaraz po meczu rewanżowym z Borussią przed kamerami Canal+ wypowiedział się obrońca zespołu – Kamil Glik.

Teoretycznie największe szanse byłyby być może z Atletico, z Juventusem byłaby to dla mnie fajna przygoda, takie moje derby w półfinale Ligi Mistrzów, chociaż zagranie z Barceloną to też sama przyjemność. Obojętnie na kogo trafimy każdy mecz będzie miał swoją fajną historię i miejmy nadzieję, że uda nam się tego snu nie przerywać – powiedział reprezentant Polski. Widocznie zaraz po meczu był tak rozemocjonowany, że nie wziął pod uwagę, że Barcelony nie ma już w grze. Grono półfinalistów uzupełniał Real Madryt. Nie zmienia to jednak optyki na słowa obrońcy Monaco.

Ostatecznie w losowaniu Monakijczycy trafili na Juventus. To właśnie ówczesny włoski hegemon ze słynną obroną w składzie: Giorgio Chiellini, Leonardo Bonucci i Andrea Barzagli był w stanie powstrzymać ofensywną siłę przyszłego mistrza Francji. Monaco nie znalazło argumentów na Włochów, w pewnym momencie przegrywając w dwumeczu 4:0. Kolegom Glika udało się strzelić zaledwie jedną bramkę na zakończenie tej pięknej przygody. Czas przypomnieć sobie członków tamtej jedenastki, uwzględniając przy okazji ich losy w kolejnych latach. Najpierw skupmy się jednak na człowieku, który zarządzał całym tym projektem z trenerskiego fotela.

Leonardo Jardim

W odróżniku od wielu piłkarzy z tamtego sezonu nie zrobił on wielkiej kariery trenerskiej i wydaje się, że przegapił swój czas na jej poważne rozkręcenie. Przed dostaniem się do Monaco pracował m.in. w Bradze, Olympiakosie i Sportingu. Swój najlepszy moment w karierze miał oczywiście podczas kampanii 2016/17. Jego nazwisko wielokrotnie pojawiało się później w kontekście przejścia do mocniejszej drużyny z mocniejszej ligi. Nie zaliczył on przecież żadnej weryfikacji na wyższym poziomie, więc śmiało można było dać mu szansę. Portugalczyk pozostawał jednak w księstwie, by po zwolnieniu w listopadzie 2018 roku znów wrócić do Monaco dwa miesiące później.

Jako że klub po udanym sezonie znacznie obniżył loty, nie udało mu się później odnotować żadnego większego sukcesu. Było to również związane z filozofią stosowaną na Stadionie Ludwika II, która mówiła o pozbywaniu się największych gwiazd i inwestowaniu w młode talenty.

Przygodę w Monaco zakończył pod koniec 2019 roku, by kilka miesięcy później przenieść się do Al-Hilal występującego w Arabii Saudyjskiej. W pewien sposób pokazuje to jego ambicje – dorobił się pewnie na kilka lat do przodu, ale automatycznie wypisał z poważnej piłki. Kto wie, czy jednak do niej nie wróci, ponieważ od połowy lutego pozostaje bez zatrudnienia.

Wspomnienia o jego pracy sprzed sześciu lat pozwalają wierzyć, że jest to menedżer o ogromnych możliwościach. Wyznaje zasadę futbolu totalnego, który angażuje wszystkich zawodników w fazę budowania ataku, a także ogromną pracę bez piłki, zarówno w ataku jak i obronie. W Monaco jego podstawową formacją było klasyczne 4-4-2, które w fazie ataku przechodziło niemal w ustawienie 2-4-4 ze względu na wysokie ustawienie bocznych obrońców. W księstwie Jardim idealnie wykorzystał atuty wszystkich swoich gwiazd. Wspomnieni boczni obrońcy siali popłoch w ofensywie, w środku pola rządzili odpowiedzialni i wszechstronni pomocnicy, a ofensywni piłkarze drugiej linii idealnie współpracowali z niesłychanie skutecznymi i szybkimi napastnikami. Prawie nikt nie był powstrzymać tak grającego Monaco, które oprócz osiągnięcia półfinału Ligi Mistrzów wygrało także Ligue 1 z Paris Saint-Germain.

