Reklama

Blog z Ukrainy: „Poszedłem spać jak zwykle, obudziłem się w zupełnie innej rzeczywistości”

redakcja

Autor:redakcja

23 marca 2022, 11:45 • 5 min czytania 42 komentarzy

Dwudziesty trzeci dzień lutego był zwykły, podobny do każdego innego dnia w moim życiu. Pisałem kolejny materiał o którymś z meczów Ligi Mistrzów dla strony, na której pracuję. Przygotowałem kanapki, po czym włączyłem podcast mojego ulubionego youtubera i poszedłem na wieczorny spacer. 

Blog z Ukrainy: „Poszedłem spać jak zwykle, obudziłem się w zupełnie innej rzeczywistości”

Niedaleko mojego domu nieco ponad rok temu zrobili ścieżkę spacerową obok dużego jeziora, więc po ciężkim dniu w pracy można było tam spotkać dużo dzieciaków z rodzicami, mężczyzn spacerujących z psami oraz zakochanych par. Piękna cisza, którą czasami przerywało tylko skrzypienie rowerów, dźwięk samochodów i krzyk latających nad głowami ptaków.

Wróciłem do domu, obejrzałem starcie w Madrycie, gdzie Atletico zmierzyło się z Manchesterem United, a w międzyczasie pomagałem siostrze z zadaniem domowym z angielskiego.

Tak, po uznaniu (w poniedziałek 21 lutego) przez prezydenta Rosji niepodległości Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej trzeba było spodziewać się dalszej eskalacji konfliktu na Ukrainie, ale myślałem, w sumie podobnie jak i wielu moich znajomych, że to skończy się tylko na terytorium Donbasu. Wojna w samym centrum Europy w XXI wieku? To wydawało się być czymś niemożliwym. Dlatego żyliśmy normalnie. Najgorszy scenariusz? Trzeba było mieć go z tyłu głowy, ale nie dowierzaliśmy, że się ziści…

Reklama

Tego dnia poszedłem spać późno, koło trzeciej, po wykonaniu wszystkich obowiązków. Mniej więcej dwie godziny później mój kraj zaczął być bombardowany.

O 9 obudził mnie głos rodziców, którzy rozmawiali z kimś przez komórkę. Nie słyszałem dokładnie całej rozmowy, ale ich głosy przesiąknięte były smutkiem i strachem, więc od razu zrozumiałem, co się wydarzyło. Przygotowywałem się na ten moment, ale chyba nigdy nie da się przygotować do czegoś takiego jak wojna.

Włączyłem telefon, który z szybkością dźwięku zaczął wysyłać mi niewidziane przeze mnie wcześniej wiadomości. Odnalazłem czat z moimi młodszymi siostrami, które znajdowały się w Kijowie. Obudziły się od kilku wybuchów niedaleko ich akademika, wysłały mi też zdjęcie z czarnym jak serce putina słupem dymu kilkadziesiąt metrów od ich mieszkania.

***

Nazywam się Roman Kotliar. Przez siedem byłem i nadal jestem studentem dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim. W 2019 roku obroniłem pracę licencjacką na kierunku dziennikarstwo sportowe, w tym roku planowałem obronę pracy magisterskiej. Od listopada 2019 roku zacząłem regularnie pisać o polskiej piłce dla portalu „InPoland”, a pod koniec następnego roku trafiłem do działu sportu w Radiu Luz we Wrocławiu, gdzie przed początkiem wojny byłem jednym z prowadzących programu dla obcokrajowców „Chto Tam?”.

Reklama

Na Ukrainie pracuję w najstarszym i najpopularniejszym magazynie piłkarskim „Piłka nożna” oraz stronie football.ua, gdzie odpowiadam głównie za piłkę niemiecką, ale też piszę o różnych innych ligach i drużynach. Prywatnie jestem kibicem Borussii Dortmund, więc moja miłość do piłki niemieckiej jest czymś absolutnie naturalnym.

