Reklama

Bonifacio: Organizacyjnie Podbeskidzie byłoby w TOP 10 ekstraklasy w Argentynie

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

21 marca 2022, 09:05 • 10 min czytania 13 komentarzy

Ezequiel Bonifacio latem stał się bohaterem nieoczekiwanego transferu. Ekstraklasę w Argentynie zamienił na zaplecze najwyższej ligi w Polsce. Dlaczego miał dość piłki i życia codziennego w swoim kraju? Co zaskakuje go w Polsce? Jak wygląda życie piłkarza w Argentynie i co czuł, gdy mierzył się z zespołem Diego Maradony? Zapraszamy na opowieści prosto z Ameryki Południowej.

Bonifacio: Organizacyjnie Podbeskidzie byłoby w TOP 10 ekstraklasy w Argentynie

Co Argentyńczyk robi w drugiej lidze polskiej?

Od początku podkreślałem, że dla mnie to nic dziwnego czy szalonego. Klub wykazał mną duże zainteresowanie, bardzo chcieli, żebym tu przyszedł. Jestem wdzięczny, że dostałem taką możliwość. W Argentynie celem piłkarza jest to, żeby grać w Europie. Nie jest to jednak łatwe, bo nie należymy do Unii Europejskiej, co utrudnia sprawy formalne związane z dokumentami.

Powodem tego są realia finansowe w lidze argentyńskiej?

Jest wiele składowych. Osobiście byłem rozczarowany wieloma sytuacjami, z którymi spotkałem się w argentyńskich klubach. Chodzi o kwestie finansowe, ale też o zarządzanie. Sytuacja w Argentynie nie jest łatwa. Potrzebowałem spokoju i jako piłkarz, i jako człowiek. Tutaj sprowadziłem ze sobą rodzinę.

Reklama

Czytałem o tym, że byłeś rozczarowany, gdy odchodziłeś z Gimnasii La Plata. O co chodziło?

Tam zacząłem swoją karierę, grałem tam przez cztery lata jako junior i sześć lat w pierwszym zespole. Zaczęło się do tego, że mój tata prowadził interesy z byłym piłkarzem Estudiantes La Plata i CA Villa San Carlos. On miał kontakty w Estudiantes i w Gimnasii, zorganizował mi testy i dostałem się do klubu. Nadal jestem wielkim kibicem Gimnasii. Sytuacja z czasem robiła się jednak coraz gorsza, nie widziałem chęci u władz klubu, żeby się ze mną dogadać i dojść do porozumienia. Ja też nie byłem zainteresowany pozostaniem w zespole, więc zdecydowałem, że lepiej pół roku spędzić w rezerwach, ale odejść jako wolny zawodnik.

W ostatnim klubie też miałeś problemy na sam koniec przygody z nim.

Sytuacja ekonomiczna klubu była bardzo zła. Przez cztery miesiące nam nie płacono, nie dostałem połowy pieniędzy, które mi się należały.

Spore problemy jak na klub z Ekstraklasy. Jak wygląda organizacja argentyńskich klubów od wewnątrz?

Reklama

Gdybyśmy przenieśli Podbeskidzie Bielsko-Biała do Argentyny, byłoby w TOP 10 ligi. Oczywiście chodzi o Ekstraklasę. Natomiast jeśli chodzi o szkolenie: miejsca treningowe, organizacja, wyszkolenie zawodników — pod tym względem lepiej to wygląda w Argentynie.

Co zaskoczyło cię w Polsce, jeśli mówimy o piłce nożnej?

Najbardziej zadziwiła mnie właśnie ta organizacja, tkwi w tym duży potencjał. Rozmawiam z kolegami z Argentyny i opowiadam im o tym, mówiąc, że polską ligę trzeba bardziej doceniać. Zachęcam ich, żeby tutaj przyszli.

DYMKOWSKI: „SPECJALIZACJA TO JEDYNA DROGA”. JAK DZIAŁA DUET TRENERÓW PODBESKIDZIA?

Jak w ogóle wyglądała twoja droga do gry w argentyńskiej ekstraklasie?

Nie była łatwa. Musiałem wyprowadzić się z domu w wieku 15 lat, mieszkałem sam. W Argentynie rywalizacja jest bardzo duża, widać to zwłaszcza w ostatnich latach rozgrywek młodzieżowych. Praktycznie każdy chłopak gra tam w piłkę i nie każdemu udaje się dostać do najwyższej ligi. Mój brat też grał w piłkę, ale wcześnie dał sobie z nią spokój, jeszcze w lokalnym klubie.