Czas przejść jednak do konkretnych nazwisk, które tworzyły tamten skład. Pamiętacie kto go wówczas tworzył? Wielu tych piłkarzy niedługo później rozjechało się po całej Europie i obecnie stanowi o sile najlepszych drużyn na naszym kontynencie. Wtedy jednak wszyscy spędzali czas w jednej szatni, grając w barwach AS Monaco.

Danijel Subasić

Chorwacki bramkarz był jednym z liderów Monaco z tamtego sezonu. W Lidze Mistrzów zagrał prawie we wszystkich spotkaniach, opuszczając jedynie ostatni mecz fazy grupowej z Bayerem Leverkusen, który dla Francuzów nie miał już większego znaczenia. Mimo że w fazie pucharowej ani razu nie utrzymał czystego konta, nikt nie podważał jego pozycji w zespole. Mimo straty wielu bramek wielokrotnie powstrzymywał Sergio Aguero czy Pierre’a-Emericka Aubameyanga.

Spośród tamtej kadry miał zdecydowanie największe doświadczenie w klubie. Do księstwa przychodził w styczniu 2012 roku, gdy Monaco grało jeszcze w Ligue 2. Był częścią drużyny, która wywalczyła awans, a następnie potrafiła wygrać mistrzostwo i zagrać w półfinale Ligi Mistrzów. Triumf w Ligue 1 z tamtego sezonu pozostaje jego największym sukcesem w karierze, mimo że był blisko znacznie większego osiągnięcia. Status jaki wyrobił sobie na europejskim rynku, grając w barwach francuskiego zespołu, pozwolił mu pojechać z reprezentacją Chorwacji na mundial w roli pierwszego bramkarza. Jak pamiętamy, Subasić ze swoimi kolegami doszedł wówczas do finału mistrzostw świata, w którym lepsza okazała się reprezentacja Francji. Na rosyjskiej imprezie opuścił tylko jedno spotkanie.

Dla Monaco zagrał 292 meczów, w których potrafił 111-krotnie zachować czyste konto. Z klubu odchodził latem 2020 roku, znacznie później niż większość tamtej ekipy. W ani jednym sezonie nie udało mu się powtórzyć sukcesów z kampanii 2016/17. Obecnie gra w Hajduku Split, do którego wrócił po dwunastu latach przerwy.

Djibril Sidibe

Kolejny żelazny punkt pierwszego składu. W drodze do półfinału Ligi Mistrzów ominął jedynie trzy spotkania, w tym dwa z Borussią Dortmund z powodu kontuzji. Wówczas wraz z Benjaminem Mendym tworzył czołowy duet bocznych obrońców na świecie. Patrząc na przekrój jego kariery śmiało można stwierdzić, że Sidibe ma umiejętność pojawiania się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.

Do Monaco przeniósł się 8 lipca 2016 roku z Troyes za 15 milionów euro. Z miejsca wskoczył do pierwszego składu, zaliczając najbardziej udany sezon w swojej karierze. Zdobyte mistrzostwo Francji pozostaje jego jedynym klubowym trofeum. Prawy obrońca śmiało może sobie jednak przypisywać zasługi za wygranie zdecydowanie bardziej prestiżowych rozgrywek. Podobnie jak w przypadku Subasicia, dobre występy dla klubu pozwoliły mu bowiem rozpocząć karierę w reprezentacji narodowej. Tym samym dostał szansę wyjazdu na mundial, na którym zagrał 90 minut przeciwko Duńczykom. Etatowym prawym obrońcą w kadrze Didiera Deschampsa był wówczas Benjamin Pavard. W historii piłki nie każdy może jednak powiedzieć, że został mistrzem świata, a Sidibe ma do tego pełne prawo.