Przynajmniej tak było przed wojną…

Obecnie staramy się dać ludziom na Ukrainie możliwość, by przynajmniej na chwilę odwrócili swoją uwagę od oceanu newsów, które spadają każdemu z nas na głowę. Staramy się, by poczuli zapomniany smak normalnego życia sprzed kilku tygodni. Oczywiście nie jest to łatwe, ale uważam, że my, dziennikarze, musimy w tak trudnym dla Ukrainy czasie pomagać ludziom mentalnie. To jest nasza misja.

Sam się zetknąłem z tym w pierwszych dniach wojny, którą rosyjscy mordercy nazywają: „specjalną operacją”. Nie mogłem jeść, nie mogłem normalnie spać i tylko ciągle oglądałem telewizję oraz monitorowałem różne grupy w social mediach, które podawały najważniejsze informacje.  Obrazki oraz historia moich dziadków i weteranów II wojny światowej stały się rzeczywistością. Czołgi na ulicach jeszcze wczoraj cichych i spokojnych miast, latające rakiety i myśliwce – wszystko mające na celu tylko jedną rzecz, czyli sianie śmierci i pustoszenie Kijowa, Charkowa czy Mariupolu.

***

Czy to jest ta sama „denazyfikacja”, o której tak rzetelnie mówił putin na konferencji? Czy równanie Mariupolu z ziemią wraz ze szpitalem położniczym jest tzw. „demilitaryzacją”? Albo morderstwa dziesiątek ludzi, którzy przez ostatnie dwa tygodnie chcą tylko uciec z prawdziwego piekła na Ziemi „zielonymi korytarzami”.

Rosja mówi o tym, że to „ratunek Ukraińców przed nacjonalistami”, ale nacjonalistów na Ukrainie jest nie więcej niż w każdym innym kraju. I w tym kontekście nie chodzi o to, że na Zachodzie mamy jedną kastę osób, a na Wschodzie – drugą. Charków do przyjścia putinowskiej armii był najbardziej „rosyjskim miastem” spośród wszystkich w moim kraju. Ludzie w nim w większości rozmawiali po rosyjsku.

Tym, którzy wierzą w mit o „banderowcach zabijających zwykłych ludzi na ulicach na Wschodzie”, polecam zajrzeć na stronę internetową miasta Mariupol, prowadzoną w dwujęzykowej wersji. Panował tam spokój i cisza. Do 24 lutego… Mojej bliskiej koleżance udało się wyjechać stamtąd w drugi dzień wojny przy akompaniamencie ciągłych bombardowań. Jednak moja znajoma, z którą studiowaliśmy we Wrocku i mieszkaliśmy w tym samym akademiku, nadal pozostaje tam bez możliwości pójścia do sklepu po wodę lub jedzenie, bo może skończyć tak jak setki trupów, które leżą na ulicach miasta.

Jedyny pozytywny moment, jeżeli w ogóle można używać takiego określenia w podobnych okolicznościach, polega na zjednoczeniu całego świata przeciwko rosyjskiej agresji. Wszyscy na całym globie, oprócz kilku marionetkowych krajów, pomagają Ukraińcom w najważniejszym i najtrudniejszym czasie w całej historii niepodległej Ukrainy, wprowadzając najsilniejsze w historii sankcje, tym samym niszcząc ekonomię okupantów.

Warto pamiętać, że razem da się likwidować to niebezpieczeństwo dla ludzkości. Każda wojna zawsze kończy się zwycięstwem światła nad mrokiem oraz życia nad śmiercią, jak trafnie zauważył prezydent mojego kraju Wołodymyr Zełenski.

Mam nadzieję, że wojna jak najszybciej się skończy i będę miał możliwość podziękować Polakom za wsparcie mojego kraju oraz zaprosić każdego chętnego do wolnych: Kijowa, Charkowa, Mariupolu, Lwowa czy Doniecka. Ale na razie będę na łamach Weszło opisywał dla was naszą codzienność.

Z Ukrainy Roman Kotliar

Więcej o wojnie na Ukrainie:

Najnowsze

Komentarze

42 komentarzy

Loading...