Reklama

Być jak Kamil Glik

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

30 marca 2022, 12:49 • 5 min czytania 35 komentarzy

Młynek oznaczający zmianę pokazany przez Kamila Glika w czwartej minucie gry, a potem grymas bólu towarzyszący niemal każdej podjętej przez niego akcji na boisku. Rozbrajająco szczere przyznanie przed kamerami, że z kontuzją grał w zasadzie od pierwszej minuty. W pamięci zwykle zapadają nam piękne i ważne bramki. Czasami także wybitne mecze bramkarza, który odbija wszystko, co leci w jego stronę. Nie mam jednak wątpliwości, że sceny z występu Glika przeciwko Szwedom, także zostaną w pamięci kibica jako pewna relikwia, zilustrowanie maksymalnego poświęcenia.

Być jak Kamil Glik

Michael Cox, wybitny angielski dziennikarz, napisał po tym meczu, że był to najbardziej niechlujny klasowy występ, jaki kiedykolwiek oglądał. Specjalnie mu się nie dziwimy, bo przecież i nam nie chodzi o to, że Kamil Glik zagrał jak defensywny wirtuoz. Wszyscy widzieliśmy, że grał tak, żeby przetrwać i jednocześnie ani na moment nie zejść poniżej pewnego poziomu. Jeśli ktoś nadal nie wierzy w istnienie rzeczy pięknych i brzydkich zarazem, powinien obejrzeć kompilację zagrań polskiego stopera z tego spotkania. Koniecznie poprzedzoną tymi słowami z pomeczowego wywiadu.

– Mnie nic poza tym meczem nie interesowało. To, co wam powiedziałem na konferencji. Liczyło się tylko tu i teraz. To był nasz mecz dziesięciolecia i go wygraliśmy.

Jeszcze przed meczem pojawiały się sygnały, że ze zdrowiem Kamila Glika nie jest najlepiej, że doskwiera mu uraz. Doktor Jacek Jaroszewski stwierdził jednak, że Kamil, jak to Kamil — wiadomo, będzie grał. W chwili, gdy wszyscy martwiliśmy się, czy na mecz dojdzie Krzysztof Piątek, czy może uda się postawić na nogi Arkadiusza Milika, nie zwróciliśmy nawet uwagi na to, że oto lekarz reprezentacji Polski zapowiedział, że Glik ma całkiem poważny uraz, ale po prostu z nim zagra. Przeszliśmy nad tym do porządku dziennego, bo ani trochę nas to nie zaskoczyło. Gdyby ktoś o każdej porze dnia lub nocy, w dowolnym momencie, zadał nam pytanie: który polski piłkarz zagrałby w kadrze nawet z kontuzją, 90% ankietowanych odpowiedziałoby Kamil Glik, a 10% po prostu Glik.

Reklama

Kamil Glik przyzwyczaił nas wszystkich do tego, że jest — i mam nadzieję, że nie odbierze tego jako obelgę — twardym skurwielem. Czasami sobie myślimy, że przydałby nam się stoper z lepszym wprowadzeniem czy żeby grać w piłkę musimy jednak przestawić się na nieco lepiej wyszkolonych technicznie obrońców. Ale te chwilowe momenty zwątpienia i słabości, gdy oglądamy się na to, jak pięknie ktoś buduje akcję od tyłu, szybko rozwiewa kolejny występem Glika w reprezentacji, gdy Polak rozbija rywali, wkłada kij w szprychy i głowę w gąszcz nóg. Nie jesteśmy w tym sami: nawet Włosi, mistrzowie Europy, wzdychali do Giorgio Chielliniego i jego porozbijanego nosa, pozszywanych łuków brwiowych i aparycji wprost sugerującej, że ten chłop ma za sobą masę bolesnych bitew na boisku.

Takie osoby stanowią dla nas pewnego rodzaju uosobienie naszych myśli i marzeń. Widzimy Glika zagryzającego zęby z bólu i blokującego kolejne strzały i czujemy się tak, jakbyśmy to my oddawali się sprawie w całości, nie zważając na konsekwencje. Chcemy i myślimy, że na jego miejscu zrobilibyśmy to samo. Bo czym jest naderwany mięsień, gdy stawką jest sukces ukochanej drużyny? Wydaje nam się, że czujemy to samo, co Kamil. Że my też podjęlibyśmy ryzyko, łyknęli te proszki, przyjęli zastrzyki i wyszli na bitwę. Wspomniany już Chiellini w swojej biografii opowiadał o tym, jak Antonio Conte przekonał go do tego, żeby w ważnym spotkaniu zagrać z kostką, która spuchła mu jak balon.

Ale Giorgione się mylił. W głębi duszy pewnie wie, że nikt nie musiał go do tego nakłaniać, bo jego charakter zabraniał mu odpuścić, nawet w tak poważnej sytuacji. Dokładnie tak, jak w przypadku Glika i meczu ze Szwecją. Wierzę, że Kamil nawet przez chwilę się nie zawahał, bo jego charakter zabraniał mu odpuścić.

GLIK, WALKER I WALKA O SPRAWIEDLIWOŚĆ

Kamil Glik zaliczył wczoraj 92 występ w reprezentacji Polski. W narodowych barwach ma już więcej gier niż Władysław Żmuda, a za moment dogoni Jacka Bąka. Potem już tylko Michał Żewłakow i Kamil będzie tym obrońcą, który najczęściej zakładał biało-czerwone barwy. Przed nim czwarty wielki turniej z rzędu. Nie, nie osiągnął z kadrą tego, co złote pokolenie z poprzedniego wieku. Bez wątpienia jednak jest symbolem najlepszych rzeczy, które przydarzyły się naszej reprezentacji w XXI wieku. Zbudował, albo inaczej: wywalczył sobie pomnik. Zawsze będziemy podziwiać Robert Lewandowskiego, najlepszego polskiego zawodnika w historii futbolu i aktualnie najlepszego piłkarza świata. Myślę jednak, że podobnie będziemy wspominać Glika. Nie za wirtuozerię, ale za poświęcenie, zaangażowanie i oddanie.

Nie ma co ukrywać, lubimy romantycznych bohaterów, Kordianów i Konradów Wallendrodów. Lubimy idealizować tych, którzy walczą za dwóch. Reprezentacyjna kariera Kamila Glika to jazda z pedałem gazu wciśniętym w podłogę. Nie przypominam sobie momentu, w którym ten gość zagrałby na 90%, a nie na 100%. Przypominam sobie mecze słabe, ale nie odpuszczone. I choć nie mam żadnych podstaw ku temu, żeby tak myśleć, to wyobrażam sobie, że gdybym był na jego miejscu, zrobiłbym dokładnie to samo. Nie wiem, ile jeszcze osób chciałoby w postawie Glika widzieć to, co sami chcieliby pokazać. Być może to tylko moja odosobniona opinia, że kochamy Glika, bo widzimy w nim kogoś, kim chcielibyśmy być.

Reklama

Ale wiem jedno: jeśli ktoś kiedyś powie mi, że wkładam w to co robię tyle serca, ile Kamil Glik wkłada w swoją grę w reprezentacji, będę naprawdę szczęśliwym człowiekiem, bo ciężko mi wyobrazić sobie lepszy komplement.

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

35 komentarzy

Loading...