Dalsza część jego kariery nie wyglądała już tak kolorowo, chociaż wcześniejszych sukcesów nikt mu przecież nie zabierze. Prawy obrońca podobnie jak Subasić był jednym z nielicznych, który związał się na dłużej z ekipą z księstwa. Mało tego, on wciąż występuje w Monaco. Miał co prawda roczny epizod na wypożyczeniu w Evertonie, ale mimo regularnej gry nie udało mu się zadomowić w Premier League. Jest jedynym członkiem tamtej ekipy, którego wciąż możemy oglądać w meczach na Stadionie Ludwika II.

Jemerson

Bez wątpienia jest to nazwisko, które zyskało najmniej na sukcesie całej drużyny. Brazylijczyk w pamiętnym sezonie Ligi Mistrzów opuścił jedynie 90 minut, ale patrząc na przebieg jego kariery ciężko powiedzieć, by nabrała ona później wiatru w żagle. Za swój największy sukces Jemerson może uznać dwa występy w barwach reprezentacji narodowej. Porównując to do losów jego kolegów z tamtego zespołu, 102 minuty dla Canarinhos wyglądają blado, choć bez wątpienia zawdzięcza je właśnie dobrej grze dla Monaco.

Po udanym sezonie zabrakło po niego kolejki chętnych, więc został w klubie z księstwa. Dopiero w listopadzie 2020 roku opuścił Francję na rzecz ojczystej Brazylii i oferty z Corinthians. Pograł tam jednak zaledwie pół roku, po czym wrócił do Ligue 1, by dzisiaj występować w Metz. Trudno nie odnieść wrażenia, że tę karierę dało się poprowadzić dużo lepiej.

Kamil Glik

Szef obrony Monakijczyków, który we wszystkich rozgrywkach w sezonie 2016/17 dobrnął niemal do 5 tysięcy minut spędzonych na murawie. W Lidze Mistrzów ominął dwa spotkania – z Bayerem Leverkusen oraz rewanż z Manchesterem City w związku z zawieszeniem za żółte kartki. Kierując się stricte sukcesami – bez wątpienia był to najlepszy okres w karierze reprezentanta Polski.

Do Ligue 1 przeniósł się zaraz po udanych dla Polaków mistrzostwach Europy, opuszczając tym samym Torino, którego stał się wręcz symbolem. Podobnie jak w przypadku Sidibe, nie musiał długo czekać na odniesienie sukcesów. Zdobyte mistrzostwo Francji pozostaje jego najcenniejszym trofeum, nigdy później nie zaszedł również tak daleko w Lidze Mistrzów.

Zespół z księstwa opuszczał dopiero w 2020 roku, wracając na ostatnie lata swojej kariery do Włoch. Patrząc przez pryzmat sukcesu jaki osiągnęło Monaco w sezonie 2016/17, jak ważnym elementem tamtej jedenastki był Glik oraz w jakim wieku się wówczas znajdował, można się zastanawiać czy nie miał wtedy otwartych drzwi do jeszcze większej kariery. Z drugiej strony pewnie nie narzekał na zarobki, a przecież gra w czołowym zespole ligi francuskiej też nie brzmi źle. Zwłaszcza, że dawała ona szansę gry w kolejnych edycjach Ligi Mistrzów.

Benjamin Mendy

Jeżeli przypominamy sobie swoją klasę z najmłodszych lat ze szkoły podstawowej, to zwykle zawsze znajduje się tam ktoś, komu mniej lub bardziej w życiu nie wyszło i kto zszedł na złą ścieżkę, zmagając się do dzisiaj z jej poważnymi konsekwencjami. Gdy więc w podobny sposób piłkarze AS Monaco z sezonu 2016/17 za dwadzieścia lat będą przypominać sobie historyczny awans do półfinału Ligi Mistrzów, Mendy będzie właśnie tym jednym intruzem, którego wspomnienia będą mogły wywoływać obrzydzenie.

