Reklama

Z drużyny dla uchodźców na włoskie salony

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

31 marca 2022, 11:01 • 7 min czytania 7 komentarzy

Nie ma idealnej ścieżki kariery dla młodych zawodników. Trenowanie w znanej akademii nie daje gwarancji występów w czołowych ligach. Ba, niekiedy znana marka w CV może jeszcze utrudniać sprawę, bo pojawiają się wymagania z kosmosu, za którymi nie nadążają jeszcze umiejętności. Czasem o losach decyduje pierwiastek szczęścia przemnożony przez talent zawodnika i znalezienie się w odpowiednim miejscu lub czasie. Wyjątkowa sytuacja miała miejsce we Włoszech tuż przed przerwą na kadrę. W Serie A zadebiutował piłkarz, którego życie i kariera weszły na niesamowicie wysokie obroty, a jeszcze nie tak dawno miał prawo przeklinać życie za to, jaki los mu zgotowało.

Z drużyny dla uchodźców na włoskie salony

Dziś nie wiadomo, czy to początek piękniej historii, czy tzw. one-hit wonder. Wiadomo jednak, że w barwach Atalanty Bergamo wystąpił piłkarz, który kilka tygodni temu grał na poziomie ósmej ligi włoskiej. Gdzieś na pograniczu piłkarskich pastwisk i klubów aspirujących do miana półprofesjonalnych, gdzie nie ma wielkich pieniędzy, błysku fleszy i zamieszania z reporterami proszącymi o krótką rozmowę w przerwie.

Moustapha Cisse i klub dla uchodźców

W świecie futbolu pojawiało się już wielu piłkarzy o nazwisku Cisse. Djibril Cisse, Papiss Demba Cisse, Abou Cisse, Ibrahim Cisse. Nawet Wisła Kraków ma w tym momencie swojego Cisse – Momo. To tylko pokazuje, jak jest to popularne nazwisko wśród zawodników z afrykańskimi korzeniami. Oznacza to, że samym nazwiskiem Moustapha Cisse nie miał prawa się wyróżnić.

Zupełnie inaczej wygląda sprawa jego losów. Do niedawna 18-latek występował w ASD Rinascita Refugees. Nazwa nie jest przypadkowa, bo klub jest złożony z uchodźców, którzy postanowili spróbować swoich sił na boiskach. Jedni w ramach przeciwstawianiu się depresji i traumom. Inni po prostu lubią grać w piłkę w wolnym czasie. Zamysł był taki, by futbol przywracał normalność młodym ludziom, którzy w większości nawet nie znają języka włoskiego i ubiegają się na półwyspie apenińskim o azyl.

Reklama

Na wspomnianym ósmym poziomie rozgrywkowym we Włoszech gra około 3000 ekip podzielonych na 296 dywizji. Łatwo tam zniknąć w tłumie graczy. Jedni marzą o szybkim awansie do poważnej piłki, inni grają już tylko dla frajdy, bo o karierze profesjonalnej może już nawet przestali marzyć. Nawet w takich okolicznościach da się wyłowić talenty czystej krwi, które mogą zawalczyć o coś więcej niż awans do piątej ligi. Trzeba być tylko cierpliwym i zapuścić się do krainy, która jest wielu obca.

Reakcje na drużynę uchodźców są różne. Trenują regularnie, gdy większość zawodników innych drużyn idzie do pracy. Przez to piłkarze Riscity często mają przewagę fizyczną. Drugą sprawą jest ogólny odbiór zachowań. Pewnego razu prezes drużyny przeciwnej zagroził, że zakręci im dostęp do ciepłej wody z powodu zbyt dużej radości, którą okazali po zdobyciu gola. Są też pozytywne reakcje, jak zapraszanie zawodników na obiady i wręczanie im prezentów, ale negatywne zachowania bardziej działają na wyobraźnię.

Pewnego dnia wspomniany klub rozgrywał mecz towarzyski przeciwko drugoligowemu Lecce. Kluby z Serie A i Serie B często godzą się na takie spotkania. Raz, że można w ten sposób łatwo podbudować ego zawodników, w tym tłustych kotów. Dwa, że przy okazji jakiś piłkarz może zwrócić uwagę jajogłowych od skautingu. Przyjemne, a zarazem pożyteczne.

Właśnie we wspomnianym meczu młody Moustapha Cisse błysnął kilkoma zagraniami. Mecz obserwowali ludzie z Atalanty i szybko uznali, że warto zaproponować mu przenosiny do Bergamo. Należało tylko dopiąć formalności. W rolę tłumacza wcielił się senegalski trener  Rinascity (Hassane Niang), który chciał pomóc nastolatkowi wypłynąć na szerokie wody. Znał jego sytuację doskonale. Wiedział, że ten przez dwa lata grał w zespole uchodźców, a wcześniej przeżył bardzo wiele, bo do Włoch trafił jako sierota i zasługuje na lepsze życie.

