Reklama

Lesniak: W Tottenhamie nie byłem gorszy od Harry’ego Winksa

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

11 kwietnia 2022, 11:28 • 10 min czytania 21 komentarzy

Jak wspomina swoje cztery minuty mini-sławy i asystę w Premier League? Czy Harry Kane stawiany był jako niedościgły wzór dla adeptów szkółki Tottenhamu? Dlaczego najlepszym piłkarzem, z jakim kiedykolwiek grał w piłkę był Mousa Dembele? Jak wspomina Heung-min Sona, a jak Christiana Eriksena? Jak to możliwe, że nie czuł się gorszy od Harry’ego Winksa? Czy zdychało się ze zmęczenia po treningach Mauricio Pochettino? Dlaczego niezbyt dobrze czuł się za kadencji Macieja Bartoszka w Wiśle Płock? Czy jest lepszym piłkarzem od Dominika Furmana? Na te i na inne pytania w rozmowie z nami odpowiada piłkarz Wisły Płock, Filip Lesniak. Zapraszamy.

Lesniak: W Tottenhamie nie byłem gorszy od Harry’ego Winksa

Andy Warhol twierdził, że każdego człowieka czeka piętnaście minut światowej sławy.

Może piętnaście minut, a może pięć godzin? Może kilka dni, może kilka miesięcy, może kilka lat? Każdy człowiek przeżywa fajne chwile w swoim życiu, ale czy to jakaś prawidłowość? Trudno mi powiedzieć.

18 maja 2017 przeżyłeś swoje cztery minuty piłkarskiej mini-sławy, kiedy asystowałeś Harry’emu Kanowi w meczu Premier League. 

Reklama

Wiedziałem, że do tego nawiązujesz! To był najlepszy moment w mojej dotychczasowej karierze, ale nie tracę nadziei, że czeka mnie jeszcze więcej takich chwil. Nie jestem po drugiej stronie rzeki, mam dopiero dwadzieścia pięć lat, zdrowie dopisuje, wszystko przede mną.

Masz czasami takie poczucie, że już bardzo dużo widziałeś jako piłkarz?

Dotknąłem i dużego, i małego świata piłki nożnej. Wyjeżdżałem ze Słowacji do Anglii jako piętnastolatek, wybija mi dziesięć lat w zagranicznych ligach…

W Anglii mieszkałeś u rodziny zaprzyjaźnionej ze szkółką Tottenhamu?

Trafiłem do takiej rodziny zastępczej z dwoma kolegami z młodzieżowej Tottenhamu. Opiekowali się nami, pomagali nam z językiem, wywiązywaniem się z codziennych obowiązków, odnalezieniem się w Anglii, a to nie było wcale dla mnie łatwe.

Z jaką największą trudnością spotkałeś się na angielskiej obczyźnie?

Reklama

Moja rodzina została na Słowacji i doskwierała mi samotność. Pierwsze miesiące były trudne, tęskniłem, brakowało mi słowackiego życia. Z czasem to minęło, nabrałem pewności siebie, poczułem się bardziej komfortowo. Ważnym krokiem do przodu było podłapanie podstaw języka, bo wyjeżdżałem z ojczyzny kompletnie zielony w tej kwestii, nie byłem w stanie zrozumieć nawet najprostszych komunikatów, a to cholernie komplikuje aklimatyzację. Cały czas za to olbrzymie wrażenie robiły na mnie warunki infrastrukturalne, organizacyjne i treningowe w Tottenhamie. Porównanie Anglii ze Słowacją w tej kwestii to niebo a ziemia, dwa różne światy.

Na Słowacji miałeś opinię jednego z najbardziej utalentowanych piłkarzy swojego pokolenia. W Anglii pewnie dowiedziałeś się, że twój talent nie jest tak wyjątkowy, jak trąbiono o tym na lokalnym podwórku. 