Na początek skupmy się jednak na walorach czysto piłkarskich. W odróżnieniu od pozostałych członków bloku obronnego, Mendy wcale nie rozegrał w pamiętnym sezonie tak wielu minut na boiskach Champions League. W pełnym wymiarze zagrał wówczas zaledwie pięć spotkań. Jego sezon był wtedy poszatkowany przez kontuzje lub wykluczenia za kartki, co widać także po liczbie gier rozegranych przez niego w lidze. Niemniej, zdrowy Mendy miał pewne miejsce na lewej stronie defensywy. Wystarczy wspomnieć, że tak mała liczba występów nie zaszkodziła mu w zanotowaniu czterech asyst w samej Lidze Mistrzów.

W odróżnieniu od poprzedników, Francuz wykorzystał pierwszy możliwy moment na opuszczenie księstwa i zrobienie kolejnego kroku do przodu w swojej karierze. Przychodził latem 2016 roku z Marsylii, zaliczył świetny sezon i już w lipcu 2017 wylądował w Manchesterze pod wodzą Pepa Guardioli. Pobyt w Anglii nie wyglądał jednak tak, jak Mendy mógł sobie wyobrażać. Nie potrafił wywalczyć sobie stałego miejsca w pierwszym składzie Obywateli, a do tego bez przerwy trapiły go kontuzje, z zerwaniem więzadeł krzyżowych w kolanie włącznie. Wystarczy powiedzieć, że najwięcej grał w sezonie 2019/20, gdy akurat wyjątkowo Manchester City nie zdobył mistrzostwa Anglii. Na osłodę musiał mu więc zostać triumf na mundialu, któremu przyglądał się głównie z ławki rezerwowych, podobnie jak Sidibe. Na niepowodzenie jego przenosin do Anglii nie wpłynęła jednak jedynie sytuacja zawodowa.

Nie jest tajemnicą, że od wielu miesięcy Mendy ma bardzo poważne problemy z prawem. Francuz jest oskarżony o kilka gwałtów oraz inne przestępstwa na tle seksualnym. Ostatni raz na boisko wyszedł w 1. kolejce obecnego sezonu Premier League. Później jego kryminalna przeszłość ujrzała światło dzienne, po czym został momentalnie zawieszony przez klub. Od tego momentu jego nazwisko w prasie pojawia się głównie ze względu na pojawienie się wobec niego kolejnych oskarżeń lub zmianę miejsca jego odsiadki na więzienie o ostrzejszym rygorze. Francuz będzie jeszcze bardzo długo cierpiał za swoje grzechy.

Fabinho

Przechodzimy do pomocników, a ich wyliczanie zaczynamy od tych bardziej defensywnie usposobionych zawodników środkowej formacji. Najważniejszym z nich bez wątpienia był Fabinho, który miał wówczas bardzo mocną pozycję w zespole. Brazylijczyk od sezonu 2013/14 grał w Monaco na zasadzie wypożyczenia, przychodząc dwa lata później na stałe. W pamiętnym sezonie niemal nie odpoczywał. W Lidze Mistrzów opuścił tylko mecz z Bayerem oraz rewanż w ćwierćfinale z Borussią Dortmund. Musiał wtedy pauzować za uzbierane żółte kartki.

Fabinho odpowiadał w zespole przede wszystkim za trzymanie środka pola. Wysoki, silny i dobrze czujący się w grze z piłką przy nodze Brazylijczyk był zmorą przeciwników i zbawieniem swoich kolegów z obrony. Oprócz tego miał jednak jeszcze jedno ważne zadanie – był wykonawcą rzutów karnych. W czasie swojego pobytu w Monaco wykonał skutecznie 21 jedenastek. Pomylił się tylko raz, lecz było to wyjątkowo bolesne pudło. Mógł bowiem otworzyć wynik w pierwszym meczu 1/4 Ligi Mistrzów, gdy jego drużyna podejmowała na wyjeździe Borussię. Jego uderzenie po ziemi minimalnie minęło lewy słupek. Na szczęście dla niego, jego drużyna i tak uporała się później z niemieckim zespołem.

