Reklama

Spieszcie się cenić Benzemę. Wiecznie grać nie będzie

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

07 kwietnia 2022, 13:49 • 7 min czytania 16 komentarzy

Na przestrzeni ostatnich lat wielu piłkarzy znajdowało się w cieniu Cristiano Ronaldo i Leo Messiego. Przebicie się przez ten duet było zadaniem wręcz karkołomnym. Każdy zdaje sobie sprawę, że przez nich wielu wspaniałych piłkarzy nigdy nie zdobyło Złotej Piłki i mogło tylko poobserwować jak portugalsko-argentyńska broń futbolowego rażenia odbiera kolejną nagrodę. Już mniejsza o ten plebiscyt popularności. Chodzi nawet o znajdowanie się na świeczniku. Cierpliwość, konsekwencja i inne podobne wartości jednak popłacają. Hazard, Griezmann i Neymar próbowali doskoczyć do najwyższej półki, ale po ich szumnych zapowiedziach pozostały tylko ślady powybijanych zębów.

Spieszcie się cenić Benzemę. Wiecznie grać nie będzie

Dziś na całym świecie liczą się z umiejętnościami Kyliana Mbappe, Roberta Lewandowskiego, ale w niczym nie ustępuje im Karim Benzema, który w kluczowych momentach wychodzi na pierwszy plan i znajduje się na ustach całej Europy. Wczoraj to tylko potwierdził i wygrał korespondencyjny pojedynek z polskim napastnikiem, wcześniej w bezpośrednim pokonał swojego rodaka. Francuz z lekkością stawia kolejne parafki na certyfikacie czystej jakości.

Karim Benzema. Od pazia do lidera

Nie będziemy wam teraz przytaczać całej kariery Karima Benzemy, bo to jeszcze pewnie przed nami. Teraz chcemy pokazać tylko rys, żeby lepiej ukazać to, co się teraz dzieje i dlaczego jest to tak imponujące. Ba, powinno być lekcją poglądową dla młodych graczy i nauką pojęcia opóźnionej gratyfikacji.

Przez wiele sezonów Francuz był paziem dla Cristiano Ronaldo. Znał swoje miejsce w szeregu. Wiedział, jak musi rozegrać sprawę, by nie być stratnym i utrzymać się w zespole. Dla niego liczyło się dobro Realu Madryt, osobiste pobudki były zepchnięte na drugi plan. W 2009 podpisał kontrakt z Królewskimi i od tamtej pory nastąpiło kilka twardych resetów. Z tamtej drużyny pozostał już tylko on i Marcelo. To o czymś świadczy.

Jego wielką wadą była nieskuteczność. Można chwalić napastnika za oddanie dla drużyny, wszechstronność, wykonywanie poleceń, ale gdy nie ma imponującej liczby bramek, czar ulatuje i pojawia się zasadna krytyka. Nie zmienia to jednak faktu, że miewał również wielkie mecze, ale częstotliwość ich występowania była zdecydowanie niższa. Raczej trudno o to, by drugoplanowy aktor brał udział we wszystkich scenach. Stąd taki stan rzeczy.

Reklama

Zamiast się dąsać i szukać dziury w całym, systematycznie budował swoją piramidę Maslowa. Cegła po cegle, piętro po piętrze. Aż dotarł do momentu, w którym jest teraz. Bezpieczeństwo zapewnione, poczucie przynależności też, uznanie również, więc pora na samorealizację, którą wciela w życie na swój, bardzo inteligentny sposób. Nie zapomniał o swojej drodze i jest to budujące. Zapewnia spójność, którą po przekroczeniu pewnego pułapu piłkarze lubią zaburzyć.

Choć zaczął zaspokajać własne potrzeby, nie wypiął się na fundamenty, które przez lata kładł i to one pozwoliły mu znaleźć się w tym miejscu, w którym teraz jest. Nie można go nazwać boiskowym egoistą, toksycznym piłkarzem (bywał toksycznym człowiekiem za młodu), wokół którego musi być wszystko ustawione.

Mowa o niekwestionowanym liderze na boisku i w szatni. Zawodniku, który napędza resztę i jest wymarzonym piłkarzem dla każdego rozsądnego trenera. Zaopiekuje się młodymi, będzie łącznikiem między zespołem a szkoleniowcem. Gdy trzeba, weźmie sprawy w swoje ręce i zaprezentuje pełnię możliwości. Czego wymagać więcej?

Polubił się z golami

Najważniejsze, że dołożył gole, których cholernie mu brakowało i wiele osób wciąż przytacza jego statystyki sprzed lat. A bo Karim kiedyś pudłował, a bo Benzema miewał przeciętne statystyki. Ok, to było, ale należy się od tego odciąć. Każdy dojrzewa w swoim tempie. Na niego po prostu warto było czekać, bo też nie było tak źle, jak się mówi. Nie był Joviciem, nie był Mariano, a wymagania stawiano mu bez porównania wyższe.