Przenosiny do Bergamo

Co jasne, nikt w Lombardii nie klęknął przed zawodnikiem, nikt nie rzucał słów na wiatr, ale po prostu zaoferowano mu grę dla drużyny młodzieżowej. Na tamten moment i tak było to bardzo dużo. Przynajmniej tak się wydawało. Efekt? W debiucie w nowym zespole zdobył dwie bramki i porozpychał się mocno łokciami. Obserwatorzy przecierali oczy ze zdumienia. Z Lecce zaliczył tak zwany pusty przelot, ale zdarza się i tak. Później zaliczył trafienie w meczu z Napoli. Konsekwentnie pracował na uznanie trenerów drużyny młodzieżowej, którzy byli bardzo zadowoleni z jego poczynań.

Reklama

Zaczęło się robić naprawdę głośno o nastolatku. W klubie zastanawiano się, co zrobić z chłopakiem, który fizycznie wygląda dobrze i wykręca średnią na poziomie gola na mecz w Primaverze. Co prawda, „próba badawcza” była dość mała, ale mimo wszystko robiła wrażenie i generowała nadzieje. Osoby dobrze obeznane w temacie Atalanty były przekonane, że awans do pierwszego zespołu to raczej kwestia tygodni niż lat. Według nich nie było na co czekać. Z tego samego założenia wychodził Gian Piero Gaspierini. Nie miał też wiele do stracenia. Sytuacja kadrowa Atalanty z pewnością dołożyła swoje trzy grosze, co przyspieszyło proces decyzyjny.

Włoch słynie z tego, że miłuje rygor taktyczny. Wielu zawodników właśnie z tego powodu miało problemy z regularną grą u Gaspa. Na własnej skórze przeżyli to też Polacy. Kupiony z Wisły Płock Arkadiusz Reca i Olaf Kobacki, który swego czasu błyszczał w zespołach młodzieżowych. Dziś Reca jest wypożyczony (z obowiązkiem wykupu) do Spezii. Kobacki przebywa na rocznym wypożyczenie w Arce Gdynia.

Witamy w pierwszej drużynie

Podjęto decyzję, że Cisse pojedzie z pierwszym zespołem na mecz z Genoą, co już i tak było olbrzymim wyróżnienie dla chłopaka, który przed momentem kopał na peryferiach calcio. Szansy pokazania się szerszej publiczności od razu nie dostał i przyszło mu obserwować poczynania kolegów z ławki rezerwowych. Może to i lepiej. Gdy pewne rzeczy przychodzą zbyt łatwo i zbyt szybko, trudniej je docenić. Czasem warto spędzić jeden mecz więcej w pozycji siedzącej, niż od razu spalić się na stojaka.

Ciężko powiedzieć, czy takie myśli towarzyszyły Gwinejczykowi, ale znalazł się w kadrze meczowej na kolejny mecz. Tym razem z Bolonią. Co więcej, doczekał się debiutu. Rozpoczął na ławce, ale w drugiej połowie wszedł za Luisa Muriela. Pewnie już sam fakt pojawienia się na murawie wywarł duże wrażenie na nastolatku. Po nieco ponad kwadransie od zameldowania się na boisku już cieszył się z premierowego trafienia. Był w tej akcji polski wątek, bo gola wpuścił Łukasz Skorupski.

Trafienie Cisse dało Atalancie skromne, ale cenne zwycięstwo. Młody napastnik skorzystał z szansy otrzymanej od Gaspa. Włoskie media dopytywały też Hassane Nianga o młodego zawodnika. W wywiadzie dla La Repubblica były trener młodzieńca opowiadał o napastniku w następujący sposób:

– Rozmawialiśmy dziś rano około jedenastej. Powiedział mi, że nie spał. Nie spał ani chwili ze szczęścia. Całą noc spędził z otwartymi oczami, by przypomnieć sobie, co się stało. Gol na koniec meczu, ryk stadionu i kumpli z drużyny, którzy niosą go w przypływie radości. Powiedział mi, że nawet nie chciał zasnąć ze strachu, że się obudzi i odkryje, że to wszystko było tylko snem.

Nie wiadomo jednak, co przyniosą kolejne tygodnie. Ważna bramka zawsze napędza i wzmacnia pozycję w zespole. Do tego dochodzi aspekt kontuzji Duvana Zapaty. Na ten moment Gian Piero Gasperini ma do dyspozycji tylko jednego typowego napastnika. Jest nim Luis Muriel, więc teoretycznie zmiennikiem dla Kolumbijczyka powinien być właśnie piłkarz z Gwinei. Jednak pewniaków w futbolu nie ma. Zwłaszcza u trenera, który potrafił pójść na noże z największymi gwiazdami swojej drużyny.

Przyzwoitość nakazuje kibicowanie nastolatkowi mocno doświadczonemu przez los. Przeszedł w życiu piekło, którego nie należy życzyć najgorszemu wrogowi. Dzięki piłce może stanąć na nogi i rozpocząć ulepszenia świata od samego siebie. Podobno bardzo poważnie traktuje szansę, która otrzymał, nie wywyższa się, ciężko pracuje. Jeśli to prawda, w co pozostaje wierzyć, można liczyć na to, że nie raz jeszcze pokaże, na co go stać.

WIĘCEJ O WŁOSKIEJ PIŁCE:

Fot. Newspix

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Weszło

Komentarze

7 komentarzy

Loading...