Z księstwa nie odszedł od razu po udanym sezonie 2016/17, ale gdy zobaczył, że zespół nie robi kroku naprzód, rok później przyjął ofertę Liverpoolu. Bardzo szybko stał się podstawowym elementem ekipy Jurgena Kloppa, która wygrywała później Ligę Mistrzów i Premier League. W Anglii Fabinho nie ma jednak tak łatwo z wykonywaniem rzutów karnych, ponieważ musi liczyć na nieobecność na boisku Mo Salaha, co zdarza się bardzo rzadko. Niemniej, wyrósł on na jednego z najlepszych defensywnych pomocników na świecie.

Tiemoue Bakayoko

Drugi z pomocników odpowiadających za środkową część boiska. Francuz opuścił dwa spotkania w Lidze Mistrzów w sezonie 2016/17, a zaraz później wskoczył do pełnego wagonu piłkarzy opuszczających Monaco za wielkie pieniądze. Obrał kierunek na Londyn, gdyż aż 40 milionów euro zdecydowała się wyłożyć za niego Chelsea. Bakayoko grał w miarę regularnie w swoim pierwszym sezonie na Stamford Bridge, ale swoją grą nie wprawiał w zachwyt kibiców londyńczyków. Ostatecznie nie utrzymał miejsca w kadrze i trafił do grupy piłkarzy regularnie wypożyczanych z klubu. Do dzisiaj nie udało mu się z niej wyplątać.

Sezon 2018/19 spędził w Milanie, na kampanię 2019/20 wrócił do Monaco, by rok później u boku Piotra Zielińskiego raczyć się espresso i zajadać pizzą w mieście Diego Maradony. Gdyby tego było mało, później znów zawędrował do czerwono-czarnej części Mediolanu. A wszystko to wciąż mając ważną umowę z Chelsea. Jego sytuację klubową i brak zwyżki formy idealnie pokazuje jego wartość na rynku transferowanym wg portalu Transfermarkt:

  • 2017/18 (Chelsea) – 40 milionów euro,
  • 2018/19 (Milan) – 35 milionów euro,
  • 2019/20 (Monaco) – 25,50 milionów euro,
  • 2020/21 (Napoli) – 20 milionów euro.

Idąc tym tropem, po obecnym sezonie w Milanie powinien więc kosztować 15 milionów euro. Włoski klub ma klauzulę wykupu Francuza, jednak prawdopodobnie z niej nie skorzysta, a Chelsea będzie mu szukać kolejnego klubu na wypożyczenie. Bakayoko nie dał się więc od sezonu 2016/17 zapamiętać ze świetnych zagrań na boisku, a większą popularność w Polsce zyskał pewnie po tym jak Taco Hemingway nagrał kawałek o tytule… „Bakayoko”. Piłkarz miał nawet okazję słuchać piosenki, gdy puszczał mu ją Krzysztof Piątek, z którym zakumplował się w trakcie swojego pierwszego pobytu w Milanie.

Bernardo Silva

Portugalczyk jest niewątpliwie jedną z największych gwiazd spośród zawodników Monaco z sezonu 2016/17. Był wtedy jednym z najważniejszych elementów w składzie Leonardo Jardima, a w Champions League opuścił wówczas tylko jedno spotkanie. Zaraz po udanym sezonie przeniósł się za 50 milionów euro do Manchesteru City, gdzie Pep Guardiola zrobił z niego jednego z najlepszych pomocników na świecie.

Suche liczby Bernardo niekoniecznie muszą przekonywać, ale praca jaką wykonuje na boisku jest nie do podważenia. W sezonie 2018/19 został uznany najlepszym piłkarzem w klubie, mimo że chociażby Sergio Aguero strzelił w tamtych rozgrywkach aż 21 bramek w samej Premier League. Oprócz indywidualnych nagród, w CV Portugalczyka znajduje się mnóstwo trofeów – trzy mistrzostwa Anglii, cztery Puchary Ligi, dwa Superpuchary Anglii.