Jako obcokrajowiec byłem rodzynkiem w moim roczniku akademii Tottenhamu. Może jeszcze jeden chłopak pochodził z innego kraju, reszta wywodziła się z Anglii. Nie spodziewałem się, że różnica między piłkarzami z Anglii i piłkarzami ze Słowacji będzie tak duża, naprawdę. Angielskie warunki, angielski system szkolenia, angielski sposób trenowania tak promuje tamtejszych piłkarzy, że z perspektywy czasu myślę, iż moim błędem było wyjechanie ze Słowacji w wieku piętnastu lat. Wcale niewykluczone, że moja kariera potoczyłaby się lepiej, gdybym został w ojczyźnie, ogrywał się w seniorskiej piłce na najwyższym poziomie rozgrywkowym w wieku siedemnastu czy osiemnastu lat, a dopiero potem pomyślał o poszukaniu sobie dobrego zagranicznego klubu.

Kiedy zrozumiałeś, że popełniłeś błąd?

W momencie, kiedy długo nie mogłem przebić się do seniorskiego zespołu Tottenhamu. W Anglii działa to prosto – obcokrajowiec musi być dużo lepszy niż Anglik, jeśli marzy o przebiciu się do dorosłej drużyny klubu z Premier League czy Championship. Jeśli masz Anglika i Słowaka na identycznym poziomie, zawsze szanse będzie dostawał ten pierwszy, sorry, tak to wygląda. Strasznie komplikuje to życie młodym zagranicznym pałkarzom w szkółkach brytyjskich klubów. Poza tym Tottenham to ogromny klub z wielkimi pieniędzmi, stać go na kupowanie gwiazd i wyróżniających się postaci z całego świata, więc kiedy miałem dziewiętnaście czy dwadzieścia lat, moje szanse na wielką karierę w Spurs stały się naprawdę niewielkie.

Trenowałeś często z pierwszym zespołem Tottenhamu?

Bywało, że trenowałem z pierwszą drużyną po dwa-trzy tygodnie. Miałem osiemnaście, dziewiętnaście lat, aspirowałem, ale zawsze kończyło się zejściem do rezerw, do ekipy Tottenhamu U-23. W moim ostatnim sezonie w Londynie ćwiczyłem trzy miesiące z seniorską kadrą, a na koniec dostałem te słynne cztery minuty z Leicester w Premier League.

Kto z tamtej drużyny na co dzień robił na tobie największe wrażenie?

Dla mnie najlepszym piłkarzem zawsze był Mousa Dembele. W dalszej kolejności zaś wspaniali Harry Kane i Christian Eriksen, ale to chyba oczywistsze wybory, nie?

Co w takim razie aż tak zachwyciło cię w Mousie Dembele?

Oj, wszystko.

To fascynujące, ale Mauricio Pochettino żartował kiedyś, że „bez niego Tottenham nie istnieje”, a przepytani przez Soccer AM piłkarze Spurs też jeden po drugim nazywali go najlepszym graczem w klubie. 

Więcej, zapytałbyś kogoś, kto kiedykolwiek zagrał z nim w jednej drużynie, a jestem przekonany, że wskaże go jako najlepszego piłkarza, z jakim przyszło mu grać. Prawie nigdy nie tracił piłki. Przegląd pola, prowadzenie piłki, przewidywanie wydarzeń boiskowych, piłkarska intuicja, takie czyste umiejętności – absolutny kozak.

Potwór z gracją baleriny. Witajcie w Klubie Uznania dla Mousy Dembele

Christian Eriksen za czasów gry dla Tottenhamu był jednym z najlepszych rozgrywających Premier League. 

Mówią, że jest introwertyczny, że bywa zamknięty w sobie, a to normalny chłopak, choć skromny i pokorny, jak na tę klasę piłkarza. Dało się go złapać, posiedzieć z nim, pogadać, spytać o rady, zawsze był chętny do pomocy.

W gronie najbardziej imponujących postaci nie wymieniłeś Heung-min Sona.

Nie mieliśmy za bardzo kontaktu, ale to bardzo dobry grajek. Prawa noga – świetna. Lewa noga – świetna. Nie robi mu najmniejszej różnicy, którą nogą kopie, a to potrafi być zabójcze dla rywali, bo za nic w świecie nie da się przewidzieć, co też ten Son wykręci w danej akcji.

Harry Kane stawiany był jako niedościgły wzór dla adeptów szkółki Tottenhamu?

Przedstawiano go jako postać pomnikową, ale z zaznaczeniem, że nie ma i nie będzie wielu takich jak on. To jeden z najlepszych napastników na świecie, który do olbrzymiego talentu dokładał absolutnie gigantyczną pracę na każdym jednym treningu, więc siłą rzeczy ilu mogło być takich nowych Harrych Kane’ów?