W rewelacyjnej książce „The Gold Mine Effect”, Rasmus Ankersen, twórca akademii Midtjylland poszukujący źródła tego, że jednym udaje się w sporcie i w biznesie, a innym nie, wskazuje trzy rodzaje talentów. Ukryte głęboko, osiągające średnie wyniki i te odnoszące sukcesy od samego początku kariery. Benzemę najpierw słusznie zakwalifikowano do trzeciej grupy, później pracował na transfer do drugiej, ale po trzydziestce wyłamał się ze schematu i stworzył własną.

Reklama

Trochę zajęło mu przestawienie mindsetu. Co więcej, świeżo po odejściu Ronaldo wciąż brakowało jego trafień i wyrwa pozostawiona po Portugalczyku wydawała się prawie niemożliwa do zasypania. Benzema wciąż po przyjęciu piłki jednym okiem rozglądał się za CR7, którego już nie było i dopiero potem szukał dla siebie okazji do oddania strzału.

Teraz proporcje instynktu napastnika do chęci obsłużenia partnerów zostały uzdrowione i widać to po liczbach. Jest liderem klasyfikacji strzelców w lidze hiszpańskiej, przewodzi też w zestawieniu najlepszych asystentów. Na przestrzeni całego sezonu nie ma lepszego piłkarza w Primera Division.

Nikt już nie ma prawa sugerować, że trenerzy Realu Madryt wystawiając Francuza w ataku, udają się na polowanie z kotem, zamiast zabrać rasowego psa. Spójrzcie tylko na wybrane trafienia Karima z tego sezonu. Tu bramki z wczoraj.

Pamiętny rogal z meczu Athletikiem też należy wspomnieć. Doskonały pomysł, decyzja, jakość zagrania. Wszystko idealnie zgrane w czasie. Można było tylko przyklasnąć.

Tu jeszcze inny sposób zaskoczenia bramkarza. Indywidualna akcja. A chwilę wcześniej anulowali mu gola, ze względu na spalonego Lucasa, więc wytrzymał ciśnienie i nie roztrząsał wcześniejszego rozczarowania.

Bycie kimś, kim się chciało być

A to tylko wyrywki. Pozostali gracze Realu Madryt zyskują przy nim dodatkowe pokłady sił, kreatywności i inteligencji boiskowej. Najlepszym tego przykładem jest Vinicius Junior. On chyba jest największym beneficjentem obecności Francuza na boisku. Panowie świetnie się ze sobą dogadują, ale Benzema może żyć bez Viniciusa, a strata w drugą stronę jest bardziej bolesna.

Już dawno tyle nie zależało w Madrycie od jednego piłkarza. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że kiedy Cristiano Ronaldo odchodził z Realu, w Madrycie mówiło się o tym, że nie można dopuścić do sytuacji, w której tyle będzie zależało od jednego człowieka. Żadne uzależnienie nie jest dobre, to jasne. Podjęto pewne kroki, by uniknąć w przyszłości podobnych sytuacji, ale samoistnie historia się powtarza. Dziś Real Madryt jest uzależniony od Karima Benzemy, który jest kimś więcej niż tylko napastnikiem. Stworzył pozycję, którą trzeba nazwać jego imieniem i nazwiskiem, tak jak na swój sposób zrobił to Thomas Muller w Bayernie.

Przytoczymy wam fragment rozmowy piłkarza z dziennikarzami L’Equipe:

Jaka powinna być idealna dziewiątka?

– Piłkarzem kompletnym. Wpływać na zespół poprzez ruch bez piłki, rozgrywanie, kluczowe podania, ale również gole. 

Uważasz się za idealną dziewiątkę?

– Tak. Mówię o tym, jak ja widzę tę rolę. Stałem się dziewiątką, jaką chciałem być. Każdy jest inny, ale jeśli mój syn będzie grał w piłkę i będzie napastnikiem, to chciałbym, żeby grał jak ja, czyli robił coś więcej, niż tylko strzelanie goli.

Jakie to uczucie być piłkarzem, o…

– O jakim zawsze się marzyło? Wspaniałe. Nawet jeśli czasami słyszę, że mam zostać w polu karnym i się nie cofać. Krytykowano mnie za to, ale robię to samo, co robiłem trzy lata temu, tyle że teraz uważa się mnie za jednego z najlepszych.

***

Real bez Benzemy traci naprawdę wiele. Reszta zaczyna się gubić i powstaje niesmaczne danie. Jeśli ktoś w to wątpił, to zwłaszcza ostatnie tygodnie powinny otwierać oczy. Dzięki Francuzowi, Królewscy wyrzucili PSG za burtę Ligi Mistrzów. Bez niego zebrali ciężkie lanie od FC Barcelony. Wczoraj sympatyczny napastnik w pojedynkę rozprawił się z Chelsea na Stamford Bridge. A mowa tylko o świeżych przykładach. A gdzie reszta?

Spieszcie się cenić Benzemę. On wiecznie grać nie będzie, a gra przepięknie.

WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:

Fot. Newspix.pl

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
1
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
13
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Hiszpania

Komentarze

16 komentarzy

Loading...