Bernardo swoją karierę z sukcesami kontynuuje rownież w reprezentacji Portugalii. Świetny sezon 2016/17 ugruntował jego pozycję w kadrze, dla której grał na mundialu w 2018 roku oraz na Euro 2020. Łącznie licznik występów w barwach narodowych nabił mu już 66 meczów, w których zdobył 8 bramek i zanotował 21 asyst. W 2019 roku został wybrany najlepszym piłkarzem Portugalii oraz wygrał z nią Ligę Narodów.

Thomas Lemar

Lewy pomocnik w układance Jardima to jeden z dwóch piłkarzy, ale jedyny z podstawowej jedenastki, który zagrał w każdym z dwunastu spotkań Monaco w Lidze Mistrzów w sezonie 2016/17. Dziewięć razy wychodził w pierwszym składzie, trzy razy wchodził z ławki. Obecność w każdym spotkaniu zawdzięcza głównie 11 minutom przeciwko Bayerowi Leverkusen, gdy cały podstawowy skład dostał wolne. Gdyby wówczas szkoleniowiec drużyny nie zdecydował się na rotację, pewnie mielibyśmy więcej takich przypadków. Wraz z przypomnieniem sobie gry Lemara, dochodzimy też do zawodnika, który w fazie pucharowej wygenerował bardzo solidne liczby. Do tej pory zajmowaliśmy się głównie graczami defensywnymi – Lemar odpowiada jednak za aż pięć asyst w kluczowej fazie sezonu Ligi Mistrzów w tamtym sezonie.

Francuz, podobnie jak chociażby Fabinho, wytrzymał w księstwie jeszcze rok po nadspodziewanie udanej kampanii, po czym nie widząc progresu, wybrał ofertę Atletico Madryt. Praca z nastawionym na defensywę Diego Simeone nie wyszła mu jednak na dobre. Widać to nawet po samych liczbach. Lemar w Monaco siał popłoch na lewym skrzydle, strzelając we wszystkich rozgrywkach 22 gole i notując 33 asysty w 127 meczach dla klubu z Ligue 1. W barwach Atletico do tej pory nie dobrnął nawet do dwucyfrowej liczby bramek, mimo że dla Rojiblancos wystąpił już więcej razy niż dla Monaco.

Śmiało można więc stwierdzić, że jego kariera nie potoczyła się w najlepszy możliwy sposób. Z drugiej strony, nie ma też na co narzekać. Francuz może pochwalić się mistrzostwem Hiszpanii z sezonu 2021/21, w którym grał niemal zawsze, gdy tylko był zdrowy. Nikt nie odbierze mu też zdobytego mistrzostwa świata. Podczas samego turnieju w Rosji zagrał jedynie 90 minut, ale powołanie na mundial w dużej mierze zawdzięcza pewnie dyspozycji jaką prezentował w Monaco w sezonach 2016/17 i 2017/18.

Kylian Mbappe

Bez cienia wątpliwości największa gwiazda tamtego składu. Piłkarz, który już ma na koncie mnóstwo osiągnięć, których nigdy nie uda się zdobyć wielu piłkarzom z najwyższej półki, a ma przecież dopiero 23 lata. Jeżeli jego kariera dalej będzie piąć się w górę, to bardzo prawdopodobne, że nawet jeśli za kilkadziesiąt lat zapomnimy o ekipie Monaco z sezonu 2016/17, temat ten mimo wszystko będzie powracał przy omawianiu początku kariery wielkiego Mbappe.