No właśnie, jakie jest twoje rodzinne miasto, Mar del Plata? To znany kurort.

Jeśli chodzi o sport, mamy dwa kluby piłkarskie — jeden w najwyższej lidze, drugi poziom niżej. Jest także dobry klub koszykarski. Mar del Plata to jedno z najważniejszych, o ile nie najważniejsze turystycznie miasto w Argentynie. To duże miasto, które liczy ponad milion mieszkańców. Zawsze dużo się dzieje, można powiedzieć, że to kulturalne centrum kraju. Mamy jeden z największych portów, mocno rozwinięty przemysł rybny. Jeśli chodzi o moją rodzinę to razem z tatą i bratem mamy własny bar. Moja siostra jest natomiast lekarką, a mama jest na emeryturze, wcześniej była nauczycielką rachunkowości.

Twoje pierwsze drużyny — Deportivo Norte, Cadetes de San Martin — to kluby z Mar del Plata? Jak zaczynałeś swoją karierę?

Tak. Bardzo dobrze to wspominam, tam zakochałem się w piłce. Gra dawała mi szczęście. W Argentynie futbol jest na tyle popularny, że ludzie emocjonują się nawet rozgrywkami młodzieżowymi. To pozytywne, ale czasami też negatywne, bo pamiętam, jak rodzice moich kolegów z drużyny potrafili krzyczeć na mnie z trybun, że nie podaję piłki, z kolei rodzice dzieci z przeciwnych zespołów potrafili nas wyzywać. Jak jesteś dzieckiem i słyszysz groźby czy obelgi od dorosłych to nie jest to przyjemne.

A kto był twoim idolem?

Za dzieciaka byłem napastnikiem i kibicem Arsenalu, dlatego najbardziej podziwiałem Thierry’ego Henry’ego.

Dlaczego Francuz, a nie ktoś z Argentyny?

Wtedy mocno śledziłem i fascynowałem się ligą angielską. Ale od kiedy na świecie króluje Leo Messi jestem oczywiście jego wielkim fanem.

To za kim byłeś w finale Ligi Mistrzów, gdy Barcelona Messiego grała z Arsenalem Henry’ego?

Nie miałem wątpliwości — zawsze za Messim!

Ezequiel Bonifacio w barwach Podbeskidzia Bielsko-Biała

Jak doszło do tego, że z napastnika zostałeś obrońcą?

Trenerzy patrzyli na to, co potrafię i zaczęli mnie przestawiać na inne pozycje. Przed rozpoczęciem sezonu, w czasie pretemporady, grałem jako pomocnik, ale kiedy mój kolega z zespołu odniósł kontuzję, przekwalifikowali mnie na wahadłowego. I tak już zostało.

Wtedy trafiłeś do pierwszego zespołu Gimnasii La Plata?

Grałem we wszystkich drużynach młodzieżowych w Gimnasii, do ostatniego rocznika. Mógłbym wymienić ogromną liczbę zawodników, którzy byli ode mnie lepsi fizycznie czy technicznie, ale to nie wszystko. Wielu z nich nie osiągnęło tego, co ja przez styl życia, jaki prowadzili. Ja zawsze byłem skupiony na piłce, moim jedynym problemem czy kryzysem było to, że przez pewien czas byłem bardzo autokrytyczny, za bardzo. Ale nie ciągnęło mnie do nocnego życia. Nie ukrywam też, że miałem trochę szczęścia, omijały mnie kontuzje.

Jednym z pierwszych rywali, z którymi zagrałeś, było River Plate. Spotkania z takimi zespołami to w Argentynie święto? Było dużo stresu?

To było szaleństwo, bo przed meczem z River Plate zagrałem tylko w pucharze kraju, 30 minut. Mój kolega złapał jednak kontuzję, więc musiałem wyjść w podstawowym składzie. W dodatku w tym czasie zmarł Julio Grondona, wiceprezydent FIFA z Argentyny, więc cały kraj był w żałobie i mecz przesunięto o tydzień. A ja chodziłem i stresowałem się tym występem przez cały dodatkowy tydzień czekania. Przez pierwsze pięć minut na boisku miałem związane nogi, niczego nie czułem i niczego nie mogłem zrobić. Udało mi się to opanować, zagrałem dobrze i myślę, że dzięki temu zacząłem dostawać więcej minut, co mocno mi pomogło. W argentyńskiej ekstraklasie nie jest łatwo zadebiutować, ale jeszcze trudniej się utrzymać. Mnie to się udało, to bardzo mnie cieszy.

