Reklama

Jest półfinał w Miami! Iga Świątek pokonała Petrę Kvitovą

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

31 marca 2022, 03:54 • 6 min czytania 16 komentarzy

Cztery mecze i ani jednego straconego seta – to dotychczasowy bilans występów Igi Świątek w tegorocznym turnieju w Miami. Dziś dwóch partiach pokonała Petrę Kvitovą. Czeszka i tak stawiła jednak najbardziej zacięty opór ze wszystkich rywalek Polki, ale ostatecznie ugrała tylko sześć gemów. Iga zameldowała się już w półfinale imprezy, a na koncie ogółem ma 15 zwycięstw z rzędu. Polka jest w wielkiej formie i nie ma zamiaru się zatrzymywać.

Jest półfinał w Miami! Iga Świątek pokonała Petrę Kvitovą

Iga Świątek. Przeciwko legendzie

– Cieszę się, że mam okazję zagrać przeciwko takim zawodniczkom i poczuć ich grę na rakiecie. To dla mnie superdoświadczenie, mogę się sprawdzić z legendami. I to legendami, które wciąż grają, mogą jeszcze wiele zdziałać na korcie – mówiła Iga Świątek już po dzisiejszym meczu. Całkiem niedawno, w Indian Wells, w trzech setach ograła Angelique Kerber, trzykrotną mistrzynię wielkoszlemową. Dziś w Miami na jej drodze stanęła tylko odrobinę mniej utytułowana Petra Kvitova – dwukrotna zwyciężczyni Wimbledonu.

To tenisistki z innego pokolenia, starsze od Igi odpowiednio o 13 i 11 lat. Wciąż jednak zdolne zagrozić nawet najlepszym zawodniczkom, jeśli tylko trafi się na nie w wysokiej formie, a samemu nie jest się idealnie przygotowanym. Dziś jednak ani Czeszka nie spełniła pierwszego warunku, ani Świątek nie pozwoliła sobie na wypełnienie drugiego.

Reklama

Dlatego Iga wygrała. Ale zanim o samym meczu – napiszmy jeszcze trochę o tym, jakie to dla Igi spotkania. To przecież zawodniczki, które kojarzyła z telewizji na długo przed tym, zanim sama zaczęła w niej występować. Kvitova pierwszy tytuł na Wimbledonie zdobywała w 2011 roku, Polka miała wtedy… 10 lat. Kerber była najlepsza na świecie w 2016, wygrywała wtedy Australian Open i US Open. Iga pomiędzy tymi turniejami obchodziła 15. urodziny i notowała pierwszy występ w juniorskim Wielkim Szlemie – na Roland Garros – po którym faktycznie ją zauważono.

Wtedy mogła tylko marzyć o tym, by mierzyć się z rywalkami klasy Kerber czy Kvitovej. Teraz je pokonuje. Dla Igi to, jak sama mówiła, doświadczenia niezwykłe. I pewien bonus, do wszelkich sukcesów, jakie ostatnio osiąga.

Petra nie grała źle, ale Iga była wybitna

Przed tym meczem postanowiliśmy sprawdzić, ile tenisistek od 2019 roku (przejścia Polki do seniorskich rozgrywek) zanotowało takie serie zwycięstw jak Iga Świątek, która po pokonaniu Coco Gauff miała na koncie 14 triumfów z rzędu. Wyszło nam, że niewiele. Również czternastokrotnie z rzędu wygrywała kiedyś Naomi Osaka. A przed Igą były tylko Aryna Sabalenka, Ash Barty, Barbora Krejcikova (wszystkie 15), Bianca Andreescu (16) i Simona Halep (17), której wielką serię przerwała we French Open 2020… sama Iga.

Żeby dorównać Simonie, Polka musiałaby zatriumfować w Miami. Na dziś wydaje się, że to scenariusz bardzo prawdopodobny.

Nie dlatego, że jej rywalki są słabe – wręcz przeciwnie. Petra Kvitova przed dzisiejszym meczem prezentowała się naprawdę dobrze. Po prostu Iga jest na poziomie, któremu dorównać nie jest w tej chwili w stanie żadna rywalka. Wszystkie muszą liczyć na to, że coś w grze Świątek po prostu się zatnie. Inaczej zejdą z kortu jako pokonane. Tak to wygląda i o tym przekonała się dziś Czeszka.

Reklama

Iga wygrała z nią 6:3 6:3 w ledwie 77 minut. Patrząc na suche statystyki, mecz wydawał się dla Igi bardzo łatwy. Ona sama przyznawała jednak, że wcale tak nie było.