To właśnie w księstwie stawiał on pierwsze kroki w wielkiej piłce i to właśnie występy we wspominanej w tym tekście edycji Champions League wybiły go na pierwsze strony wszystkich sportowych mediów. Jeszcze na początku sezonu 2016/17 mało kto wiedział kim jest ten drobny Francuz grzejący ławkę w Monaco. Taka właśnie była wtedy rola Mbappe w zespole Jardima. W fazie grupowej Ligi Mistrzów z tamtego sezonu spędził jedynie 25 minut na boisku, w Ligue 1 jesienią wchodził głównie z ławki. Sytuacja zmieniła się przede wszystkim dzięki dwóm meczom w lidze francuskiej na początku lutego 2017 roku. Swoje zrobił zwłaszcza hat-trick zdobyty przeciwko Metz 11 lutego.

Zaledwie dziesięć dni później przyszli mistrzowie Francji zaczynali bój w fazie pucharowej Champions League. Mbappe otrzymał szansę wyjścia w pierwszym składzie przeciwko Manchesterowi City i miejsca w podstawowej jedenastce nie oddał już aż do półfinałowej porażki z Juventusem. Do tej pory przy opisywaniu kolejnych nazwisk zabrakło informacji o liczbie goli strzelonej przez nie w najważniejszych spotkaniach. Wszystko przez to, że zdecydowaną większość wzięli na siebie napastnicy. Mbappe trafił do siatki aż sześciokrotnie w trakcie fazy pucharowej, nie strzelając bramki jedynie w pierwszym meczu z Juventusem.

Kilka miesięcy stabilnej formy na kosmicznym poziomie wystarczyło, by czmychnąć z Monaco w kierunku wielkiej piłki. Od razu po jednym udanym sezonie powędrował na wypożyczenie do Paris Saint-Germain, by kolejnego lata przejść do francuskiego giganta na zasadzie definitywnego transferu za 145 milionów euro. Czyni go to drugim najdroższym piłkarzem w historii futbolu. Dla paryżan zdobył niewyobrażalną liczbę 163 bramek w 210 meczach, dokładając do tego 83 asysty. Stał się też utytułowanym reprezentantem Francji – dla Trójkolorowych strzelił 26 goli w 54 meczach. Zwyciężył na mistrzostwach świata, będąc na mundialu w zupełnie innej roli niż jego kumple z Monaco z sezonu 2016/17. W Rosji pojawił się na boisku we wszystkich siedmiu meczach, w trakcie turnieju strzelił cztery bramki, w tym jedną w finale.

Obecnie jest jednym z najlepszych piłkarzy świata, którego chciałby każdy klub, ale tylko kilka z nich może sobie na niego pozwolić. Być może już niedługo będzie gwiazdą spektakularnego transferu do Realu Madryt. Obojętnie jaką drogę kariery by wybrał, pisane jest mu mnóstwo sukcesów i zostanie legendą piłki. Nie możemy zapominać, że wciąż ma tylko 23 lata, a przed sobą wielkie możliwości.

Radamel Falcao

Na koniec czas na kapitana, jednego z nielicznych, którzy w szatni Monaco z sezonu 2016/17 wiedzieli, że nie zostało im już wiele lat gry na najwyższym poziomie. Dla Kolumbijczyka ówczesny sezon był ostatnim dużym wydarzeniem w klubowej karierze, a jednocześnie prawdopodobnie najgłośniejszym z wszystkich, jakie przeżył w swoim sportowym życiu.

Po udanych latach spędzonych w Porto i Atletico Madryt przeszedł za 43 miliony euro do zespołu z księstwa. Później był jednak wypożyczany do Chelsea i Manchesteru United, nie potrafiąc zapracować sobie na podziw kibiców na Stamford Bridge i Old Trafford. Rozgrywki w sezonie 2016/17 rozpoczynał więc w księstwie i pewnie sam nie spodziewał, że kilka lat później będzie mógł je wspominać jako jedne z najbardziej udanych w karierze.