Oświeć mnie.

Ani jednego, bo to niepowtarzalna postać.

Wspominałeś, że Anglicy mieli w Tottenhamie łatwiej niż przykładowi Słowacy. Twoim rówieśnikiem jest Dele Alli, jego też podpinasz pod tę tezę?

Dele Alli kosztował ponad pięć milionów funtów, Tottenham kupił go z MK Dons, to inny przypadek. Bezpośrednio z akademii wywodził się chyba tylko Harry Winks.

Winks był od ciebie wyraźnie lepszy?

Kiedy graliśmy razem w polu, nigdy nie myślałem, że jest ode mnie jakoś dużo lepszy, a tylko on dostawał poważne szanse w pierwszej drużynie Tottenhamu. Inna sprawa, że skutecznie wykorzystał sposobność do wybicia się i to jest ta różnica – on gra w Premier League, ja gram w Ekstraklasie.

Pracowałeś też pod okiem Mauricio Pochettino, o którym pokutuje opinia, że uwielbia stawiać na swoim, a piłkarze po jego treningach i mikrocyklach wychodzą wycieńczeni i zmordowani. 

Nie ma w tych słowach nawet grama przekłamania.

Jakież przekonanie!

No tak, Pochettino uwielbiał dynamikę i szybkość. W pocie czoła pracowaliśmy nad motoryką i nad fizycznością na siłowni, a później treningi odbywały się w kosmicznym tempie na niesamowitej intensywności. Pochettino zarządzał masę gierek – dwa na dwa, trzy na trzy, dwa na trzy, trzy na cztery. Po zajęciach wszyscy schodzili do szatni na ciężkich nogach, na ogromnym zmęczeniu, ale dlatego też tamten Tottenham wzrastał, wygrywał, nawet doszedł do finału Ligi Mistrzów.

Piłkarze Tottenhamu byli w niego bardzo zapatrzeni?

Pewnie trochę tak, ale Mauricio Pochettino z każdym pogadał, z każdym podowcipkował, miał kapitalną zdolność do błyskawicznego skracania dystansu.

Gadał nawet z młodymi? Nawet z graczami piątego szeregu, jak ty i spółka z akademii Tottenhamu?

Obecność Pochettino sprawiała, że młodzi piłkarze czuli się dobrze i komfortowo w otoczeniu gwiazdorów Tottenhamu. Dodawał nam otuchy, pewności siebie. Nie baliśmy się aktywności, nie łaziliśmy po kątach, nie szukaliśmy asekuranckich rozwiązań.

Koniec nowego, wspaniałego świata, czyli o Pochettino w Tottenhamie

Czyli bardziej trener-kumpel niż trener-mentor?

Miał mnóstwo mentorskich cech, takich naturalnych cech liderskich i przywódczych, wszyscy go respektowali. Jak powiedział, tak było, nikt nie odważyłby się podważać jego autorytetu.

18 maja 2017 wpuścił cię na murawę w meczu Premier League. Odczuwałeś paraliżujący stres?

Nie stresowałem się. Czułem się przygotowany. Ale wiesz, wygrywaliśmy 4:1…

Nie dało się tego spartaczyć. 

Całe swoje krótkie życie czekałem na ten moment, coś pięknego.

Zaobserwowałeś coś przez te cztery minuty? Coś cię zachwyciło albo rozczarowało w najlepszej lidze świata?

Daj spokój, parę minut to za mało na jakiekolwiek wiekopomne wnioski.

Uznajesz sobie pełnoprawnie asystę? Harry Kane zrobił większość roboty w tej akcji, ale też nie był to przypadek Sergio Busquetsa podkładającego piłkę Leo Messiemu w kultowym El Clasico sprzed dekady. 

Podanie było, asysta to asysta, oczywiście, że Kane zrobił tu większość roboty, ale gdyby nie dostał piłki, nie byłoby mowy o żadnej bramce.

Nie było możliwości szerszego zaistnienia w zespole Tottenhamu?