– Chciałam użyć pewności siebie, którą zbudowałam od wygranego turnieju w Dosze, taka seria może być jednak nieco zdradliwa. To był dla mnie bardziej stresujący mecz od wcześniejszych. Musiałam pamiętać, że Petra jest leworęczna, zdarzało się, że wstrzymywałam rękę przy jej serwisie, co nie powinno się zdarzać. Od początku wiedziałam, że muszę nadążyć za jej tempem, bo grała szybko. Mój pierwszy serwis był kluczem. Starałam się budować pozytywną energię na jej błędach. Jestem szczęśliwa, że pozostałam skupiona, wykorzystałam swoje okazje i wykonałam plan na ten mecz od A do Z – mówiła w rozmowie z Canal+.

Faktycznie, Petra bazowała – jak to ona – na szybkiej, mocnej grze. Przede wszystkim liczyły się tu serwis i forehand Czeszki. Dopóki one funkcjonowały, dopóty Kvitova jakoś trzymała dobry wynik. Wystarczyło jednak, by nieco się rozregulowała, a Iga natychmiast to wykorzystywała. Zresztą, dodać wypada, że Polka sama się do tego rozregulowania przyczyniała. Bo radziła sobie świetnie i na returnie, i w defensywie, przez co zmuszała rywalkę do szukania bardziej ryzykownych rozwiązań i popełniania błędów. A gdy tych namnożyło się nieco więcej, to ją przełamała, a potem spokojnie utrzymała przewagę.

Trzeba jednak zaznaczyć, że to wcale nie był zły set Czeszki – miała zapisanych 11 winnerów przy 7 niewymuszonych błędach. Gdyby grała tak z jakąkolwiek inną rywalką, pewnie miałaby szansę wygrać seta. Z Igą to było jednak za mało. I w pierwszym, i w drugim secie – bo w nim właściwie niewiele się zmieniło. Petra starała się atakować, raz wychodziło, raz nie. W trzecim gemie wybroniła cztery break pointy, w piątym już jej się to nie udało. Od tego momentu Iga grała już z maksymalną pewnością i zdobytej przewagi nie wypuściła. Kilka minut później mecz się skończył. Polka znalazła się w półfinale.

Na swoim serwisie czułam się dziś bardzo pewnie, to widać po statystykach. Bardzo mi to pomogło, bo przeciwko takim zawodniczkom serwis jest kluczowy. Zrealizowałam plan i to jest super. Pracowaliśmy nad tym, bym podaniem mogła grać w każdym kierunku. Różnorodnością można zaskoczyć rywalkę, to się przydaje – opowiadała po spotkaniu.

Kolejne czeka ją jutro o godzinie 3:00 polskiego czasu. Zmierzy się w nim z Jessicą Pegulą.

Na kreczach do półfinału

28-letnia Amerykanka doszła do półfinału turnieju w Miami niespodziewanie. W ćwierćfinale jednak… właściwie nie zdążyła się spocić. Rozegrała bowiem tylko pięć gemów, potem faworyzowana Paula Badosa skreczowała z powodu kontuzji. Żeby było ciekawiej – to drugi z rzędu mecz Peguli, w którym rywalka zeszła z kortu przed czasem, w poprzednim zagrała jedną partię. Bez historii – wygrała 6:0. O właściwej formie Amerykanki trudno więc coś napisać.

Podobnie jak i o tym, czy jej gra sprawiała Idze do tej pory probblemy.

Obie zmierzyły się bowiem tylko raz, lepsza była wówczas Pegula. Sęk w tym, że było to w… 2019 roku. Jessica nie miała wówczas na koncie niemal żadnych sukcesów i w rankingu była stosunkowo daleko, Iga dopiero wchodziła do świata wielkiego tenisa. Choć Amerykance ich mecz może się naprawdę dobrze kojarzyć – wygrała po nim kolejne trzy, a w konsekwencji cały turniej w Waszyngtonie, swój jedyny rangi WTA w karierze. Świątek, jak się okazuje, też dobrze pamięta to spotkanie.

Nadal dużo pamiętam z tego meczu. To zabawne, że wtedy grałyśmy przeciwko sobie w drugiej rundzie turnieju rangi 250. Zrobiłyśmy spory progres, obie. Jak będzie wyglądać mecz jutro? Myślę, że sporo będę mogła zdziałać różnorodnością zagrań. Ona gra płasko i szybko, będę musiała na to uważać – mówiła Polka. „Płasko i szybko” gra jednak w ostatnim czasie jej co druga rywalka.

I jakoś żadna nie może jej pokonać. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to Jessica Pegula tego nie zmieni.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

16 komentarzy

Loading...