Udało nam się zajść bardzo daleko w rozgrywkach, w których występują silniejsze drużyny, które grają razem od wielu lat, a doświadczenie robi w nich różnicę. Z tą młodością i umiejętnościami każdego z zawodników udało nam się dojść do półfinału Ligi Mistrzów – mówił po latach. – Mieliśmy świetnie pracującą grupę ludzi. Dobrze się dogadywaliśmy, a sztab szkoleniowcy dokładnie wiedział, jak radzić sobie z każdym piłkarzem. Zespół zanotował niesamowity progres, zaliczyliśmy zarówno imponujące występy jako drużyna, ale też indywidualnie. Zaskoczyliśmy całą Europę – wspominał Kolumbijczyk.

Gdy tylko pojawiał się na boisku, zakładał opaskę kapitańską na ramieniu. Był największym nazwiskiem w szatni złożonej z piłkarzy, którzy dopiero za kilka lat mieli osiągnąć pełnię swoich możliwości. W fazie pucharowej tamtego sezonu Champions League zdobył trzy bramki, tworząc zgrany i niesamowicie niebezpieczny duet z Kylianem Mbappe.

Po przełomowym sezonie został w Monaco, które opuścił w 2019 roku. Przeniósł się wówczas do Galatasaray, obecnie gra w Rayo Vallecano. Nigdy nie udało mu się wygrać upragnionej Ligi Mistrzów. Jego ostatnim trofeum pozostaje zwycięstwo w Ligue 1 ze składem z sezonu 2016/17.

Co ciekawe, pokazana na grafice jedenastka ani przez minutę nie przebywała razem na boisku w trakcie sezonu Ligi Mistrzów w sezonie 2016/17. Mimo przywiązania do nazwisk i niskiego stopnia rotacji w kadrze Jardima, za każdym razem brakowało przynajmniej jednego nazwiska z żelaznego składu. Najczęściej chodziło o kontuzję któregoś z zawodników lub pauzowanie z uwagi na liczbę żółtych kartek. Trzeba jednak wziąć też pod uwagę, że chociażby Mbappe swoje regularne szanse zaczął dostawać dopiero na wiosnę, więc automatycznie skład ten nie mógł wyglądać w ten sposób w trakcie fazy grupowej.

Inna sprawa, że portugalski szkoleniowiec miał do dyspozycji kilku rezerwowych, którzy często potrafili wchodzić w buty piłkarzy pierwszego składu. W obronie kimś takim był Andrea Raggi, który potrafił zagrać zarówno na boku, jak i na środku obrony. Podczas tamtej kampanii Ligi Mistrzów uzbierał nawet więcej rozegranych minut od Benjamina Mendy’ego, ale stało się tak głównie z uwagi na urazy Francuza. Raggi w Monaco występował od 2012 roku, skończył karierę po odejściu z księstwa w 2019 roku. Był więc wówczas swego rodzaju weteranem tamtej drużyny.

W linii pomocy bardzo uniwersalny okazał się Joao Moutinho, który dzielił się minutami z Fabinho i Bakayoko. To ta dwójka miała zapewniony pewny plac, ale w przypadku nieobecności jednego z nich, doświadczony Portugalczyk zajmował jego miejsce. Jeszcze inna historia kryje się za nazwiskiem Valere’a Germaina. Francuz stracił miejsce w składzie na rzecz objawiającego się światu Mbappe, ale co ciekawe, jest oprócz Thomasa Lemara jedynym zawodnikiem Monaco z ówczesnej kadry, który zagrał w każdym spotkaniu tamtej edycji Champions League. Nawet jeśli mówimy o epizodach w postaci kilku rozegranych minut, zaznaczył on swoją obecność na murawie w każdym ze spotkań

Patrząc na tę kadrę po kilku latach możemy być niemal pewni, że po jakimś czasie zaczną powstawać książki o monakijskiej drużynie z sezonu 2016/17. Nie ma też wątpliwości, że jeśli któryś z jej członków zdecyduje się po karierze napisać biografię, to mimo wielu sukcesów w innych klubach, rozdział o tamtym Monaco będzie pewnie jednym z dłuższych i ciekawszych.

Czytaj więcej o Lidze Mistrzów:

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

8 komentarzy

Loading...