Które mecze w Argentynie były najtrudniejsze? River, Boca, derby z Estudiantes?

Każdy mecz z drużynami z topu, jak River Plate, Boca Juniors, Independiente czy Racing Club budzi wiele emocji, to były ciężkie spotkania. Derby były z kolei emocjonujące także poza boiskiem. Było sporo agresji na trybunach, na mieście, tym się żyło. Clasico de La Plata, tak jak w przypadku innych derbów, które rozgrywane są między drużynami z tego samego miasta, są mocno celebrowane. Przez dwa, trzy kilometry na trasie autokaru ustawiał się tłum ludzi, którzy uderzali w autokar, żeby nas zmotywować. Ludzie płakali, mówili, że od tego meczu zależy ich życie. To były szalone sceny.

Odczuwałeś na mieście, że jesteś rozpoznawalną osobą?

Gwiazdą nie byłem, nie ma co się oszukiwać. Ale ludzie mnie znają i zaczepiają, bo bardzo długo grałem w Gimnasii. Skoro jednak mnie nie wyzywają, tylko pozdrawiają, to chyba dawałem radę!

Na którym stadionie w Argentynie gra się najciężej?

Oj, jest ich dużo, przez to, jak kibice podchodzą do dopingowania swoich drużyn. Ale najgoręcej było na stadionie Boca Junior, La Bombonerze, River Plate, Estadio Monumental i Racingu — Estadio Juan Domingo Peron.

A najlepsi piłkarze, z którymi się zmierzyłeś, to…?

Carlos Tevez, Maxi Rodriguez, Leonardo Ponzio. To tylko kilka nazwisk, bo w Boca Junior i River Plate zawsze jest ktoś, kto ma za sobą karierę w Europie i ma wielkie umiejętności. Z nich wszystkich najlepszy był Tevez, który wrócił do Argentyny zaraz po sezonie w Juventusie, w którym grał w finale Ligi Mistrzów. Był w takiej formie, że szybkością i umiejętnościami przewyższał całą ligę. Odebranie mu piłki było praktycznie niemożliwe.

Jeśli chodzi o najlepszych piłkarzy, z którymi grałem w jednym zespole, to Nacho Fernandez, obecnie kapitan Atletico Mineiro, Maxi Meza, który pojechał na mistrzostwa świata do Rosji, Fabio Rinaudo, który grał w Sportingu i Catanii oraz Leandro Grimi, który grał w Milanie. Było widać, że oni są ponad średnią ligi, wyróżniają się. Każdy, kto interesuje się piłką, mógłby stwierdzić, że mogą grać w Europie.

JAK BUDOWANE JEST PODBESKIDZIE? OPOWIADA ŁUKASZ PIWOROWICZ

Jak wspominasz swoje spotkanie z Diego Maradoną, gdy ten został trenerem Gimnasii?

To był dla mnie mocno emocjonalny dzień, bo pierwszy raz od odejścia z Gimnasii wróciłem na stadion tego klubu. W La Placie zwariowali na jego punkcie, gdy tylko się pojawił. Nadal był traktowany jak wielka legenda. Maradona miał wokół siebie wyjątkową aurę, dało się odczuć, że miał w sobie coś wyjątkowego. Zwróciłem jednak uwagę na stan jego zdrowia. Było widać, jaki tryb życia prowadził.

Żałowałeś, że odszedłeś akurat tuż przed jego przyjściem?

Nie, bo potrafię oddzielić to, jakim był piłkarzem, jego osobowość i to, jaką ikoną był dla Argentyny od tego, jakim był trenerem. Jako trener po prostu nie miał tego czegoś. Dlatego nie żałuję.

Pamiętasz, jak Argentyna żegnała Diego?

Pamiętam to, że każdy wspominał jego zemstę na Anglikach. Toczyliśmy z nimi wojnę o Falklandy, jego gol ręką był dla nas rewanżem za to wydarzenie. Dlatego w Argentynie każdy czuł się tak, jakby umarł bohater narodowy. Grałem już wtedy w Huracanie, więc nie wiem, jak wyglądało to w Gimnasii. Wiedziałem tylko, że klub zorganizował specjalne uroczystości. Każdy śledził wiadomości, przesyłał kondolencje, chociaż COVID ograniczał możliwości pożegnania.