Miałem dwadzieścia jeden lat. Czułem, że nadchodzi najwyższy czas, żeby poważnie zaznaczyć się w seniorskim futbolu. Może w mniejszym klubie, w słabszej lidze, ale musiałem grać, musiałem spędzać więcej czasu na murawie, a w Tottenhamie, choć potem przesiedziałem na ławce rezerwowych mecz z Hull, byłoby o to niezwykle trudno, bo rywalizowałem z zawodnikami wartymi grube miliony funtów. W Londynie czekałaby mnie perspektywa wiecznego czekania na pojedyncze szanse. Bałem się, że zniknę z radarów, że się zasiedzę.

Zahaczyłeś o Danię, jesteś w Polsce. Trudno ci się przestawiać na uboższe ośrodki, na biedniejsze stadiony i mniejsze miasta po liźnięciu wielkiego futbolu w Tottenhamie?

Błyskawicznie wyleczyłem się z takiego myślenia. Wisła Płock buduje nowy stadion, skompletowała silny zespół, zalicza dobre wyniki, walczy o pierwszą piątkę w Ekstraklasie, nie mam na co narzekać.

Ale kiedy przychodziłeś do Wisły Płock, nie miałeś takiego wrażenia, że znalazłeś się w średnio ekskluzywnym miejscu?

Uwierz mi, nie patrzę na świat przez pryzmat Tottenhamu. Angielska liga jest najlepsza na świecie, spędziłem parę lat w akademii i rezerwach klubu z Premier League, ale to tyle, zamknięty etap, trzeba było iść dalej. Nie chciałbym porównywać Anglii, Dani i Polski, bo byłoby to niesprawiedliwe.

Zaliczyłeś kiepskie wejście do Ekstraklasy. 

Potrzebowałem trochę czasu. W lidze duńskiej grało się trochę inaczej, a polskie rozgrywki są bardzo fizyczne, więc musiałem przywyknąć do innego rodzaju futbolu. Kiedy już trochę okrzepłem, zaliczyłem sporo dobrych meczów. Najtrudniejszy dla mnie jest za to trwający sezon.

Dlaczego?

Bo za kadencji trenera Macieja Bartoszka ani razu nie zagrałem w dwóch meczach z rzędu. Nie jest to łatwe dla zachowania rytmu.

Może nie zasługiwałeś. 

Wisła Płock zgromadziła wielu dobrych środkowych pomocników, więc faktycznie rywalizacja była duża, trudno było o wielkie minuty.

Maciej Bartoszek tłumaczył ci w jakiś sposób swoje wybory?

Nie, nie za wiele gadaliśmy.

Taki styl. 

Nie chciałbym więcej o nim mówić.

Marek Jóźwiak, były dyrektor sportowy Wisły Płock, przekonywał kiedyś, że jesteś lepszym piłkarzem od Dominika Furmana. Trochę zrobił ci tym krzywdę, też tak to odbierałeś?

Nie obchodziło mnie to, nie chciałem nawet tego komentować. Wiedziałem, że Dominik Furman przed wyjazdem do Turcji był jednym z najlepszych piłkarzy w Płocku i bardzo to szanuję. Gramy na trochę innych pozycjach, prezentujemy trochę inny styl gry, wykonujemy inne zadania na boisku.

Jaki jest najlepszy piłkarz ze środka pola w Ekstraklasie?

Najtrudniej grało mi się przeciwko Joao Amaralowi i Iviemu Lopezowi, a sezon wcześniej przeciwko Daniemu Ramirezowi. Styl południowy, zawsze mogą coś namieszać, nigdy nie wiesz, co zrobią i gdzie pójdą z piłką przy nodze.

Ekstraklasa jest pełna piłkarzy słabych technicznie?

Nigdy tak nie powiedziałem, w Ekstraklasa występuje wielu bardzo dobrych technicznie piłkarzy. Po prostu gra się w niej bardziej fizycznie niż w Danii. To cholernie trudna liga do grania.

Dominik Furman niedawno powiedział nam, że w trwającym sezonie celujecie w czwarte miejsce w tabeli, a w kolejnym możecie pomarzyć nawet o mistrzostwie Polski!

Myślę, że w tym sezonie spokojnie możemy skończyć na czwartym miejscu. I na tym skończmy.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Czytaj więcej o Wiśle Płock:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

21 komentarzy

Loading...