Kiedy szukałem o tobie informacji, wyskoczyła mi stara wiadomość z włoskiego portalu, że razem z Joaquinem Correą byłeś na celowniku AS Romy. Wiedziałeś o tym?

Nie miałem o tym pojęcia. Ale chciałbym, żeby to była prawda! Z Europy miałem pewne zapytania, ale nigdy nie było konkretnych ofert. Takie otrzymywałem tylko z Argentyny.

A byłeś kiedyś w Europie przed przyjazdem do Polski?

Byłem na wakacjach w Hiszpanii i we Włoszech. Jestem oriundo, moi przodkowie — pradziadkowie — pochodzą z Italii. Chciałbym odwiedzić rodzinne strony, odnowiłem kontakt z kuzynami z tego kraju. Moja rodzina pochodzi z Sycylii, ale po tym, jak pradziadkowie wyjechali do Argentyny, nigdy więcej nie widzieli się z osobami, które zostały we Włoszech. Pytałem rodziców o historię naszej rodziny, ale nie do końca wiedzieli, jakie były jej losy.

Ezequiel Bonifacio, Goku Roman, Julio Rodriguez z Podbeskidzia Bielsko-Biała

Rodzina planuje odwiedzić cię w Polsce?

Jest pomysł, żeby przylecieli tu moi rodzice, ale jeszcze nie wiemy, kiedy to się stanie. Niedługo do Polski przyleci jednak mój przyjaciel z dziewczyną, zaprosiłem ich na mecz z ŁKS-em.

W rodzinie są ciekawi tego, jak żyje ci się w Polsce?

Są bardzo ciekawi, porównują, jak wygląda życie w Argentynie i w Polsce. Moi znajomi też ciągle pytają o to, jak to tutaj wygląda, jakie są moje wrażenia. Najbardziej zaskakuje mnie tutaj szacunek i to, jak wszystko jest zorganizowane, jak ludzie respektują wszystkie zasady. Widziałem to już w Hiszpanii czy we Włoszech, ale w Polsce jest to jeszcze bardziej zauważalne. Na przykład przejście przez pasy — w Argentynie czegoś takiego nie ma, przechodzi się przez ulicę wszędzie, ludzie na siebie krzyczą. Tutaj jest porządek. W wolnym czasie staram się zwiedzić okolicę: Bielsko, Pszczynę. Byłem też w Krakowie razem z rodziną i kolegami z Hiszpanii z zespołu. Staramy się z tego korzystać, żeby przewietrzyć głowę.

Jest coś, czego ci tutaj brakuje?

Najbardziej rodziny i przyjaciół. W Argentynie bardzo dbamy o relacje, często się odwiedzamy, więc brakuje mi takiej bliskości. Jeśli chodzi o jedzenie to zdecydowanie najbardziej brakuje mi asado. To argentyński grill, ale nie tylko grill: to cała kultura, której nie można porównać z polskim grillowaniem. Ale rzeczy codzienne, społeczne w Argentynie bardzo mnie już denerwowały. Byłem tym zmęczony, za tym nie tęsknię.

Ostatnia kwestia — reprezentacja Argentyny. Co twoim zdaniem możecie osiągnąć podczas mundialu w Katarze?

Wolę nic nie mówić i poczekać, aż zagrają! Szczerze mówiąc nie uważam, żebyśmy byli faworytami. Po wygranej w Copa America jest jednak większa pewność i zaufanie w zespole. Ok, mamy Messiego, ale nie jesteśmy faworytem do zwycięstwa.

W Argentynie też dyskutowano o tym, czy porażka w finale mundialu w 2014 roku to była wina Gonzalo Higuaina? U nas mówiono, że pozbawił Messiego trofeum.

Mówiłem o tym, ile pasji mają w sobie Argentyńczycy, kiedy mówimy o futbolu. Było to widać wtedy, bo ludzie starali się zniszczyć Higuaina, wszędzie go obrażali. Ale to tylko futbol. Raz wpada, raz nie wpada.

WIĘCEJ O 1. LIDZE:

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Tenis

Iga Świątek awansowała do 1/2 turnieju w Stuttgarcie. Nie było łatwo

Kacper Marciniak
0
Iga Świątek awansowała do 1/2 turnieju w Stuttgarcie. Nie było łatwo

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
4
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Komentarze

13 komentarzy

Loading...